wtorek, 9 października 2012

9. Czarny kwiat sakury


Okasan z pomocą maiko szybko uporały się z pożarem, jaki spowodowała świeczka Emiko. Gejsze natomiast, wraz z babcią, siedziały w sąsiednim pokoju i starały odgadnąć co się stało, przesłuchując mnie.
Dziewczyny siedziały w rządku pod ścianą, zaspane, zarazem zaciekawione co się stało, a Obasan, pijąc kawę i paląc fajkę, patrzyła się na mnie, stukając palcami o blat stołu.
- Mira, co się stało? - spytała.
Przejechałem dłońmi po głowie myśląc, czy skłamać, czy powiedzieć prawdę. Bym skłamał, gdyby nie uśmiechająca się Emiko.
- Nic - wzruszyłem ramionami. - Świeczka się wywróciła.
- Sama? - dopytywała się.
Nie kurde, urosły jej nogi i sama klapnęła.
- Spadła z ręki.
Babcia westchnęła wysypując resztkę popiołu do spodeczka. Wypiła łyk herbaty i znów na mnie spojrzała.
- Pierwsza lekcja, jaką tu dostałeś, mówiła o zasadach bezpieczeństwa panujących w okiya. Była w nich wzmianka o ogniu. Pamiętasz?
Przytaknąłem. Coś tam zawsze się pamięta. A od zawsze rodzice przypominały dzieciom, aby nie bawiły się ogniem.
- Głupi nie jesteś, rozum swój masz. Wiesz co można, co nie. I nie wierzę w to, że świeczka sama spadła i podpaliła ścianę, podłogę i tak dalej. Chcę wiedzieć skąd ją miałeś. Zabrałeś z pokoi - chodziło jej tu w tym momencie o pomieszczenia, gdzie odbywały się mizuage. Tam dla klimatu, zamiast lamp, stosowano świeczki - czy kupiłeś na straganie?
Rany...
- Emiko ją wywróciła - odpowiedziałem zgodnie z prawdą czując na sobie palące spojrzenie dziewczyny.
- Emiko! - krzyknęła od razu.
Gejsza wstała. Z kamienną twarzą usiadła obok mnie z gracją, jak to zawsze ona.
- Tak, Obasan? - spytała spokojnie.
- Co robiłaś w jego pokoju?
- Sprawdzałam co u niego.
Kobieta podniosła ze zdziwienia brwi.
- A od kiedy tak się o niego martwisz?
- Od momentu... - nagle złapała się za prawą pierś krzywiąc się brzydko - ...gdy zauważyłam, że zbacza ze ścieżki gejszy.
O cholera, cholera, cholera. Wkopie mnie!
- O czym ty mówisz? - Obasan odłożyła czarkę i fajkę, patrząc na Emiko uważnie.
- Och! - Położyła dłoń na ustach, udając, wredna szuja, zakłopotanie. - Nie wiem, czy powinnam o tym mówić!
Przewróciłem oczami. Nawet jej przerwać nie mogłem, bo nie wiedziałem, co dokładnie chciała powiedzieć.
- Emiko! - wrzasnęła staruszka. - Jestem za stara do takich podchodów! Mów!
- Mira ma romans z mężczyzną! - rzekła na jednym wdechu.
Nienawidzę jej. Ze szczerego serca, nienawidzę.
Posłałem jej ostrzegawcze spojrzenie, aby zamilkła. Nawet nie zwracała na mnie uwagi, choć siedzieliśmy obok siebie.
Obasan nagle zaczęła się śmiać. Głośno. I nie tylko ona. Reszta gejsz siedzących pod ścianą również.
- Oj, moja młodziutka Emiko. - Wypiła łyk herbaty. - Dziś mnie szczególnie rozbawiłaś. Przecież Mira to chłopak. Jak niby może mieć romans z mężczyzną?
- Ależ ma! - uparła się.
Zamilkły.
O Boże, duszę się! Nie mogę złapać oddechu!
Zbladłem.
- Słucham?
- Mira od paru miesięcy spotyka się z panem Hikaru.
Spojrzałem na babcię. Była zszokowana. A ja nie potrafiłem się odezwać. Wielka gula w gardle uniemożliwiła mi to.
- Z Hikaru?
- Tak - szatynka przytaknęła.
Obasan zwróciła swe oczy na mnie. Były zimne. Usta wygięły się jej w podkowę, twarz stała się tak poważna, jak jeszcze nigdy.
- Czy to prawda? - spytała się teraz mnie.
Nie potrafiłem skłamać. Nie wtedy, gdy tak na mnie patrzała.
- Spotykam się z Hikaru - mruknąłem uciekając od jej wzroku.
- Ależ to mężczyzna! Ty też nim jesteś! - krzyknęła.
Skuliłem sie jeszcze bardziej. Nigdy na mnie nie krzyczała.
- Ale my się tylko spotykamy - broniłem się marnie.
- Nieprawda! - Emiko znów się odezwała. - Robicie coś więcej! - Położyła na środek stołu chusteczkę z... o Boże! Na niej jest nasze nasienie!
Babcia zamrugała szybko oczami szturchając palcem zawiniątka, aby zaraz rozłożyć je na tyle, na ile pozwoli sklejony papier.
Zemdliło mnie.
Odłożyła chusteczkę znów na środek stołu zastanawiając się nad czymś. A ja wysyłałem jej mentalnie myśl, aby mi wybaczyła, zrozumiała i dała następną szansę.
Przeliczyłem się.
- Mira, jak jutro się obudzę, chcę usłyszeć od Ikuko, że ciebie już tu nie ma. To co zrobiłeś, jest karygodne. I nie chodzi mi tu o to, że związałeś się z mężczyzną, co jest obrzydliwe. Ale to, że zhańbiłeś ten dom i osoby w nim żyjące. Nie poszanowałeś naszych praw, tradycji. - Jej głos był cichy i spokojny, jakby mówiła w letargu. Już wolałem, jak krzyczała. - Nie wiem i nie obchodzi mnie, gdzie zamieszkasz – ciągnęła. - Jak również to, że złamię obietnicę daną twemu ojcu. Zawiodłeś mnie.
Z emocji zwymiotowałem.
 ***
Tak jak Obasan sobie życzyła, gdy nastał świt, stałem z walizkami przed okiya w swoim dawnym stroju. Przy bramie stały wszystkie gejsze i maiko, wraz ze wzruszoną Okasan wycierając rękawem szlafroczka kąciki oczu. Powiedziała, że zawiadomiła Junko o tym co się stało w nocy i to ona się teraz będzie mną opiekowała.
Okasan tuliła się do mnie szepcząc, że wszystko będzie dobrze, że ojciec mnie stąd zabierze i będę żył wreszcie w spokoju, że to nie moja wina, że jestem jaki jestem i to, że traktowała mnie prawie jak syna, a teraz łamię jej się serce patrząc jak odchodzę. W sumie zastępowała mi matkę przez te niecałe półtora roku, a Obasan babcię.
Miesiące, które tu przeżyłem, będę wspominał jako jedne ze szczęśliwszych. Okiya była moim domem. Sądziłem, że nigdy nie zostanę z niego wyrzucony.
Kobieta na koniec wycałowała mnie po policzkach, prosząc, abym czasem ją odwiedził.
Wsiadłem do rikszy z bagażami, machając ręką na pożegnanie i jadąc do mieszkania Junko.
Hikaru nie wiedział co się dzieje. Nie miałem jak go poinformować.
 ***
- No, wreszcie jesteś! - Zielonooka gejsza powitała mnie przy drzwiach z szeroko rozłożonymi rękoma.
Wtuliłem się w nią ufnie, mając nadzieję, że ona mnie nie wyrzuci. Bo, aby zostać gejszą, nie zerwę kontaktów z Hikaru.
- Przygotowałam dla ciebie pokój. - Pogłaskała mnie po głowie uśmiechając się delikatnie. - Umyj ręce i chodź do kuchni. Zrobiłam śniadanie. - Puściła mnie.
Zostawiłem swe rzeczy w maleńkim pokoiku. Była w nim drewniana szafa, komódka, tuż obok - większy niż miałem w Herbaciarni - futon oraz ogromny, rozłożysty kwiat z grubymi liśćmi, rozchodzącymi się we wszystkie strony. Junko kiedyś wspominała, że dostała go od swego pierwszego klienta, ale nie wiedziała dlaczego, od roku nie chciał kwitnąć. Mówiła, że kwiaty tej rośliny były żółte niczym słońce latem, a dawały zapach piękniejszy niż róże.
W kuchni czekało na mnie Onigiri. Dla niewiedzących, jest to zwykła kulka ryżowa, do których w Herbaciarni nigdy nie miałem ani cierpliwości, ani chęci, bo zawsze kleiły mi się od nich ręce.
- Masz jakieś plany na dzisiaj, Junko-san? – spytałem, biorąc jedną kulkę z talerza.
Gejsza przestała wąchać kawę, wzdychając.
- Mam. Masato-kun chce mnie zabrać na przejażdżkę wraz ze swymi przyjaciółmi. Nie wiem ile mi to zajmie. Może do wieczora.
- Czyli dzisiaj nigdzie nie wychodzimy? - spytałem biorąc pierwszy kęs.
- Przepraszam, ale nie. Nie wiem, czy będę w stanie.
- Rozumiem.
Nastała cisza. Junko wreszcie zaczęła pić kawę, a ja prawie kończyłem trzecią kulkę. Czułem, że ma do mnie wiele pytań, ale nie wie, jak do tego podejść.
Odsunąłem talerz i podziękowałem za poczęstunek. Podała mi dzbanek z herbatą i kubek.
- Jak chcesz, to pytaj. - Nalałem sobie wrzątku.
Spojrzeliśmy na siebie. W sumie to byłem na wszystko już przygotowany. Chyba bardziej przybitym (dzięki Obasan) być nie można.
- Co cię łączy z panem Hikaru?
- Coś dużego – odpowiedziałem i dmuchnąłem w parę. - Coś, czego jeszcze nigdy nie doświadczyłem.
- A jak daleko to wszystko zaszło?
Ach tak. Myślała o mym mizuage. Nie będąc prawiczkiem, żaden klient nie będzie mnie chciał.
- Nie daleko. Nie tak, jakbym chciał.
Gejsza wypuściła powietrze z ulgą.
- To dobrze - uśmiechnęła się. - A nie wiem, czy ci wspominałam - zaczęła nagle inny temat – że pewien mężczyzna przyszedł do mnie parę dni temu, prosząc o to, abym przekazała twoje mizuage jemu.
Podniosłem wzrok ze zdziwienia. A jednak był u niej...
- Zgodziłaś się?
Bardzo bym chciał, aby był nim Hikaru.
- Oczywiście, ale wiedz, że jeżeli ktoś przebije cenę jaką mi podał, oddam je komu innemu.
I właśnie o tym kiedyś mówiłem - rządzenie moim życiem przez starszych, którzy gdzieś mają to, co ja tak naprawdę chcę.
- Nikogo takiego nie będzie. - Chyba pocieszałem samego siebie. Nie, żebym był sławny a każdy chciał mnie rozdziewiczyć, ale dzięki mojej starszej siostrze parę wpływowych mężczyzn się mną zainteresowało. Było to jednakże normalne, gdyż zawsze nowość budzi zaciekawienie.
- Kto wie, kto wie.
 ***
Leżałem na molo w grubym płaszczu. Nie chciałem przebierać się w kimono i malować. Za dużo roboty.
Choć było ryzyko, że znów zostanę zauważony przez żołnierzy, nie obchodziło mnie to (tia, teraz bym siebie nazwał skończonym głupcem, że tak wszytsko bagatelizowałem). Uwielbiałem te miejsce. Uspokajało mnie i napawało optymizmem. Jakby woda mówiła do mnie, abym odpłynął od zmartwień i myślał o rzeczach przyjemniejszych.
Przychodziłem tu od paru dni, bo wyjazd Hikaru przedłużał się aż do tygodnia.
Nie wytrzymywałem już w mieszkaniu, ani w Herbaciarniach usługując obcym. Powiedziałem Junko, że dopóki Hikaru nie wróci, dopóty nie przebiorę się w kimono i nie będę zachowywał się jak na gejszę przystało.
Tęskniłem.
Nie miałem co z sobą zrobić, stałem się złośliwy, przez co musiałem milczeć, aby nie urazić Junko. Przychodziło mi to jednak z trudem. Do tego nie miałem do kogo się odezwać.
- Bu! - Coś złapało mnie za ramię w słabym uścisku.
Pisnąłem przestraszony odwracając się do agresora. Był to ten sam zakapturzony mężczyzna, który pomógł mi uciec ostatnio od żołnierzy.
- Nie strasz mnie tak! - krzyknąłem oburzony.
Ten jedynie prychnął i usiadł obok mnie.
- Aż tak łatwo cię przestraszyć, złotowłosy? - spytał spod ciemnego kaptura.
- Złoto... złoto-co? - Spojrzałem na niego uważnie. - Skąd ty bierzesz takie dziwaczne określenia?!
- Inne by ci nie pasowało. - Pochylił głowę do przodu, widząc, że perfidnie staram się zauważyć jakiś kawałek jego twarzy. - Nie przeszkadzaj sobie, leż dalej.
- A ty tu po co? - Teraz to usiadłem do niego przodem schylając się i wertując go wzrokiem.
- Ktoś musi cię chronić, Chibi-tan.
Poderwałem do góry głowę. Jak on mnie nazwał?!
- Nie jestem żadnym...
- Jesteś - przerwał mi. - Udowodniłeś to, przychodząc tutaj.
Załamka. Z nim gorzej niż gadać do muru.
- Niech ci będzie - westchnąłem kładąc się na deskach.
Patrzyłem jak ciemnie chmury przepływają przez niebo, zapowiadając zbliżający się deszcz. I na dodatek pogoda mnie nie lubi...
- Co taki markotny? - Pan Wkurzający szturchnął mnie kolanem.
- Nic takiego - westchnąłem podkładając pod głowę ręce.
- Wiesz, że lepiej wygadać się, a nie trzymać to wszystko w sobie?
Spojrzałem na niego.
- Nie znam cię. Nie wiem, czy mogę ci ufać.
- Gdybym chciał cię skrzywdzić, zostawiłbym cię żołnierzom.
Też racja.
- Ale nie chcesz mi wyjawić swojej tożsamości.
- Niech to na razie pozostanie tajemnicą.
Tajemnice. Już za dużo ich w moim życiu. Nie chcę kolejnej...
- To co cię doprowadziło do tak świetnego nastroju?
Wyprostowałem nogi napawając się zimnym, wieczornym wiatrem.
- Nie ma przy mnie mej ukochanej osoby. - Nie chciałem od razu mówić, że jest nim facet.
Nie każdy jest tak tolerancyjny jak Junko. Niektórzy są typem Obasan.
- To przykre - w jego głosie nie zauważyłem żadnej ironii ani kpiny. - Ale wróci?
- Musi. Bo jak nie, to go znajdę i nie ręczę za siebie. - Chyba nawet syknąłem z emocji na myśl o tym, że ten idiota mógłby nie wrócić.
- O, to jest to coś poważnego.
- Jest - uśmiechnąłem się od ciepła, jakie przyszło wraz z wspomnieniami o Hikaru. - I dlatego to jest najgorsze.
- Dlaczego?
- Mija mój czas pobytu tutaj. W następną wiosnę chyba już mnie tu nie będzie.
- Dlaczego? - powtórzył pytanie.
- Ojciec po mnie przyjedzie. Tak obiecywał.
Wtedy naszła mnie myśl, co by było, jakby nie przyjechał. Czy mieszkałbym dalej z Junko? I co z mą karierą gejszy? Kontynuowalibyśmy tą farsę? I czy nadal byłbym z Hikaru?
- A jeśli nie wróci po ciebie? - Pan Naprawdę Wkurzający jakby czytał w mych myślach. - Zostaniesz w Kioto?
- Ta – westchnąłem. - Tylko nie wiedziałbym, co ze sobą zrobić. Odkąd tu jestem, mam świadomość, że wrócę do domu, do przyjaciół, rodziny. Przyjechaliśmy tu z nikim się nie żegnając. Zarazem chcę i nie chcę wracać z ojcem. Ale czuję, że tu nie pasuję.
- A gdzie pasujesz?
- W sumie to nigdzie - wzruszyłem ramionami. Naprawdę tak sądziłem. - Ale gdy jestem z tą osobą, o której wcześniej rozmawialiśmy, to czuję, że znalazłem dom.
Przez dłuższy czas nic nie mówił. Jakby napawając się ciszą, jaka pomiędzy nami zapadła.
A ja zacząłem się bać. Bać tego, że Hikaru może nie czuć tego samego co ja. Ba, powiedział, że mnie kocha, ale... ja zawsze znajduję jakieś "ale". Ale, że mu się odwidzi. Ale jak jego rodzice się dowiedzą o mojej płci, zabronią się nam spotykać. A może zmęczy się kłamstwami jakie mnie otaczają. Ale... Ale ja tego nie chcę. I boję się, że nie będę potrafił o niego walczyć.
I, że zostanę sam.
Złapała nas burza. Pan Wkurzający uciekł mi, zanim zdążyłem się z nim pożegnać, a ja błądziłem po centrum, nie potrafiąc znaleźć drogi do domu Junko. Deszcz tym bardziej nie pomagał. Zamazywał mi całą widoczność.
Zasłoniłem się szczelniej kapturem, idąc powoli uliczkami, starając się coś sobie w nich przypomnieć. W końcu, metodą prób i błędów, znalazłem się przed drzwiami do mieszkania. Nie śpieszyłem się. No bo do kogo. Junko chyba nie ma, ostatnio jej danna zbytnio ją rozpieszcza, wszędzie gdzieś razem wychodząc, a ja dałem jej urlop z bycia mą starszą siostrą.
Wyjąłem klucze, a, gdy przekręcałem je w zamku, zauważyłem, że drzwi wcale nie były zamknięte. Czyli gejsza już wróciła.
Wchodząc odurzył mnie zapach jakichś słodkich wypieków pomieszanymi z kadzidłami, które uwielbiał patron Junko.
Zdjąłem przemoczony płaszcz, a buty skopałem pod jakąś szafkę. Junko i tak je ułoży po swojemu. Pedantka.
- No, wreszcie jesteś! - Kobieta wyjrzała do mnie z kuchni uśmiechnięta i nadal umalowana, w wyjściowym kimonie. Czyli Masato jest u nas. - Jak ty zmokłeś! Idź po jakiś ręcznik i przebierz się. Zaraz dostaniesz coś ciepłego - posłała mi uśmiech znikając w kuchni.
Bez narzekania poczłapałem do łazienki, przebrałem się w zwykłą błękitną koszulę. Poszedłem w stronę pomieszczenia, z którego wydobywał się przepiękny zapach pieczonego ciasta.
Przy stole siedział przystojny, wysoki jak na Japończyka, czterdziestolatek z lekkim zarostem. Już chciałem się przywitać, gdy zauważyłem jeszcze jedne oczy wpatrujące się we mnie, tyle że czarne jak smoła, nie piwne, jak u Masato.
- Hikaru! - pobiegłem do niego wskakując mu na kolana i tuląc ile się da.
Chłopak objął mnie całując w czoło.
- Stęskniłem się za tobą, słonko.
Oto mój dom. Moja odskocznia od problemów. Mój azyl. Coś, co zaznałem tylko w ramionach Hikaru. Mojego Hikaru. 

2 komentarze:

  1. Boże... Hikaru jest taki cudowny *____*

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    biedny Mita został wyrzucony z herbaciarni, ale Junko go przygarnęła, co za wredna Emiko... ale kim jest ten tajemniczy ktoś czy to jednak ojciec albo przyjaciel ojca...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń