Michał nigdy
nie rozumiał fenomenu obchodzenia imienin. Urodziny – OK, jeszcze ujdą, ale świętować
coś, co jest tak trywialne? Litości. Jednakże
musiał swoje odbębnić - przyjechać do matuli na jej imieninowe szaleństwo i
uśmiechać się sztucznie do kolejnej ciotki, babki, wujenki i czort wie kogo
jeszcze.
Był zły, miał
obolałe policzki od ciągłego szczypania w nie, usta od uśmiechania się i
żołądek od wymuszonego próbowania wszystkich paskudztw, które zrobiła jego
siostra. Nic nie dały zagraniczne kursy, filmiki z youtube, czy programy
kulinarne z samym Gordonem Ramsayem. Anka była, jest i będzie beznadziejną
kucharką - choć w jednej rzeczy nie jest idealna, psia mać.
- Może ci
pomóc? – spytał stojącą przy nim kobietę, która nalewała do kieliszków
szampana. Ho, ho, na bogato!
Monika
zerknęła na Michała, przez moment dając mu czas na przyglądanie się jej prostym,
brązowym włosom, pociągłej twarzy i bladej cerze. Miał zupełnie inny gust niż
swój brat. Jemu podobały się
wypacykowane blondyny prosto z żurnala, za to Wojtek wolał spokojniejsze
kobiety o łagodniejszej urodzie i – czego przeważnie brakowało u drugich
połówek Michała, a któremu nigdy to nie przeszkadzało – mających coś w głowie.
Tak, młodszy Jaczewski trafiał non stop na te mniej pracujące umysłem kobiety
choć wiedział, że gdzieś tam daleko w odległej galaktyce żyje płeć piękna,
która może się pochwalić i wdziękiem, i bystrością. Jednakże na razie Michał był tu, w Polsce i
nie zapowiadało się, by miał gdziekolwiek wyruszyć.
- Nie, nie
musisz – Monika wykrzywiła wargi w niby uśmiechu.
Nigdy się nie
uśmiechała bo twierdziła, że przez to szybciej pojawią się zmarszczki. Najgorsze
jest to, że i jego matkę przekonała do tego fenomenu!Pół
dnia główkował czym zawinił, że jego rodzicielka nagle przestała posyłać mu
swój ciepły, matczyny uśmiech, a tylko patrzyła na niego srogo.
Kobiety są
beznadziejne jeżeli chodzi o próby prześcignięcia zegara biologicznego.
Tak więc
Michał, nie mając co robić w kuchni, wyszedł z niej wprost do roześmianego
salonu, gdzie dominowała płeć piękna. Niech jego dziewczyna się cieszy, że nie
wziął jej ze sobą! Te harpie zagryzłyby ją na śmierć! W sumie nie wiedział co
jest gorsze - niezadowolona dziewczyna, która marudzi że nie zabiera jej na
spotkania rodzinne (dla jej własnego dobra oczywiście), czy matki które chcą go
zeswatać ze swoimi córkami gdy tylko będzie miał czas dla ich pociech.
Stanął z boku,
tuż obok cienia rzucanego przez paproć przy oknie i oglądał przedstawienie.
Kobiety w
jego rodzinie zawsze były wychwalane, wielbione, kochane. Nie zdarzyły się
jeszcze rozwody, ani separacje. Dzieci z ich łon wychodzą zdrowe i pełne sił. A
mężczyźni? Ich zadaniem było usługiwanie długo żyjącym matronom. Ojciec właśnie
nalewał matce wrzątku do białej, porcelanowej filiżanki, dziadek Aleksy pilnował
torebki babci Jadwigi na kanapie przy kominku wraz z drugim dziadkiem kończąc
butelkę szkockiej. Ciotki z córkami rozsiadły się na kanapach i fotelach śmiejąc
się głośno i plotkując z każdym i o każdym. Czyste szaleństwo. Babiniec. Nic
dodać, nic ująć.
Był tu
jedynym kawalerem, który nie przedstawił matce swojej dziewczyny (co w jego
rodzinie było równoznaczne z wejściem w stan narzeczeństwa) i ma te cholerne
dwadzieścia trzy lata. Kto niby powiedział, że musi się żenić? Jest za młody!
Wszystko przed nim.
Odwrócił
głowę czując na sobie wzrok wianuszka białogłowych, które przypatrywały się mu
spod skrzydeł matek przygotowując się do ataku.Aż strach się poruszyć!
- Michałku!
Chodź tu kochanie! – zawołała matka.
Podszedł do
rozchichotanych i podpitych staruszek z wymuszonym uśmiechem. Schylił się i
pocałował zmarszczone matczyne czoło. Choć jest naprawdę wnerwiającą, wpychającą
nos w nieswoje sprawy kobietą, to kocha ją najbardziej na świecie.
-Tak, mamo? –
spytał, choć doskonale wiedział co kobieta chciała. Nie mogła sobie odpuścić.
- Syneczku –
pogłaskała go po policzku – dlaczego nie obdarzysz mnie wnukiem? Dlaczego nie
przedstawisz mi wybranki swego kochanego serduszka? - Non stop ta sama gadka. Michał
potrafił recytować ją przez sen.
- Mamo –
westchnął odgarniając do tyłu czarne włosy. - Z Maliną nie planujemy jeszcze
dzieci. Ponadto sama zawsze mi powtarzałaś, że należy parę razy przemyśleć
decyzję, zanim ostatecznie zostanie podjęta. Będziesz musiała jeszcze trochę
poczekać zanim ją z tatą poznacie.
Staruszki
siedzące obok uśmiechnęły się i przytaknęły tak, jakby ich zdanie coś w ogóle
znaczyło. Naiwne babsztyle.
- Rozumiem,
rozumiem – odpowiedziała rudowłosa w różowej garsonce kupionej na zeszłorocznej
wyprzedaży. – Ale chciałabym, aby ma najmłodsza pociecha wreszcie się
ustatkowała tak, jak to zrobił mój pierworodny.
Michał już
się przyzwyczaił do wiecznego porównywania go do Wojtka. „Bierz przykład z brata! On
daleko zajdzie!” albo „Wojtek zajął pierwsze miejsce w konkursie młodego
technika! Będą z niego ludzie! Niech on będzie dla ciebie wzorcem” i tak bez
końca. Wojtek był dumą rodziców, na co sobie zapracował oczywiście. Michał
mniej przykładał się do nauki, częściej bujał w obłokach, a wszelakie konkursy
(nawet zawody fizyczne) omijał szerokim łukiem twierdząc, że do niczego się mu
nie one przydadzą.
- Już
niedługo, obiecuję. – Znów ją pocałował, tyle że w policzek i stanął. Skrzywił się
słysząc jak kości wydały nieprzyjemny dźwięk. Odezwał się w nim właśnie brak
jakiegokolwiek ruchu fizycznego. Nawet na trzecie piętro nie wejdzie bez
zadyszki!
Wyszedł z
salonu jak najszybciej chcąc odetchnąć świeżym powietrzem. Kiedy był tu ostatni
raz? Pół roku temu? Taa, chyba tak. W święta bodajże. Wtedy jego życie inaczej
wyglądało. Nie pracował na pół etatu jako fotograf w pismaku plotkarskim w
Warszawie, nie miał dziewczyny, która wygląda jakby przed chwilą wyszła z planu
teledysku, ani nie miał prywatnego mieszkania (tak prywatne, że
dzieli go z kumplem ze studiów). Wtedy natomiast żył – jak to zawsze siostra
nazywała – jako pasożyt na jej utrzymaniu. Nigdy nie zapomni jak wypomniała mu
nieróbstwo i brak zaangażowania w znalezienie dobrej posady. Ha, to się nazywa
rodzina.
A teraz miał
ją głęboko gdzieś. I będąc z nią w jednym pokoju nie odezwie się nawet słowem. Głupia suka.
Dopił do
końca szklankę samogonu, który ojciec zrobił w tajemnicy przed matką i wybrał
numer telefonu do swojej dziewczyny. Znowu nie odbierała. Gdzie ją tym razem zawiało?
Nie mając z
niej żadnego pożytku wykręcił kolejny numer mając nadzieję, że pech nad nim nie
wisiał i ktoś, cholera, wreszcie odbierze.
- Uratuj mnie
dobry człowieku, bo zaraz zwariuje i w tobie jedyna nadzieja – powiedział
Michał słysząc przez telefon zwyczajowe „siema, co tam?” Piotrka, kolegi z
roku.
Usłyszał w
odpowiedzi parsknięcie.
- To cię niby
śmieszy? – oburzył się Jaczewski. – Zero w tobie wsparcia, cholera!
- Widzisz
matkę raz na ruski rok. Sam często trułeś, że powinieneś chociaż dzwonić do
niej częściej jak już ciężko ci pofatygować tyłek na drugi koniec miasta.
Zawsze znajdziesz jakąś wymówkę.
Michał
przewrócił oczami. Piotrek miał go stąd zabrać, a nie prawić kazania!
- Ostatnio
poświęciłem się tak pracy, że nie miałem czasu na przyziemne przyjemności –
bronił się. – Ponadto na studiach strasznie męczą. Gryka to już pewnie do
dziekana poszedł z zażaleniem, że nic nie robię – stwierdził Michał
przypominając sobie o swoim promotorze.
- Tak, tak,
tak. Jakby nie miał nic innego na głowie, tylko swoich dyplomantów, którzy nie
oddają prac w terminie – prychnął Piotrek.
- Masz zamiar
dalej mi wmawiać jaki ze mnie okropny syn i beznadziejny student, czy
przyjedziesz po mnie i zabierzesz do Tunelu? Ja stawiam.
- Ho, ho.
Widzę, że mamusia wraz z tatusiem wzbogacili cię o parę stówek! Nigdy nie
odmówię napitku! Nawet w tak niedoborowym towarzystwie.
- To się
pośpiesz, bo jeszcze zmienię zdanie – rzekł Michał i się rozłączył. Piotrek
czasem potrafił być naprawdę wkurzający.
Schował
komórkę do kieszeni i wypił duszkiem zawartość kieliszka, gdyż przed chwilą znów
sobie nalał. Skrzywił się czując gorzki smak trunku.Spojrzał krytycznym
wzrokiem na obecnych, zastanawiając się przez moment jakim cudem jeszcze nie
zwariował.
Nie włączał
się do żadnej dyskusji mimo tego, że co rusz któraś z ciotek go zagadywała. Nie
pił również ojcowskiego samogonu. Czuł, że i tak wlał w siebie więcej niż powinien.
Ha, i mówi to student!
Gdy poczuł
wibracje w kieszeni, oderwał się od ściany i po kolei zaczął żegnać się z
rodziną mówiąc, że jutro ma ciężki dzień w pracy, musi wcześnie wstać i co tam
jeszcze mu ślina na język przyniosła. Nie chciał być w tym miejscu ani chwili
dłużej.
I tak z przymusu
wycałował babki, ciotki i – co najważniejsze – matkę w policzki (samemu
zostając podobnie obdarowany), i wyszedł pośpiesznie z domu. Czerwona toyota
Piotrka już na niego czekała. Zmarszczył brwi widząc Kamilę, dziewczynę Piotrka,
siedzącą na miejscu kierowcy. Czyżby była to ich dzisiejsza taryfa?
- Jedź, jedź,
jedź – sapnął Michał, gdy usiadł na tylnym siedzeniu.
- Ani cześć,
ani pocałuj mnie w dupę? – żachnął się Piotrek odwracając się i patrząc na
niego uważnie swoim dziko zielonym wzrokiem. – My tu ci życie ratujemy!
Przerwałeś nam małe co nieco i tyle wdzięczności?
Michał oparł
się wygodnie i pokręcił głową. Piotrek był niemożliwy.
- Nie słuchaj
go. Nic nie robiliśmy. Piotruś po prostu nie lubi być odrywany od komputera, gdy
ogląda swój serial o doktorkach – powiedziała Kamila zatrzymując się po chwili na
światłach.
- Po raz
kolejny? – zdziwił się Jaczewski. – Który raz to oglądasz? Na pamięć powinieneś
wszystko znać! Niedługo sam zamienisz się w takiego House’a i będziesz chodził
z laską ćpając ibuprofen.
- Ale on jest
genialny! To moje guru! – powiedział Piotrek z zapałem. – Nikt nie potrafi w
tak kryzysowych sytuacjach wpaść na pomysł co jest z pacjentem i robić tą swoją
zamyśloną minę! – Chłopak sparodiował postać z serialu mrużąc oczy i
przekrzywiając głowę, na co i Kamila i Michał zaśmiali się głośno.
- Zamiast
psuć wzrok przed laptopem byś się wziął za naukę. Nie będziesz taki jak House
bez wiedzy – rzekła Kamila zwalniając, a zaraz zatrzymując się na parkingu
przed pubem.
- Tak mamo –
powiedział Piotrek klepiąc delikatnie swoją dziewczynę po brodzie, a zaraz
całując dostrzegając jej minę.
Michał
uśmiechnął się widząc to. Nikt nie wróżył tej parze długiego stażu, a tu psikus
-byli razem prawie rok! Ponadto każdy znając gust Piotrka wiedział, że Kamila
nie jest w jego typie. W końcu nigdy wcześniej nie leciał na okrąglejsze
dziewuszki z pokaźnym asortymentem z przodu. Miłość potrafi zaskakiwać.
- Dzięki Kama
za podwiezienie – powiedział Michał otwierając drzwi i wychodząc.
Z uśmiechem
przeciągnął się czując przyjemny, wiosenny wietrzyk i widząc jak niezłe gąski
idą tam, gdzie zaraz i oni się udadzą.
- Spoko.
Dzwońcie jakby co – powiedziała dziewczyna, gdy jej chłopak wygramolił się z
auta. – I bądźcie grzeczni.
- A czy ja
kiedykolwiek byłem niegrzeczny? – zdziwił się Piotrek zamykając za sobą drzwi,
a po chwili zaglądając do dziewczyny zza szyby.
Kamila
machnęła na to ręką nie chcąc wchodzić w dyskusję i ruszyła. Piotrek przez
chwilę patrzył, aż samochód zniknie za zakrętem i poklepał Michała po plecach
dając znak, że mogą wreszcie pójść do pubu.
Tunel był
ulubionym miejscem spotkań studentów, bo nie dość, że piwo tam było tanie (i
nie rozcieńczone!), to jeszcze znajdowało się blisko akademików. Normalnie raj!
Co więcej - w środku nie było ani obskurnie, ani brudno. Jedyny minus (jeżeli
można to tak nazwać) to to, że cudem było znalezienie wolnego miejsca
- No nie –
skrzywił się Jaczewski widząc jak hałastra okupowała wszystkie stoliki.
- A czego się
spodziewałeś po niedzielnym wieczorze? – spytał Piotrek rozglądając się dookoła
szukając jakiejś znajomej twarzy.
- Miłej i
kulturalnej rozmowy z kolegą w miejscu, gdzie licealiści nie będą mi wchodzić
pod nogi – stwierdził Michał idąc powoli wzdłuż pubu.
Piotrek
zaśmiał się.
- Ho, ho! I
mówi to ten, który sam bałamuci gówniarę!
Jaczewski
spojrzał na niego krzywo ale nie skomentował. Cóż, taka prawda. W końcu między
nim a Maliną było pięć lat różnicy. Dziewczyna niedawno oderwała się od
maminego cycka, aby teraz przyssać się do Michała… serca, oczywiście.
Niestety nic
nie znaleźli. Jedynym wolnym miejscem do siedzenia były stołki przy barze i tam
właśnie chłopaki się udali. Michał nie lubił tam siadać i być podsłuchanym nie
dość, że przez barmana, to jeszcze ludzi siedzących obok. Aż spojrzał wilkiem
na blondyna z którym stykał się ramionami. Ten jak gdyby nigdy nic w jednej
dłoni trzymał do połowy wypalonego papierosa, a w drugiej telefon. Michał przeklął
w myślach widząc jego twarz. Pieprzeni w czepku urodzeni. Malina bez dwóch zdań
zostawiłaby go dla takiego gogusia z nienaganną cerą, ciemnymi brwiami i
pełnymi ustami. Co więcej, jego styl ubioru też denerwował Jaczewskiego. Gdy on
miał na sobie zwykły czarny t - shirt z żółtym AC/DC i jeansy, to ten picuś
glancuś śmiał założyć nienagannie wyprasowaną szarą bluzkę z logiem jakiegoś
łosia na rękawie . Cholera jasna no! Niby taka płocha rzecz, a potrafi
doprowadzić Michała do szewskiej pasji.
- Co masz taką
minę, jakbyś cytrynę zjadł? – spytał Piotrek, który również wyglądał lepiej od
Jaczewskiego. Czy oni specjalnie chcą go zdenerwować?
- Denerwuje
mnie niesprawiedliwość tego świata – stwierdził Michał wyciągając z kieszeni
paczkę papierosów. Przeklął siarczyście widząc w jakim żałosnym była stanie.
Otworzył pogięte pudełeczko mając nadzieję, że to, co było w środku nie
ucierpiało. Oczywiście fortuna nie byłaby sobą, gdyby robiła wszystko po jego
myśli. – Cholera. – Rzucił na blat paczkę i spojrzał na kolegę z nadzieją w
oczach. – Uratuj w potrzebie.
- Sorry, ale
rzuciłem. Kamilka kazała – powiedział Piotrek kiwając na barmana i zamawiając piwo
dla siebie i Michała.
- Pantoflarz
– skrzywił się brzydko Jaczewski. – Żeby tak baba cię zdominowała! Byś się
wstydził.
- Miłość
chłopie, miłość. Jak kiedyś Amor zamacha na ciebie strzałą to…
- Niech
lepiej ten suczy syn trzyma się ode mnie z daleka – przerwał mu Michał czując
po chwili upragniony zapach i, chcąc nie chcąc, odwrócił się w kierunku siedzącego
obok typka siląc się na uśmiech i pytając, czy nie poczęstuje go papierosem.
- Kup sobie –
odpowiedział blondyn nawet na niego nie patrząc, tylko dalej wlepiając wzrok w
ekran komórki. Ha, miał jeszcze taką ekstra wypasioną z dotykowym ekranem, a
nie jak Michał - sprzed wojny. No ale nie marudził. Dobra była, nie psuła się,
bateria długo trzymała. Swoje funkcje pełniła zawodowo.
- O widzisz.
Żeby to było takie łatwe! – stwierdził Jaczewski siląc się na spokój. – Mam
długi do spłacenia, kobietę na utrzymaniu… Co się śmiejesz, bucu tępy –
spojrzał wilkiem na Piotrka, który zaśmiał się słysząc jego słowa. – Malina
wysysa ze mnie każdy najmniejszy grosz!
- Wyhodowałeś
sobie takiego pasożyta, to teraz masz – zauważył Piotrek pijąc piwo. Michał
poszedł za jego przykładem i po chwili w jego kuflu nie było połowy złotego
trunku.
- Mój pasożyt
to mój problem. Ponadto ma on zalety.
- Jakie na
przykład? I nie mówię o wyglądzie.
Michał
zastanowił się przez chwilę.
- No dobra,
nie ma zalet – stwierdził kwaśno. – Ale żyjemy w takich czasach, że wygląd jest
cholernie ważny. Malina nie musi się wcale odzywać. Wystarczy że jest i wydaje
prawidłowe dźwięki.
- Masz
nierówno pod kopułą. Kobieta to nie tylko głaz, w który chcesz wbić swój kilof,
nieważne jak to zniszczy twój światopogląd.
- To, że ty
trafiłeś na swoją jedyną nie znaczy, że i na mnie jakaś czeka. Cholera,
naprawdę chce mi się palić. – Wypił do końca piwo. Machnął do barmana, by nalał
im kolejne.
- Ano,
Kamilka to cud, a nie dziewczyna. Takiej to ze świeczką szukać – westchnął
rozmarzony Piotrek zagapiając się na moment na swoje piwo.
Michał
uśmiechnął się mimowolnie widząc błogi uśmiech kolegi. Nie zdziwi się, jak
jeszcze będzie tańczył na ich ślubie.
Po drugim piwie
przyszedł czas na trzecie. Przy piciu czwartego było trochę gorzej. Obraz
zaczynał się powoli zlewać, a z ust wypływać bełkot. Cholera, miał naprawdę
słabą głowę. Najgorsze, że odbijało mu się samogonem ojca. Nie miał pojęcia ile
to miało procentów, ale na bank - od licha i trochę.
- Ma was kto
chłopaki zawieźć do domu? – spytał barman patrząc to na jednego, to na
drugiego.
- Ano ma. A
imię jej Kamila, miłości moja – odpowiedział Piotrek, któremu również było o
jedno piwo za dużo. Ale i tak wyglądał lepiej niż Jaczewski.
- Niedobrze
mi – powiedział Michał łapiąc się za usta.
- Cholera,
zabierz go stąd zanim zarzyga mi bar! – krzyknął nerwowo barman.
Oho, pomyślał
Michał czując jak jest podnoszony i gdzieś prowadzony. Oparł głowę o coś twardego
czując silny, męski zapach. Aż się skrzywił.
- Nie
odpływaj – usłyszał niski głos. Łatwo ci mówić! To nie ty masz mroczki przed
oczami i nie możesz się zdecydować czy posmakować jeszcze raz dzisiejszego
obiadu czy sobie odpuścić!
- Mmm –
mruknął Michał.
Niespodziewanie
odebrano mu podparcie, a męskie perfumy się oddaliły. Mruknął coś pod nosem
wyciągając ręce i podążając za zapachem. Niestety skończyło się na tym, że
tyłkiem opadł na coś cholernie zimnego i twardego.
- Już, już –
usłyszał, a zaraz znów mógł przylec ciałem do pachnącej powierzchni i nie
odmrażać sobie tyłka. Spojrzał w dół i zobaczył jak jest oplatany w pasie
ramionami. Zmarszczył brwi zastanawiając się co do cholery to ma być. Co za
facet trzyma tak drugiego faceta?
- O Boże! – wciągnął
głęboko powietrze i złapał się znów za usta, ale na szczęście nic z nich się
nie wydostało. Zgiął się w pasie przeklinając siarczyście swój brak umiaru.
Otworzył oczy
patrząc przed siebie i z ulgą widząc, że nic mu już przed oczami nie skacze i
nie musi się nikim podpierać. Przetarł twarz dłońmi starając się jakoś dojść do
siebie.
- Michaś, nie
odpływaj mi tylko! Dzwonię do Kamili. Ale będzie opieprz, stary – jęknął
Piotrek pojawiając się znikąd.
Michał kiwnął
głową rozglądając się wokół i widząc, że oprócz niego i Piotrka stał przy nich
ktoś jeszcze. Aż sapnął – widok tego osobnika go nie ucieszył. Blondyn patrzył
się na niego jasnobłękitnymi oczami paląc powoli papierosa. Uch, ale by się
zaciągnął.
- Ona nas
ukatrupi – sapnął Michał. – Daj – sięgnął po szluga chcąc wreszcie poczuć w
płucach gorzki dym.
- No nie
przesadzaj – mruknął Piotrek wybierając numer do Kamili, a na moment zapatrzył
się na kolegę zastanawiając się, czy jego dziewczyna naprawdę może coś mu
niedobrego zrobić. Ze strachu się rozłączył.
- Ty jeszcze
nie wiesz do czego baby są zdolne. Och – Michał aż jęknął zaciągając się
papierosem. – To krwiożercze bestie, a mam dopiero dwadzieścia trzy lata i coś
o tym wiem – powiedział tonem znawcy, na co blondyn stojący obok cicho parsknął
śmiechem. Michał nie zareagował. Po co niby? I tak już nigdy go nie spotka (już
on się o to postara) a, mimo najczystszych chęci, nie miał siły na spotkanie
bliskiego stopnia jego pięści z blondyna szczęką. Westchnął zatem ciężko i odprowadził
wzrokiem parkę, która szła drugą stroną chodnika. – Wiesz co, Piotrek, chyba mam
chandrę. Ani nic nie osiągnąłem życiu, ani nie uratowałem nikomu życia, czy nie przeprowadziłem staruszki przez ulicę,
bądź nie przygarnąłem bezdomnego psa.
- Ty masz coś
nie halo z głową – stwierdził Piotrek ponownie wybierając numer do dziewczyny.
- Sam jesteś
nie halo. To nie ja marudziłem ostatnio, że nie mogę znaleźć u żadnej dziewczyny tego
przeklętego punktu G! Ale mogę cię pocieszyć, bo nie jesteś w tym sam, stary.
Malina coś tam wzdycha i stęka, ale nie wiem czy dlatego, że naprawdę coś
czuje, czy że chce, abym szybciej skończył.
Piotrek
oddalił się mrucząc coś cicho do telefonu, a Michał dalej prowadził monolog nie
zrażony tym, że jedynym słuchaczem był blondyn z pubu.
- A może one
takowego punktu nie mają? Może to mit, aby faceci bardziej się starali i robili
cuda niewidy? Piotruś, a jak ja nie jestem pierwszym facetem Maliny? A jeżeli
ona mnie porównuje do reszty swoich trofeów i opisuje w swoim sekretnym
pamiętniku? Cholera wie z tymi babami.
- Chyba nie
jest aż tak źle – powiedział blondyn wsadzając ręce w kieszenie spodni, nie
spuszczając z Jaczewskiego przeszywającego wzroku.
Michał
parsknął.
- Żyjesz w
niewiedzy, stary. Ale Malina to jeszcze nic! Jest jeszcze moja matka, która po
jakąś cholerę chce się z nią spotkać, aby potem mi narzekać jaki mam
beznadziejny gust. Bo Wojtuś ma taką mądrą i ładną dziewczynę – sparodiował
matczyny głos. – Dlaczego ty nie mogłeś znaleźć dziewczyny podobnej do Moniki?
O matko! Wyjdę z siebie zaraz.
Na moment
zapanowała cisza przerywana co chwilę głośnym oddychaniem Michała, cichą
konwersacją Piotrka z dziewczyną oraz krzykami i śmiechami grupki stojącej
nieopodal przy wejściu do Tunelu.
Michał spojrzał
w dół na swoje nogi i aż uderzył dłońmi o uda.
- Cholera,
gdzie ja je tak poplamiłem? – patrzył na czerwone plamki na prawej nogawce
spodni. – Huk, mała strata. I tak nikt mi nie uwierzył, że są z kolekcji
Rlapha Laurena. Psia mać, znawcy pieprzeni. A na stadionie tak zapewniali, że
nikt się nie połapie, że to podróbka!
Piotrek
odwrócił się na moment zerkając na przyjaciela, ale miał przed sobą większą
bitwę do starcia. Kamila była cholernie zła.
Michał poczuł
w kieszeni wibracje i wyciągnął pośpiesznie telefon.
- A ta czego
akurat o tej porze dzwoni? – warknął widząc numer Maliny na ekranie. – A nich
spada – zamachnął się i rzucił telefon. Nie zwrócił uwagi, że nie usłyszał jak
komórka uderza o ziemię, ani że blondyn z Tunelu chowa coś do kieszeni. –
Dobrze, że to nie dzwoniła mama. Do tej pory zawsze mi wypomina, że ma jeszcze
pościel, którą wziąłem sobie z rodziców sypialni.
- Tą pościel? – spytał Piotrek zerkając to
na niego, to na blondyna. Zaczął się zastanawiać po jakiego czorta jeszcze z
nimi stał.
- No, gdyby
nie zabrała wtedy ojca na zakupy, to kto by wiedział kiedy znów miałbym szansę
na numerek z Gośką. Cholera, jaki z tymi dziewicami kłopot jest. Raz chcą, a
zaraz się migają. Na dodatek teraz mam niezły przypał przez nią. Niech sczeźnie
gdziekolwiek teraz jest.
- Michaś, o
czym ty pieprzysz? – spytał Piotrek stając przy chłopaku i patrząc się na niego
trzeźwiejszym wzrokiem. Rozmowa z dziewczyną wydobyła z niego większość
procentów.
- Wywalam z
siebie cały szit, jaki się we mnie nagromadził. To nie ty musisz się użerać z
bandą kretynów i jego głównym przedstawicielem, Łukaszem. Zasraniec jeden!
Wszędzie się pcha! Gdy przywieźli nam nowe oprogramowania wraz ze sprzętami od
razu je pochwycił i minął z tydzień, aż łaskawie użyczył mi go. Fajfus jeden!
Gdyby wiedział, że za każdym razem gdy zajdzie mi za skórę wlewam do kwiatka,
który dostał od dziewczyny te siki, które niektórzy nazywają kawą...Ach! Albo
Wiolka, koleżanka z innego działu. Dziewczyna świetna, naprawdę! Tyle, że nie
gustująca w facetach. I jak do ściany powtarzam Malinie, że nic mnie z nią nie
łączy. Ale nie - jest uparta jak osioł, choć każdy mi mówi jaka to ona jest
wspaniała, śliczna, urocza, z obyciem w towarzystwie. Ale zawsze przed spotkaniem
z nią muszę wypić kieliszek wódki. Inaczej polegnę.
Otworzył usta,
ale zaraz je zamknął słysząc koguta policyjnego. Zaraz dostrzegł i stróżów
prawa w swojej blaszanej karocy patrolujących okolicę. Spojrzał na nich spode
łba chcąc wstać i powiedzieć co o nich myśli, ale silne dłonie przetrzymały go
w miejscu.
- Siedź!
Mężczyzna
popatrzył na dłoń blondyna, która ściskała jego łokieć. Jakim prawem ten facet go
dotykał?!
- A bo co? –
spytał Michał błądząc wzrokiem po twarzy siedzącego obok. Cholera, przystojny
był.
- A bo to.
Siedź grzecznie i się nie ruszaj, pijanico. Chyba, że chcesz zwiedzić izbę
wytrzeźwień.
- A może
chcę? A może pragnę powiększyć swoje doświadczenie o przejechanie się radiowozem?
W życiu wiele robiłem, ale taką bryką to jeszcze nie śmigałem.
- A co takiego
robiłeś, kolego?
Michał
zamyślił się przez moment i aż uśmiechnął się szeroko.
- Tego
jeszcze nikt nie wie. Nawet ty, Piotruś, nie zostałeś wtajemniczony. I to ma
być sekretem, rozumie się? Spalę się ze wstydu jak to wyjdzie na światło
dzienne – wziął głęboki wdech i stwierdził - będzie co wnukom opowiadać. Zaśmiał
się pod nosem. – W młodości wraz z kolegami kupiliśmy sobie rozciągacze do
przedłużenia wacków. Jak ojciec znalazł to w moim pokoju myślałem, że się mnie
wyprze. Załamałem się wtedy, bo sądził, że jestem gejem. Ale nie jestem! –
powiedział szybko. – Okej, okej. Raz miałem sen erotyczny z księgowym, ale nic
poza tym! I nie uważam, że mój penis jest jakoś mały. Po prostu...po prostu
mógłby być większy i już. Zresztą to samo powiedziała mi moja siostra. Niech ją
cholera i inna zaraza weźmie!.
- Dlaczego ty
zawsze po alkoholu robisz się taki wylewny? – westchnął Piotrek. - No nie rób
już z Anki takiego straszydła. Fakt, za przyjazna to ona nie jest, ale to dalej
twoja siostra – dodał, nie mogąc zrozumieć nienawiści pomiędzy rodzeństwem. Sam
był jedynakiem i wiele by dał za posiadanie
siostry bądź brata. A Michał miał dwójkę i jeszcze marudził!
- Wolałbym
nie mieć siostry w ogóle, niż użerać się z taką, jaką mam – stwierdził kwaśno
Jaczewski. Nigdy się z siostrą nie dogadywał i z wiekiem powstawała między nimi
coraz większa przepaść. – Masz może jeszcze to ciasto marchewkowe co Kamila
zrobiła ostatnio? – spytał Piotrka. – Cholera, zgłodniałem.
- Niestety
ostatnio wyżarłeś wszystko – odpowiedział Piotrek wypatrując swojej dziewczyny,
bo zaraz miała po nich przyjechać.
- Szkoda, bo
smaczne jest. Mógłbym je jeść kilogramami. O, a może wypijemy tequile? Jeszcze
jej nigdy nie spróbowałem.
- Tobie na
dzisiaj starczy alkoholu. Jutro masz na rano do pracy – zauważył Piotrek
- Cholera,
faktycznie.
Nagle
zatrzymała się przed nimi czerwona toyota, z której wyszła Kamila. Spojrzała
krytycznie to na jednego, to na drugiego na moment dłużej się zatrzymując na
blondynie, który pomógł Michałowi wstać. Mężczyzna wyrywał się mówiąc, że sam
sobie poradzi, ale wystarczyło, że obcy jej człowiek go puścił, a już leciał na
ziemię.
- Was nie
można zostawić samych! – stwierdziła otwierając drzwi do samochodu. – Dzięki,
że ich przypilnowałeś – powiedziała do nieznanego jej chłopaka, który trzymał
pewnie Jaczewskiego w objęciach, a który starał się mu wyrwać, choć słabo mu to
szło.
- Nie ma
sprawy. Zabawni są – stwierdził pomagając dostać się Michałowi do środka auta.
– Do miłego – mruknął nachylając się nad pijanym chłopakiem i zapinając mu jeszcze
pas.