niedziela, 30 listopada 2014

9. Tylko mój

 - Zdrowie Michaś! – zaśmiał się Misha.

Michał czuł, jakby coś mocnego oplotło mu klatkę i nie chciało puścić. Co więcej, ściskało coraz bardziej, że jeszcze trochę, a trzeba będzie wołać grabarza!

Do cholery jasnej, na co mu to było?! Po kiego czorta tu przyszedł?! Po co w ogóle brał udział w tej bezsensownej grze?

- Michał?

Poczuł dłoń Wiolki na swoim ramieniu. Otworzył usta, ale nic z nich nie wyszło. Zresztą, co miałby powiedzieć? Mógłby skłamać, że kiedyś zza czasów siusiumajtka pocałował się z sąsiadem w jakiejś równie bezsensownej grze co ta i po prostu została trauma, bo od tamtej pory nienawidził wszystkiego, co łączyło dwóch osobników tej samej płci. Jednakże skrzywdziłby wtedy Wiolkę i Elizkę. Poza tym kto by mu uwierzył, skoro siedział przed nim osobnik, który jeszcze jakimś cudem żyje a nie trafił dzięki Jaczewskiemu na ostry dyżur? Starzejesz się, Michałku.

Misha nie spuszczał z niego wzroku zaciekawiony co on zrobi. Stchórzy czy weźmie na klatę to, co ich łączyło, a przez to wszyscy tu zebrani dowiedzieliby się, że Mishy preferencje są troszkę inne niż zebranych tu osób? I Michał dobrze wiedział, że nieważne co on zrobi, to i tak wszystko wyjdzie na jaw.

- Ta kanalia przyssała się do mnie parę razy – powiedział wreszcie i wypił wódkę. Na raz. I po raz pierwszy odkąd pamięta alkohol tak bardzo mu smakował.

Wiolka (podobnie jak reszta hałastry) spojrzała na Mishę, który z lekkim uśmiechem patrzył się na Michała i odpowiedział:

- Oj, od razu kanalia. Jakoś nigdy się nie opierałeś.

- Jakoś nigdy nie dawałeś mi co do tego szans.

- Bo lubisz jak cie całuję.

Michał zaśmiał się. A to dobre! On to lubi!

- Proszę cię – prychnął.

Nawet nie śmiał spojrzeć na resztę obawiając się, że to, co zobaczy na ich twarzach sprawi, że zejdzie z tego świata tu i teraz. Boże, co za wstyd.

- Och Michałku – odezwała się nagle Wiolka podchodząc do niego i mocno tuląc. Jaczewski zdrętwiał w jej ramionach. – Ja tu się martwię o ciebie, staram oderwać od problemów miłosnych, zapewnić ci rozrywkę, a ty sam już sobie ją zapewniłeś! – Uśmiechnęła się szeroko i pocałowała w policzki. – No kto by powiedział… - spojrzała na Mishę, któremu uśmiech nie schodził z twarzy a myśli, że chciałby być na miejscu Wiolki, nie mogły zniknąć.

- Co ty mówisz, kobieto – zaśmiał się nerwowo nie potrafiąc podnieść wzroku. – Z tym człowiekiem absolutnie nie ma rozrywki.

- No chyba nie powiesz, Michaś, że gdy jestem obok, to nie miękną ci kolanka? – prychnął Misha.

- Tak właśnie powiem – uparł się Jaczewski odważnie (cóż za zuch!) spojrzał w oczy blondynowi. – Mienie ciebie obok to sama udręka.

- Ranisz moje uczucia.

- Najpierw trzeba je mieć.

- Auć.

Michał przewrócił oczami widząc jak Misha uśmiecha się szeroko i widać, że bawi się w najlepsze w tej niedogodnej dla niego sytuacji. I, aby nie skompromitować się przed tymi obcymi ludźmi jeszcze bardziej, Jaczewski postanowił ustąpić z placu boju.

- No – wstał zatem – było miło poznać – i uśmiechnął sztucznie starając się na nikogo nie patrzeć. W końcu mógł zobaczyć coś, co niekoniecznie by mu się spodobało, a co by zaważyło na zmianie jego (jeżeli jakieś ogryzki pozostały) dobrego humoru. – Ale ja już będę spadał.

I nie czekając na Wiolkę czy Elizkę, by któraś go odprowadziła do drzwi, czym prędzej wybiegł z mieszkania. Było mu cholernie głupio. Jak spojrzy w poniedziałek Wiolce w oczy? Nie miał pojęcia. I jakoś nie obchodziło go to, że okazał się tchórzem. Każdy w takiej sytuacji zareagowałby jak on, prawda?

Cóż, pozostało mu w to wierzyć.

Zatrzymał się tuż przed drzwiami klatki schodowej. Cholera, cholera, cholera. Dlaczego to jego zawsze spotykają takie sytuacje? Nikomu innemu los daje non stop w kość. Czy na świecie jest jeszcze ktoś, kogo fatum nie chce opuścić?

- Uciekłeś niczym kopciuszek tuż po wybiciu dwunastej. I tuż przed punktem kulminacyjnym balu.

No jasne, mógł się domyśleć, że tak to się skończy. W końcu jego fatum ma blond czuprynę i jest cholernym kacapem.

Że też ta menda poszła za nim…

- Czego chcesz? – spytał odwracając się do Mishy.

- Zostawiłeś mnie tam samego. A zdajesz sobie sprawę jakie baby potrafią być wścibskie, jeśli pochwycą jakiś smaczek?

- Proszę cię – prychnął Jaczewski. – Uwielbiasz być w centrum uwagi.

- No może trochę – Misha przegryzł (cholernie seksownie, psia mać) wargę i powoli podszedł do drugiego mężczyzny. – A wiesz co najbardziej lubię? Jak obiekt moich westchnień umyka mi z rąk i pozostaje tylko go schwytać i nigdy nie puścić.

- Obiekt twoich westchnień mówisz – Michał splótł ręce na piersi i również nie spuszczał z blondyna wzroku. Może to alkohol, może to, że byli absolutnie sami sprawiło, że podchwycił tę zabawę? A może to, że miał już dosyć tego, że ten mężczyzna ciągle się wokół kręci i należałoby skończyć tą chorą sytuację raz na zawsze?

Kto tam wie.

Misha uśmiechnął się szeroko widząc, że Michał się nie cofa do swojej skorupy, a jedynie opiera się o ścianę nie wykonując żadnego ruchu w kierunku wyjściowych drzwi.

- Dokładnie – westchnął zatem teatralnie. – I co mam zrobić w sytuacji, gdy mój kopciuszek mi umyka?

- Poszukać innego kocmołucha?

- Oj nie – Misha pokręcił głową. – Nie chcę innego. Ten mi jak najbardziej pasuje.

- Mimo tego, że cię nie chce?

- Nie wydaje mi się, aby mnie nie chciał – rzekł pewnie patrząc Jaczewskiemu w oczy. O cholera, czyżby złotym środkiem na Michasia był krystaliczny trunek z mamucią dawką procentów? Jeśli tak, to Misha będzie nosił przy sobie pełną piersiówkę non stop!

Jaczewski prychnął i oderwał się od ściany, aby minąć blondyna. Ta rozmowa prowadziła do nikąd. Tym bardziej, że coraz mocniej świat wirował mu przed oczami. Zatrzymajcie tę karuzelę! On wysiada!

Niestety kacap miał co do niego inne zamiary (jak zwykle zresztą. Nigdy nie idzie po myśli Michała jeśli chodzi o Mishę) i jak gdyby nigdy nic pchnął Jaczewskiego z powrotem na ścianę i pocałował. O tak o. Bez żadnego pytania czy może, czy Michał nie ma nic przeciw.

Ponownie miał gdzieś to, co Michał uważa, i robił swoje.

A Jaczewski, jak na wzorowego hetero przystało, odepchnął od siebie drugiego mężczyznę. Niestety nieskutecznie.

Misha był jak meduza oplatająca swoją ofiarę mackami. Nim się Michał obejrzał, już był ciasno obejmowany a usta maltretowane.

O Boże, a co to był za pocałunek! Na moment ta hiena cmentarna zabrała mu tchu a język lepiej niż alkohol zdezynfekował wszelakie ustrojstwa, które miał w ustach!

Przeraził się. Na wszystkie świętości, jeszcze nigdy nie czuł, aby tak mu zmiękły kolana.

Dosłownie! Oparł się ciałem o drugie, twarde i ciepłe ciało poddając się. A niech się dzieje co chce. Piany jest. Pianemu wszystko wolno.

Zaczął odpowiadać na pocałunek, na co Misha zareagował mruknięciem aprobaty. Miażdżący uścisk mający go zatrzymać zelżał a dłonie bezceremonialnie zjechały niżej, na dolne, okrąglejsze rejony.

Michał zanurzył dłoń i blond puklach ze zdziwieniem zauważając, że dotyk szorstkich, krótkich włosów może być przyjemny. Że mocny zapach męskich perfum może powalić go na łopatki. Że ręka, która śmiało spoczęła na jego budzącym się do życia kroczu, nie zniechęcała. Że śmiałość Mishy, która go za każdym razem drażni, teraz mu odpowiada i jest nawet atrakcyjna.

Jaczewski głośno wciągnął powietrze, gdy Misha niespodziewanie przyssał mu się do szyi. O cholera, o cholera, o cholera!

Uścisk na twardym już penisie się zwiększył a Michał zaczął niekontrolowanie poruszać biodrami poddając się. Świadomość krzyczała, aby się opanował, bo przecież woli płeć piękną. Niestety mało kto w tych czasach słucha rozumu i Michał nie był wyjątkiem.

Pociągnął za włosy Mishę, aby ten przestał maltretować mu szyję, i spojrzał mu w twarz. I to, co zobaczył, przerosło jego oczekiwania.

Misha był piękny z opuchniętymi lekko ustami, wzrokiem skupionym tylko na nim, lekko poczerwienionych policzkach. Aż chciało się go nigdy nie puszczał i całować, całować i jeszcze raz całować.

I tak też Michał zrobił.

Niech się świat wali a apokalipsa nastąpi, bo to, co miało teraz miejsce, nigdy nie mogło mieć prawa bytu.

Michał z własnej, nieprzymuszonej, lekko podchmielonej woli, pocałował Mishę. I zrobił to z tak wielką pasją, że najlepsi amanci powinni się od niego uczyć. Bo pocałunek z kacapem był dobry. Ba, to za mało powiedziane, był fenomenalny! Nie było to memłanie językiem jak z większością kobiet z którymi się umawiał (a w końcu było ich aż tyle…) a namiętny, iście filmowy pocałunek.

Boże, ależ był piany. Bo gdyby nie był, zareagowałby widząc, jak Misha klęka i rozpina mu spodnie. Jak ściąga je wraz z bokserkami i łapie za jego twardy penis. Jak lekko szorstki język zlizuje z główki płyn a po chwili lekko opuchnięte usta pochłaniają ją i dają Michałowi kolejny powód, aby miękły mu kolana.

Patrzył szeroko otartymi oczami jak blond czupryna porusza się co rusz w przód i tył, penis niknie prawie cały, to zaraz się pojawia świecący i jeszcze bardziej twardy (to w ogóle możliwe?) a skurczone jądra są ściskane.

Myślał, że zwariuje z tej przyjemności.

Nie zwracał uwagi na wibrujący mu w kieszeni telefon. A niech ten ktoś spada. On ma lepsze rzeczy do roboty bo wątpił, aby coś takiego szybko się powtórzyło. Nie przy jego uporze.

- Szybciej – stęknął patrząc jak oczarowany na Mishę.

Blondyn jedynie się uśmiechnął (a to łajza) i zjechał językiem na jądra.

- O Boże! – krzyknął.

Złapał klęczącego mężczyznę za głowę i przycisnął twarz do swojego krocza.
Misha nie oponował. Z chęcią wziął jądra do ust a ręką poruszał po penisie. Nie spuszczał z Michała wzroku samemu będąc już na granicy.

- Zaraz skończę – stęknął Michał.

- To kończ – odparł drugi mężczyzna i wsadził do ust jak najgłębiej mógł penisa.

Jaczewski zamknął oczy i z głośnymi jęknięciami wbijał się w uległe usta szczytują.
O bogowie i wszystkie świętości!

Aż zakręciło mu się w głowie (i tym razem nie przez alkohol) czując to. Trzymał w twardym uścisku głowę Mishy nie pozwalając ruszyć się nawet o milimetr. Ale z tego, co zauważył, mężczyzna nie miał w planach odsuwanie się. Ba, gdy ręce oplatające mu głowę zniknęły, językiem zlizał pozostałości, które wcześniej mu umknęły.

Michał patrzył się na to oczarowany upychając świadomość w ciasny kąt. Jeszcze nie teraz, to nie pora na wyrzuty sumienia czy wstyd.

Misha wstał i nie spuszczając wzroku z Jaczewskiego, pocałował go. Delikatniej niż to było przed chwilą, bardziej czule.

Michał chciał go odepchnąć (bo co to za robota, aby całował go, gdy miał przed chwilą jego nasienie w ustach?), ale ciepło jakie ogarnęło jego serce było silniejsze. Odpowiedział zatem na pocałunek czując mrowienie w palcach, gdy Misha wsadził jego dłoń w swoje spodnie. Gdy jego penis zareagował automatycznie unosząc się.

- Wyjmij go – szepnął Misha przylegając ciasno do drugiego ciała.

Michał zareagował automatycznie (maczać w tym palce musiał alkohol) i wyjął twardą jak skała męskość.

O mój Boże.

Starał się nie myśleć o tym, co dotykał. A raczej o tym, że uczucie temu towarzyszące nie było wcale takie straszne.

Spojrzał w dół. Jego dłoń poruszała się szybko po całej długości penisa rozprowadzając śliski, intensywnie pachnący płyn.

Misha schował twarz w zagłębieniu jego szyi dysząc. Nie sądził, że tak się podnieci. Że zabawa w kotka i myszkę tak go nakręci. Że Michał, który jest fatalnym przypadkiem heteryka, się przed nim otworzy niczym dziewica przed swym narzeczonym.

- Cholera! – syknął wgryzając się mocno w szyję drugiego mężczyzny dochodząc.

Michał skrzywił się czując to. Jego oddech się powoli uspokajał, napięcie schodziło a denerwujące wibracje w telefonie nie ustępowały. Ale jak cholera sięgnie do kieszeni, skoro jedną ma miażdżoną przez kacapa, a druga jest klejąca od nasienia?

Spojrzał zagubiony na Mishę, który nie przestawał maltretować mu szyi. Na bank będzie mieć ślad. No rewelacja.

Niespodziewanie blondyn podniósł czerep, spojrzał na Michała i jakby było mu jeszcze mało, pocałował go. Nie wyczuwał (albo miał to głęboko gdzieś), że Jaczewskiemu ubytek spermy spowodował, że w głowie przeskoczyły trybiki.

Ale nawet nie zdążył odepchnąć Mishę, bo usłyszał głosy dwóch kobiet. I byłoby wszystko w sumie w porządku, gdyby nie to, że wszędzie rozpozna pijacki bełkot Wiolki.

- Ale ja ci mówię, że coś mu się stało. Nie odbiera!

- Wioletto, na litość boską, Michał to dorosły człowiek. Wie jak trafić do domu – musiała być to Eliza.

- Nie jestem co do tego taka pewna. To skończona sierota. Patrz jak zwiał, tchórz jeden.

- Odezwała się ta, która mówiąc, że idzie do toalety, wyszła z restauracji do której cię zaprosiłam – prychnęła Elizka.

- Bo mnie zaskoczyłaś, kurczę. Skąd mogłam wiedzieć, że nagle ci się zbierze na amory?

- To nie dziw się Michałowi, że w podobnej sytuacji zareagował tak samo.


Więcej Michał z ich rozmowy nie usłyszał, bo im głośniej były, tym on szybciej kierował się ku wyjściu z klatki.