sobota, 29 września 2012

9. Bóg stworzył a diabeł wychował, czyli istna bohema



Itachi pod żadnym pozorem nie był delikatnym kochankiem, czy namiętnym, bądź robiącym jakieś super ekstra dziwaczne sztuczki doprowadzające partnera (tudzież partnerkę) do szaleństwa. Nigdy nie trzymał podniecenia w ryzach i nie pieścił z czułością czy cierpliwością.
Uchiha nie był, jak sądziła horda jego fanek, jakimś świetnym uwodzicielem. Był przeciętny. Ale Naruto, który właśnie poddawał się wszystkiemu, co starszy chłopak mu robił, nie zauważał tego.

Dla blondasa Itachi był wręcz bogiem namiętności i seksapilu, przez co ledwie powstrzymywał się od cichych jęków, które z czasem przestały być takie ciche.

Czasem zamieniały się w chichot, niekiedy we wzdychania. Ale się na to wszystko zgadzał, gdyż widok Łasica nad sobą był powalający.

- Itachi – mruknął Uzumaki. Niedawno główkował nad tym, jak zdrobnić imię swego chłopaka, ale nic nie wymyślił, a na dodatek dostał uwagę od nauczyciela, gdyż przekroczył limit gapienia się za okno na zajęciach.

Złapał delikatnie włosy bruneta, gdyż zawsze mu się podobały. Były takie proste, twarde, świecące. A nie jak jego – miękkie, puszyste i wiecznie elektryzujące się.

- Hm? – Uchiha oderwał się na moment od pępka blondyna. Oparł się na wyprostowanych rękach, na co Fifek aż zawył ze szczęścia, że takie ciacho im się dostało (z czym Naruto, oczywiście, się zgodził). – Co takiego, kociątko?

Naruto zmarszczył uroczo nosek, słysząc to. Nigdy nie lubił tych pieszczotliwych, zwierzęcych zdrobnień. Były zbyt w jego przekonaniu lamerskie (a żeby nie wspomnieć, że babskie).

- Kociątko?

- Tak, moje kociątko – powiedział Uchiha, nachylając się nad chłopakiem i całując go tak, że ten nie miał zamiaru już oponować. A nawet jeżeliby jeszcze chciał, to i tak Itachi mu na to nie pozwoli.

- Głupi Łasic, teges śmeges – powiedział Naruto, budząc się ze snu mokry i z krzyczącym do niego Fifkiem, aby jeszcze szybko do snu powrócił.

Oczywiście tego nie zrobił. Na dodatek zaczął przeklinać bruneta za to, że doprowadził go do tego, że miał z nim mokre sny w roli głównej. No jak śmiał tak go nękać?! Nie wystarczy, że za dnia „zaszczyca” go swoją osobą, to jeszcze w nocy musiał dręczyć?!

Głupi Łasic!

Westchnął i niezadowolony opadł z powrotem na łóżko robiąc to samo, co robił po każdym przebudzeniu, gdy Itachi robił mu co robił w snach.

Aż się zarumienił na wspomnienie o tym. O matko kochana, jak on teraz spojrzy w oczy?!

Fifek niezadowolony, że to nie Uchihy a Uzumakiego ręka go dotyka, poddał mu się wyobrażając sobie, że to nie blondyn porusza ręką, a kto inny.

* * *

- Naruto! Naruto, jeżeli nie zejdziesz w ciągu pięciu sekund, to sama cię wytaszczę z pokoju!

- No już, już!

Blondas zeskoczył z ostatnich dwóch schodków, uśmiechając się szeroko na widok matki z założonymi rękoma. Ach, jakże on lubił ją denerwować. Kushina twierdzi, że miał to po ojcu, gdyż Minato również dawał jej czasem do wiwatu. Ech, co za chłopi jej się trafili…

- Nie słyszałeś jak cię wołam? – spytała zła. Nie lubiła być tak lekceważona. Zresztą, kto niby lubił?

- Oczywiście, że słyszałem, matulo droga – odpowiedział Naruto, uśmiechając się jeszcze szerzej i podchodząc do niej. – Ale sądziłem, że po prostu wykrzykujesz moje imię, aby napawać się tym jak wspaniale ono brzmi!

Jednak z cienkich brwi kobiety uniosła się do góry i spojrzała gdzieś za Naruto.

- Wybacz mojemu synkowi, ale rankiem nijak go na czas nie wyciągniesz z łóżka. Jest strasznym leniem. Istne skalanie boskie – westchnęła.

- Z kim ty…? – Nie skończył pytania, gdyż zaniemógł.

Itachi.

W jego salonie był Itachi.

W jego salonie był Itachi, który pił herbatę.

W jego salonie był facet, przez którego miał dzisiejszej nocy sen dozwolony od lat osiemnastu.

Zarumienił się na wspomnienie o nim. Psia mać, dlaczego Łasic do niego przyszedł? Och losie, co takiego Naruto zrobił, że tak go katujesz?

- Ja… ja… - zaciął się, więc wolał się już przymknąć i tylko się gapił. A gapić się na Łasica mógł cały czas, bo ten drań wiedział jak się zaprezentować, aby Uzumakiemu opadła przysłowiowa kopara na jego widok.

- Może byś zaprosił gościa do siebie, co Naruto? – zaproponowała Kushina.

A to jadowita żmija! Doskonale wiedziała jaki w pokoju blondasa panował Sajgon!

- Eee – dalej nie potrafił wykrzesać z siebie nic konstruktywnego. No jak ta szuja mogła się na niego tak patrzeć!? Powinno być niedozwolone mieć tak seksowny wzrok! Ba, on cały ociekał seksem, co zauważył Fifek, któremu również sen się przypomniał i chciał powitać Itachiego najmocniej jak potrafił. A „najmocniej” w jego rozumowaniu znaczyło rzucenie się na Łasica i wydziobanie mu wszystkiego.

- Dobrze się czujesz? – spytała matka. No brawo! Wreszcie się zainteresowałaś synem!

- Pewnie. Jasne. Super, ten teges – odpowiedział szybko chłopak, uwalniając się od przeszywającego wzroku bruneta, a patrząc na matkę wciąż czerwoniutki na buźce.

Chciał stamtąd zniknąć jak najszybciej. No co Łasicowi wpadło do czarnego łba, aby nawiedzać go w sobotę? Sobotę, rany julek! Dzień wolny od szkoły, prac domowych i łasicopodobnych typków!

- W takim razie mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, że cię gdzieś porwę – odezwał się Itachi, wstając z kanapy.

Eee, co?!

- Ależ skąd! Bierz go na cały dzień! Niech kurczę wyjdzie z domu, obibok jeden, a nie siedzi non stop przy komputerze i obrasta w kurzu – odpowiedziała za syna Kushina. Co ja co, ale na matce zawsze można polegać.

- Dzięki, mamo – powiedział cicho Naruto, sięgając pamięcią wstecz i szukając wspomnienia, gdzie zrobił coś nie po jej myśli. Sama z siebie przecież nie oddałaby swojego szczęścia złotego w obce ręce jakiegoś Łasica!

Chociaż Kushina to kobieta, a z tego, co ojciec ciągle mu mówił, to kobiety są nieobliczalne i wszystkiego się można po nich spodziewać. Więc z ciężkim sercem i cieszącym się Fifkiem, poszedł za Itachim. Będzie, ten teges, co ma być, nie?

* * *

- Dobra, Gaara, a może to? Przerabialiśmy ten materiał na początku roku – powiedziała Hinata, przekładając kilkanaście kartek w książce. Chwilę czytała tekst. – Którzy barbarzyńcy zaatakowali starożytnych Greków? Podpowiem, że to nie byli ani Germanie, ani Celtowie, ani Persowie. 

Sabaku zmarszczył brwi, kompletnie nie wiedząc co odpowiedzieć. Z historii nigdy nie był orłem, zawsze uważał, że ta wiedza, którą przerabiają, nigdy mu się nie przyda (bo do czego niby?), więc nie zawracał sobie głowy nauką historii. Może właśnie temu teraz mogą go przez ten przedmiot (jak i za wiele innych) obsadzić.

- Ufo? – spytał, uśmiechając się łobuzersko.

Hyuuga aż zagapiła się na niego, nie wiedząc co odpowiedzieć. Kretynizm rudzielca ją przerażał.

- Nie - odpowiedziała, delikatnie kręcą głową.

- A skąd wiesz? Jesteś tego pewna? Byłaś wtedy tam? Widziałaś? Nie, więc skąd ta pewność, że nie Ufo? – odparł Gaara.

- Bo tak jest napisane w podręczniku – wskazała na książkę. A co jeszcze, nawet pokazała palcem, gdzie znajduje się odpowiedź do jej pytania. O obcych nie było wzmianki.

Sabaku jedynie machnął ręką.

- Nikt ci nigdy nie mówił, że książki kłamią? Wszyscy kłamią – przypomniał sobie to, co pewien lekarzyna w jakimś tasiemcu ciągle mówił swoim dupowłazom.

- Tak. Pewnie. Jasne – powiedziała dziewczyna, dochodząc do wniosku, że ten chłopak z taką wiedzą jaką ma teraz, powinien się cofnąć do podstawówki, a nie być w liceum. Naprawdę, szczęście musiało go wręcz pokochać, że bez żadnego szwanku jest teraz w drugiej klasie ogólniaka.

Rudzielec rozłożył się wygodniej na fotelu (jakoś nie przeszkadzało mu to, że Hyuuga siedziała na twardym stołku) rozglądając się wokół i gratulując sobie uporu i cierpliwości (że też wstał tak wcześnie w sobotę, aby siedzieć z tą nudziarą nad książkami), gdyż nie miał pojęcia, jak tyle czasu (raptem pół godziny) wytrzymał z tą nudną jak flaki z olejem dziewuchą, w tym nudnym pokoju (żadnych ozdób! Tylko biurko, łóżko, szafa i komoda. Masakra) i to nie mając okazji spotkać się ze swoją duszyczką. Gdzie Neji się pałętał?

W pewnym momencie usłyszeli jak drzwi frontowe są zamykane z hukiem, a ktoś szedł w kierunku pokoju Hinaty. Gaara aż się wyprostował, wyczekując swego królewicza. Ach! Wreszcie jego miłość przybyła, aby wyrwać go z łap tej bublowatej dziewczyny! Och! Jego bohater!

Ale ów osobnik, który przybył, nie wszedł do pokoju, w którym się znajdowali, ale poszedł dalej.

I, co było naprawdę najgorsze, Gaara usłyszał damski chichot! Damski!

Spojrzał się wilkiem na drzwi, jakby one były winne temu, że jakaś flądra jest z Hyuugą.

- Idę – wstał.

- Ale…

- Nie martw się, wrócę – zapewni, nawet na dziewczynę nie patrząc.

Wybiegł, jakby goniło go stado bażantów z pokoju, i niczym najlepszy pies myśliwski, zaczął obwąchiwać każde drzwi po kolei. Aż wciągnął głęboko powietrze znów słysząc za którymś z kolei drzwiami irytujący chichot. Otworzył je gwałtownie.

- Wreszcie cię znalazłem, Neji Hyuuga!

* * *

- Naruto…

- Nie!

- Naruto…

- Nie ma mowy!

- Słuchaj…

- Ja doskonale wiem, co ci chodzi po głowie, panie Uchiha. Ale nie ma mowy! Nie pójdę tam z tobą.

- Ale Naruto…

- Znów będziesz chciał robić ze mną to wszystko, co robiłeś, no! A spytałeś się mnie o zgodę? Nie, więc kij ci w oko, Uchiha, i odwieź mnie do domu.

- Jakoś nie zauważyłem, że ci się nie podobało, więc nie zgrywaj teraz takiego niedostępnego. Wstawaj, idziemy.

- Nie! Nigdzie z tobą nie pójdę!

Itachi westchnął. No co dziś wstąpiło w tego dzieciaka? Nie był zbytnio zadowolony z tego, że blondas znów sobie coś uroił, przy czym tak uroczo się boczył, tupał tymi swoimi krótkimi nóżkami i kręcił noskiem, że nie potrafił się na niego gniewać. Cholera jasna, już czuł, że ten dzieciak będzie go wodził za nos.

- Więc rozumiem, że nie będziesz chciał ze mną jechać jutro na mecz?

- Poradzisz sobie beze mnie – odpowiedział Naruto, chociaż ucieszył go fakt, że starszy chłopak pomyślał o nim.

- Oczywiście, że sobie poradzę. Ale zastanawia mnie, czy widziałeś kiedyś na żywo mecz siatkówki.

- Nie, nie widziałem.

- I nie chciałbyś zobaczyć? Siedziałbyś w loży vipowskiej – trochę zmyślał, bo z tego co wiedział, szkoła, gdzie mieli jutro grać, nie ma takiego sektora.

- Też mi atrakcja – prychnął blondas.

- I miałbyś dostęp do wszystkich przekąsek – zarzucił haczyk.

- Za darmo? – A rybka go połknęła.

- Oczywiście – odpowiedział Itachi, nie wierząc, że Uzumaki skusił się na jedzenie, a nie na przebywanie z nim sam na sam.

Naruto (no nareszcie!) spojrzał na niego i brunet już wiedział, że wygrał. O matko, jakże ten dzieciak był przewidywalny!

- No to pojadę – powiedział Naruto. – Ale będzie bez tych wszystkich zdrożnych rzeczy, co mi robisz, ok.? – zarumienił się delikatnie.

- Ok. – odpowiedział Itachi, nachylając się nad nim.

Naruto odsunął się od niego na tyle, ile samochód mu pozwalał. Nie na to się umawiali! Ponadto byli w miejscu publicznym! Pod domem Łasica!

- Itachi!

- Och przestań wreszcie gadać – sapnął zirytowany i wreszcie go pocałował. Nie wiedział co dziś się w głowie chłopaka działo, że takie cyrki odstawiał, ale irytacja mu przeszła, gdyż Uzumaki był zbyt uroczy, aby się na niego gniewać.

Gdy jego dłoń śmiało poczynała sobie pod blondyna koszulką a pocałunki przeszły na szyję Naruto (dobrze, że uchihowych rodziców dziś nie było w domu. Matka by na zawał padła, gdyby zobaczyła, że jej synek obcałowuje się z jakimś smarkaczem pod ich domem, a ojciec… O ojcu to już lepiej nie wspominać), poczuł wibrację telefonu w kieszeni spodni. Zignorował to. Ale Naruto, jak to Naruto, zignorować nie potrafił.

- Nie odbierzesz? – spytał.

- Oby to było coś ważnego – powiedział, i dalej nie przestając jedną ręką dotykać gorącego i miękkiego ciała gówniarza, odebrał. – Tak?

- Itachi, mnie zaraz szlag trafi. Przyjedź do mnie jak najszybciej i weź tego ryżego gnoja ode mnie jak najszybciej, jeżeli chcesz zagrać jutro w pełnym składzie, bo ledwo co panuję nad sobą!

Neji.

Uchiha spojrzał niezadowolony na Naruto, gdyż przerwano mu dobieranie się do chłopaka. Ech, nie po to przywiózł go do siebie. Jeszcze się zemści na Hyuudze. Niech lepiej uważa.

* * *

- Gaara, co w ciebie wstąpiło, ten teges?! – krzyknął Naruto, gdy wracali od Hyuugi.

- Miłość chłopie, miłość – odpowiedział Sabaku, rozkładając się wygodnie na tylnym siedzeniu uchihowego samochodu.

Naruto nadąsał policzki i odwrócił się do niego.

- Neji cię o mały włos nie rozszarpał! – zauważył.

- Oj tam, oj tam – rudzielec machnął ręką. – Trochę moja ptaszyna nerwowa jest. Ale nie wiem o co ta cała afera.

- O co? Napadłeś na jego matkę!

- Od razu „napadłeś”! Sądziłem, że to jakaś jego panna! Jak ty byś zareagował, gdyby się okazało, że Itachi ma kogoś? Tak samo jak ja!

- Nie rozmawiamy teraz o mnie – odparł Uzumaki, zerkając dyskretnie na kierowcę, który z anielskim spokojem jechał wprost do domu Sabaku. Cholera, że też musieli przeprowadzać tę rozmowę przy nim!

- Gadasz – prychnął Gaara. – Tak naprawdę byś wychodził z siebie! Szalejesz za Łasicem tak jak ja za moją ptaszyną. Dlatego nie mogłem pozwolić, aby jakaś dziewucha mi go skradła spod nosa. Neji jest mój, czy tego chce,czy nie.

- Zaczynam się ciebie bać.

- Niepotrzebnie. Jak już mówiłem – to wszystko wina miłości. A teraz będę musiał wymyślić plan, aby jakoś go udobruchać. Dlatego szoferze zawieź mnie do domu oto tego Uzumakiego, abyśmy wymyślili plan podbicia serca mego pizdusia – zwrócił się do Uchihy.

- Zawiozę cię do domu, Sabaku, gdyż muszę z Naruto omówić wyjazd na jutrzejszy mecz – odpowiedział Itachi.

- Och no przecież! Mecz! – Gaara przypomniał sobie. – To dlatego moja duszyczka była dziś tak zdenerwowana! Nie przeze mnie, ale przez mecz!

Czasem sposób myślenia Sabaku powalał.

- Ale hej, hej, hej! Chyba o kimś zapomnieliście!

- O kim niby? – spytał Naruto, który już miał złe przeczucia co do tego, co przejedzie przez usta jego przyjaciela.

- No mnie! Jadę z wami!

- Ale… - blondas spojrzał niepewnie na Itachiego i aż westchnął widząc go uśmiechającego się.

Itachi nie miał nic przeciwko wzięcia ze sobą Sabaku, choć to trochę zmieniło jego plany. W końcu miał się zemścić na Nejim, nie? A wzięcie rudzielca będzie doskonałą zemstą, nawet jeżeli poleje się krew. 

czwartek, 27 września 2012

8. Bóg stworzył, a diabeł wychował, czyli istna bohema


- Och no nie wiem, nie wiem – Naruto kręcił nosem, idąc powoli parkową ścieżką. Za nim szedł Itachi w tej swojej czarnej, opinającej kurtce, w której wyglądał orgazmicznie (według Fifka, rzecz jasna. Naruto na myśl o wszelakim orgazmie i Itachim włącznie, rumienił się i zamykał dziób), który nie spuszczał z chłopaka wzroku. – A co będzie, jak mi się nie spodoba? – spytał, odwracając się na chwilę do starszego Uchihy, który dalej w spokoju słuchał paplaniny blondynka.

- Spodoba – odpowiedział Itachi. Jakżeby miał mu się nie podobać ich wspólny wyjazd? Niedorzeczne.

Uzumaki prychnął pod nosem. Pewność Łasica czasem go powalała.

- Oczywiście – przewrócił oczami i znalazł na swojej drodze mały, biedny kamyczek, który zaczął zaraz kopać. – Wyjaśnijmy sobie jedno, panie Uchiha – odwrócił się niespodziewanie do bruneta, przez co ten stanął blisko niego. Niebezpiecznie blisko. A to drań. – Jeżeli chcesz, abym z tobą jechał na ten mecz i odstawiał niewiadomo jakie cyrki jako twoja cheerleaderka, to sorry winnetou, ale nie ze mną te numery – puknął chłopaka wskazującym palcem w klatkę. – Nie będę za tobą latał z wystającym językiem i robił wszystko, co jaśnie pan sobie zażyczy. Tak? I w ogóle, ten teges, przestań się na mnie tak gapić, ok.?

- Jak niby? – spytał rozbawiony Uchiha. Takie zachowanie wręcz go rozczulało.

- Właśnie takie! Jakbyś sobie wyobrażał niewiadomo co, ale nie ma tak łatwo. Life is brutal and full of zasadzkas, jak to mawiają – odpowiedział Naruto, gdyż zachowanie Łasica najprościej mówiąc zaczęło go denerwować! No jak tak można się uśmiechać czy patrzeć!

Głupi dziad.

Itachi dyskretnie rozejrzał się wokół, czy aby nikogo w pobliżu nie było, bo chociaż mu widownia nie przeszkadza, to sądził, że blondynkowi owszem. A, że z niego jest tak płochliwa sarna mimo tej całej otoczki kozaczka, to trzeba się z nim obchodzić jak z jajkiem. Co nawet się dla bruneta podobało. Zawsze to jakaś odskocznia od wiecznie marudzących kobiet i przyziemnych facetów, z jakimi miał, niestety, styczność.

A więc nikogo nie zauważył. W takim razie położył dłonie na policzkach chłopaka i zauważył, że mimo chłodnego wieczoru, to jednak są one gorące. Ten dzieciak był niewyobrażalnie wszędzie ciepły a niekiedy nawet i gorący. Uchiha już sprawdził w jakich okolicznościach i gdzie był rozgrzany.

Och, na same wspomnienie o tym przestał myśleć o jakichś dyndrymałach i po prostu pocałował swoją sarnę, napawając się jej zaskoczeniem, płochliwością i niepewnym odpowiedzeniem na pocałunek. Ach, ten gówniarz był fenomenalny.

Gdy pocałunek dobiegł końca, Naruto otworzył swoje wielkie, niebieskie oczy, które podczas tego napadu na jego przestrzeń prywatną się zamknęły, i aż westchnął głęboko widząc czarne, rozwiane włosy starszego chłopaka i jego ciemne oczy w których palił się żar. Żałował (podobnie jak Fifek), że pocałunek już dobiegł końca.

Itachi pogłaskał go pieszczotliwie po policzku nie przestając się uśmiechać. Ach, czasem to chciałby umieć czytać w łasicowych myślach.

- Na czym skończyliśmy? Ach, że „nie ma tak łatwo”. Och kociątko – Uchiha przytulił się do blondynka, a jedna z jego dłoni z policzka zjechała do jego pleców, a stamtąd jeszcze niżej… - wilk musi cię chyba uświadomić do kogo należysz.

Naruto aż zadrżał w odpowiedzi czując dotyk chłopaka jak i słysząc jego słowa. O matko kochana, nie sądził, że w swoim jakże młodym życiu znajdzie takiego faceta. Istny chodzący seks na nogach!

- Do nikogo nie należę! – odparł blondynek, ale jakoś tak jego głos był słabszy niż parę chwil temu. Czyżby bliskość Łasica tak na niego podziałała?

- Z pewnością – odpowiedział Itachi i znów go pocałował. Tyle, że ten pocałunek nie miał nic z delikatności, jak to było w poprzednim. W tym Uchiha chciał przelać cały swój żar, tęsknotę za Uzumakim, jego gorącym ciałem, czy małych, ciekawych rączkach, które ostatnio doprowadziły go do szaleństwa, gdy podczas ich minionego miziania tak chętnie poznawały jego sylwetkę.

Nie wiedział czemu, ale ta niewinność, wrodzona kokieteria strasznie na niego działała. Dlatego też z pomrukiem zadowolenia poczuł, że blondyn go obejmuje i odpowiada coraz bardziej pewnie na pocałunek.

I wszystko byłoby w porządku, ale, że życie to nie bajka, to i ich szczęście nie mogło długo trwać.

- Muszę odebrać. Może to coś ważnego – powiedział Naruto, szukając w kieszeni pomarańczowej kurtki dzwoniącego telefonu.

Łasic odsunął się od niego, ale dalej trzymał go w ramionach i nie zwracał uwagi na przechodniów. Ich twarzy nie było widać, a na dodatek stali tyłem do latarni.

- Tak? – spytał Uzumaki, zaskoczony, że Gaara dzwonił do niego o tak późnej porze.

- Naruto, gwiazdeczko ty moja, nie uwierzysz gdzie ja jestem! – powiedział Sabaku cały podekscytowany.

Itachi słysząc głos rudzielca (ten mały diabeł miał strasznie głośny, a przez co irytujący głos), sapnął zirytowany, że ten bękart im przeszkodził w jego małym tete a tete, i skierował się w stronę samochodu, będąc dalej blisko blondynka, ale już go nie obejmując.

- No nie mów, że prokuratura wreszcie cię dopadła! – odpowiedział Uzumaki, cały podenerwowany, idąc bez słowa sprzeciwu tam, gdzie ukochany go prowadził.

Najpierw odpowiedziała mu cisza.

- No co ty, stary! To jeszcze za wcześnie!

- To weź mnie nie strasz, człowieku. Skąd mogę wiedzieć gdzie jesteś?

- Ano zgadnij. Jestem w domu a na dodatek zamknięty w łazience, ale to nieważne. A podpowiadając, to w tym domu mieszka jeden z naszych rozgrywających.

- Rozgrywających? O czym ty opo…? – popatrzył się zaskoczony na Uchihę, jakby on miał mu odpowiedzieć. I wystarczyło jedno spojrzenie na niego, aby już wiedzieć, gdzie jego najlepszy kumpel siedział. – Jakim cudem znalazłeś się u Hyuugi?!

- Ha! Ma się te sposoby! – odpowiedział mu zadowolony głos Sabaku. Naruto mógł sobie wyobrazić, jak ten puszy się jak paw upajając się swoim sukcesem. W końcu znalazł się w domu Neji’ego! – Ale uwierz, wiele krwi mnie to kosztowało.

- Nie gadaj tyle głupot, ale szybko mi mówi, jak to się stało, że Neji wpuścił cię do środka! – Nawet nie zauważył, że został posadzony na fotelu w samochodzie Łasica.

- O matko, jak ty wszystko chcesz wiedzieć. A tak, aby z ciekawości zajrzeć do książek, to już ciężko. No więc wiedz, że to był bardzo ciężki dzień. Masakryczny wręcz, gdyż musiałem spędzić go z najnudniejszą dziewuchą, jaką glob musiał trzymać. Hinata to beznadzieja beznadziei. Nigdy nie widziałem tak nudnej dziewczyny. Już nawet z twoją Sakurą jest o czym pogadać.

- Sakura to super ekstra dziewczyna, ten teges - oburzył się Naruto. – Mądra, bo figuruje w szkolnej piątce najlepszych uczniów (poza oczywiście sportowcami),śliczna, zgrabna, co mogłeś zauważyć podczas występów jej grupy przed meczami.

- Tak, twoja Sakura to chodzący ideał. Szkoda tylko, że za każdym razem odwraca głowę i idzie w inną stronę, gdy lecisz do niej niczym pies, aby ponosić jej torbę czy po prostu pogadać – prychnął Gaara.

- Oj tam, oj tam – odparł Uzumaki, któremu się jakoś tak przykro zrobiło, że jego obiekt marzeń tak go olewał.

- No, a wracając, to dzwonię do ciebie, bo mam interes.

- Jaki niby?

- No bo nasi sportsmeni jadą jutro na mecz, nie? No, to pomyślałem, aby pojechać z nimi. Genialne! Może wreszcie moja duszyczka przestanie zadzierać swój piękny nosek i spojrzy niżej. A wtedy kogo zobaczy? Ano mnie, czyli swoją przyszłą, wielką miłość! A jak jeszcze a głupi Tuńczyk nie będzie się kręcił w pobliżu, to może wreszcie coś się stanie! Och, co ja gadam, na pewno coś się stanie! Więc duj szybko do swego faceta marzeń i mów mu, aby nas wziął na mecz. Co im szkodzi, aby jeszcze dwie osoby pojechały, no nie?

Naruto westchnął i spojrzał na starszego chłopaka, który gdzieś go wiózł. Chwilę temu dyskutowali o wyjeździe i Łasic namawiał go, aby pojechał z nimi na ten pioruński mecz. Niezbyt się zgadzał, gdyż nie czuje się dobrze w towarzystwie reszty sportowców (tak się na niego gapią, że brr), ale skoro z Gaarą by jechał, to raz się żyje.

- Ok., postaram się to załatwić – odpowiedział.

- Dzięki, stary!

I się rozłączył. Dopiero teraz zauważył, że jest pod domem, a Itachi wyszedł z samochodu i skierował się w stronę budynku.

Naruto z podniesionymi brwiami patrzył, jak rozmawiał z jego Kushiną i jak ta znów niczym nastolatka rumieni się i chichocze. Matko, co z tą kobietą?!

Nie chcąc już dłużej siedzieć w wypasionym samochodzie Łasica, poczłapał do domu będąc prawie pewnym, że jutro pojedzie na mecz.

Gdy wszedł do środka, to Uchihę znów zaczepił jego staruszek i siedzieli jak jacyś spiskowcy na kanapie, a matka latała w kuchni i wyjmowała talerzyki, aby nałożyć na nie ciasto.

Blondynkowi aż ślinka pociekła na myśl o szarlotce, więc pomógł Kushinie. Ona miała oczy dookoła głowy! No bo jak inaczej wyjaśnić to, że gdy parzyła herbatę, to widziała, że jej synek sięga po ciasto? Czasem podejrzewał, że miała ona swoje korzenie w Ufo.

Gdy usiedli wszyscy w salonie, a ojciec dalej opowiadał swoje opowieści dziwnej treści jak to tam w policji się dzieje, podczas gdy mamuśka co chwilę podstawiała Łasicowi kolejny kawałek szarlotki, Naruto zauważył, że to mu się podoba. Że Itachi w jego domu mu się podoba.

- W porządku – odpowiedział dla Uchihy na pytanie, czy pojedzie z nim na mecz, gdy ojciec poszedł po jakąś odznakę czy inne pioruństwo, a Kushina po cytrynę do herbaty.

Itachi się nie uśmiechał. Dla Itachi’ego uśmiechały się oczy i to one zdradzały, w jakim chłopak był humorze. A teraz po usłyszeniu słów Uzumakiego, był w bardzo dobrym.

A Naruto widząc tą reakcję również był w dobrym humorze, dlatego też uśmiechnął się szeroko i dał się skusić na szybki pocałunek podczas nieobecności rodziców, jak i figle migle dozwolone od lat osiemnastu, które nastały potem, gdy poszli wreszcie do pokoju blondynka.

7. Bóg stworzył, a diabeł wychował, czyli istna bohema


- Naruto, nie sądziłem, że kiedykolwiek to powiem, ale przestań. Przestań robić to, co właśnie robisz, bo wpadnę w kompleksy, zlinczuję się i będzie źle. Uwierz, będzie wręcz potwornie.

- Co ty opowiadasz?! Jakie kompleksy? Ty i kompleksy? Poza tym co takiego robię niby? Patrzę się tylko.

- Właśnie,  patrzysz. Bo Łasic też się patrzy. I jak obydwaj się tak patrzycie, to między wami pojawia się ta dusząca i przyprawiająca o mdłości chemia, która miała być już dawno między mną a Hyuugą. A jeszcze nie ma. Ale nie ma co się martwić. Mam plan, który zbliży mnie do mego kurczaczka jak bum cyk, cyk.

- Jaki znowu plan? Ja o niczym nie wiem!

- Sabaku, Uzumaki, czy ja niby wam nie przeszkadzam? – spytał nauczyciel, któremu gadanie tych dwóch darmozjadów zaczęło przeszkadzać.

Genma, z którym klasa chłopaków miała właśnie wychowanie fizyczne, musiał jakoś z rudego i płowowłosego gnojka wykrzesać jakieś zaangażowanie w to, co działo się na zajęciach.

- No troszkę – odpowiedział Sabaku, uśmiechając się przy tym tak powalająco, że ćwicząca obok grupka aż się zatrzymała i obserwowała przebieg wydarzeń.

Genma trochę się zmieszał. Wszyscy się na niego patrzyli! Nawet Kakashi, który z jak zawsze nieobecnym obliczem, czytał jedną z tych swoich perwersyjnych książeczek (żeby w szkole trzymać coś takiego? To się w głowie nie mieści!). I nic nie zrobił z tego, że jego drużyna zaprzestała grać, tylko znalazła sobie lepsze zajęcie.

Mężczyzna spojrzał po reszcie swoich uczniów. Shikamaru, który siedział na pierwszej ławce, o ironio, zaraz z niej zleci, jeżeli się w porę nie obudzi; wieczny żarłok, Choji, co chwilę sięgał do plecaka, aby wyjąć z niego ciastko; Rock Lee, który wiecznie pchał się do wszystkiego i chciał zawsze coś dotknąć, sprawdzić, obecnie nie robił wyjątku, tylko latał tam i z powrotem paplając coś o wiośnie miłości i aby każdy się radował z czegoś tam… nieważne; Uzumaki, jak to Uzumaki, na jego zajęciach i tak nigdy nie uważał, to i teraz wyjątku nie zrobił.

Dzięki wszystkim bogom za innych uczniów takich jak Sasuke czy Shino. Oni chociaż coś z zajęć wyciągali.

- Sabaku! Czy to nie ty jesteś aby w tym tygodniu dyżurnym? – Nauczyciel dalej nie odpuszczał.

- Ano, pewnie tak – zgodził się rudzielec, powoli wstając. Ha! Wszystko było lepsze od siedzenia na zajęciach i słuchania tej nudnej paplaniny.

- Ależ siadaj, siadaj. – Zatrzymał go. – Nie ścieraj tablicy, ja zetrę – skinął na małą tablicę, na której były jakieś bohomazy zostawione przez inne klasy. – Może jak powdycham kredy, na pylicę zachoruję, na rentę szybciej mnie wyślą, i nie będę musiał oglądać waszych małych, wrednych dziobów. 

Genma, podobnie jak reszta nauczycieli, nie zwracał na wybryki Sabaku uwagi, dopóki nie zaczynał burd. Wtedy to nie ma zmiłuj. Od razu do kozy!

- Oj tam, oj tam – rudzielec znów uśmiechnął się szeroko, i już chciał przeskoczyć jak łania parę ławek, ale wyprzedził go Naruto.

- To ja w takim razie zetrę tablicę. W końcu chcemy, aby pan jak najdłużej z nami pozostał, nie? – powiedział, i zrobił coś, co zawsze skutkowało. A mianowicie uśmiechnął się tak ślicznie, włoski zafalowały mu tak uroczo, pomachał gęstym rzęsami w tak rozkoszny sposób, że nauczycielowi aż serce szybciej załomotało.

I cóż miał innego powiedzieć jak:

- Idź, idź. Tylko nie zbocz wracając, tak jak zrobiłeś to ostatnio.

Przemilczał fakt, że wtedy był z Sabaku i wydzierali się „Pożar! Ratunku! Niech każdy ratuje się kto może!”. I byłoby wszystko w sumie w porządku, gdyby nie to, że owym pożarem był palący się świstek papieru leżący na parapecie, po którym mniej niż minucie zostało kompletnie nic. 

- Tak jest! – Naruto przystawił do czoła palec wskazujący i środkowy (tak jak widział w tych wszystkich filmach, których rodzice zabraniali mu oglądać ze względu na sceny drastyczne, na co Naruto zawsze prychał, gdyż zadając się z Sabaku miał na co dzień coś z dreszczowców. Najprawdopodobniej staruszkom chodziło o te wszystkie wątki miłosne, które zawsze były przeplatane w akcję prędzej czy później), chwycił gąbkę (nie zwracał uwagi na wołania Sabaku „Ty Brutusie!”) i wybiegł z sali gimnastycznej. Jemu również nie w smak było siedzenie na zajęciach. Poza tym znając Gaarę, to przepadnie on na prawie całą lekcję i znów mu sprawowanie poleci w dół. A Naruto, jak na dobrego kumpla przystało, nie może dopuścić, aby rudzielec miał jeszcze gorsze niż nieodpowiednie. Toż przy nagannym mogą go wywalić ze szkoły! I z kim Uzumaki będzie się szlajał? Nie ma takiego drugiego jak Sabaku, dlatego blondas musiał dbać o to, aby choć jego zachowanie nie było najgorsze (porównując do reszty jego ocen, które aż proszą, ba, błagają! o pomstę do nieba).

- Och! – pisnął przestraszony, gdy ktoś złapał go za błękitną bluzkę i pociągnął za kolumnę, uciekając od wścibskich spojrzeń kamer, które dyrektor zakupił w poprzednim roku.

Co za łotr! Co za patafian tak go przestraszył?! To zapewne jakiś upiór, który poluje na takich słodkich i uroczych blondasów jak on. Najprawdopodobniej jest potwornie brzydki, jak ten dziad z filmu, który Naruto ostatnio oglądał. Nie pamiętał tytułu, ale to było straszne przeżycie. Bo będąc cykorem, ani nie wyłączył komputera, na którym oglądał film (ze strachu bał się wydostać z kokonu, jaki sobie zrobił z kołdry), ani nie włączył lampki nocnej (ten sam powód jak poprzednio), oraz nie chciał zamknąć oczu, bo obawiał się, że ten dziadyga z rękawiczką z ostrzami zamiast palców, przyjdzie i po niego.

Jakie było jego zdziwienie, gdy zamiast Freddy’ego Kruegera zobaczył Łasica, który przyszpilił go do ściany i, jakby nigdy nic, całował. Cóż, mając przy sobie Itachi’ego Uzumaki również się czuł, jakby śnił. Tyle, że te sny (na szczęście) były o niebo przyjemniejsze.

Starał się go jakoś uspokoić, co było naprawdę trudne, gdyż Fifek (ta mała, podstępna kreatura), dość mocno polubił Uchihę i nie chciał pozwolić, aby Naruto przerywał ich mizianie. Zresztą, sam chciał się przyłączyć, ale blondynek mu na to nie pozwalał, ściskając go boleśnie udami.

- Itachi – westchnął blondas, któremu aż kręciło się w głowie od nadmiaru emocji. Nigdy nie sądził, że pójście do szkoły przyniesie mu aż tyle niespodzianek.

Uchiha, jakby nigdy nic, dalej obcałowywał go po szyi, dotykając pewnie, choć i delikatnie, ciała chłopaka.

Naruto nie przypuszczał, że można czuć dotyk na ciele dosłownie wszędzie. Wydawało mu się, że zaraz wybuchnie, jeżeli Łasic nie przestanie. A wiadome było, że nie miał zamiaru przestać.

- Co to było przed chwilą, hm? – spytał starszy chłopak, nagrzewając szyję blondasa swoim ciepłym oddechem, od którego aż się kręciło mu w głowie. W ogóle będąc tak blisko niego, czując ten zapach, widzieć ten wzrok, słyszeć ten głos, mieć na wyciągnięcie ręki to ciało, nie w sposób było się opanowywać od westchnięć czy nawet jęków.

Uzumaki zarzucił mu na ramiona ręce, bo nie mógł wręcz ustać. Nogi się zamieniły mu w galaretę.

A Uchiha, jak to Uchiha, z okazji skorzystał i pomógł ustać blondasowi, trzymając go bezwstydnie za tyłek, który na dodatek zaczął ugniatać. O matko kochana…

- Przed chwilą? – spytał Naruto, który nie miał pojęcia, co Łasic za banialuki opowiadał.

- Na sali gimnastycznej. Co to za nieczyste zagrania, aby tak podchodzić nauczyciela, co?

- Och, to – przypomniał sobie. – Było to trochę zabawne jak zareagował.

- Nie, nie było.

- Właśnie, że tak – upierał się przy swoim. No bo jak nie było, jak było, nie?

- Och kociątko, zginiesz kiedyś marnie – westchnął Itachi. Coś mu się wydawało, że trudno będzie kiedykolwiek wmówić cokolwiek szczeniakowi.

Uchiha znów nachylił się nad Naruto, całując go i bezwstydnie obmacując. A co, jak jego, to może przecież. A w jego mniemaniu chłoptaś już był jego.

Uzumaki na wszystko się zgadzał. Psia mać, nie wiedział jak, ale ten wstrętny Łasic robił coś z jego samokontrolą, że mówiła mu bye, bye, i nawet nie machała na pożegnanie. Jak to jest, że zgadzał się na każdy jego dotyk? Niepokojące.

- Ekhm!

Itachi oderwał się od chłopca, patrząc wilkiem na osobę, która wydała owe chrząknięcie.

Gaara stał zadowolony przy filarze z założonymi rękoma, patrząc się na nich bezczelnie. Głupi gnojek.

- Sabaku, co powiesz na to, abym w ten weekend zabrał cię do lasu na polowanie? Ty sobie radośnie pohasasz niczym sarna, a ja wezmę spluwę. Co ty na to? – warknął. Coraz bardziej nie znosił tego bękarta.

- Pewnie. Z tobą? Wszędzie – odpowiedział rudzielec, który za nic miał grożenie starszego chłopaka. Nie on pierwszy i ostatni chciał ukrócić jego żywot. Przyzwyczaił się.

- Gaara, daj nam chwilę, dobra? – poprosił Naruto, który już widział Armagedon, jaki nastanie, gdy Sabaku nie zniknie z pola widzenia Łasica.

- Pewnie, słońce ty moje – odpowiedział, robiąc parę kroków do tyłu, aby Uchiha (co on taki nerwowy?) go nie zobaczył, ale żeby wszystko słyszeć.

Itachi westchnął, opierając czoło na czole blondasa.

- Przyjadę po ciebie wieczorem. Wtedy będziemy mieli więcej prywatności.

- Prywatności? Na co ci prywatność?

- Na wiele rzeczy.

Fifek słysząc te słowa, krzyknął „Tak! Tak! Tak!” i już teraz chciał się spotkać z Uchihą w „cztery oczy”, ale materiał spodni dość mocno mu to uniemożliwiały, i zostało mu jedynie próbować. Naruto nie był zadowolony z tych prób i starał się wybrzuszenie jakoś ukryć.

Nadaremnie.

Itachi odsuwając się od niego, niby niechcący (ta, jasne) potarł dłonią krocze blondyna, który podskoczył, kwiknął i zarumienił się jeszcze bardziej.

- Do zobaczenia – powiedział i skierował się w kierunku sali gimnastycznej, nie zaszczycając Sabaku nawet swoim spojrzeniem.

- Nie prowokuj go – powiedział Naruto, gdy rudzielec podszedł do niego.

- E tam – machnął ręką. – Fiu, fiu, coś widzę, że wasza wczorajsza randka nie skończyła się tylko na lodach, co nie? – Uśmiechnął się bezczelnie.

- No jakoś tak wyszło – Uzumaki wzruszył ramionami, udając większego głąba niż był w rzeczywistości.

- Oj opowiadaj! Jam rządny szczegółów! Co było? Jak było?

- Gaara! – krzyknął Naruto, który był czerwony jak piwonia. No jak to tak pytać się o takie rzeczy?

- Toż jestem twoim najlepszym kumplem. Komu masz mówić, jak nie dla mnie? Poza tym ja niedługo też będę miał ci wiele do powiedzenia – podniósł zadowolony brodę do góry.

- Tak? Czyżby jakiś przełom w relacji "ty i tyłek Neji’ego"?

- Och, Naruto, a żebyś wiedział – westchnął, a jego myśli powędrowały do pewnej zakompleksionej brunetki, która miała mu dzisiaj dawać korki. I to nigdzie indziej, a w gospodarstwie mości waćpana Hyuugi.

6. Bóg stworzył, a diabeł wychował, czyli istna bohema


Gaara sądził, że był geniuszem. I nie takim jak Shikamaru czy Sasuke, którzy z ich klasy mieli najwyższą średnią. Gaara był geniuszem intryg, planów i wiedział, że jeżeli na czymś mu definitywnie zależało, to uda mu się to osiągnąć.

Chociaż nie zawsze w swoich czynach wykazywał się inteligencją. Na przykład, gdy po raz pierwszy zobaczył Hyuugę, jego szalone serce wręcz zagalopowało, a myśli krążyło tylko wokół tego zgrabnego tyłka, którego Neji (zapewne nieświadomie) tak eksponował. Więc postanowił, że chłopak będzie jego kolejnym celem do zdobycia (nie, żeby z rudzielca był jakiś Casanova).

Jego pierwszym zamiarem było zdobycie numeru telefonu przystojniaka. Oczywiście nikt nie chciał mu dać, ale dzięki Shizune, sekretarki wicedyrektorki, zdobył chociaż (nie pytajcie jak. Aż nie chce się wierzyć, co samotne kobiety dają sobie wmówić) numer do domostwa Hyuugi.

Parę naście razy dzwonił (nawet zdarzało się, że i anonimowo), żeby dowiedzieć się, czy taki osobnik jak Neji Hyuuga tam mieszka, a jak tak, to czy go zastał. Matka, czy kto tam odbierał, nie wytrzymała tego po dłuższym czasie, bo wybuchła:

- Posłuchaj mnie uważnie, chłopczyku, ile razy jeszcze mam ci mówić, że Neji’ego nie ma? Jest na treningu. Jeżeli masz do niego jakąś sprawę, to łaskawie się przedstaw i powiedz co chcesz. A jeżeli nie, to przestań wreszcie dzwonić.

A odkładając słuchawkę usłyszał jeszcze jak jakiś facet (zapewnie małżonek) się spytał, co się dzieje, a ona odpowiedziała, że:

- Te dzieciaki za dużo sobie pozwalają. Jakiś szczeniak chce coś od Nejiego. Co ja jestem, jego sekretarką? Wystarczy, że z bólem go poczęłam, to nawet teraz mam z nim krzyż pański.

Cóż, więcej Sabaku nie zadzwonił.

Potem przyszedł czas na dowiedzenie się, gdzie jego luby mieszkał i zapoznanie się z okolicą.

Gdy zobaczył jego dom, to od razu wiedział, że tak właśnie będzie wyglądało jego życie z ukochanym przy boku. Ha, teściowie go pokochają (nie ma innej alternatywy. Na pewno go polubią na miejscu! A jak nie to… to cóż, z tym też sobie poradzi), będzie wiódł spokojne życie w ich domu (innymi słowy ma zamiar zalęgnąć się tam ze swoimi gratami i nigdy stamtąd nie wychodzić) i czekać aż jego miłość wróci z pracy, żeby obsłużyć go jak króla (i wziąć z tego niezły haracz. Nic nie ma za darmo).

Problem był z tym, że nie wiedział, jak się wkręcić do środka. To nie było takie łatwe, jak w przypadku domostwa mości pana Sasuke, że powiedział Naruto, aby go tam zaprowadził. Tu będzie musiał użyć najwyższej jakości geniuszu.

Do tej pory nic nie wymyślił.

- Jakie to jest wszystko upierdliwe – westchnął Shikamaru, który gapił się jak zawsze w obłoki na niebie, leżąc na trawie.

- Ano – zgodził się z nim Sabaku, wypluwając źdźbło trawy i sięgając na oślep po następne.

Zerknął na zegarek. Minęło już pół godziny, odkąd rozmawiał z Naruto, że przyjdzie i go uratuje. Phie, głupek. Toż Itachi to ciacho nad ciachami (oczywiście nie równa się z Hyuugą. Uchiha jest na drugim miejscu)! Ma wśród dziewczyn (jak i nauczycielek) swój fanklub. Więc niech Uzumaki całuje Łasica po paluszkach, że chociaż spojrzał na niego. Ba, że się odezwał!

Chociaż trochę niepokoiło go to, że Uchiha zainteresował się jego blond głupkiem. Okej, Naru do mało atrakcyjnych nie należał, ale… jednak coś było nie halo w tym, że taki worek testosteronu jak Uchiha, zainteresował się poczciwym Naruto.

- Muszę go uratować – postanowił siadając. – Nie wiem co Łasic od niego chce, ale się dowiem. W końcu to mój dobry kupel.

Sabaku był zdeterminowany aby pomóc blondasowi. Już chciał lecieć mu na ratunek, już wręcz pędził, ale…

- Zostaw go – powiedział Shikamaru. – Niech się bawi.

Gaara spojrzał na niego i z powrotem opadł na trawę.

… ale mu się nie chciało.

- Masz rację. Niech korzysta z życia – zgodził się z nim Sabaku.

Uśmiechnął się zadowolony. Naruto jeszcze mu podziękuje, że nie przyszedł. Na razie ma większe zmartwienie. Cholerny Hyuuga…

- Cześć.

Spojrzał w bok napotykając nieśmiały wzrok koleżanki z klasy. Siedziała z metr od nich (czy nie ma lepszego już miejsca na leżenie, tylko ta góra? Gaara lubił tu przesiadywać dlatego, że – teoretycznie – był tu widok na całe miasto, jak i temu, że dla upartego mogło się wydawać, że ściany góry mają wyryty twarze. Często z Naruto dyskutował kogo widzieli. Oczywiście jego głupkowaty przyjaciel wszędzie widział Sakurę. Ta dziewczyna owładnęła nim na amen. Więc w sumie dobrze, że Łasic się za niego wziął). Zaraz, zaraz. Jak jej było? O, Hinata.

Hinata Hyuuga.

Hyuuga…

- Cześć – odpowiedział Sabaku, uśmiechając się szeroko. Już wiedział kto pomoże w mu planie, który powoli rodził się w jego chorym umyśle.

Houston, wylądowaliśmy!
* * *
- O rany, o rany, o rany – mamrotał podekscytowany Naruto, patrząc się jak urzeczony na piekarnik. A bardziej na to, co było w środku. Ciacho! A ściślej serniczek. Ukochany serniczek, który z brzoskwiniami smakuje wyśmienicie. Ach, jego mama była fenomenalna. Chociaż powinna bardziej skupić się na kuchni niżeli na gromieniu jej jedynego syna.

- I tak będziesz musiał poczekać aż wystygnie – powiedziała kobieta, nawet na niego nie patrząc, tylko wycierając talerze.

- Oj mamuś – pisnął chłopak. Nie mógł tyle czekać! Toż to skandal! – Ja chcę!

Kobieta prychnęła i zerknęła na niego, a zaraz jej wzrok powędrował gdzie indziej. A mianowicie na dwóch mężczyzn (jeżeli Itachi’ego można tak nazwać), którzy stali przy kominku w salonie i o czymś rozmawiali. Minato był podekscytowany tym, że syn pułkownika był w jego małym, skromnym domu, rozmawiał z nim, zwykłym policjantem, oraz (co najbardziej go zdziwiło) to, że znał jego głupiutką latorośl.

Kushina również zgłupiała widząc takiego chłopaka w towarzystwie blondasa. Ostatnio była strasznie na syna zła za to, że co rusz zbierał dodatkowe zajęcia pozalekcyjne, które zadawali mu nauczyciele w ramach kary za błazenadę z tym krnąbrnym dzieciakiem, Sabaku. Co chwilę latała od jednego okna do drugiego, dzierżawiąc w dłoni wałek (nie żeby go użyć, rzecz jasna. Może jedynie postraszyć) i mamrotała przekleństwa na temat jej nieznośnego syna. Ale złość minęła dając upust zaskoczeniu a zaraz i oczarowaniu. Z pięknego samochodu wyszedł jej Naruto, który niczym spłoszona sarna, przybiegł do domu, zapewne się nawet nie żegnając z chłopakiem, który go przywiózł. Och, Kushina doskonale wiedziała, kim on był. Uroda osób z rodziny Uchiha była niepowtarzalna.

Więc, aby nacieszyć oczy i zająć czymś męża, kazała Naruto wrócić do Itachi’ego i zaprosić na kolację. Chłopak się stawiał ze wszystkich sił, bo nie wyobrażał sobie, aby spędzić z tym człowiekiem choć chwilę dłużej. Ale jego matka umiała go przekonać (w końcu nadal trzymała wałek). I tak Itachi od godziny gościł w jego domu, a Naruto przesiadywał w kuchni, gapiąc się na piekarnik a żołądek już mu śpiewał serenady na myśl o cieście.

- Cierpliwość jest cnotą – zgromiła go kobieta i odwróciła się.

Blondas w odpowiedzi nadąsał policzki bo wiedział, że matrony nie przekona. Z czasem coraz bardziej podziwiał swego ojca za to, że niekiedy udawało się na Kushinie cokolwiek wymusić. Toż to graniczyło się z cudem!

- Och kochanie, jakie piękne zapachy – do kuchni wszedł Minato odziany w gruby szlafrok (nie zdążył się przebrać a Itachi’emu nie przeszkadzało to, że był tak ubrany, choć sam miał na sobie tylko markowe ubrania. Naruto nigdy mu nich nie zazdrościł. Nie miał pojęcia kim był Tommy Hilfinger, Ralph Lauren czy Miuccica Prada, i wcale mu to nie przeszkadzało. Sasuke również ubierał się jak burżuj, jak zresztą cała familia Uchiha. A jak wiadomo, byli oni dość pokręceni a Naruto wcale nie chciał być bardziej pokręcony niż był teraz, więc markowymi ubraniami się nie interesował) a za nim Łasic, któremu aż się kręciło w głowie od tych pięknych zapachów. W jego domu rzadko kiedy piekło się ciasta. Jedynie na okazje, a ich nie było zbyt dużo.

Naruto, który na kuckach siedział przed piekarnikiem, kątem oka patrzył, jak jego ojciec wraz z Uchihą zasiadają do stołu, jak jego mama podaje im kubki z herbatą i również siada. I ten widok zaniepokoił chłopaka. Bo czy to nie dziwne, że szkolny celebryta, dziecię ciemności tak dobrze dogadywał się z Naruto rodzicami? A oni byli nim wręcz zauroczeni? Ech, starzy ludzie, a zachowywali się jak… szkoda gadać.

- Kochanie, długo jeszcze? – spytał mężczyzna. – Bo wiesz, Itachi, moja małżonka piecze wspaniale. Nie ma sobie równych – zachwalał kobietę.

- Och Minato – Kushina zarumieniła się i zachichotała. Wyglądała jak jakaś nastolatka. – Niech Itachi sam zadecyduje, gdy spróbuje. Jeszcze z dziesięć minut i wam nałożę.

- O! – Naruto aż się zerwał. – Im to dasz spróbować a mi, swojej ukochanej latorośli, jedynej, dodam jeszcze, cudem, który zaszczycił świat swoją obecnością, to nie dasz? – Założył ręce na piersi w geście niezadowolenia. No bo jak to tak?!

- No przecież nie będę kazała Itachi’emu siedzieć u nas niewiadomo ile, aby spróbował ciasta – zauważyła kobieta.

- A jaki problem? Niech siedzi jak najdłużej – powiedział zanim pomyślał. Bo gdyby pomyślał, nie zaczerwieniłby się oraz nie zobaczyłby dziwnego błysku w oczach bruneta, który rzadko kiedy spuszczał go z wzroku. – Znaczy, teges, nie, żebym go zatrzymywał, ale skoro ja mam czekać aż wystygnie to czemu i on nie?

- Naruto…

- W porządku – rzekł Uchiha. – Jeżeli to nie zrobi państwu jakiegokolwiek problemu, to mogę poczekać.

Naruto wnętrzności zatańczyły walca. On i jego długi jęzor…

Kushina uśmiechnęła się i zaczęła przepraszać za zachowanie jej krnąbrnego syna (gadała coś o tym, że teraz rodzice wcale nie są w wychowaniu gnojków potrzebni, gdyż za nich robi to Internet) a Minato rozpoczął kolejną opowieść o jednej ze swojej akcji, o której nigdy synowi nie powiedział.

Zły na cały świat, że los robił sobie z niego znów żarty, bez słowa poszedł do swego pokoju, znajdującego się na piętrze. I jak się spodziewał, rodzice nawet tego nie zauważyli. A jak już, to nic nie powiedzieli, tylko nadal robili z Łasica niewiadomo co.

Będąc w pokoju kopnął pierwszą rzecz, jaka mu się pod nogi nawinęła, a to wcale nie było takie trudne, bo Naruto i porządek to istny absurd. Wszędzie walały się jego ubrania, pudełka po ramen, który przemycał w ukryciu przed Kushiną (wręcz była uczulona na tę zupę. Nienawidziła jej, choć jej syn i mąż świata poza nią nie widzieli), małe karteczki z napisanym maczkiem tekstem, które pomagały mu na niejednej klasówce, zeszyty do połowy napisane, choć powoli zbliżał się koniec roku szkolnego, i wiele, wiele innych rzeczy, które jego matka nazywała po prostu śmieciami. Ciągle mu powtarzała, aby je wyrzucił. A nic nie dają jej wzmianki, że niedługo wyrosną im nóżki i same poczłapią do kosza na śmieci, czyli tam, gdzie jest ich miejsce. Co jak co, ale jej poczucie humoru nie jednego nieboszczyka wywlokłyby z grobu.

- Głupi Łasic, głupi, głupi, głupi – warczał.

Ech, z babami było prościej. Bądź co bądź, wiedział na czym stał. Chociaż były niekiedy bardziej pogmatwane niż mężczyźni. Przykładem może być Sakura; dziewczyna, za którą Naruto latał od paru lat. Chodziły plotki, że miała zwyczaj przywłaszczać sobie czyjeś rzeczy. Jak gumki do ścierania, długopisy, biżuterię ze sklepów… czyichś facetów. I czy to nie jest chore?

- A niech to. – Tym razem kopnął w kąt buty.

Aż podskoczył na miejscu, gdy usłyszał pukanie. Odwrócił się raptownie i już miał zobaczyć kto śmiał wejść do jego pokoju, choć na to nie pozwolił, gdy zaczepił się o siatkę, która ni z tego ni z owego wyrosła przed nim, i padł na ziemię.

- Wszystko w porządku?

Jasne. Uchiha.

Dlaczego on zawsze musiał się skompromitować w jego oczach? No dlaczego? Czym zawinił, że takie rzeczy właśnie jego spotykały? Losie, gówno prawda, że jesteś sprawiedliwy.

- Pewnie, teges. Tyłek mam twardy, więc nic mu się nie stało, chociaż gorzej z dumą – wymamrotał krzywiąc się. – Jest z deka zachwiana.

Itachi westchnął i ukucnął przed nim.

Niespodziewanie złapał go za policzki i podniósł jego głowę tak, że te wielkie, błękitne oczy patrzyły się wprost na niego.

- Co robisz? – spytał blondyn, nie wiedząc co się działo.

- To, na co mam teraz ochotę – odpowiedział Itachi.

Uzumaki miał już coś powiedzieć, już otwierał usta, ale na chęciach się skończyło. Gapił się jak urzeczony na starszego chłopaka, który z dziwnym blaskiem w oczach i delikatnym uśmiechem (!) miał usta tak miękkie, że nie w sposób było je porównać z niczym innym. I te usta właśnie oderwały się od jego ust, aby zaraz znów wrócić do całowania.

Naruto nie wiedział co robić. Całować się nie potrafił, więc jedynie, z szybko galopującym sercem, odpowiadał niezdarnie na pocałunki. Nie patrzył się ani na korytarz, czy aby przypadkiem nikt ich nie przyłapie, ani na talerzyk z gorącym ciastem, który Itachi musiał przynieść. Wpatrywał się tylko w Łasica, gdyż on i jego usta były w jego centrum wszechświata.

Miał milion motyli czy innych robali w brzuchu, które dość odczuwalny sposób dawały o sobie znać. I jeszcze na dodatek ten zapach… Czym u licha ta łajza się perfumowała, że tak pachniał?

Dłonie bruneta były przyjemnie zimne, w odróżnieniu do narutowych policzków, które wręcz go paliły. Młodszy chłopak nie miał co zrobić z rękoma, więc położył je na kolanach Uchihy.

- Naruto! – Usłyszeli krzyk Kushiny, ale nie zareagowali. Nie chcieli. – Naruto! Zejdź mi tu jak najszybciej na dół!

Itachi oderwał się od ust dzieciaka. Pocałował go jeszcze delikatnie w czubek nosa.

- To musi być strasznie męczące być tobą – powiedział, zanim nie wstał. – Do zobaczenia jutro.

I wyszedł zostawiając chłopaka z istnym mętlikiem w głowie. Ale nie tylko. Zostawił go też z bzdurnym uśmiechem na twarzy i opuchniętymi ustami.

Naruto nie miał teraz najmniejszej ochoty na sernik. Ha, teraz możesz się wypchać!

Teraz miał na co innego chrapkę. I nawet Fifek, który również zdołał się obudzić, musiał się z nim zgodzić.