czwartek, 27 września 2012

1. Bóg stworzył, a diabeł wychował, czyli istna bohema



- Jesteś pewien, że to dobry pomysł? - spytał sceptycznie blondyn, rozglądając się dookoła. W duchu modlił się, aby nikt ich tym razem nie przyłapał. Który to byłby raz w tym roku? Trzeci? Czwarty?

- To nie jest dobry pomysł - odpowiedział rudzielec, przechylając głowę tak, aby  widzieć jak najwięcej przez dziurkę od klucza. - To majstersztyk.

- Gaara, nie możesz odpuścić? Nie chce cię, dał ci to do  zrozumienia dość... dobitnie.

- Twoja Sakura również, ale ciągle za nią latasz - odparł Sabaku, uśmiechając się. Ach! Widzi swoje ciacho! - I jak pomagam ci w podglądaniu jej w szatni dziewczyn, to nie marudzę.

- Ale to co innego - bronił się.

- Ta, ja od Hyuugi nie dostanę w pysk. Jesteś strasznym masochistą, Naruto. Odpuść sobie ją wreszcie i idź za prądem wiosny, czy co tam ciągle ta chodząca larwa gada.

- Rock - przypomniał przyjacielowi imię szkolnego niedorajdy. - Ale Sakurcia to co innego! - Wciąż zażarcie upierał się przy swoim.

- Bo ma cycki? - Parsknął Gaara, szczerze rozbawiony. - O, jest! - Uśmiechnął się szeroko widząc obiekt dla którego nie pozwolił iść Naruto na zajęcia (nie, żeby blondynowi zależało) i kazał trzymać wartę, aby nikt ich nie nakrył.

  Neji Hyuuga; jak tylko zobaczył go na boisku szkolnym grającego w siatkę, nie potrafił o nim zapomnieć. Te jasne oczy, długie, czarne włosy, blada skóra i zgrabny tyłek. Aż mruknął, widząc, jak się odznacza pod szortami. Musi być twardy i jędrny.

  No cóż, Sabaku nie należał do osób bojaźliwych, więc przy pierwszej okazji sprawdził, czy jego przypuszczenia były słuszne.

  Oczywiście, że były!

  Przez całe trzy sekundy macał Hyuugę po tyłku i nawet nie dostał w pysk! Cóż, nie od samego chłopaka.

  Jego występek nie spodobał się szkolnemu tuńczykowi - Kisame. Dostał przezwisko "tuńczyk" z powodu częstego taplania się w wodzie po treningach. Nawet szkolny piękniś Deidara tak długo nie przesiaduje pod prysznicem jak Hoshigaki.

  A więc Kisame przy pomocy pięści i gróźb dał Gaarze do zrozumienia, że nie życzy sobie, aby trzymał swe małe paluchy na tyłku Nejiego. Na jakiejkolwiek z jego części ciała, mówiąc ściślej.

  I czy to rudzielca przestraszyło? Bynajmniej. Jeszcze bardziej napalił się na starszego chłopaka, który tylko udawał (według Sabaku), że nie dostrzega go. Bo tak naprawdę się nim zainteresował.

  No cóż, wmawiał to sobie.

  I teraz, patrząc na bruneta, chodzącego w samej bieliźnie, nie potrafił ukryć jęknięcia.

- Żałuj Naru, że tego nie widzisz. - Oblizał nawet usta.

- Gaara! - Naruto powinien się przyzwyczaić do perwersji przyjaciela. Na każdego tak reagował, jeśli wpadł mu w oko. Tak szybko się zakochiwał jak odkochiwał. Gdy zdobył tego, na którym mu tak zależało, umywał ręce i wycofywał się. Cały on.

- No co? Stwierdzam fakty. - Wzruszył jedynie ramionami.

  Uzumaki pokręcił głową. Zerknął na zegarek. Cholera, znów będzie musiał prosić drania o pożyczenie mu notatek.

- Uzumaki! Sabaku! - Z końca korytarza usłyszeli krzyk szkolnego trenera, Hatake Kakshiego. - Wy znów tutaj?

  Gaara wyprostował się pośpiesznie. Przed podniesieniem się zauważył jeszcze, że zawodnicy w szatni usłyszeli mężczyznę.

- Miałeś pilnować! - warknął do Naruto.

- Pilnowałem - odparł blondynek i z głupim uśmiechem podszedł do nauczyciela. - Dzień dobry! Jak tam poszukiwanie drogi życia? Dalej wiele skrzyżowań? - Kakashi był sławny i z tego, że prenumerował perwersyjne książeczki, że się zawsze spóźniał (piętnaście minut to minimum), oraz, że zawsze usprawiedliwia się dennymi wymówkami, którym nikt nie wierzy.

- Uzumaki, ty czasem pomyśl zanim cokolwiek powiesz. Nie macie teraz zajęć?

- Nie ma nauczyciela - odpowiedział Sabaku szybko.

  Drzwi od szatni się otworzyły i oczom trójki ukazała się w świetle słońca drużyna, która była dumą szkoły. Znajdowała się w niej sama elita, do której należał starszy brat przyjaciela Naruto, Itachi (zwany przez brata łasicem), tuńczyk, miłość Gaary, Hidan (który bardziej kocha swój wygląd niż własną matkę), Sasori (któremu podoba się chłopak-szkolna-maskotka, Deidara) oraz Zabuza (postrach szkoły, osiedla, miasta, wszystkiego).

  Sabaku nie mógł ukryć szerokiego uśmiechu, jaki zawitał na jego śniadej gębie na widok Hyuugi.

- A z kim powinniście mieć teraz zajęcia? - dopytywał Kakshi.

- Z Gaiem - odpowiedział tym razem Naruto, widząc śliniącego się rudzielca.

- Z Gaiem mówisz. - Hatake podrapał się po siwej czuprynie. - Pięć minut temu właśnie z nim rozmawiałem.

- Wydawało się panu. No bo jak mógł pan z nim rozmawiać, skoro jego nie ma? - powiedział Sabaku. - Coś się panu uroiło.

- Sabaku. - Kakashi pokręcił rozbawiony głową. Ta dwójka zawsze pakowała się w jakieś kłopoty i przeważnie ich na czymś przyłapywał. - Macie teraz zajęcia z Umino, więc radzę wam się pośpieszyć. A po lekcjach macie przyjść na salę gimnastyczną w ramach kary za... - Spojrzał na swoją drużynę. - ...podglądanie.

- A co będziemy robić? - spytał Naruto, któremu nie w smak było kolejne dodatkowe zajęcie. Matka go zabije.

- Zawsze znajdzie się tam jakieś zadanie - odpowiedział i uśmiechnął się jak to on zwykł robić, czyli nieadekwatnie do sytuacji. - A teraz zmykajcie.

  Uzumaki chwycił Gaarę za fraki i pociągnął za sobą. Sabaku posłał jeszcze całusa dla Hyuugi (ten aż otworzył usta z wrażenia) i skręcili w pierwszy korytarz.

- Ach, ta młodzież. - Hatake pokręcił jedynie głową.
* * *
  Gorąco. Bardzo, bardzo gorąco. Słońce grzało tak mocno, jakby chciało, aby każdy zachorował na raka skóry. Zapewne tak było. Naturze nie można wierzyć. To zdradzieckie nasienie.

  Ale nie można się poddawać! Trzeba być twardym! Trzeba mieć gdzieś promienie słoneczne! Trzeba, tak jak Shikamaru, wylegiwać się pod jedną z jabłoni i mieć gdzieś Gwiazdę dnia, która ze wszelakich stron stara się dostać do chłopaka.

  Phie.

  Marne szanse. 

- Nie było cię na zajęciach - przemówił głos. Czyżby to słońce wabiło go, aby się ruszył? A może ktoś (żywy) coś do niego mówił? A może to wszystko tylko mu się zdawało?

- Nie było cię na zajęciach! - Głos zaczął się irytować.

  Pytanie: kto by do niego mówił? Raz - nie jest zbytnio towarzyski, przez co nie ma wielu znajomych. A dwa - może było to jednak to słońce? Może to ono chce, aby wreszcie przestał się wylegiwać, podczas gdy ono nadal nie potrafi się przebić przez gałęzie i liście jabłoni?

- Shikamaru Nara, mówię do ciebie, bucu leniwy! - Głos był już naprawdę zirytowany. Ale co go to obchodzi?

- I? - mruknął w odpowiedzi, nie mając zamiaru otworzyć jednak oczu.

- I masz nieobecność.

- I?

- I to kolejna w tym tygodniu. Możesz mieć kłopoty.

- I?

- I nic, cholero jedna. Leż sobie nadal, skoro masz swoją edukację gdzieś. Ale potem nie męcz mnie z notatkami, bo ci na pewno nie dam. I nie obchodzi mnie skąd je weźmiesz. W ogóle już przestajesz mnie obchodzić. Idę. Idę, słyszysz?

- Mhm. - Wydał z siebie mruknięcie, co mogło być wzięte za przytaknięcie.

  Osoba prychnęła i z impetem odwróciła się, kierując w stronę szkoły.

  Może i Nara był człowiekiem leniwym, ale czasem odzywała się w nim ciekawość. Uchylił więc oczy, chcąc wiedzieć, kto tak niby się o niego martwi. Nie, żeby po głosie nie rozpoznał osoby, ale jego mózg wolniej pracował, gdy na podwórku panował skwar.

  Ino.

  E, to nie ma co się przejmować. Blondynce szybko zawsze przechodzi złość na niego.

  Ale co prawda, to prawda. Mógłby już się stąd ruszyć i pójść do szkoły. Poprawka, w stronę szkoły. Bo jest pewien na sto procent, że nawet nie wejdzie do budynku, a skieruje się w stronę śmietników, gdzie uczniowie mają swoją palarnię. Nie, żeby się krył z tym, że palił. Ale trzeba jednak zachować resztę tego czegoś, o czym zawsze wspominał dyrektor podczas apelów, czego według niego u młodzieży brakowało. Starcze gadanie.

  W połowie drogi wyjął zapalniczkę oraz papierosy. Spojrzał z ukosa na słońce, które z zadowoleniem smażyło mu skórę. Przeklęte draństwo.

  Gdy dochodził już do swojego sanktuarium, usłyszał czyjś cichy głos. Prawie niesłyszalny, ale on zdołał go wyłowić pośród innych (czyli niczego, mówiąc krótko, ale nadajmy chwili więcej dramatyzmu). Zatrzymał się i rozejrzał wokół, rozmyślając, skąd owy głos dochodził.

  Przeszedł kawałek i zatrzymał się jak wryty.

  Shikamaru Nara nie jest człowiekiem, któremu łatwo coś wmówić.

  Ani kimś, kim można kierować. Ma on swoje własne zasady, których się trzyma. Na przykład: nigdy nie wierzył w miłość od pierwszego wejrzenia. Ale widząc ten wypięty tyłek nie mógł tego nie powiedzieć:

- Chyba się zakochałem. 

1 komentarz:

  1. Witam,
    no naprawdę Gaara bez zahamowań do obserwacji swojego obiektu westchnień... ciekawe kim się Shikamaru zainteresował...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń