czwartek, 27 września 2012

3. Bóg stworzył, a diabeł wychował, czyli istna bohema


- Ona jest straszna.

- Bredzisz, Hoshigaki - odparł Pain, wpatrując się w zdjęcie dziewczyny na jakimś portalu randkowym. Ową dziewczyną była Konan, lala, która chodziła ze szkolnymi szychami z ich klasy. Było to dziewczę spokojne, wręcz flegmatyczna. Miłe, ale... oj, cóż mydlić oczy, zwykła dziwaczka, ot co.

- Bredzę? Tobie się na starość na mózg rzuciło, Nagato. - Kisame nadal nie rozumiał, co takiego chłopak widział w tej lasce. Przecież szkaradna była. - To maszkara.

- Żadna maszkara! To moja przyszła małżonka!

- No gratulacje stary, serio. Ale jesteś pewny? Wiesz, przed ożenkiem to każda niunia jest cacy, ale gdy tylko dojdzie do wypowiedzenia formułki, po której padnie obustronne "tak", niunia przestaje być niunią? Zmienia się w poczwarę, która tyje jak świnia i przykleja na stałe swój tłusty zad do fotela. I tak aż do końca twego, jak i jej jałowego życia.

- Co ty majaczysz?

- Wcale nie majaczę. Świętą prawdę ci mówię, stary. Naukowo udowodnione.

Itachi, przysłuchując się rozmowie, wolał o nic nie pytać. Czasem lepiej żyć w niewiedzy.

Postawił na stoliku szklanki z sokiem pomarańczowym. Na ich widok Deidara, który został zaciągnięty siłą do domostwa Uchihy (swoje kościste paluszki mieszał w tym Sasori), rzucił się do stołu i, zanim ktokolwiek mógł cokolwiek wypić, opróżnił karton soku do połowy.

Głupi szczyl.

Gospodarz, jako że był od czasu do czasu leniwym bucem, usiadł obok Sasoriego, który nie spuszczał wzroku z Deidary.

- Ten wdzięk, czar, styl. Ach, tylko się zakochać - westchnął Hidan, nie potrafiąc przestać gapić się na swoje odbicie w lustrze. Z całej ich paczki był on najbardziej zadufanym narcyzem. - A ten tyłeczek. Mrau! Czysta rozkosz! - Odwrócił się do szklanej tafli tyłem i lekko się wypiął, aby mieć lepszy wzgląd na swoje "cudowne" zderzaki.

- Po co jadłem te sajgonki? Przez tego bęcwała mi niedobrze - burknął Sasori, nie mogąc już (jak większość) słuchać paplaniny kumpla. Mógłby wreszcie zamknąć japę i zostawić lustro matki Itachiego w świętym spokoju.
Czyżby Akasuna spostrzegł małe pęknięcie na środku tafli? Ha, wiedział, że nawet ona nie wytrzymałaby tyle!

Itachi jedynie ciężko westchnął. Jak to mówią, rodziny się nie wybiera. W jego przypadku kumpli również.
* * *
- A co Łasic taki nie w sosie? - Cienkie brwi Sabaku uniosły się.

Jego rudy czerep co rusz pojawiał się to przy jednym, to przy drugim oknie. Wiadomo, kogo szukał.

- Gaara, uspokój się - syknął Naruto, który siedział pod jedną z wiśni w ukryciu, sądząc, że nie zostanie zauważony. Marzenia ściętej głowy.

- Ale nie ma go... - zajęczał za głośno chłopak, zatrzymując się przy oknie pokoju Itachiego. - Gdzie mój bąbelek się podział?

- Może jest w toalecie? W końcu to też człowiek i swoje potrzeby ma - zauważył Uzumaki, modląc się w duchu, aby nie wpaść przez tego rudego idiotę w jakieś tarapaty.

- Naruto! Bluźnisz, stary! - O tak, teraz na pewno nikt z ulicy nie usłyszał, że ukrywali się w ogródku Uchihy. Gaara, tylko pogratulować rozumu. - Hyuuga to zesłaniec boski, który ma na celu ciągnąć mnie za nos i uwodzić. Nęka mnie wręcz, pizduś plastuś jeden.

- Twój pizduś plastuś.

- Jak najbardziej mój - uśmiechnął się zadowolony chłopak,
* * *
Sasuke był grzecznym chłopcem. Słuchał się rodziców, brata, nauczycieli. Jeżeli któryś z nich zlecał mu jakieś zadanie, najczęściej je wykonywał. Ale nie mógł bezczynnie siedzieć w pokoju, tak jak kazał mu jego starszy brat, skoro słyszał pod domem krzyki. Doskonale wiedział, do kogo należą. Na głos Sabaku był już wyczulony. Wystarczyło, że na biologii czy matematyce ta ruda łajza siedziała za nim i na każdym sprawdzianie prosiła (cóż, jeżeli prośbą można nazwać kopanie w krzesło i groźby) o odpowiedzi.

Nie, żeby Sasuke nie lubił chłopaka. Lubił, ale jedynie gdy milczał i stał paręnaście metrów do niego. Tyłem, najlepiej.

I oto przed nim trudna decyzja. Zejść na dół i zobaczyć, co ten patafian wyprawiał pod jego domem, czy zrezygnować i zostawić sprawę bratu? Ale czy Itachi da radę Sabaku? Cóż, z nim nawet prokuratura sobie nie radzi, to co dopiero taki poczciwy Łasic. A co tam, zejdzie.

A więc, najciszej jak potrafił, wyszedł z pokoju i zszedł po schodach na parter. Po drodze minął Hyuugę, zajadającego się czekoladowymi babeczkami, które zrobiła wczoraj Uchihowa matka. Ech, jak szarańcza - wejdzie i już dewastuje wszystko po drodze. Włącznie z lodówką.

Chłopak wyszedł z domu. Skierował się wprost w stronę ogrodu, gdzie...

- Sabaku, Uzumaki! Co wy u licha wyprawiacie?!
* * *
- No i gdzie się pałętałeś? - spytał Zabuza, gdy Neji wszedł do pokoju, w którym siedzieli sportowcy.

- To tu, to tam - ciemnowłosy wzruszył ramionami, siadając przy Kisame. Tuńczyk właśnie skakał po portalach randkowych, szukając wybranki dla Paina. Cóż, strata czasu. Konan zbyt głęboko wbiła swój gwóźdź w jego czerep. Teraz nie chciała wyjść. - Widziałem twojego brata - powiedział do Itachi'ego. Brunet siedział na kanapie obok Sasoriego i wyglądał jak jakaś cholerna rzeźba. Z deka chore.

- To Itachi ma brata? - Deidara zdziwił się wyraźnie. Podniósł blond łeb i spojrzał na nowo przybyłego z zaciekawieniem. - Równie towarzyski co ty, Itachi?

Sasori również zareagował, ale zupełnie inaczej niż jego obiekt westchnień. On aż westchnął wewnętrznie, widząc te wielkie, zaciekawione ślepia. Jego słodziutki aniołeczek z móżdżkiem wielkości orzeszka. Wręcz ideał. Bo żebyście widzieli jego to na co Sasori ma największą chrapkę...

- Sasuke to typowy wyrostek. Buntowniczy, niezdecydowany, zabłąkany w tym wielkim świecie. Mógłbym mu powiedzieć, że ten stan kiedyś się skończy. Ale po co mam go oszukiwać? I nie, w niczym nie jest do mnie podobny - odpowiedział Itachi, po chwili wstając i kierując się w stronę drzwi. Chciał zobaczyć co sprawiło, że jego młodszy braciszek śmiał bez jego pozwolenia wyjść ze swojej pieczary.

- Zapowiada się niezła rozróba! - pisnął ucieszony Kisame, wiedząc, jak się sprawy kończą, gdy ktokolwiek sprzeciwia się jego kumplowi.
* * *
- ... Imbecyle wy! Bezmózgi! Jak mogliście! No odpowiedzcie, jak śmieliście wejść na moją posiadłość i tak ją zdemolować?! Już ja się z wami policzę! Widzicie te kwiaty? Wiecie jak moja matka szaleje jak ktokolwiek zniszczy jej chwasty?! Tępe palanty!

Sasuke już wychodził z siebie. A jeszcze mina tych dwóch półgłówków tylko pogarszała sprawę.

- Naruto, zapraszałeś go, aby do nas dołączył? - spytał cicho Gaara patrząc zafascynowany jak Uchiha robi się coraz bardziej zły. Ale ubaw!

- Zwariowałeś? - odpowiedział równie cicho Uzumaki. - A ty? - zadał jakże inteligentne pytanie.

- Ja też nie. Więc po co on tu jest, jak nikt go nie zapraszał?

Ręka Sasuke aż świerzbiła, aby przylać tej durnej, rudej pale. Jak taki idiota może chodzić swobodnie po ulicy? Paranoja.

- Sabaku, wyobraź sobie, że jesteś na moim podwórku i chyba mogę na własnych ziemiach chodzić kiedy chcę, nie?

- No chyba nie, skoro - z tego co pamiętam - Itachi zabronił ci wystawiać kinol poza pokój. A ty mu się sprzeciwiłeś! - Chłopak wyprostował się i wystawił palec, wskazując oskarżycielsko na najmłodszego Uchihę. - Ty niedobry bracie! Nie słuchasz się rodzeństwa. Ha! Będziesz miał przesrane!

Gaara, cały zadowolony, że zamknął na jakiś czas usta Sasuke, chodził wokół chłopaka cały w skowronkach. Młody Uchiha za to stał jak posąg, mierząc intruza wzrokiem. Już widział, jak to małe, piegowate ciało zostaje rozszarpane przez jego owczarki. Ech, że też dziś rodzice musieli zabrać je do weterynarza.

- Gaara, uspokój się. Ludzie się patrzą - syknął Naruto, który dalej nie wychodził spod drzewa. Chyba znalazł pod nim swój azyl.

- A co, to mój dom, że sobie lipy narobię? - odparł Sabaku, robiąc piruety. I tak się zaczął okręcać, że aż zakręciło mu się w głowie i upadł na ziemię. A, co najdziwniejsze - gdy otworzył oczy, zobaczył przed sobą nie jedną, a osiem par butów. Podniósł łeb.

Na początku światło słońca go oślepiło, ale zaraz jego oczy przyzwyczaiły się do jasności. Aż pisnął.

Jego bączek! A czy on właśnie miał w dłoniach... nie może być!

- Co tu się do licha wyprawia? - spytał Itachi.

Nim uzyskał odpowiedź, Sabaku wstał z ziemi i poleciał do zaskoczonego (ten dzieciak ciągle go zadziwiał) Hyuugi. Jego oczy świeciły się niczym małe brylanciki.

- Moje ciasteczko! - pisnął. Nie wiadomo, czy chodziło mu o samego chłopaka, czy słodycz, którą właśnie zajadał.

Neji'ego zawsze ten chłopak powalał. Jakoś nie umiał dość szybko zareagować, gdy ten go tak otwarcie atakował. Dlatego też dobrze, że istnieli coś takiego, jak przyjaciele.

Kisame złapał rudzielca za koszulkę i podniósł go do góry, przez co ten nie dobiegł do swego obiektu westchnień.

- Moje! Moje! Moje! - krzyczał Sabaku, machając rękoma, aby jakoś dosięgnąć Hyuugę. Marne szanse.

- Ech, ty głupi dzieciaku, czemu wreszcie nie dasz Neji'emu odpocząć od swojej chucherkowatej osoby? - spytał Tuńczyk, który nie miał żadnych kłopotów w trzymaniu dzieciaka. Był leciutki jak piórko.

- A czemu ty wreszcie nie wylądujesz w piekle i nie zabawisz się z diabłami? Mógłbyś tam w końcu spłonąć - odparł Gaara.

- Oż ty! - krzyknął Hoshigaki, łapiąc w stalowym uścisku rudzielca. Ten krzyknął przeciągle z bólu. Ale czy ktokolwiek mu pomógł? Znikąd pomocy!

- Sasuke, trzymaj lepiej na smyczy swoich przyjaciół, bo sobie zrobią krzywdę - rzekł Itachi, który miał już dosyć całej tej chorej sytuacji. Gdzie matka? Gdzie obiad? Zero pożytku z tych kobiet.

- Ale to nie ja ich tu sprowadziłem. Wszystko to Uzumakiego wina - wskazał na blondasa siedzącego pod drzewem.

Gdy Itachi go zobaczył, na moment wszystko się zatrzymało.

1 komentarz:

  1. Witam,
    ha Sasuke taki p0osłuszny ;] Gaara jest cudowny, no i wystarczy tylko wzmianka o Uzumakim, a Itachi już reaguje ;]
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń