środa, 27 marca 2013

15. Miłość za rogiem


A to drań przebrzydły.

- Zobaczą nas! – powiedziałem, gdy odepchnąłem Oskara od siebie. Nie wiedziałem co właśnie roiło mu się w głowie.

- Nikt nami się nie interesuje – odparł mężczyzna z powrotem napierając na mnie ciałem. Zszedł niżej pocałunkami, na szyję, gdzie – no rzesz jasna cholera – miałem chyba z milion wrażliwych miejsc. Wystarczy, że ten dupek przeklęty muśnie ustami choć skrawek, ja już piszczę i kwiczę jak zarzynana świnia, podczas gdy moje nogi przestają być mi podporą i zamieniają się w galaretę.

W pewnym momencie Oskar przyłożył dłoń do mych ust i rozkazał:

- Liż.

Byłem na tyle podniecony, że nie obchodziło mnie to co on mówił. I tak bym spełnił każde jego życzenie tylko po to, aby nie przestał właśnie kąsać mego jabłka Adama czy ocierać się biodrami o moje własne. Ponadto drugą ręką trzymał mnie mocno za tyłek i co chwilę ściskał.

Położyłem dłonie na jego ramionach i posłusznie lizałem to co mi do lizania dał, i poddawałem się wszystkiemu. Dalej nie rozumiałem co w niego wstąpiło, ale dopóki…

- Mmm!

No właśnie. Dopóki robił to co robił, nie potrafiłem mu się przeciwstawić.

Czułem jak majtki robią się równie wilgotne ta jak jego dłoń, która tłumiła częściowo jęki.

Zadrżałem czując, jak moje ciało przewodzi prąd czy inne cholerstwo, przez które chyba padnę na zawał. Cholernie podoba mi się to, że ma on nade mną taką władzę. Że to on dyktuje warunki, a ja koniec końców i tak się poddaję. Chyba do końca przeszedłem na ciemną stronę mocy.

- O cholera! – stęknąłem czując, jak Oskar nie kwapiąc się o delikatność, wsuwa za pasek moich spodni dłoń, którą wcześniej dokładnie lizałem, i mocno ściska twardego jak skała penisa. Rzesz w mordę, żadna dzierlatka nie doprowadziła mnie do takiego stanu jak ten neandertalczyk.

Znów mnie pocałował poruszając ręką gwałtownie. Sięgnąłem po jego rozporek, ale wolną ręką odsunął moją nie pozwalając się nawet tknąć. Ale ja musiałem! Zaraz mi ręka odpadnie, jeżeli nie poczuję jego gładkiego, gorącego penisa!

- Daj! – jęknąłem, znów sięgając do jego krocza.

- Ty krnąbrny gówniarzu – charknął odsuwając się ode mnie tylko po to, aby w gwałtownie odwrócić przodem do auta, o które się opierałem, i zaraz przycisnąć się ciałem, jakby chciał abym stopił się z blachą.

Oddychałem ciężko nie protestując, gdy moje gatki wylądowały przy kostkach, oraz, gdy rozchylił me pośladki tylko po to, abym poczuł tam jego penisa.

- Co robisz?!

Seks homoseksualistów nie był mi nieznany. Mając za brata Hektora nie można nie wiedzieć podstaw. Jednakże mimo wiedzy, czułem, że nie jestem na to gotowy. Ani psychicznie, ani tym bardziej fizycznie.

- Zostaw mnie! – krzyknąłem starając się mu wyrwać. Niestety, bęcwał był ode mnie silniejszy.

- Przymknij się – warknął, trzymając jedną ręką moje dwie, a drugą grzebał przy tyłku.

Próbowałem wypchnąć go biodrami, ale zaparła się gadzina jedna, i nie dałem rady. Za to oddychałem, jakbym był chory na astmę. Super. Normalnie rewelacja. Niby młody człowiek, wszystko przede mną, a nie potrafię poradzić sobie z napalonym facetem, którego ogarnął szał. Gdzie są mięśnie, gdy ich potrzebuję?!

Co najśmieszniejsze, to penis mi nie opadł. Ba, był przyciśnięty jak ogórki w słoiku, ale to wszystko, co Oskar robił, strasznie mu się podobało! Kurna. Ale ze mnie zboczeniec.

Zadrżałem czując, jak śliska główka penisa ociera się o kość ogonową, zaraz odbyt, aż dochodzi do jąder, które – już i tak malutkie – z tego wszystkiego stały się mikroskopijne.

Odchyliłem głowę w bok nadstawiając szyję do pocałunków, ugryzień, potencjalnych malinek. Jęczałem przy tym jak nienormalny chcąc… a nie! Pragnąc więcej! Pragnąłem, aby znów ścisnął pośladki, aby gryzł skórę na karku zostawiając widoczne znaki, aby jego gorący sprzęt nie przestał trącać mych jąder.

Gdyby mnie puścił, upadłbym.

Syknąłem, gdy boleśnie, do samego końca, odgarnął pośladki przyciskając się do nich biodrami, przez co był nade mną nachylony jak drapieżnik.

- Pocałuj mnie – poprosiłem, odchylając głowę do tyłu i kładąc ją na jego ramieniu.
Oskar zrobił to, co chciałem całując mocno i gwałtownie. Myślałem w pewnym momencie, że wyrwie mi język, gdy zassał się na nim.

Byłem na skraju orgazmu. Nigdy tego nie zapomnę.

Jęknąłem niezadowolony, gdy przestał kaleczyć me usta, skupiając się na tym, co było niżej.

Przytrzymał nasadę penisa tylko po to, aby zaraz pchnąć. Poczułem, jak mokra główka ociera się o uda, trafia na jądra, aż wreszcie cały członek jest między nogami.

- O cholera! – Oparłem czoło o dach auta nie mogąc uwierzyć temu wszystkiemu. Z jednej strony był zawód, że to jeszcze nie to, ale z drugiej te pchnięcia między udami było mega stymulujące. I gdyby nie to, że czułem się jak sardynka w puszce, bym z chęcią odpowiedział na mężczyzny ruchy, czy chociaż go dotknął. Teraz zostało mi poddanie się jego biodrom, które w szaleńczym tempie się poruszały.

Ciężko posypywał grzejąc oddechem mój kark. Trzeba zapamiętać, że po alkoholu robi się z niego straszny zwierzak.

- Och, mmm – mruknąłem, przylegając do chłodnego auta.

Jak to możliwe, że byłem tak blisko orgazmu, choć ani ja, ani Oskar nie dotknęliśmy mojego krocza? Czy jego penis ma jakieś nadprzyrodzone właściwości, że wystarczy, że delikatnie mnie muśnie, a ja już podkładam się usłużnie jak wywłoka w burdelu?

- Ściśnij mocniej uda – rozkazał Oskar.

Nie zdążyłem nawet zrozumieć co on do mnie mówi, gdy poczułem wilgoć między nogami. Odchyliłem głowę do przodu, podczas, gdy mężczyzna położył swoje ciężkie cielsko na moim i oddychał już spokojniej.

Byłem na skraju orgazmu. Ciężar Oskara plus jego gorący oddech plus jego ręka, która zawędrowała do mojego twardego i już nie opuszczonego penisa, sprawiło, że raz dwa byłem w ósmym niebie. Nawet nie musiał ruszać. Wystarczyło, że mocniej ścisnął.

To było dobre. Cholernie dobre. Tak dobre, że niech nadejdzie Armagedon, z nieba zaczną spadać meteoryty, świat ogarnie panika i ludobójstwo, a ja i tak będę miał to gdzieś.

Mój obecny wrzód na tyłku westchnął głęboko i odsunął się. Gdy i ja doszedłem do siebie zauważyłem, iż mam piekielnie obolały język i ciężko mi nim poruszać.

Odwróciłem się przodem do mężczyzny tylko po to, aby spoconym tyłkiem oprzeć się o zimne auto. Ów mężczyzna krzywiąc się nakładał spodnie mamrocząc coś pod nosem.

Uśmiechnąłem się sam do siebie dochodząc do wniosku, że takie pikantne igraszki potrafią zdziałać cuda. Bo czy byłem zły, z ust wydobywał się jad i miotało mną jakby szatan się we mnie zadomowił? Ależ skąd. A czy Oskarowi przeszło?

- Boli cię gdzieś? – spytał patrząc na mnie od pasa w dół, czyli gdzie zostawił część siebie.

Oczywiście, że przeszło. Miał tak masakrycznie miękkie spojrzenie, że nic tylko się w nim zakochać. Ale coś w jego spojrzeniu mówiło, że to jeszcze nie koniec. Mimo tego, że patrzył się na mnie z czułością, to jednak był markotny.

- Nie – odpowiedziałem nie mogąc nic innego powiedzieć. Pytanie „co się dzieje?” jakoś nie chce przejść przez gardło.

Oskar widząc, że nie nasuwam spodni z oczywistych powodów, zdjął bluzkę i kucnął przede mną. Otworzyłem usta zszokowany widząc co robił.

Jego delikatny dotyk był jak porażenie prądem.

W skupieniu wycierał powoli każdy centymetr mojej skóry, który był spocony bądź brudny od naszego nasienia. A chochlik czy inny czort wesoło skakał w mojej podświadomości mówiąc, że zrobiłem coś nie tak, bo ten mężczyzna odkąd go znam, to nigdy nie był tak kruchy. I nie chodzi nawet o to, że prawie klęczał przede mną. Jego oczy się nie śmiały. A jak mówią – oczy są zwierciadłem duszy. Więc skoro przez nie nie widać nic innego niż smutek, to co dopiero dzieje się w jego sercu?

- Przepraszam.

Nie wiedziałem za co akurat przepraszałem, ale wiedziałem, że to ja doprowadziłem tego dumnego mężczyznę do takiego stanu.

- Nie masz za co przepraszać, gówniarzu – odparł Oskar unosząc się powoli i całując. To było takie inne od pocałunków, które były parę chwil temu.  

Chciałem się do niego przytulić, ale nie zdążyłem.

- Wracamy do domu? Jakoś nie chce mi się siedzieć z tymi ludźmi – spytał wskazując na domek pełnej roześmianej przyszłości narodu, która wlewała w siebie alkohol nie zważając na potworny kac, który powita ich jutro z szerokim uśmiechem.

- Pewnie – odpowiedziałem idąc za nim. Dalej coś było nie tak.

Zerknąłem na brudną koszulkę, którą dzierżyłem w ręku. Czyżby był zły na siebie, że postąpił ze mną dość brutalnie? No, może to nie było naprawdę brutalne, ale najbardziej ze wszystkich naszych zbliżeń. Więc poniosło go i po prostu czuje się teraz jak ostatni cham i prostak? Może powinienem mu powiedzieć, że mi się podobało? Może to poprawi mu humor?

- Było fajnie – powiedziałem patrząc na niego uważnie i czekając na reakcję.

- Cieszę się – odparł i robiąc coś, czego się nigdy po nim nie spodziewałem. A mianowicie wystawił do tyłu rękę z zapraszającym geście, abym ją złapał.

O matko. To byłby nasz pierwszy raz! Aż mnie coś skręciło w żołądku.

Oskar poruszył palcami pokazując, że czeka na moją dłoń. Zrobiło się mi strasznie gorąco. Trzymanie się za ręce kojarzyło mi się z parami. Czy my takową byliśmy?

- I gdzie was zawiało, gołąbeczki? – spytał Hektor pojawiając się znikąd niczym upiór, przyprawiając mnie o palpitacje serca.

- Zwiedzaliśmy okolice – odpowiedział Oskar, któremu nagła obecność mojego brata nie była zaskoczeniem.

- I czemu postanowiłeś uraczyć nas widokiem swojej gołej klatki? – Hektor dalej zadawał pytania. A to ciekawska szuja. Nie widzi co się działo z jego (niby) najlepszym kumplem?

- Abyś popadł w kompleksy. Co taki ciekawski? – warknąłem mając dosyć tego wszystkiego. Stanąłem naprzeciwko brata zasłaniając swoim ciałem przy okazji mężczyznę. – Wracamy do domu.

Hektor uniósł zaskoczony brwi patrząc to na mnie, to na przyjaciela stojącego za moimi plecami.

- Zgłupiałeś? I ty i Oskar macie w sobie tyle alkoholu, że gdyby policja was złapała, dostalibyście dożywocie.

- Na szczęście tu nie jeżdżą. Także albo siedź tutaj, katuj wątrobę i nie sądź, że ktokolwiek po ciebie jutro przyjedzie. Albo pożegnaj się ze swoimi śmiesznymi koleżkami i parkuj tyłek do samochodu.

Hektor zerknął na zegarek i westchnął.

- Ależ stanowczy się robisz na stare lata – cmoknął. – Sumienie mi nie pozwoli mi puścić was samopas, także zaczekajcie tu. Wyjaśnię też wszystko dziewczynom, bo też się o was martwiły.

- To my poczekamy w samochodzie – powiedziałem, łapiąc Oskara (nareszcie!) za rękę i ciągnąc za sobą.

Jego dłoń była ciepła, szorstka i trochę wilgotna. Ale pasowała do mojej. Dlatego dotykanie do było mega przyjemne. Tak po prostu. Bo do siebie pasowaliśmy. Cholera, chyba zaczynam się w nim zakochiwać.

- I co ja mam z tobą zrobić, hm? – Usłyszałem, a zaraz zostałem pociągnięty do tyłu i przyciśnięty do ramienia Oskara. Na moment zabrakło mi tchu.  To nie dlatego, że mocno mnie przycisnął, ale czuć jego ciepło, zapach… to definitywnie za dużo jak dla mnie. – To raczej ja powinienem tobą rozporządzać a nie odwrotnie. Moja męskie ego tego nie zniesie.

- Wystarczy, że poobcierałeś mnie między nogami. Twoja rola dominatora na dzisiaj się skończyła – prychnąłem dotykając nosem jego szyi mając nadzieję, ze ciemne chmury przegonił wiatr.

Oskar przyłożył policzek do mojej głowy i tak staliśmy przez moment w ciszy (no, nie licząc dzikich wrzasków z domu i okropnej muzyki) ciesząc się ze swojej obecności. No, ja się cieszyłem, że miałem tego upartego dziwoląga tylko dla siebie. Wydrapię oczy każdemu, kto przerwie naszą idyllę.

- No co tak stoicie, turkaweczki? Hop do samochodu!

Nawet jeżeli będzie to mój własny brat.

* * *

Powrót był dość… no cóż, nudny. Oprócz Hektora nikt nie powiedział słowa. Oskar jechał powoli skupiony na drodze (w końcu wiezie miłość swojego życia! Trzeba uważać!) a ja zastanawiałem się co go dzisiaj ugryzło.

Najpierw wpadł w szał na widok mnie i tej niezdarnej dziewczyny, a potem, jakby przekuto balon, cała złość z niego uleciała zastępując dziwnie melancholijnym zachowaniem. Ze skrajności w skrajność, psia mać. Ten facet ma coś nierówno pod kopułą. Ale nie przeszkadzało mi to. Sam nie jestem normalny (podziękowania należą się oczywiści Hektorowi), i nie mam co się spodziewać tego samego po Oskarze, któremu mój brat również odcisnął piętno na psychice.

Gdy byliśmy na miejscu, rodziców samochody stały na podjeździe a w środku domku panowała ciemność.

- No, dzieciaki, koniec wycieczki. Czas wysiadać – powiedział Oskar zatrzymując się i wyłączając światła. Ale nie silnik.

- Zdążę zadzwonić do mojego Gabrysia! – powiedział Hektor szczęśliwy (że też ma powód, aby się cieszyć, skoro go luby mieszka na drugim kontynencie) wyskakując z auta jakby co najmniej Buka z Muminków go goniła.

Zostaliśmy sami.

- A ty nie idziesz? – spytałem.

- Nie – odpowiedział kierowca odwracając się do mnie. – Obawiam się, że jeżeli będę dłużej przebywał z twoim bratem, to udzieli mi się jego zachowanie.

Czyli po prostu stanie się głupi.

- A ze mną nie chcesz przebywać? – spytałem łapiąc się na tym, że jak żałosny był teraz mój głos.

- Ciebie to bym z chęcią porwał do siebie i już nigdy nie wypuszczał – odpowiedział Oskar jakoś tak ciszej, przez co musiałem się do niego przysunąć. Nie, żeby mi to przeszkadzało.

- To mnie porwij – powiedziałem równie cicho jak on, dotykając ręką jego nagiej klatki piersiowej.

- A co z Hektorem? – Oskar przysunął się jeszcze trochę.

- To duży chłopiec, poradzi sobie – rzekłem dotykając ustami jego ust i czując miliony latających cholerstw w brzuchu. A niech wam będzie. Zakochałem się.

***
Zupełnie inaczej to wszystko miało wyjść. W tym rozdziale miałam wyjaśnić zachowanie Oskara, ale gdy napisałam ostatnie przemyślenia Louisa, coś mną trzasnęło i powiedziało „stop!”. Także wytłumaczenie jego czynów będzie w następnej części.
Na dniach pojawi się następny rozdział Konochy. Jest już prawie na wykończeniu, także w najbliższym czasie powinnam opublikować.

Chyba że wen, ten niewierny potwór, znów postanowi wziąć nogi za pas i mnie zostawić… 

niedziela, 17 marca 2013

Za górami, za lasami...

Zanim zacznę się tłumaczyć dlaczego nie ma jeszcze rozdziału, chciałabym podziękować Ai~chan i Sakue za nominowanie mnie do Versatile Blogger Award. Bardzo, ale to bardzo miło mi z tego powodu. Nie sądziłam, że jeszcze coś takiego istnieje, oraz, że ktoś (sztuk dwie, czyli - jak dla mnie - dużo) pomyśli, aby mnie wytypować. Jednakże od paru lat nie biorę udziału w żadnych konkursach i  tego typu zabawach. Gdyby ktoś mnie wytypował, gdy próbowałam swoich sił na onecie, gdzie myślałam, że jestem och i ach, normalnie cuda niewidy, to bym chyba ze szczęścia padła :D No ale teraz, po tych latach, gdzie troszkę się wyrobiłam, przeczytałam opowiadania innych bardzo dobrych autorów (niektórzy jeszcze piszą, więc odsyłam do spojrzenia na lewą stronę bloga, gdzie znajduje się lista) to pomyślałam, że to bardziej zabawa niż poważna sprawa, dlatego oprócz pisania nie mam zamiaru nic innego robić. Ale i tak, gdybym Was, dziewczyny, spotkała, wyściskałabym :D

Co do rozdziału, to jest. Teoretycznie jest, a praktycznie, to leży i kwiczy. Coś mi ciągle w nim nie pasuje, coś mi ten Louis marudny się zrobił, a Oskara jedynie należy ubrać w biały kaftan, zapakować do karetki i posłać w siną dal. W sumie mogłabym już opublikować, ale po pierwsze, to nie wiem jak bym potem z tego wybrnęła, a po drugie - nie będę Was tym kalać. 
Mam więc nadzieję, że następna część pojawi się do końca tygodnia (szok, że na cały miesiąc daję raptem dwa rozdziały...). I nie zdziwcie się, jakbyście zamiast niej, zobaczyli ItaNaru...

Co do drarry, to przyznam się bez bicia - nie ruszyłam ani o jotę od miesiąca. Mnie też to boli, bo wypadałoby już skończyć ten fick. Ponadto beta chyba się na mnie obraziła, bo mimo moich nękań, twardo milczy, ale na szczęście jest i druga, ale co dadzą bety jak natchnienia brak? Macie jakieś pomysły, aby złapać wenę i nie puścić? Chyba już wyczerpałam wszystkie pomysły... 

sobota, 2 marca 2013

14. Miłość za rogiem


- Wiesz, bracie mój jedyny, że stojący tu drogi kum, a twoja nowa i jakże intensywna miłość, wypatrzyła sobie ciebie dużo wcześniej?

Spojrzałem zaskoczony na Hektora, który uśmiechał się szeroko. Potem mój wzrok spoczął na Oskarze, który przestał pakować zakupy do bagażnika.

- Co? – spytałem zdumiony znów patrząc na brata.

Oparł się dumnie o maskę auta nie zważając na ostrzegawcze spojrzenie Oskara.

- Ano tak. Można rzec, że jestem kupidynem, który połączył wasze zgorzkniałe serca. Powinniście być mi wdzięczni.

- Ale jak? – Patrzyłem to na jednego, to na drugiego mężczyznę. Nic nie rozumiałem. To poznałem Oskara wcześniej?

Podskoczyłem słysząc jak Oskar zamknął drzwi od bagażnika. Popchnął mało delikatnie wózek w kierunku Hektora przez co kołami najechał na jego stopy.

- Widziałem twoje zdjęcie, gdy byłem u was w domu – powiedział.

- Kiedy?

- Ponad rok temu.

Parsknąłem śmiechem. Było to naprawdę urocze. I nie chodzi mi o te domniemane zakochanie się we mnie, bo w to nie wierzę (w końcu z tego co pamiętam, to w domu owszem, były moje zdjęcia. Ale miałem na nich z dwanaście czy trzynaście lat! A na dodatek kwitły mi pierwsze pryszcze, które niczym chwasty w ogródku zaśmiecały mą skórę. Do tej pory z dziadostwem walczę. Ale jest dobrze! Mężnie wygrywam!), lecz o zmieszanie i złość Oskara. Dlaczego tak to przeżywał? Aż tak nie podoba mu się strata maski zimnego i nieczułego drania?

- Łał – spojrzałem na Oskara, który ze zmarszczonymi brwiami odprowadzał Hektora wzrokiem. Brat mój właśnie odstawiał wózek śmiejąc się cicho pod nosem. Och, wystarczyło, że Gabriel wrócił do swojego kraju, a ten już zaczął pokazywać rogi. Diabeł wcielony. – Robisz z tego aferę bo…? – spytałem zaciekawiony. Ponadto jego rozdrażnienie sprawiało mi radość, choć nie ja ten stan spowodowałem.

- Nie robię afery – odparł mężczyzna, opierając się jedną ręką o dach swojego samochodu. Gdybym przekrzywił głowę w prawo mógłbym ją oprzeć na jego dłoni. – Po prostu nie chcę, abyś widział we mnie chorego zboczeńca lubującego się w dziewiczych prosiaczkach.

Czy on mnie właśnie nazwał świnią?!

- I tak w moich oczach jesteś perwersem – wzruszyłem ramionami. – Skutki twoich działań czuję nawet do teraz.

Parsknąłem widząc w jego oczach błysk. W ogóle cała jego postawa się zmieniła, a rysy wyostrzyły. Czyżby wspominając to, co robiliśmy wczoraj wieczorem sprawiła, że odezwała się w nim bestia? Jakże ja biedny.

Oskar nachylił się nade mną grzejąc szyję ciepłym oddechem. Zadrżałem.

- Mógłbym zjeść cię w całości.

Gdyby nie to, że byliśmy w miejscu publicznym, inaczej ta rozmowa by wyglądała.

- Nie podejrzewałem cię o kanibalizm – odparłem siląc się na spokój. Ten facet sprawiał, że sam dotyk zwalał z nóg. A gdy jeszcze zacznie pieprzyć swoje farmazony, to już w ogóle odlatuję.

- Po prostu lubuję się w prawiczkach. Są tacy świeży i niewinni – mruknął, a jego wzrok czułem na swoim ciele.

Nie uważałem bycia prawiczkiem za jakiś wstyd czy problem. Po prostu nie trafiła mi się osoba, posiadająca pochwę godną mego mieczyka. Jednakże w ustach Oskara brzmiało to jak obelga.

I zapewne nią była.

Prychnąłem siadając do środka auta, podczas gdy Hektor usiadł przede mną, a Oskar na miejscu kierowcy.

To był właśnie moment, w którym mój rozsądek zaczął krzyczeć głośniej niż hormony. Nie trudno zgadnąć, że ja w tej konfiguracji będę czynić honory bycia kobietą. Oskar jest na tyle uparty, że bym nie namówił go do grzecznego podłożenia mi się i czekania, aż się wygodnie ułożę i w niego wejdę. Ponadto dupek na tyle poznał moje ciało, że wie, że dotykając dane miejsca, leżę i kwiczę jak zarzynana zwierzyna. I cóż ja biedny mam począć? Z jednej strony nie chcę, aby mój pierwszy raz był z penisem w tyłku. Ale z drugiej, to zabawienie się z dziewczyną oznacza zdradę Oskara. Nie, żeby nas łączyła jakaś gorąca miłostka rodem z romansideł. Ale coś jest. Mnie on zawsze intrygował. Od samego początku zaszedł mi za skórę. Ale jest coś takiego, jak pieprzona chemia, i to między nami bulgocze, paruje i robi inne straszne rzeczy sprawiając, że ciągnie mnie do tego mężczyzny jak cholera. Dlatego nasuwa się pytanie – co robić?

Jest też opcja, że do niczego między nami nie zajdzie. W końcu może on chce się tylko zabawić, doznać na własnej skórze tego, co tak ciągle mój brat wychwala? Cholera go wie.

- Uuu, dziewczyny się postarały – gwizdnął Hektor.

Spojrzałem tam gdzie on i jakoś nic nadzwyczajnego nie zobaczyłem. No, może oprócz masy aut, które utrudniały przejazd.

Ach! Nie powiedziałem jeszcze co się dzieje! Ano ma sarenka ma dziś urodziny i w domku swojej lesbijskiej drugiej połówki organizuje popijawę. Nawet nie chcę wiedzieć, co dostanie od naszej trójki jako prezent. Tym miał zająć się Hektor. A znając jego spaczony gust i chore poczucie humoru, to można się spodziewać wszystkiego.

W bagażniku obijały się o skrzynkę butelki piwa, które kupiliśmy w hipermarkecie. Moczymordy, które zażarcie o czymś teraz dyskutowały, obawiały się, że może nie starczyć dla wszystkich trunku bogów, więc na wszelki wypadek dokupili dwie skrzynki. Nie mam pojęcia skąd biorą na to kasę. Coś czuję, że i z mojego portfela ubyło trochę mamony, bo nie ciąży mi już tak w kieszeni. Pytanie tylko – która łajza śmiała mi w nim grzebać?

Zaparkowaliśmy tuż przed wejściem do domku. Gdyby kierowca się postarał i zatrzymał się metr dalej, wjechalibyśmy do środka. Sądzę, że inni dlatego postawili auta dalej, aby można było swobodnie zataczać się w tę i z powrotem. Jednakże Oskar, nasz wzorowy kierowca, miał gdzieś to co sądzą inni, i zapewne uważa, że to właśnie jemu zostawiono najlepsze miejsce.

Co za idiota.

- Wydaje mi się, że tu nie należy parkować – powiedziałem, gdy mężczyzna zaciągnął ręczny.

- Jakoś nie widzę znaku zakazu parkowania – odparł, otwierając drzwi i wysiadając.

A nie mówiłem? Debil. No po prostu debil.

Hektor wziął jedną, a Oskar drugą klatkę, i nie kwapiąc się na poczekanie na mnie, poszli sobie.

Oprócz sarenki, dwóch dupków co mi właśnie zniknęli z oczu, i ich paru kumpli, których poznałem wcześniej – nikogo tu nie znałem. A ludzi było naprawdę multum.

Kaszlnąłem, gdy jakaś łajza dmuchnęła mi dymem papierosowym prosto w twarz. Już miałem pomachać jej pięścią przed oczami i powiedzieć parę epitetów, ale gdzieś mi zniknęła.

Rozejrzałem się wokół szukając znajomej twarzy, choć było to cholernie trudno. Może i było tu dużo ludzi, ale, aby przejść dalej, trzeba było wciskać się w tłum i nie zdążysz się rozejrzeć, a już jesteś w drugim pomieszczeniu.

Ponadto rzucało się jak cholera to, że byłem tu najmłodszy. I jako jedyny miałem na sobie koszulę i długie spodnie. Reszta ubrała się jakby mienie na sobie jakiekolwiek ubranie było przestępstwem.

W pewnym momencie aż się zagapiłem na wystające sutki dziewczyny, która opierała się o oparcie kanapy i mizdrzyła do goryla stojącego obok. Sterczały jakby zaraz miały jej pęknąć niczym pryszcze. A fuuu.

- Loui? – Poczułem dłoń na swoich plecach, a zaraz siłą rzeczy zostałem odwrócony o sto osiemdziesiąt stopni i stanąłem twarzą w twarz z sarenką.

- Hej! – uśmiechnąłem się szeroko. Już sam widok dziewczyny sprawiał, że nie mogłem przestać się uśmiechać. – Wszystkiego najlepszego! – Przytuliłem się do niej znów mogąc czuć jej słodkie perfumy.

- Dzięki – dziewczyna odpowiedziała uściskiem. – Choć nie wiem czy się cieszyć – zaśmiała się. – Wyobraź sobie, że znalazłam już pierwszy siwy włos!

Parsknąłem przyglądając się z bliska dziewczynie, nie zauważając żadnych oznak starości. Ech te baby.

Jak dla mnie była idealna.

- To musisz korzystać z niezłej farby, bo nic nie widać – odparłem przyglądając się jej falowanym włosom, które lekko opadały na jej chudziutkie ramiona.

- Ale to brew była siwa – skrzywiła się uroczo, przez co aż chciałem ją jeszcze raz przytulić. Mimo tego, że wolała babki, to i tak miałem do niej słabość. – Normalnie myślałam, że padnę jak ją zobaczyłam.

- No cóż, niektórzy szybciej się starzeją. Jeszcze trochę, a powiększy ci się ta zmarszczka – dotknąłem paluchem jej czoła rozbawiony. Zawsze powalały mnie panikujące dzierlatki. Jedna zmarszczka w tą czy drugą stronę… Co za różnica?

- Wypluj te słowa! – krzyknęła dziewczyna, łapiąc się za czoło i je masując. – Jeszcze przestanę się podobać Nicole i co wtedy będzie? Rzuci mnie!

- Zawsze możesz znaleźć ukojenie w moich ramionach – powiedziałem śmiertelnie poważnie, na co dziewczyna zareagowała panicznym atakiem śmiechu. To prawie jak kopniak w przyrodzenie. Aż tak jestem fatalny, że mam branie u byczków, a nie u gąsek?

- Zapamiętam na przyszłość – posłała mi kuksańca. Złapała za rękę (moją własną spoconą!) i pociągnęła za sobą. Po chwili znaleźliśmy się w kuchni, gdzie ludzi było nie mniej niż w reszcie pomieszczeń. Wszędzie unosił się dym papierosowy, który cholernie drażnił. – Masz i mnie już nie dołuj – powiedziała Alice biorąc butelkę i otwierając ją. Wzięła łyka i podała mi. – Zdrowie solenizantki!

- Zdrowie! – Również krzyknąłem podnosząc butelkę i pijąc. Humor od razu mi się poprawił.

* * *

Oskara i Hektora nie widziałem od naszego przyjazdu, czyli od ponad godziny. I wiecie co? Jakoś nie tęskniłem. Bawiłem się wraz z sarenką i jej równie uroczymi i głupiutkimi koleżankami. Opowiadały strasznie niestworzone rzeczy; czasem zabawne (bo tak głupie), a niekiedy interesujące (jeżeli nie mówiły o innych facetach czy babskich pierdołach).

Z ciężkim sercem muszę stwierdzić, że Nicole, łania sarenki, to naprawdę fajna babka. Może nie jest tak urocza jak Alice, ale humoru i mocnej głowy natura jej nie pogardziła.

- A kto zaprosił tą raszplę? – spytała, patrząc wilkiem na dziewczynę w objęciach jakiegoś chłopaka.

- Przyszła z Kevinem – odpowiedziała sarenka, jakby to wszystko tłumaczyło. Zaczęła mieć już mętny wzrok.

- To chyba nasz drogi Kevin zapomniał jak się sprawy mają i kogo należy brać ze sobą, a kogo nie. Jakby mało suk się wokół niego kręciło. Musiał zabrać ze sobą najgorszą – prychnęła.   

- Oj Nicole, nie rób burd. Nie dziś – poprosiła Alice, łapiąc dziewczynę za rękę i ciągnąc do siebie.

Kobieta opornie dawała się tulić, ale i tak splajtowała. W końcu kto by sarence nie uległ?

Ku uciesze facetów, zaczęły się całować. Co za prostaki. Może i rzadko widzi się lesbijki, które są nawet ładne (a jedna to już szczególnie), ale trochę ogłady!

- Gorzko! Gorzko! Gorzko! – krzyczał kretyn machając przy tym ręką.

Nicole, jak na babę z jajami przystało, pokazała facetowi środkowy palec nie przestając się całować z dziewczyną.

Widząc, że kończy mi się piwo, zsunąłem się ze stołu, na którym wraz z sarenką siedziałem, i skierowałem się do kuchni, gdzie miałem zamiar znaleźć w lodówce małe co nieco, ale – jak zwykle. Losie, jaki ty jesteś, kurde, do dupy – musiało coś się wydarzyć.

- Och jej!

Skrzywiłem się czując jak koszula lepi mi się do skóry. Już miałem wypluć jad, który od paru dni mi się zebrał (w końcu trzeba być wciąż czujnym, gdy przebywa się z Hektorem i Oskarem), gdy zobaczyłem kto śmiał mnie oblać.

Pamiętacie jak mówiłem o dziewczynie ze strasznie sterczącymi sutkami? Proszę bardzo, właśnie stała przede mną.

- Naprawdę nie chciałam. Sorry – powiedziała patrząc na moją mokrą klatkę, a ja na dwa sterczące punkty. Naprawdę, samo się rzucało w oczy. Nawet jakbym nie chciał, to mój wzrok i tak by utkwił w tych dwóch strategicznych punktach.

- Nie no, nic się nie stało – odpowiedziałem łapiąc się za koszulę i odrywając mokry materiał od ciała.

- Trzeba szybko to przeprać. Ja wiem co mówię. Plamy po piwie są strasznie upierdliwe – powiedziała dziewczyna ciągnąc mnie za sobą. W pewnym momencie zatrzymała się raptownie, przez co wylądowałem twarzą w jej podtapirowanych blond włosach. – Wiesz może gdzie jest łazienka? Jestem tu pierwszy raz i nie obczaiłam jeszcze terenu.

Z tego co wiem, to wszystkie domki miały takie same rozmieszczenie pomieszczeń. Dlatego trafienie do niestety zajętej łazienki było dość proste.

- Cholera – powiedziała dziewczyna, gdy po naciśnięciu klamki drzwi się nie otworzyły.

- Zajęte! – Usłyszeliśmy męski głos, a zaraz kobiecy chichot. Acha.

Oparłem się o ścianę żałując, że jednak nie dotarłem do kuchni i nie wziąłem piwa. Blondynka za to stanęła naprzeciwko mnie i zaczęła przyglądać się plamie. Była niższa ode mnie, przez co miałem dobry wzgląd na jej dekolt w za dużej bluzce. Nie miała stanika. A sutki nie chciały opaść. Ciekawe jakie są w dotyku?

Była brzydsza od Alice. I to bardzo. Ale widocznie chciała odwrócić uwagę od swojej dość pospolitej urody, dekoltem. I wiecie co? Cholernie dobrze jej to szło.

- Oby dziewczyny miały proszek – powiedziała, zaczynając rozpinać mi guziki koszuli, na co zareagowałem jedynie podniesieniem brwi. Cóż, rzadko kiedy dziewczyny zabierają się do rzeczy.

- Ale naprawdę nie rób sobie problemu – odparłem, choć nie chciałem aby sobie poszła. Po pierwsze – nudziłem się. A po drugie, to ostatnio przebywałem non stop z facetami. Aż chciało się poprzebywać choć trochę z samiczkami.

Dziewczyna sapnęła nie przestając mnie rozpinać. Była trochę wstawiona.

- Narozrabiałam, to teraz muszę posprzątać – powiedziała, gdy ostatni guzik został rozpięty.

Nikt nie zwracał na nas uwagi. Widocznie goła klatka to nic nowego.

- Szybciej! – krzyknęła uderzając pięścią o drzwi.

Drzwi nareszcie stanęły otworem a wyszedł z nich nikt inny a durny kolega Hektora i jakaś rozchichotana panienka. Nie pamiętałem jak się nazywał, ale miał durne przezwisko. Chyba Żaba.

- Uuu, widzę, że nie czekaliście – zaśmiał się rubasznie, na co jedynie przewróciłem oczami i wszedłem do środka, a dziewczyna zamknęła za nami drzwi.

- No i gdzie niby one mają ten proszek – westchnęła, rozglądając się wokół.

Usiadłem na klozecie zdejmując powoli koszulę, podczas gdy laska miotała się po łazience jakby ją jakiś diabeł opętał.

- Mam! – krzyknęła dumna z siebie wyciągając z szafki biały kartonik. – Daj wdzianko – wyciągnęła rękę po koszulę i jakimś cudem mogłem zobaczyć przez rękaw kawałek jej piersi. O łał.

Dziewczyna rozłożyła koszulę tak, że miejsce z plamą znajdowało się pod kranem, skąd leciała woda.

Już miałem zagadać, gdy drzwi stanęły otworem.

Nie ich się spodziewałem.

- Doszły mnie słuchy, że mój braciszek dobrze sobie poczyna. I jak widzę, plotki te były prawdą – powiedział Hektor stając w progu.

Przy jego prawicy swe miejsce znalazł nikt inny a Oskar trzymający w dłoni piwo i patrząc na mnie ciężkim wzrokiem. Czułem się obnażony, choć nic złego nie zrobiłem!

- Już ci donieśli? – prychnąłem starając się nie patrzeć na Oskara. I nie było to trudne, gdyż dziewczyna tak szorowała materiał, że chcąc nie chcąc jej biust majtał się w tę i we w tę. Wyglądało to nawet fajnie.

- Poczta pantoflowa nigdy nie śpi – odparł Hektor podchodząc bliżej i zaglądając przez ramię dziewczyny. – A cóż tu się stało?

- Nastąpiło małe zderzenie – opowiedziała blondynka nie przestając dzielnie pracować. Nie mogłem oderwać od niej wzroku.

- Marnotrawstwo napoju bogów – rzekł mój brat patrząc się na mnie na moment, potem znów na dziewczynę i uśmiechnął się szeroko. – No, no.

Cholera, zostałem przyłapany.

Spojrzałem speszony na Oskara, który dalej opierał się o framugę z nieprzestępnym wyrazem twarzy. Czułem dreszcze, choć było cholernie ciepło, a ja miałem na sobie tylko spodnie.

- Chyba już – powiedziała dziewczyna, płucząc na koniec koszulę, a zaraz wyciskając.

- Nic nie widać – powiedziałem, gdy rozłożyła ją sprawdzając czy wszystko się sprało. Jak dla mnie, to zrobiła bez powodu zamieszanie. No, miło z jej strony, że się tym zajęła. W końcu sama mnie wybrudziła. Ale żeby zaraz bawić się w pranie?

- Sorry jeszcze raz – powiedziała podając mi koszulę i wychodząc.

Trzymałem w dłoniach mokry materiał nie wiedząc co zrobić czy powiedzieć. Naprawdę nic między nami nie zaszło. Oskar nie musi patrzeć się na mnie z takim wyrzutem.

Założyłem koszulę czując nieprzyjemną mokrość, która – mam nadzieję – zaraz wyparuje.

- To ja może zobaczę co u solenizantki – powiedział Hektor. – Nie pozabijajcie mi się tu tylko! – dodał wychodząc.

Wstałem z sedesu chcąc również wyjść, jednakże sylwetka Oskara mi to uniemożliwiła.

- Dasz mi przejść? – spytałem podnosząc buńczucznie głowę. Niech mi tylko podskoczy. Nic nie zrobiłem!

- Chodź – powiedział dając mi znak, abym szedł za nim. Czy dzisiaj jeszcze ktoś kurde będzie mi chciał robić za przewodnika? Kogo nie spotkam, to karze mi za sobą iść!

Wyszliśmy na zewnątrz. Oskar nie przestawał pić piwa, a ja nie odezwałem się słowem.

W pewnym momencie, gdy byliśmy daleko od śmiechów i rozmów, pchnął mnie na najbliższy stojący samochód (o dziwo nie włączył się alarm, bo uderzenie było silne) i przyległ całując.

Co go, do cholery, opętało?!