czwartek, 27 września 2012

6. Bóg stworzył, a diabeł wychował, czyli istna bohema


Gaara sądził, że był geniuszem. I nie takim jak Shikamaru czy Sasuke, którzy z ich klasy mieli najwyższą średnią. Gaara był geniuszem intryg, planów i wiedział, że jeżeli na czymś mu definitywnie zależało, to uda mu się to osiągnąć.

Chociaż nie zawsze w swoich czynach wykazywał się inteligencją. Na przykład, gdy po raz pierwszy zobaczył Hyuugę, jego szalone serce wręcz zagalopowało, a myśli krążyło tylko wokół tego zgrabnego tyłka, którego Neji (zapewne nieświadomie) tak eksponował. Więc postanowił, że chłopak będzie jego kolejnym celem do zdobycia (nie, żeby z rudzielca był jakiś Casanova).

Jego pierwszym zamiarem było zdobycie numeru telefonu przystojniaka. Oczywiście nikt nie chciał mu dać, ale dzięki Shizune, sekretarki wicedyrektorki, zdobył chociaż (nie pytajcie jak. Aż nie chce się wierzyć, co samotne kobiety dają sobie wmówić) numer do domostwa Hyuugi.

Parę naście razy dzwonił (nawet zdarzało się, że i anonimowo), żeby dowiedzieć się, czy taki osobnik jak Neji Hyuuga tam mieszka, a jak tak, to czy go zastał. Matka, czy kto tam odbierał, nie wytrzymała tego po dłuższym czasie, bo wybuchła:

- Posłuchaj mnie uważnie, chłopczyku, ile razy jeszcze mam ci mówić, że Neji’ego nie ma? Jest na treningu. Jeżeli masz do niego jakąś sprawę, to łaskawie się przedstaw i powiedz co chcesz. A jeżeli nie, to przestań wreszcie dzwonić.

A odkładając słuchawkę usłyszał jeszcze jak jakiś facet (zapewnie małżonek) się spytał, co się dzieje, a ona odpowiedziała, że:

- Te dzieciaki za dużo sobie pozwalają. Jakiś szczeniak chce coś od Nejiego. Co ja jestem, jego sekretarką? Wystarczy, że z bólem go poczęłam, to nawet teraz mam z nim krzyż pański.

Cóż, więcej Sabaku nie zadzwonił.

Potem przyszedł czas na dowiedzenie się, gdzie jego luby mieszkał i zapoznanie się z okolicą.

Gdy zobaczył jego dom, to od razu wiedział, że tak właśnie będzie wyglądało jego życie z ukochanym przy boku. Ha, teściowie go pokochają (nie ma innej alternatywy. Na pewno go polubią na miejscu! A jak nie to… to cóż, z tym też sobie poradzi), będzie wiódł spokojne życie w ich domu (innymi słowy ma zamiar zalęgnąć się tam ze swoimi gratami i nigdy stamtąd nie wychodzić) i czekać aż jego miłość wróci z pracy, żeby obsłużyć go jak króla (i wziąć z tego niezły haracz. Nic nie ma za darmo).

Problem był z tym, że nie wiedział, jak się wkręcić do środka. To nie było takie łatwe, jak w przypadku domostwa mości pana Sasuke, że powiedział Naruto, aby go tam zaprowadził. Tu będzie musiał użyć najwyższej jakości geniuszu.

Do tej pory nic nie wymyślił.

- Jakie to jest wszystko upierdliwe – westchnął Shikamaru, który gapił się jak zawsze w obłoki na niebie, leżąc na trawie.

- Ano – zgodził się z nim Sabaku, wypluwając źdźbło trawy i sięgając na oślep po następne.

Zerknął na zegarek. Minęło już pół godziny, odkąd rozmawiał z Naruto, że przyjdzie i go uratuje. Phie, głupek. Toż Itachi to ciacho nad ciachami (oczywiście nie równa się z Hyuugą. Uchiha jest na drugim miejscu)! Ma wśród dziewczyn (jak i nauczycielek) swój fanklub. Więc niech Uzumaki całuje Łasica po paluszkach, że chociaż spojrzał na niego. Ba, że się odezwał!

Chociaż trochę niepokoiło go to, że Uchiha zainteresował się jego blond głupkiem. Okej, Naru do mało atrakcyjnych nie należał, ale… jednak coś było nie halo w tym, że taki worek testosteronu jak Uchiha, zainteresował się poczciwym Naruto.

- Muszę go uratować – postanowił siadając. – Nie wiem co Łasic od niego chce, ale się dowiem. W końcu to mój dobry kupel.

Sabaku był zdeterminowany aby pomóc blondasowi. Już chciał lecieć mu na ratunek, już wręcz pędził, ale…

- Zostaw go – powiedział Shikamaru. – Niech się bawi.

Gaara spojrzał na niego i z powrotem opadł na trawę.

… ale mu się nie chciało.

- Masz rację. Niech korzysta z życia – zgodził się z nim Sabaku.

Uśmiechnął się zadowolony. Naruto jeszcze mu podziękuje, że nie przyszedł. Na razie ma większe zmartwienie. Cholerny Hyuuga…

- Cześć.

Spojrzał w bok napotykając nieśmiały wzrok koleżanki z klasy. Siedziała z metr od nich (czy nie ma lepszego już miejsca na leżenie, tylko ta góra? Gaara lubił tu przesiadywać dlatego, że – teoretycznie – był tu widok na całe miasto, jak i temu, że dla upartego mogło się wydawać, że ściany góry mają wyryty twarze. Często z Naruto dyskutował kogo widzieli. Oczywiście jego głupkowaty przyjaciel wszędzie widział Sakurę. Ta dziewczyna owładnęła nim na amen. Więc w sumie dobrze, że Łasic się za niego wziął). Zaraz, zaraz. Jak jej było? O, Hinata.

Hinata Hyuuga.

Hyuuga…

- Cześć – odpowiedział Sabaku, uśmiechając się szeroko. Już wiedział kto pomoże w mu planie, który powoli rodził się w jego chorym umyśle.

Houston, wylądowaliśmy!
* * *
- O rany, o rany, o rany – mamrotał podekscytowany Naruto, patrząc się jak urzeczony na piekarnik. A bardziej na to, co było w środku. Ciacho! A ściślej serniczek. Ukochany serniczek, który z brzoskwiniami smakuje wyśmienicie. Ach, jego mama była fenomenalna. Chociaż powinna bardziej skupić się na kuchni niżeli na gromieniu jej jedynego syna.

- I tak będziesz musiał poczekać aż wystygnie – powiedziała kobieta, nawet na niego nie patrząc, tylko wycierając talerze.

- Oj mamuś – pisnął chłopak. Nie mógł tyle czekać! Toż to skandal! – Ja chcę!

Kobieta prychnęła i zerknęła na niego, a zaraz jej wzrok powędrował gdzie indziej. A mianowicie na dwóch mężczyzn (jeżeli Itachi’ego można tak nazwać), którzy stali przy kominku w salonie i o czymś rozmawiali. Minato był podekscytowany tym, że syn pułkownika był w jego małym, skromnym domu, rozmawiał z nim, zwykłym policjantem, oraz (co najbardziej go zdziwiło) to, że znał jego głupiutką latorośl.

Kushina również zgłupiała widząc takiego chłopaka w towarzystwie blondasa. Ostatnio była strasznie na syna zła za to, że co rusz zbierał dodatkowe zajęcia pozalekcyjne, które zadawali mu nauczyciele w ramach kary za błazenadę z tym krnąbrnym dzieciakiem, Sabaku. Co chwilę latała od jednego okna do drugiego, dzierżawiąc w dłoni wałek (nie żeby go użyć, rzecz jasna. Może jedynie postraszyć) i mamrotała przekleństwa na temat jej nieznośnego syna. Ale złość minęła dając upust zaskoczeniu a zaraz i oczarowaniu. Z pięknego samochodu wyszedł jej Naruto, który niczym spłoszona sarna, przybiegł do domu, zapewne się nawet nie żegnając z chłopakiem, który go przywiózł. Och, Kushina doskonale wiedziała, kim on był. Uroda osób z rodziny Uchiha była niepowtarzalna.

Więc, aby nacieszyć oczy i zająć czymś męża, kazała Naruto wrócić do Itachi’ego i zaprosić na kolację. Chłopak się stawiał ze wszystkich sił, bo nie wyobrażał sobie, aby spędzić z tym człowiekiem choć chwilę dłużej. Ale jego matka umiała go przekonać (w końcu nadal trzymała wałek). I tak Itachi od godziny gościł w jego domu, a Naruto przesiadywał w kuchni, gapiąc się na piekarnik a żołądek już mu śpiewał serenady na myśl o cieście.

- Cierpliwość jest cnotą – zgromiła go kobieta i odwróciła się.

Blondas w odpowiedzi nadąsał policzki bo wiedział, że matrony nie przekona. Z czasem coraz bardziej podziwiał swego ojca za to, że niekiedy udawało się na Kushinie cokolwiek wymusić. Toż to graniczyło się z cudem!

- Och kochanie, jakie piękne zapachy – do kuchni wszedł Minato odziany w gruby szlafrok (nie zdążył się przebrać a Itachi’emu nie przeszkadzało to, że był tak ubrany, choć sam miał na sobie tylko markowe ubrania. Naruto nigdy mu nich nie zazdrościł. Nie miał pojęcia kim był Tommy Hilfinger, Ralph Lauren czy Miuccica Prada, i wcale mu to nie przeszkadzało. Sasuke również ubierał się jak burżuj, jak zresztą cała familia Uchiha. A jak wiadomo, byli oni dość pokręceni a Naruto wcale nie chciał być bardziej pokręcony niż był teraz, więc markowymi ubraniami się nie interesował) a za nim Łasic, któremu aż się kręciło w głowie od tych pięknych zapachów. W jego domu rzadko kiedy piekło się ciasta. Jedynie na okazje, a ich nie było zbyt dużo.

Naruto, który na kuckach siedział przed piekarnikiem, kątem oka patrzył, jak jego ojciec wraz z Uchihą zasiadają do stołu, jak jego mama podaje im kubki z herbatą i również siada. I ten widok zaniepokoił chłopaka. Bo czy to nie dziwne, że szkolny celebryta, dziecię ciemności tak dobrze dogadywał się z Naruto rodzicami? A oni byli nim wręcz zauroczeni? Ech, starzy ludzie, a zachowywali się jak… szkoda gadać.

- Kochanie, długo jeszcze? – spytał mężczyzna. – Bo wiesz, Itachi, moja małżonka piecze wspaniale. Nie ma sobie równych – zachwalał kobietę.

- Och Minato – Kushina zarumieniła się i zachichotała. Wyglądała jak jakaś nastolatka. – Niech Itachi sam zadecyduje, gdy spróbuje. Jeszcze z dziesięć minut i wam nałożę.

- O! – Naruto aż się zerwał. – Im to dasz spróbować a mi, swojej ukochanej latorośli, jedynej, dodam jeszcze, cudem, który zaszczycił świat swoją obecnością, to nie dasz? – Założył ręce na piersi w geście niezadowolenia. No bo jak to tak?!

- No przecież nie będę kazała Itachi’emu siedzieć u nas niewiadomo ile, aby spróbował ciasta – zauważyła kobieta.

- A jaki problem? Niech siedzi jak najdłużej – powiedział zanim pomyślał. Bo gdyby pomyślał, nie zaczerwieniłby się oraz nie zobaczyłby dziwnego błysku w oczach bruneta, który rzadko kiedy spuszczał go z wzroku. – Znaczy, teges, nie, żebym go zatrzymywał, ale skoro ja mam czekać aż wystygnie to czemu i on nie?

- Naruto…

- W porządku – rzekł Uchiha. – Jeżeli to nie zrobi państwu jakiegokolwiek problemu, to mogę poczekać.

Naruto wnętrzności zatańczyły walca. On i jego długi jęzor…

Kushina uśmiechnęła się i zaczęła przepraszać za zachowanie jej krnąbrnego syna (gadała coś o tym, że teraz rodzice wcale nie są w wychowaniu gnojków potrzebni, gdyż za nich robi to Internet) a Minato rozpoczął kolejną opowieść o jednej ze swojej akcji, o której nigdy synowi nie powiedział.

Zły na cały świat, że los robił sobie z niego znów żarty, bez słowa poszedł do swego pokoju, znajdującego się na piętrze. I jak się spodziewał, rodzice nawet tego nie zauważyli. A jak już, to nic nie powiedzieli, tylko nadal robili z Łasica niewiadomo co.

Będąc w pokoju kopnął pierwszą rzecz, jaka mu się pod nogi nawinęła, a to wcale nie było takie trudne, bo Naruto i porządek to istny absurd. Wszędzie walały się jego ubrania, pudełka po ramen, który przemycał w ukryciu przed Kushiną (wręcz była uczulona na tę zupę. Nienawidziła jej, choć jej syn i mąż świata poza nią nie widzieli), małe karteczki z napisanym maczkiem tekstem, które pomagały mu na niejednej klasówce, zeszyty do połowy napisane, choć powoli zbliżał się koniec roku szkolnego, i wiele, wiele innych rzeczy, które jego matka nazywała po prostu śmieciami. Ciągle mu powtarzała, aby je wyrzucił. A nic nie dają jej wzmianki, że niedługo wyrosną im nóżki i same poczłapią do kosza na śmieci, czyli tam, gdzie jest ich miejsce. Co jak co, ale jej poczucie humoru nie jednego nieboszczyka wywlokłyby z grobu.

- Głupi Łasic, głupi, głupi, głupi – warczał.

Ech, z babami było prościej. Bądź co bądź, wiedział na czym stał. Chociaż były niekiedy bardziej pogmatwane niż mężczyźni. Przykładem może być Sakura; dziewczyna, za którą Naruto latał od paru lat. Chodziły plotki, że miała zwyczaj przywłaszczać sobie czyjeś rzeczy. Jak gumki do ścierania, długopisy, biżuterię ze sklepów… czyichś facetów. I czy to nie jest chore?

- A niech to. – Tym razem kopnął w kąt buty.

Aż podskoczył na miejscu, gdy usłyszał pukanie. Odwrócił się raptownie i już miał zobaczyć kto śmiał wejść do jego pokoju, choć na to nie pozwolił, gdy zaczepił się o siatkę, która ni z tego ni z owego wyrosła przed nim, i padł na ziemię.

- Wszystko w porządku?

Jasne. Uchiha.

Dlaczego on zawsze musiał się skompromitować w jego oczach? No dlaczego? Czym zawinił, że takie rzeczy właśnie jego spotykały? Losie, gówno prawda, że jesteś sprawiedliwy.

- Pewnie, teges. Tyłek mam twardy, więc nic mu się nie stało, chociaż gorzej z dumą – wymamrotał krzywiąc się. – Jest z deka zachwiana.

Itachi westchnął i ukucnął przed nim.

Niespodziewanie złapał go za policzki i podniósł jego głowę tak, że te wielkie, błękitne oczy patrzyły się wprost na niego.

- Co robisz? – spytał blondyn, nie wiedząc co się działo.

- To, na co mam teraz ochotę – odpowiedział Itachi.

Uzumaki miał już coś powiedzieć, już otwierał usta, ale na chęciach się skończyło. Gapił się jak urzeczony na starszego chłopaka, który z dziwnym blaskiem w oczach i delikatnym uśmiechem (!) miał usta tak miękkie, że nie w sposób było je porównać z niczym innym. I te usta właśnie oderwały się od jego ust, aby zaraz znów wrócić do całowania.

Naruto nie wiedział co robić. Całować się nie potrafił, więc jedynie, z szybko galopującym sercem, odpowiadał niezdarnie na pocałunki. Nie patrzył się ani na korytarz, czy aby przypadkiem nikt ich nie przyłapie, ani na talerzyk z gorącym ciastem, który Itachi musiał przynieść. Wpatrywał się tylko w Łasica, gdyż on i jego usta były w jego centrum wszechświata.

Miał milion motyli czy innych robali w brzuchu, które dość odczuwalny sposób dawały o sobie znać. I jeszcze na dodatek ten zapach… Czym u licha ta łajza się perfumowała, że tak pachniał?

Dłonie bruneta były przyjemnie zimne, w odróżnieniu do narutowych policzków, które wręcz go paliły. Młodszy chłopak nie miał co zrobić z rękoma, więc położył je na kolanach Uchihy.

- Naruto! – Usłyszeli krzyk Kushiny, ale nie zareagowali. Nie chcieli. – Naruto! Zejdź mi tu jak najszybciej na dół!

Itachi oderwał się od ust dzieciaka. Pocałował go jeszcze delikatnie w czubek nosa.

- To musi być strasznie męczące być tobą – powiedział, zanim nie wstał. – Do zobaczenia jutro.

I wyszedł zostawiając chłopaka z istnym mętlikiem w głowie. Ale nie tylko. Zostawił go też z bzdurnym uśmiechem na twarzy i opuchniętymi ustami.

Naruto nie miał teraz najmniejszej ochoty na sernik. Ha, teraz możesz się wypchać!

Teraz miał na co innego chrapkę. I nawet Fifek, który również zdołał się obudzić, musiał się z nim zgodzić.

1 komentarz:

  1. Witam,
    słodko, Itachi pocałował Naruto, i juz Naruto nie ma wcale ochoty na serniczek, tylko na Uchihe...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń