czwartek, 27 września 2012

5. Bóg stworzył, a diabeł wychował, czyli istna bohema


- Patrz jaka wyczesana bryka!

- Ale z ciebie przyjaciel! Ja tu przeżywam życiowy koszmar, ten teges, a ty zachwycasz się jego samochodem?

- Oj przestań marudzić. Idź i zrób swoje.

- Gaara, jak możesz! Nie jesteś zaniepokojony tym, że zaprosił mnie na… randkę?

- Cóż, mój prześliczny kumpel mający mózg wielkości muszki owocówki jest zaproszony przez jednego z szkolnych sportowców, brata przyjaciela, ekstra ciacho, co tu gadać, na randkę. Naprawdę powinienem się martwić?

Naruto nadąsał policzki i dalej stał twardo za wielkim drzewem rosnącym obok szkoły. Co chwilę zerkał na Itachi’ego, który tak jak wczoraj mówił, czekał na niego przy wejściu do szkoły. A mianowicie na parkingu przed nią.

Blondas aż westchnął patrząc, jak wiatr unosił jego włosy, które splątane były w luźny kucyk. Jak łaskoczą jego bladą twarz, długą szyję. Jak jego wzrok spoczywa na wejściu do szkoły. Jak każdy przechodzień się na za nim ogląda, starając się wyłapać jego wzrok. Ale nie, Itachi Uchiha czekał na niego, Naruto Uzumakiego, który okazał się cykorem chowającym się za drzewem nie wiedząc co zrobić. Z jednej strony chciał już do niego podejść. Był ciekawy co się wydarzy, czy jego serce znów będzie szalało mu w klatce.

Ale z drugiej strony, nie potrafił spojrzeć mu w twarz po tym, co się stało w łazience. I teraz miał dylemat, bo Fifek chciał się z Uchihą zapoznać bliżej, ale jeszcze pozostałości zdrowego rozsądku, dumy i innych utrudniających życie bzdetów, schowane bardzo głęboko w mózgu blondasa, mu to uniemożliwiało.

Iść czy nie iść, oto jest pytanie.

Oparł się plecami o konar, uspokajając się. W nocy nie mógł zasnąć. Dzwonił nawet do Gaary, aby mu się wyżalić, jakie nieszczęście go spotkało, ale po kwadransie paplaniny usłyszał w odpowiedzi chrapanie rudzielca.

Jeszcze raz zerknął na Łasica, opartego o maskę samochodu, ubranego w ciemne jeansy i szarą koszulkę polo z zielonym znaczkiem na piersi, przedstawiającego łosia. Wyglądał…

- Dupek – mruknął blondynek, patrząc z powrotem na Gaarę, który z istnym rozbawieniem na pysku, przyglądał się całej sytuacji.

… obłędnie.

Zerknął znów na Uchihę, ale zaraz aż kwiknął i podskoczył w miejscu. Itachi patrzył się na nich! Skąd wiedział, że się tu ukrywali?! Co robić? Co robić?!

To wszystko Gaary wina! Nie chciał się, skurczybyk, skryć tak jak blondas za drzewem, ale wolał stać na widoku i mieć prośby, błagania i lamenty Naruto gdzieś. I to się nazywa przyjaciel. Wypisz wymaluj.

Niespodziewanie rudzielec złapał go za rękę i pociągnął za sobą, przez co wyszedł z ukrycia.

- Gaara! Co ty wyprawiasz ten teges no! – krzyknął, a jego policzki zaczerwieniły się. Rzecz jasna ze zdenerwowania.

- Pomagam ci – odparł chłopak, szczerząc się do Łasica, który spokojnie na to patrzył.

Naruto nie chciał się wyrywać (jakby to wyglądało?), więc pozwalał się prowadzić. Ale zadowolonej miny nie miał.

- Przyprowadziłem zgubę. Dostanę znaleźne? – spytał, patrząc żarłocznie na czarnego mercedesa Uchihy.

- Jaka zguba! – krzyknął blondas. – Nigdzie się nie zgubiłem!

- Jasne – prychnął Sabaku, biegnąc jak łania do samochodu i kładąc się na masce. – Chyba się zakochałem! – pisnął, tuląc policzek do zimnej klapy.

- Przyjaciela sprzedałeś dla gabloty? Wstydziłbyś się, Sabaku – warknął Naruto, zakładając ręce na piersi i robiąc dziubek, który robił zawsze, gdy był na coś definitywnie obrażony.

- Och nie przesadzaj, Naru. Sam mi mówiłeś, że świetnie ci się go prowadziło na lotnisku, gdy namówiłeś Sasuke, aby cię trochę poduczył jeździć.

Ups! Miałeś tego nie mówić, draniu ryży!

- I nawet jak mówiłeś, że gdy jeździłeś po nierównej powierzchni, że was kołysało, nie zwalniałeś. Nawet jak potem dostałeś, jak zwykle, od Sasuke niezły opieprz, że mogłeś coś tam zniszczyć bla bla bla, to i tak, gdy ten pseudo książę ciemności zasiadł za kółkiem, wszystko było okej.

Gaara, ty mendo przebrzydła!

Naruto schował twarz w dłoniach, nie wiedząc czy zostać czy uciekać.

Itachi go zabije. Jest tego pewien. Zabije, zakopie a potem odkopie, aby go wskrzesić, i znów zabić i zakopać. I tak bez końca. O matulo umiłowana, dlaczego zawsze jego spotykają takie nieszczęścia?

Ten wóz jest Uchihy oczkiem w głowie. A dla Sasuke pozwolił się nim przejechać w ramach urodzin (drań potrafił jeszcze co nieco na nim wymusić). O matko kochana. Powinien posłuchać się złego przeczucia, i nie iść dzisiaj do szkoły, symulować chorobę (szkoda tylko, że jego matka już na to się nie nabiera. Ech, gdzie podziały się te czasy, w których wystarczyło, że Naru kichnął, a ona już biegła z termometrem i gorącą herbatą?), zrobić coś, cokolwiek, co by mu uniemożliwiło pójście na zajęcia i sprzątanie śmieci aż wreszcie spotkanie z Uchihą.

Niespodziewanie poczuł coś mokrego i gładkiego na policzku. To Gaara cmoknął go i uśmiechnął się powalająco.

- I tak wiem, że mnie uwielbiasz – powiedział i pognał w tylko sobie wiadomym kierunku.

I zostali sami. Naruto z coraz większym burakiem na licu i Itachi, który owy rumieniec spowodował przyglądaniem mu się. Co powiedzieć? Co zrobić? Dlaczego znikąd pomocy? 

A miał to już wszystko gdzieś! Nie obchodziło go co z nim Łasic zrobi. Jak ukatrupi, to ukatrupi. Jak wypruje mu wszystkie flaki żywcem, to wypruje. Jak go zerżnie to go… O nie, nie, nie. Ty zboczeńcu mały! O czym ty myślisz, pederasto jeden! Już zachciało ci się ciupciania?! O ty łobuzie.

- Wyjaśnijmy sobie jedno, panie Uchiha – powiedział Naruto, patrząc buńczucznie na Łasica, wystawiając palec, którym uderzał go delikatnie w pierś. Twardą pierś, trzeba dodać. Psia mać, zamknij się! – Idziemy tylko na lody, jasne? Na żadne inne miejsce się nie zgadzam. Oraz jemy tylko lody, żadnego macania, całowania i innych sprośnych rzeczy. Rozumie się?

- Całowanie jest sprośne? – zdziwił się Itachi.

- Jest! Jest sprośne, bo ja już cię znam, panie Uchiha. I znam siebie. Wiem, że jak się do mnie zbliżysz… tak jak teraz – zająkał się, bo brunet się do niego przysunął. Blisko. Niebezpiecznie blisko. – to zacznę się denerwować, gadać farmazony… o właśnie  – pąs, jaki od pewnego czasu znalazł swoje miejsce na gębie blondasa, podwoił swój koloryt. A niech to. – i nie będę wiedział co powiedzieć, a to dziwne, bo ja dużo gadam – nadawał jak katarynka. – i czasem naprawdę mnie trudno zamknąć. Ale jeżeli nic z tego, co ci powiedziałem, nie będziesz robić, będzie okej. Okej?

Spojrzał tymi swoimi wielkimi, błękitnymi oczyma na Łasica, który choć tego nie było widać, był coraz bardziej zauroczony Naruto. To było takie małe, strasznie głupiutkie niewiniątko z niego.

- Okej – odpowiedział chłopak, ogrzewając szyję Uzumakiego swoim oddechem.

Blondyn czując to, głośno kwiknął, podskoczył i uciekł do samochodu (na szczęście drzwi były otwarte) marząc tylko o tym, aby ten dzień wreszcie się skończył.

Uchiha widząc to, nie mógł powstrzymać rozczulenia. Naru, ta mała pyskata pyza, czarowała go coraz bardziej.

- Uważaj kociątko. Niedługo wilk cię pożre. W całości – westchnął i wsiadł do samochodu.

* * *

- Gaara, gdzie ty jesteś?

- No jak to gdzie. Tu.

- Gdzie „tu”?

- Oj Naru, jak mówię tu, to tu.

- Gaara, przestań! Od kwadransa do ciebie dzwonię, piszę smsy abyś przyszedł i mnie uratował.

- Aż tak źle?

- Źle? Człowieku, tragicznie! Wiesz gdzie mnie ten podstępny Łasic zabrał? Do La Rochelle! – W odpowiedzi usłyszał gwizd Sabaku. – No właśnie! Wiesz ile tu kosztuje jedna gałka?!

- Zapewne obrzydliwie drogo.

- A on mi cały pucharek zamówił! Ba, i to jeszcze z polewą, ciastkami i posypkami i…

- Już cicho. Nie widzę problemu. Wróć do stolika i to wszystko zjedz. Oj nie mów mi, że nie dasz rady. Ty w siebie wszystko zmieścisz.

- Ale…

- Naruto, mój ty śliczny, ale głupi jak but przyjacielu, powiedz mi tylko, czym się różni opróżnianie lodówki Uchihy, co robisz za każdym razem, gdy tam przychodzisz, od opróżniania portfela mości pana Łasica, co? Tu są straty i tu są straty. Straty są zawsze, gdy jesteś w pobliżu.

- Gaara!

- Naruto! – przedrzeźniał go. – Wyjdź z tej łazienki czy gdzie tam siedzisz i wróć do stolika. A ja cię uratuję. Obiecuję.

- Naprawdę?

- Toż właśnie to powiedziałem, młotku mały.

- Gaara!

- No dobra, no. Wiesz, jak lubię cię wnerwiać. I nie martw się. Jak zrobisz jakiś cyrk głośny na całą okolicę to na bank przybędę, i usiądę w pierwszym rzędzie. Z pomidorami.

Naruto sapnął i rozłączył się. Nie miał już siły na rozmowy z Sabaku. Ale co prawda, to prawda. Wyjść z łazienki musiał.

No dobra kolego, wdech i wydech.

I do dzieła.

Wprost do paszczy lwa.

Przystojnego lwa.

Fifek, ciulu, weź się łaskawie przymknij, dobra?  

1 komentarz:

  1. Witam,
    biedny Naruto, choć te myśli... może jednak coś z tego będzie...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń