czwartek, 27 września 2012

1. Miłość za rogiem



Słysząc nieznośny dzwonek do drzwi, nie mogłem się niczego dobrego spodziewać.
- Loui!
I miałem rację.
To, co zaraz rzuciło mi się w objęcia spowodowało, że nie mogłem zaczerpnąć tchu, jak i uciec stąd jak najdalej się da.
Spojrzałem z ukosa na nieformowane, różowe, rude monstrum ściskające mój kark niczym w imadle i westchnąłem ciężko. Dziękuję mamo, dziękuję tato. Naprawdę zawsze marzyłem o tym, aby w wakacje zajmować się kuzynką, którą nawet nianie omijają z daleka. Cassandra, bo tak te monstrum się nazywało, nie znało słowa sprzeciwu i wszelaki opór był bezsensowny.
- Loui!
Powtórzyła moje imię jakby upewniając się czy ja to ja. Cóż, wolałem być teraz gdzie indziej, niż być wieszakiem dla narwanej gówniary.   
- Puść mnie, jeśli ci życie miłe – warknąłem, siląc się na spokój, choć wszyscy wiedzą, że wybuchowy ze mnie nastolatek. Cóż, jak każdy mnie denerwuje (specjalnie na dodatek!) to co się dziwić? Jeżeli szukacie ideału, odsyłam do mojego brata. Durne to to, uparte, naiwne czasem nawet, ale był ulubieńcem ojca i zapewne on dostanie wszystko, a ja – jako ten gorszy potomek - pocieszę się resztą z pańskiego stołu.
Nie, żeby mi to przeszkadzało. Chociaż ojciec mnie nie kontroluje, matka nie wysyła na jakieś denne kolacyjki a i sam nie muszę zadawać się ze snobami pokroju mych starych, którym głównym celem jest bycie popularnym i brylować w towarzystwie. Ja jestem bardziej ten mniej komunikatywny. I wiecie co? Czuję się z tym doskonale!
- Och, ale jakże ja się za tobą stęskniłam! Loui! Loui! Loui!
Cóż, chociaż jedna osoba. Nie, żeby samotność mi przeszkadzała. Ba, nie byłem samotny! Mój największy wrzód na tyłku (alias brat) widzi to inaczej, ale on cały świat widzi inaczej. On łaknął do ludzi, a ja trzymałem się z boku. Nie byłem outsiderem, jednak co za dużo to niezdrowo.
Miałem kolegów, ukochanego psa. Nie byłem samotny. Uważam, iż lepiej mieć mniejszą liczbę znajomych, ale tych naprawdę dobrych, niżeli mieć ich multum, ale do kitu.
- Naprawdę? Toż widzieliśmy się parę dni temu – sarknąłem z zadowoleniem masując szyję, gdy macki gówniary mnie wreszcie puściły.
- To było dla mnie jak wieczność! A ty za mną nie tęskniłeś?
- Muszę cię zmartwić, ale nie.
- Ależ jesteś okrutny!
- Cóż, cały ja – wzruszyłem ramionami mijając dziewuchę sądząc, że za mną nie pójdzie.
Cholera, mam ogon.
* * *
Lubię spokój. Po dziesięciu miesiącach ciągłych krzyków, śpiewów czy hałasu ulicy, z wielkim zadowoleniem przyjeżdżam do domku nad jeziorem wynajmowany co rok przez rodziców. Była to zwykła chatka z sypialniami adekwatnymi do ilości mieszkańców stojąca tuż przy jeziorze, które nie wiem jakim cudem, ale jest nieskażone żadnym zanieczyszczeniem. Magia, cholera!
Nieopodal znajdowały się domki reszty burżuazji, z którą najchętniej nie chciałbym mieć nic wspólnego, ale spotkań nie można było ominąć.
Gwizdnąłem głośno szukając wzrokiem Codiego, wielkiego labradora wielbiący wszystko co się rusza włącznie z kotami, chomikami czy innymi karzełkami. Był uroczy z tą swoją ufnością, choć czasem musiałem go kopnąć w wielki zad, gdy zamiast walczyć, jak na psa jego rasy przystało, kładł się na plecach i merdał ogonem, podczas gdy agresor kierował się na niego z zębiskami. No ludzie no!
Uśmiechnąłem się widząc, jak wielka, żółto – biała kulka sierści biegnie do mnie. Nie potrafiłem się na niego gniewać, dlatego był to najbardziej rozpieszczony pies śpiący ze mną na łóżku, któremu zawsze z wielką chęcią daję resztki z obiadu.
Skrzywiłem się słysząc głośne krzyki nieopodal. Ach, przedstawiam wam mojego brata.
Hektor, bo tak ta kanalia się zwie, jak już wspomniałem, uwielbiał tłum. Najlepiej czuł się, gdy miał przy sobie swoją paczkę przydupasów, którzy mieli w głowach to samo co on, czyli nic. Boże, jakże ja nie znoszę tych dennych bubków. Skąd oni się biorą?
Mój brat wyglądał jak wyjęty z jakiegoś żurnala; opalona skóra (czyżby potajemnie chodził na solarium?), jasne, blond włosy (zapewne fryzjer maczał w tym swoje palce), nieskazitelnie białe zęby (dentysta się kłania), ładnie urzeźbiona sylwetka będąca efektem ćwiczeń na siłowni.
Hektor był pusty jak dzwon w kościele. A ludzie i tak do niego lgnęli jak ćmy do światła. Ale nie znali wielkiej tajemnicy, którą znali tylko nieliczni. A mianowicie Hektorek, oczko w głowie mamusi i duma tatusia, był gejem. I na dodatek miał wieloletniego partnera, o którym rodzice wiedzieli, ale udawali, że są w jakimś programie z serii MTV Punk’d i czekali, kiedy jakaś gwiazda wyskoczy z kamerami krzycząc „Zostaliście wkręceni”! Heh, niedoczekanie.
Nie czułem się przy bracie brzydszy, gorszy. Cóż, może nie miałem cudownego uśmiechu, spalonej skóry czy idealnie ułożonych włosów, ale miałem coś, co Hektorowi brakowało. A mianowicie rozumu. 
Podczas gdy ja zdobywałem najlepsze wyniki, wygrywałem w konkursach, on ledwo co przechodził z semestru na semestr. Aż dziw, że nie wyrzucili go jeszcze z uczelni, ale coś czuję, że tatuś za tym stał.
- Louis! – usłyszałem jak mara nieczysta woła mnie, a wszystkie twarze zwracają się w moją stronę. – Chodź do nas! Zaszczyć nas swoją obecnością!
Pokazałem mu środkowy palec wzbudzając w troglodytach atak śmiechu. A niech się śmieją, małpy jedne. Ale zaraz o mnie zapomnieli wskakując po kolei z kładki do wody śmiejąc się głośno.
Cody, zdrajca jeden, pobiegł do nich machając szczęśliwy ogonem. Ja poszedłem w drugą stronę, do domku, woląc już towarzystwo Cassandry niżeli tych czubków.
* * *
- Mamo, mamo, maaaamo! – krzyknął Hektor, wpadając do kuchni jakby co najmniej dzika zwierzyna go goniła, przyprawiając matkę o palpitacje serca.
- Ciszej! Ojciec śpi – warknęła kobieta, wycierając ręce o ścierkę. Była piękna, co tu dużo mówić. Liftingi, liposukcje i inne ustrojstwa sprawiły, że nie wygląda na tyle lat ile w rzeczywistości miała.
- Pardon, madame – powiedział brat, kładąc prawą dłoń na klatce w okolicach serca i lekko skinął głową. – Przybyłem do ciebie z prośbą wielką, abyś syna młodszego mi na tańce użyczyła. – Łobuzerski uśmiech nie schodził mu z twarzy powodując że ja, zamykający właśnie lodówkę, poczułem się zagrożony.
- Tańce? Jakie tańce? – spytała matrona, łagodniejąc.
- Ognisko organizujemy, dziewczyny zaprosimy! Może nasz Louis wreszcie przedstawi nam jakąś białogłową, której wianek raczy wreszcie zdjąć.
- Po moim trupie! – krzyknąłem, podchodząc szybko do nich nie mogąc uwierzyć, że ten matoł chce mnie wkręcić.
Mama spojrzała to na mnie, to na starszego syna, dłużej zostając wzrokiem przy Hektorze. A niech to!
- A alkohol?
- Mamo nie!
- Niewiasty mają słabą głowę, podobnie jak nasz Louis. Dlatego będzie to produkt deficytowy.
- Mamo, nie wierz mu! Zapewne ma schowane w bagażniku klatki piwa!
- Posądzasz mnie o kłamstwo? – Hektor udał oburzenie, ale ja doskonale wiedziałem, że zamiast na ekonomię powinien iść na aktorstwo.
Warknąłem pod nosem czując swoją porażkę. Hektor chciał – Hektor miał. Taka kolej rzeczy.
- A będziesz o niego dbał? – spytała mama nie dając mi już w ogóle nadziei.
- Będę go pilnował jak oczka w głowie – powiedział, zapewne piejąc w myślach z zachwytu nad kolejnym powodzeniem.
- I kiedy to ognisko będzie?
- Jutro przed domem Caspiana. Już wszystko uzgodnione jest z jego rodzicami – zapewniał Hektor. Czułem się jakby w ogóle mnie tam nie było. Bo jak to tak, w dwudziestym pierwszym wieku, prosić rodziców o wyjście? Młodsze knypki wychodzą bez gadania z domu, a co dopiero ja, pełnoletni. Ale po prostu mi się nie chciało. Towarzystwo imbecylów nie jest mi do szczęścia potrzebne.
Cóż, jak zwykle, wszyscy wiedzą lepiej niż ja. Życie kurde, życie.

Postanowiłam odświeżyć to opowiadanie nie trzymając się ściśle pierwowzoru, bo po czasie wydaje mi się tamten pomysł z ochroniarzem najzwyczajniej w świecie bzdurny. Ale mam nadzieję, że Was to nie zrazi i spodoba się to, co tu publikuję. 
Zaczęłam od najtrudniejszego opowiadania chcąc w łatwy sposób przejść do Hektora i Gabriela, a potem na "Fatalne zauroczenie", które wreszcie skończę. Muszę! : ) Nie lubię mieć niedokończonych spraw dlatego wraz z przeprowadzką na blogspota za cel biorę sobie dokończenie opowiadań. 
Jeżeli coś Wam nie pasuje w zachowaniu bohaterów, to koniecznie dajcie znać. 




8 komentarzy:

  1. Te same postacie, inaczej ukazane... hm Może być ciekawie. :D I teraz mam nadzieję, że dokończysz Fatalne zauroczenie. Trzymam za słowo. :D

    OdpowiedzUsuń
  2. też mam nadzieje, że dokończysz to opowiadanie, tak samo jak mam nadzieję na kolejną część już niedługo. co prawda zarówno Bóg stworzył, a diabeł wychował i Fatalne zauroczenie strasznie wciągają bez pamięci(ech, masz coś w sobie, mówię ci!), tym niemniej jednak w duchu gdzieś tam głęboko liczę, że kolejnym, co się tu pojawi, będzie druga część Fatalnego. :>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po tym opowiadanie będzie o Hektorze i Gabrysiu a potem Fatalne. Więc minie trochę czasu, ale wreszcie chcę wszystko skończyć i nie mieć wyrzutów, że zostawiłam tak samopas :)

      Usuń
  3. A już wieki temu, kiedy jeszcze pisałaś na Onecie, straciłam nadzieję na Twój powrót. Jestem taka szczęśliwa! :D Uwielbiałam twoje opowiadania, były moją pierwszą pisarską miłością (jeśli chodzi o tematykę ;p). Tak jak poprzednicy, nie mogę doczekać się Fatalnego zauroczenia, rzeczywiście było niesamowicie wciągające ;) I jak ja mam się teraz uczyć? Nie mogę, muszę czytać! Ciekawa jestem czy mnie jeszcze pamiętasz ;)
    Pozdrawiam.
    http://chotto-matte-ne-bun.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. fatalne zauroczenie? A gdzie można je przeczytać?
    muffinka

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam,
    zapowiada się bardzo fantastycznie, oj biedny Luis tak jakby zupełnie nie istniał...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie wierzę, że już od niemal dekady ciągle powracam do Twoich opowiadań. Niby już coraz bliżej 30stki a sentyment co jakiś czas każe mi tu wracać. Jest mi niezmiernie przykro, że moje ulubione opowiadania są wstawione tylko częściowo lub wcale. Mimo wielokrotnej lektury pamiętam historię Gabrysia i Hektora już tylko cząstkowo...zakończenie opowiadania o Louisie i Oskarze jest mgliste, a z lovestory Fatalnego zauroczenia pamiętam jedynie Lucasa i platynowy łeb ;D
    Niezmierną radość dawało mi porównywanie pierwowzorów opowiadań z wersjami pozniejszymi.
    Dałaś mi lata rozrywki i śmiechu. I mimo faktu, że zapewne porzuciłaś tego bloga to chciałam Ci serdecznie podziękować za stworzenie jedynych blogów, które odwiedzałam latami. Fare...i Oliwkowe... na zawsze w pamięci :)
    Jeżeli jest szansa, że te 3 opowiadania w całości jeszcze gdzieś plączą się po twoim dysku to byłoby mi bardzo, bardzo, bardzo miło gdybyś mogła je jakoś przesłać (oczywiście z zastrzeżeniem o nierozpowszechnianiu).
    Mam nadzieję, że ta laurka umili Ci trochę dzień (jeśli kiedykolwiek to odczytasz).
    -stanowczo-zbyt-stara-fanka

    OdpowiedzUsuń