sobota, 8 czerwca 2013

17. Miłość za rogiem

Nienawidzę tej pogody. Mimo tego, że wcześniej planowałem stoczyć walkę niczym Spartakus z Theokolesem i sprowadzić upragniony deszcz, to teraz mam go już serdecznie dosyć. Nie dość, że jechaliśmy cholernie wolno i widoczność była beznadziejna, to jeszcze traciliśmy zasięg w radiu. Oskar oczywiście mógł włączyć swoje umcumc, ale widocznie chciał oszczędzić mi cierpień.

Więc jechaliśmy dalej w ciszy, dwadzieścia (jak nie mniej) na godzinę i nie zapowiadało się, żeby coś się miało zmienić.

Ja się nie odezwałem, bo było mi po prostu głupio i przykro. Głupio, bo to była dość niezręczna sytuacja. W końcu miało się w ogóle nie wydać, że podstępem chciałem uciec z włości siedzącego obok dupka. Przykro, bo cząstka mnie jest niezaspokojona. No dobra, ta cząstka nie była taka mała - jak chciała, to potrafiła nieźle się powiększyć, ale przecież nie powiem temu troglodycie, że chce mi się (najprościej ujmując) ciupciać! Jeszcze czego! Pomyśli, że jestem jakiś niewyżyty!

Zerknąłem na kierowcę. Dalej patrzył się w pełnym skupieniu przed siebie mając gdzieś swojego chłopaka, który został tak brutalnie potraktowany przez jego matkę.

O właśnie - szanowna matrona, którą od samego początku z całego serca znienawidziłem, a z którą zapewne będę miał szczęście się jeszcze nie raz spotkać. Albo i nie, jeżeli nic z romansu z jej synalkiem nie wyjdzie.

- No ekstra – warknął Oskar, który z tego wszystkiego miał naprawdę wielką zmarszczkę na środku czoła. – Wręcz zajebiście – dodał uderzając w kierownicę.

- Co jest? – spytałem widząc jego zdenerwowanie. Ostatnio dość często się przy mnie tak zachowywał.

- Nie pojedziemy dalej – odpowiedział mężczyzna. – Widoczność jest do chrzanu, nie wiem jak jechać przez ten pieprzony labirynt.

Och jej.

Spojrzałem przed siebie nie widząc praktycznie nic. Wycieraczki pracowały jak oszalałe, ale deszcz był silniejszy. Utknęliśmy. Super. Oprócz kropel uderzających w auto nic nie było słychać. Ja milczałem i Oskar milczał. Może jemu jakoś specjalnie to nie przeszkadzało, ale mnie zaczęło to denerwować.

- Na długo przyjechała twoja familia? – zagadałem.

- Zostaną na weekend – odpowiedział mężczyzna.

I znów nastała cisza. Bosko. A co Loui najlepiej potrafi, gdy dobro świata stoi nad przepaścią, a nie ma nikogo (oprócz mnie rzecz jasna), kto mógłby okazać się herosem i niczym Peter Parker stać się super bohaterem? Ano się poświecić.

Dlatego też, nie mogąc dłużej znieść ciężkiej i normalnie wkurzającej ciszy, zacząłem robić to z czego byłem znany – czyli marudzić.

- Twoja matka to straszna jędza – powiedziałem nie spuszczając z Oskara wzroku czekając na jakąś reakcje.

Kierowca prychnął i pokręcił głową.

- To mało powiedziane. W Halloween nie musi się przebierać, aby straszyć łakomych gówniarzy – odparł Oskar.

Nie rusza go, że jego rodzicielka jest postrzegana za gorszego potwora niż Buka z Muminków?

- A ty przypadkiem nie jesteś adoptowany? – spytałem zaciekawiony. Ani do ojca, ani (na szczęście) do matki nie był podobny.

Oskar parsknął i spojrzał na mnie. Och, aż coś mi zabulgotało w trzewiach.

- Nie, gówniarzu. Jestem najlepszą rzeczą, jaka ich spotkała w życiu.

- Polemizowałbym. Wielki zawód im sprawiłeś mówiąc, że z dzierlatek przeszedłeś na męskie terytorium. – Dopiero gdy to powiedziałem, uświadomiłem sobie, że tak właśnie było. Oskar (z tego co mówił jego staruszek) wcześniej ślinił się za laskami w bikini i dopiero od poznania szanownego mnie przerzucił się na kąpielówki.

Moja nowa, ale jakże intensywna miłość prychnęła i oparła się wygodniej o fotel.

- I na dodatek według mamy mało urodziwe.

- Tia. – Mów mi jeszcze. Jak nic takie komplementy mnie uskrzydlają. Skrzywiłem się brzydko i potarłem ramiona. Dostałem gęsiej skórki. – Zimno mi.

- Złego diabli nie biorą – odparł Oskar nie robiąc nic. Ani nie uraczył mnie swoim ramieniem, ani nie włączył ogrzewania. Ech, on naprawdę wie jak mnie doprowadzić do szewskiej pasji.

- No tak, bo to ja jestem ten zły – prychnąłem patrząc się uparcie na krople obijające się o szybę. Nie ma co, sceneria rodem z horrorów. Gdyby jakiemuś zombie przyszło na myśl zapuszczenie się w te rejony, miałby niezłe dwa smaczki do schrupania. Zapraszamy!

- Nie dramatyzuj, bo wcale ci to nie wychodzi.

Oho, teraz to już zupełnie zaczęło się we mnie gotować. Jeszcze zacznie parować mi z uszu i wybuch murowany!

Brawa dla mnie, że jeszcze nie zacząłem pluć jadem.

- Ta, to ja dramatyzuję – prychnąłem. – To ja mam matkę wariatkę i wahania nastrojów.

- Bo ona tak ci zalazła za skórę! No proszę cię!

- Sam mówiłeś, że o jej przerażającym usposobieniu krążą legendy. A i z wyglądu mało się różni od krzyżówki gremlina ze Shrekiem. Ona na serio jest człowiekiem?

Oskar (no nareszcie!) spojrzał na mnie, a jego mina mówiła jedno – przesadziłeś gówniarzu.

- Wyjaśnisz mi co takiego ci zrobiła, że zaraz udławisz się tym swoim jadem? Bo z tego co wiem, to trochę cię tylko zmieszała z błotem. Inni bardziej nastąpili ci na odcisk.

- Inni już nie stąpają po tej ziemi – odpowiedziałem poważnym tonem, na co Oskar parsknął. Aż miałem mu ochotę przyfasolić.

- Jasne, ja jakoś się dobrze trzymam.

- Do czasu. Nie znasz dnia ani godziny!

- Och jej, aż drżę ze strachu! Błagam, ocal mnie!

O nie, nie, nie, nie, nie. Tak nie będziemy rozmawiać! Szala się przesunęła.

Rzuciłem się na zaskoczonego Oskara i uderzyłem go w szczękę. Tak po prostu. Nie wytrzymałem. Nie znosiłem, gdy włączał mu się tryb: „a może wkurzmy Louisa i zobaczmy kiedy pęknie?”, z którym miałem do czynienia na początku naszej znajomości.

Uderzenie nie było mocne. I nie dlatego, że nie chciałem zrobić mu krzywdy. Cholernie chciałem! Ale po prostu nawet zwykłe uderzenie mi nie wychodziło. Człowiek porażka po prostu.

Widząc, że nic poważniejszego mężczyźnie nie zrobiłem, a na jego licu widniało zaskoczenie, wyskoczyłem niczym z procy z samochodu i pognałem ile sił w nogach przed siebie moknąc od razu.

Co chwilę ślizgałem się na mokrym błocie i zaczepiałem o gałęzie. Szum w uszach wszystko zagłuszał.

Niespodziewanie zostałem złapany w pasie i podniesiony. Krzyknąłem głośno i starałem się wyrwać. A jednak zombie mnie dopadło! Żegnaj świecie, żegnaj Cody - druhu wierny, żegnaj bracie - opiekuj się Gabrielem, bo żadnego takiego więcej nie znajdziesz, żegnajcie sarenki, których jeszcze nie poznałem, a którym pewnie zrewolucjonizował życie. Zegnajcie wszyscy. Adieu.

- Ty przeklęty gówniarzu! – Usłyszałem przy uchu, a zaraz zostałem okręcony i stałem przed buchającym złością Oskarem.

To już wolałem być śniadaniem umarlaka, niż znów stanąć z nim twarzą w twarz.

- Zostaw mnie do cholery! – Próbowałem go odepchnąć, ale kanalia była silniejsza.

Mężczyzna nie odpowiedział, tylko złapał mnie w pasie i podniósł. Z zaskoczeniem patrzyłem, jak Oskar z kamiennym wyrazem twarzy niósł mnie w kierunku samochodu. Był cały mokry.

Gdy byliśmy przy aucie znów zacząłem się wyrywać.

- Puść mnie! – krzyczałem, ale Oskar był nieugięty. Gdzie w jego marnym ciele kisiła się ta siła? Przecież on nie ma w ogóle mięśni!

Otworzył drzwi i rzucił mnie do środka. Od razu poczołgałem się w kierunku drugich drzwi chcąc wyjść tamtą stronę, ale zostałem złapany za kostki i pociągnięty z powrotem. Chciałem kopnąć agresora, ale unieruchomił mi nogi.

Co więcej, przycisnął mnie do kanapy swoim ciałem uniemożliwiając mi jakikolwiek ruch. Czułem jego ciężki oddech na szyi sam podobnie oddychając. Cholera, byłem w pułapce. Serce waliło mi jak u przerażonego królika. Co teraz?

- Ty tępy gówniarzu! Sądzisz, że w taką pogodę będę cię szukał po lesie? – Usłyszałem jego niski głos, a zaraz poczułem jak uścisk na trzymanych przez niego nadgarstkach wzmocnił się.

- Nikt by cię o to nie prosił! – odpowiedziałem starając się unieść biodra, ale nic z tego. – Sam potrafię o siebie zadbać! Odwal się wreszcie ode mnie! – krzyknąłem, znów się starając wyrwać. Na staraniach zostało.

- Odwalić? A to dobre! – zaśmiał się zimno  Oskar. Przeszedł mnie dreszcz. – Nikt ci nie powiedział, że wraz ze wpuszczeniem mnie do swojego życia podpisujesz na siebie cyrograf? Jesteś mój i pogódź się z tym – warknął i nie kwapiąc się na delikatność wgryzł się w moje usta odbierając mi na moment dech z piersi. Krzyczałem, wyrywałem się, starałem się go zepchnąć. Nic to nie dało. W Oskara weszła jakaś nadprzyrodzona siła - nie dość, że nie przeszkadzało mu moje gryzienie, to jeszcze miał krzepę mnie unieruchomić.

- O Boże! – krzyknąłem, gdy wreszcie ustami mogłem złapać powietrze.

Wygiąłem się w łuk czując jak Oskar zasysa się na mojej szyi nie bacząc na to, że zostawiał po sobie czerwone ślady, a jego dłoń pocierała przez spodnie moje krocze. Super. Cholera jasna, niech to wszystko szlag weźmie. Miał mnie. Podnieciłem się.

Czując jak twardnieję, warknął niczym dziki zwierz mocniej wgryzając się w moją skórę. Znów zadrżałem. Tyle, że nie ze strachu. Teraz miałem na sobie tego dzikiego mężczyznę i poddawałem się. Ale ze mnie pipa. Tylko się śmiać.

Jęknąłem, gdy wsadził zimną dłoń za pasek moich spodni. Nie wiedziałem się dzieje, gdzie byłem. Jedynym pragnieniem był dla mnie ten szaleniec, który ściągnął pośpiesznie ze mnie spodnie i widząc moją prężącą się męskość przez majtki bez słowa zassał się na główce mocząc materiał. Mój penis co rusz się ponosił będąc już całkowicie twardy. Wciągnąłem głęboko powietrze czując jego spoconą dłoń ściskającą me uda i zaraz wędrującą pod lamówkę i ściskającą mocno pośladek.

- O cholera! – jęknąłem wyginając się.

Oskar spojrzał na mnie ciemnym od podniecenia wzrokiem i przesunął mnie bliżej drzwi, którymi wcześniej chciałem uciec, sam ładując się do środka auta i zamykając za sobą drugie.

Nastała całkowita ciemność. Światło w środku auta zgasło wraz z przymknięciem drzwi. Patrzyłem się szeroko otwartymi oczami na mężczyznę opierającego się rękoma po obu stronach mojej głowy, nie spuszczającego ze mnie swojego przeszywającego wzroku. Musiała mi się udzielić atmosfera, bo leżałem napięty jak struna woczekiwaniu na jego ruch. Elektryzował mnie. Magnetyzował wręcz. Nie potrafiłem mu się oprzeć, zgadzałem się na wszystko, czego tylko chciał. Tylko niech wreszcie coś zechce zrobić!

Cierpliwość nigdy nie była moją mocną stroną. Szybko zaczynałem się denerwować nie mogąc się doczekać efektów. Dlatego zaczynałem brać prawy w swoje ręce. I skoro Oskar wolał wisieć nade mną jak strach na wróble i nic nie robić, to w takim wypadku nie zostawało mi nic innego niż wziąć – kolejny raz tego dnia – sprawy w swoje ręce. I właśnie owe ręce złapały ciemne włosy mężczyzny i pociągnęły w kierunku właściciela kończyn. Chciałem się całować, no!

- Niecierpliwy gówniarz – parsknął Oskar pozwalając się łaskawie pociągnąć, a zaraz i pocałować. Nie chciałem wchodzić z nim w dyskusje. Chciałem tylko jednego - a z tego co zauważyłem on również tego chciał.

Oskar nie jest delikatny – ani w czynach, ani w słowach. Nie patrzy na to, czy może kogoś zranić, czy nie pozostawia po sobie uszczerbku na zdrowiu ofiary. On bierze nie patrząc na konsekwencję. I, ten świniak cholerny, miał rację. Miał rację, że wraz z pierwszym pocałunkiem podpisaliśmy niepisaną umowę skazującą mnie na wieczne cierpienie u jego boku. Nasz romans ciągnie się jakieś dwa miesiące (kto tam pamięta daty), a ja nie wyobrażam sobie, abym wytrzymał choć dzień bez tego furiata. Był nieobliczalny. Potrafił w jednej chwili być pokorny, by zaraz zmienić się o sto osiemdziesiąt stopni. To wilk w owczej skórze! Tylko przy nim hormony szalały mi niczym fajerwerki w Sylwestra. Tylko on sprawiał, że miałem ochotę rozłożyć nogi jak zwykła bladź. I tylko on potrafił w jednej chwili sprawić, że od wychwalania go nad piedestały zaraz przechodziłem do zwalczania ochoty, by go mocno walnąć.

- Nie! – krzyknąłem, gdy poczułem jak dłońmi wślizgnął się za pasek bokserek aby zaraz zawędrować paluchami między pośladki.

- Za mało romantycznie? Potrzebujesz kwiatów, szampana i kaszmiru? – spytał mężczyzna obcałowując mnie po twarzy i szyi, a ręce dalej trzymał na mym siedzeniu. Mało tego, skubaniec coraz śmielej sobie poczynał i zaraz poczułem nacisk palca na mój odbyt. Wierzgnąłem biodrami chcąc aby przestał się wygłupiać i nie robił czegoś, za co zaraz go zabiję. Już nawet obmyślałem sposób w jaki to uczynię.

- Potrzebuję twoich ust na moim penisie – powiedziałem całkowicie szczerze. Pragnąłem wreszcie zanurzyć się w tym mokrym cieple, żeby język masował główkę, żeby dłonie dotykały jąder. Aż drżałem na samą myśl.

Oskar nic nie powiedział, a jedynie nachylił się powoli nad moimi biodrami nie spuszczając ze mnie wzroku. Nie mogąc się doczekać tego, co zaraz miało nadejść, wyciągnąłem twardego jak skała penisa z szarych bokserek i przytrzymałem w miejscu czekając, aż wreszcie nadejdzie chwila, na którą tak czekałem.

- Oż w pizdu! – wciągnąłem głęboko powietrze uderzając wolną ręką w dach auta. O tak, o tak. O cholera jasna… TAK!

To było lepsze niż sobie wyobrażałem. Lepsze niż ręka. Lepsze niż pornosy. Lepsze niż…

- Nie odpływaj tylko – zaśmiał się Oskar, który w dziwnym ułożeniu ciała dawał radę i jeździć językiem po trzonie, i co chwilę na mnie zerkać.

- Łatwo ci mówić – sapnąłem. – To jest takie… takie… uch!

- Jakie? – spytał mężczyzna dalej nic więcej nie zaczynając robić (a to co robił teraz było mega super och!). – Opowiedz, nie krępuj się. Jesteś wśród swoich.

A to wstrętna szumowina.

- Jak weźmiesz się wreszcie do roboty, to ci powiem. Na razie jest przeciętnie – odparłem podnosząc się odrobinę, by mieć lepszy widok na znikającego penisa w męskich ustach, a zaraz pojawiającego się w pełni okazałości.

- Przeciętnie… - prychnął.

Oho, chyba mu wjechałem na ambicję, bo zaraz wsadził sobie całego do ust – aż do samego gardła. Cud, że się nie zadławił.

To było obezwładniające uczucie. Mój najczulszy organ był właśnie pochłaniany przez dziką bestię. Nie wytrzymam długo. Cud, jeżeli dam radę jeszcze minutę!

- O w mordę! – wygiąłem się jak struna dochodząc. Super. Taki ze mnie szybki Bill, że nie wytrzymałem nawet głupich pięciu minut. Nic tylko spalić się ze wstydu.

Syknąłem, gdy Oskar wypuścił z uwięzi mojego rycerzyka czując, jak drżą mi uda. To było mocne. Jak cholera krótkie, ale mocne.

Zasłoniłem twarz ręką uspokajając się.

Oskar położył się na mnie ocierając się bezwstydnie kroczem o moje udo. Ja natomiast nie miałem na nic siły.

- Loui, bądź dobrym chłopcem i odwdzięcz mi się za trud jaki wykonałem zadowalając cię – powiedział.

Prychnąłem. No tak. Ja tu walczę o każdy oddech – nie dość, że uwaliła się na mnie góra mięcha, to jeszcze przed chwilą lewitowałem skacząc z chmurki na chmurkę. Spieprzaj dziadzie!

- W cyrografie, który podpisałem, nie było o tym mowy – odpowiedziałem patrząc na niego.

- Wiedziałem, że z ciebie to jednak menda jest – sapnął wyciągając erekcję ze spodni i szybko poruszając ręką. Schował twarz pod mą brodą i dyszał niczym stara lokomotywa.

Oprócz uderzeń kropel o samochód, było słychać jego sapanie i specyficzne odgłosy jakie wydobywały się spomiędzy jego nóg. Objąłem go ramionami czując jak dreszcze przechodzą mnie przez całe ciało, gdy co jakiś czas podgryzał delikatnie moje jabłko Adama. Mruknął gardłowo, a ja mogłem poczuć ciepło na udach.

Skrzywiłem się niezadowolony. No cóż, sam sobie na to zasłużyłem.

Oskar za to nie podnosił się. Dalej pozwalał się przytulać mięknąc w moich ramionach.

Podniosłem rękę i przejechałem dłonią po zachuchanej szybie zostawiając na niej ślad. Parsknąłem cicho.

Oskar podniósł głowę i patrzył uważnie na mnie nie wiedząc zapewne co mnie doprowadziło do takiego stanu.

- Jak w Titanicu – wskazałem na ślad dłoni. Oskar dalej nic nie mówił, tylko gapił się na mnie uparcie przez co zaczynałem się denerwować. Co z tym facetem się działo, cholera? – Oho, przestaje padać – powiedziałem czując się niekomfortowo będąc tak obserwowanym. – No co się tak patrzysz? – Nie wytrzymałem i musiałem się spytać. Zaraz nabawię się nerwicy.

Oskar westchnął i pożył policzek na mojej klatce patrząc się na tył siedzenia kierowcy.

- Gdy zobaczyłem ciebie w łazience, pół nagiego i w towarzystwie dziewczyny, to myślałem, że mnie zaraz szlag trafi – powiedział.

- Zauważyłem. Nie miałeś zbyt tęgiej miny.

- Tia – parsknął, a mnie coś zabulgotało w brzuchu. Może nawet zatrzepotało. – Nawet nie wiesz co mi przychodziło do głowy.

- No nie mów, że z ciebie jest damski bokser!

- A skąd pomysł, że to ją trzeba było wychłostać, a nie ciebie? To ty byłeś rozebrany, nie ona.

- Bo ona podstępem mnie wzięła! – zapierałem się, choć banan nie schodził mi z ust. – Specjalnie na mnie wpadła i rozlała piwo, czy co tam miała. Chciała się do mnie dobrać!

- No tak… Zapomniałem, że każda na ciebie leci, a ty nie możesz od nich się opędzić – prychnął Oskar opierając brodę o mój mostek. Gdybym troszkę obniżył głowę, mógłbym nawet go pocałować.

- Cóż, ma się ten urok, czar, wdzięk, powab – westchnąłem nie mogąc przestać go dotykać. Moje ręce co rusz jeździły po jego bokach, zatrzymując się dłużej na ramionach, które notabene uwielbiałem.

- Ty narcystyczny dupku – zaśmiał się. – Jesteś gorszy niż Hektor!

- Ale mi teraz dowaliłeś! Nikt bardziej mnie jeszcze nie obraził! – udałem oburzenie wwiercając palce w jego żebra. A masz, a masz!

- Cała przyjemność po mojej stronie – zaśmiał się Oskar uciekając od mych dłoni, ale marnie mu szło, bo byliśmy do siebie dość mocno przyciśnięci. Nagle spoważniał, a ja poczułem, że to co zaraz powie spadnie na mnie niczym bomba na Hiroszimę. Nie podobał mi się jego wzrok, ani to, że się nie uśmiechał. Patrzył na mnie skupiony walcząc z czymś. Przestań być pieprzonym don Kiszotem i wywal to z siebie! – Chcę abyś kogoś poznał.

Okej. Może i nie jestem jakoś specjalnie towarzyski, przeważnie unikam ludzi, ale skoro Oskarowi na tym zależy, to co będę się kłócił? Tylko dlaczego tak się denerwował?

- Kogo? Chyba nie kolejnego członka twojej rodziny? Błagam, drugiej twojej matki to już nie zdzierżę.

- Nie, Lucas nie jest w ogóle do niej podobny.

- Lucas?

- Tak, mój syn.

18 komentarzy:

  1. Wspaniałe, ale końcówka nieziemska... Dzięki i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  2. aaaaaaaaaaaaaaa kiedy kolejna część!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ta wersja podoba mi się bardziej :) W tamtej wersji wyszło to w dosyć podobnych okolicznościach ale zupełnie inaczej. Myślę, że Loui tym razem nie odwali takich numerów jak poprzednim razem, oby nieee!
    Czekam z niecierpliwością na następną część :)
    N.

    OdpowiedzUsuń
  4. Weeee nowy rozdział. Nie mogę doczekać się kolejnego. I już byłam przekonana że "to" zrobią, ale widzę że Loui nie jest za bardzo zainteresowany :P
    Weny i mam nadzieję że niedługo kolejny rozdział :)
    Aleksis

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tu jest mój problem, że nie potrafię zbytnio wejść w męską skórę. Toż logiczne, że faceci nie mają takich oporów jak my, i dla nich seks zawsze mógłby być szybciej. Dlatego on będzie prędzej niż później, bo muszę jednak trzymać się kanonu, w którym było, że po pierwszym razie z Oskarem rozstali się... Ale nic nie mówię! :D To opowiadanie żyje swoim życiem, już dawno przestałam nad nim panować i zobaczymy co będzie : )

      Usuń
    2. Jeśli chodzi o gejów w realu to oni nie mają żadnych oporów ( większość) nie mają problemu z przespaniem się z pierszą poznaną osobą i nie uważają tego za żadną zdradę. Tak bynajmniej mają moji kumple geje. Pozdr

      By_Mariah

      Usuń
    3. Hah, na swoją obronę mam tylko to, że czekanie daje najwięcej smaczku ;)

      Usuń
  5. Jak zapewne wiesz, ja nie czytałam pierwszej wersji.. Od razu znalazłam tą, teoretycznie mogłabym poszukać starej, ale po co? Zakochałam się w tej i tą mam zamiar przeczytać ^^ Może jak zakończyć to opowiadanie to wtedy..

    No ale przechodząc do rozdziału. Zakończenie mnie zaskoczyło, gdyż ponieważ nie wyobrażam sobie Oskara jako ojca O.o Ogólnie rozdział Świetny, uwielbiam myśli Louisa.. On jest taki niezdecydowany. Przynajmniej Oskarek ma z nim śmiesznie. Co do mamy Oskara.. Zgadzam się z Loui....Naprawdę to jest wiedźma..

    No dobrze, w tym momencie zakończę ten.. dziwny komentarz. Z niecierpliwością czekam na następny rozdział! A no i oczywiście ciekawa jestem ,,Tylko mój". Już mi się podoba tytuł i opisik też fajny.. Więc CZEKAM!


    Pozdrawiam i życzę dużo weny! ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. Syn? Ale serio.. syn?! No to widzę, że się ciekawie robi.. Ale seeeeeerio syn? O kurde, no to Loui ma niespodziankę.. Próbuję się przekonywać, że wszystko będzie okej, ale po prostu po takim wyznaniu nie może się obyć bez ''spięcia". Rozdział genialny ^^ Czekam niecierpliwie na kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie moge sie doczekac, kiedy pozna Lucasa!!! A Oskar nie raczyl stanac w obronie Luisa przed matka. Meda normalnie, meda mowie wam!!!! :D
    ~Mayumi

    OdpowiedzUsuń
  8. O kur..wa - pierwsze słowa które opuściły moje gardło po przeczytaniu tego rozdziału.

    Jaka kanalia z Lu chociaż mógł mu pomóc z "rozładowaniem emocji" to juz szczyt egoizmu z jego strony... lecz nie zmienia to kwestii, że o kur...wa...

    Coś mi się zdaje, że Oski to baaardzo frwolny jest i wyznaję odwieczną naukę " żeby życie miało smaczek raz dziewczynka-raz chłopaczek ".

    Kolorowo nie powiem :)

    By_Mariah

    OdpowiedzUsuń
  9. ciekawa jestem jak mlody zareaguje na Lucasa. no i czemu tak nagle Oscar zaczal interesowac sie nim? chcialabym sie w koncu tego dowiedziec. no i czekam na ich pierwszy raz. bo kiedys musi byc, prawda?
    ciesze sie, ze przerobilas to opowiadanie. pierwsza wersja nie byla zla (oprocz ogromu bledow), ale to puszczanie sie Lu bylo strasznie naciagane. mam nadzieje, ze w tej nowej wersji niczego takiego nie bedzie.
    no i nie moge doczekac sie 'Tylko Moj'. na starym blogu czytalam to chyba ze dwadziescia razy. wielbie to opowiadanie! i jedyne czego mi brakowalo, to oczywiscie ich pierwszego seksu XD ale chyba nie tylko mi, tak?
    zycze weny na dluzsze rozdzialy.

    J.Jung


    OdpowiedzUsuń
  10. Witam,
    rozdział jest po prostu rewelacyjny.... nie ma to jak utknąć w środku lasu, a nad głową szaleje deszcz... Oskar bardzo szybko dogonił Luisa... Oskar ma syna? Zaskoczyłaś mnie tym... ciekawe jak Luis zareaguje na Lucasa i odwrotnie....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  11. kiedy będzie Tylko mój - lata świetlne mijają od zapowiedzi...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdział "Tylko mój" jest już u bety. Obiecała, że do poniedziałku sprawdzi : )

      Usuń
  12. Podoba mi się sposób w jaki piszesz. Jest zabawnie i naprawdę.. dobrze. Wiele razy uśmiałam się czytając twój tekst. Genialne po prostu :-]
    Zaszokowałaś mnie końcówką, ale już nie mogę się doczekać jak to będzie. Dodawaj coś szybko :-]

    OdpowiedzUsuń
  13. Hejeczka,
    wspaniale, no właśnie czasami Oscar jest takim dubkiem, a czasami taki milutki, ale bomba dowalił Oscar... mój syn... ciekawe jak będzie wyglądało ich pierwsze spotkanie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń