Nienawidzę
tej pogody. Mimo tego, że wcześniej planowałem stoczyć walkę niczym Spartakus z
Theokolesem i
sprowadzić upragniony deszcz, to teraz mam go już serdecznie dosyć. Nie dość,
że jechaliśmy cholernie wolno i widoczność była beznadziejna, to jeszcze
traciliśmy zasięg w radiu. Oskar oczywiście mógł włączyć swoje umcumc, ale
widocznie chciał oszczędzić mi cierpień.
Więc
jechaliśmy dalej w ciszy, dwadzieścia (jak nie mniej) na godzinę i nie
zapowiadało się, żeby coś się miało zmienić.
Ja
się nie odezwałem, bo było mi po prostu głupio i przykro. Głupio, bo to była
dość niezręczna sytuacja. W końcu miało się w ogóle nie wydać, że podstępem
chciałem uciec z włości siedzącego obok dupka. Przykro, bo cząstka mnie jest
niezaspokojona. No dobra, ta cząstka nie była taka mała - jak chciała, to
potrafiła nieźle się powiększyć, ale przecież nie powiem temu troglodycie, że
chce mi się (najprościej ujmując) ciupciać! Jeszcze czego! Pomyśli, że jestem
jakiś niewyżyty!
Zerknąłem
na kierowcę. Dalej patrzył się w pełnym skupieniu przed siebie mając gdzieś
swojego chłopaka, który został tak brutalnie potraktowany przez jego matkę.
O
właśnie - szanowna matrona, którą od samego początku z całego serca
znienawidziłem, a z którą zapewne będę miał szczęście się jeszcze nie raz
spotkać. Albo i nie, jeżeli nic z romansu z jej synalkiem nie wyjdzie.
-
No ekstra – warknął Oskar, który z tego wszystkiego miał naprawdę wielką
zmarszczkę na środku czoła. – Wręcz zajebiście – dodał uderzając w kierownicę.
-
Co jest? – spytałem widząc jego zdenerwowanie. Ostatnio dość często się przy
mnie tak zachowywał.
-
Nie pojedziemy dalej – odpowiedział mężczyzna. – Widoczność jest do chrzanu,
nie wiem jak jechać przez ten pieprzony labirynt.
Och
jej.
Spojrzałem
przed siebie nie widząc praktycznie nic. Wycieraczki pracowały jak oszalałe,
ale deszcz był silniejszy. Utknęliśmy. Super. Oprócz kropel uderzających w auto
nic nie było słychać. Ja milczałem i Oskar milczał. Może jemu jakoś specjalnie
to nie przeszkadzało, ale mnie zaczęło to denerwować.
-
Na długo przyjechała twoja familia? – zagadałem.
-
Zostaną na weekend – odpowiedział mężczyzna.
I
znów nastała cisza. Bosko. A co Loui najlepiej potrafi, gdy dobro świata stoi
nad przepaścią, a nie ma nikogo (oprócz mnie rzecz jasna), kto mógłby okazać
się herosem i niczym Peter Parker stać się super bohaterem? Ano się poświecić.
Dlatego
też, nie mogąc dłużej znieść ciężkiej i normalnie wkurzającej ciszy, zacząłem
robić to z czego byłem znany – czyli marudzić.
-
Twoja matka to straszna jędza – powiedziałem nie spuszczając z Oskara wzroku
czekając na jakąś reakcje.
Kierowca
prychnął i pokręcił głową.
-
To mało powiedziane. W Halloween nie musi się przebierać, aby straszyć łakomych
gówniarzy – odparł Oskar.
Nie
rusza go, że jego rodzicielka jest postrzegana za gorszego potwora niż Buka z
Muminków?
-
A ty przypadkiem nie jesteś adoptowany? – spytałem zaciekawiony. Ani do ojca,
ani (na szczęście) do matki nie był podobny.
Oskar
parsknął i spojrzał na mnie. Och, aż coś mi zabulgotało w trzewiach.
-
Nie, gówniarzu. Jestem najlepszą rzeczą, jaka ich spotkała w życiu.
-
Polemizowałbym. Wielki zawód im sprawiłeś mówiąc, że z dzierlatek przeszedłeś
na męskie terytorium. – Dopiero gdy to powiedziałem, uświadomiłem sobie, że tak
właśnie było. Oskar (z tego co mówił jego staruszek) wcześniej ślinił się za
laskami w bikini i dopiero od poznania szanownego mnie przerzucił się na
kąpielówki.
Moja
nowa, ale jakże intensywna miłość prychnęła i oparła się wygodniej o fotel.
-
I na dodatek według mamy mało urodziwe.
-
Tia. – Mów mi jeszcze. Jak nic takie komplementy mnie uskrzydlają. Skrzywiłem
się brzydko i potarłem ramiona. Dostałem gęsiej skórki. – Zimno mi.
-
Złego diabli nie biorą – odparł Oskar nie robiąc nic. Ani nie uraczył mnie
swoim ramieniem, ani nie włączył ogrzewania. Ech, on naprawdę wie jak mnie
doprowadzić do szewskiej pasji.
-
No tak, bo to ja jestem ten zły – prychnąłem patrząc się uparcie na krople
obijające się o szybę. Nie ma co, sceneria rodem z horrorów. Gdyby jakiemuś
zombie przyszło na myśl zapuszczenie się w te rejony, miałby niezłe dwa smaczki
do schrupania. Zapraszamy!
-
Nie dramatyzuj, bo wcale ci to nie wychodzi.
Oho,
teraz to już zupełnie zaczęło się we mnie gotować. Jeszcze zacznie parować mi z
uszu i wybuch murowany!
Brawa
dla mnie, że jeszcze nie zacząłem pluć jadem.
-
Ta, to ja dramatyzuję – prychnąłem. – To ja mam matkę wariatkę i wahania
nastrojów.
-
Bo ona tak ci zalazła za skórę! No proszę cię!
-
Sam mówiłeś, że o jej przerażającym usposobieniu krążą legendy. A i z wyglądu
mało się różni od krzyżówki gremlina ze Shrekiem. Ona na serio jest
człowiekiem?
Oskar
(no nareszcie!) spojrzał na mnie, a jego mina mówiła jedno – przesadziłeś
gówniarzu.
-
Wyjaśnisz mi co takiego ci zrobiła, że zaraz udławisz się tym swoim jadem? Bo z
tego co wiem, to trochę cię tylko zmieszała z błotem. Inni bardziej nastąpili
ci na odcisk.
-
Inni już nie stąpają po tej ziemi – odpowiedziałem poważnym tonem, na co Oskar
parsknął. Aż miałem mu ochotę przyfasolić.
-
Jasne, ja jakoś się dobrze trzymam.
-
Do czasu. Nie znasz dnia ani godziny!
-
Och jej, aż drżę ze strachu! Błagam, ocal mnie!
O
nie, nie, nie, nie, nie. Tak nie będziemy rozmawiać! Szala się przesunęła.
Rzuciłem
się na zaskoczonego Oskara i uderzyłem go w szczękę. Tak po prostu. Nie
wytrzymałem. Nie znosiłem, gdy włączał mu się tryb: „a może wkurzmy Louisa i
zobaczmy kiedy pęknie?”, z którym miałem do czynienia na początku naszej
znajomości.
Uderzenie
nie było mocne. I nie dlatego, że nie chciałem zrobić mu krzywdy. Cholernie
chciałem! Ale po prostu nawet zwykłe uderzenie mi nie wychodziło. Człowiek
porażka po prostu.
Widząc,
że nic poważniejszego mężczyźnie nie zrobiłem, a na jego licu widniało
zaskoczenie, wyskoczyłem niczym z procy z samochodu i pognałem ile sił w nogach
przed siebie moknąc od razu.
Co
chwilę ślizgałem się na mokrym błocie i zaczepiałem o gałęzie. Szum w uszach
wszystko zagłuszał.
Niespodziewanie
zostałem złapany w pasie i podniesiony. Krzyknąłem głośno i starałem się
wyrwać. A jednak zombie mnie dopadło! Żegnaj świecie, żegnaj Cody - druhu
wierny, żegnaj bracie - opiekuj się Gabrielem, bo żadnego takiego więcej nie
znajdziesz, żegnajcie sarenki, których jeszcze nie poznałem, a którym pewnie
zrewolucjonizował życie. Zegnajcie wszyscy. Adieu.
-
Ty przeklęty gówniarzu! – Usłyszałem przy uchu, a zaraz zostałem okręcony i
stałem przed buchającym złością Oskarem.
To
już wolałem być śniadaniem umarlaka, niż znów stanąć z nim twarzą w twarz.
-
Zostaw mnie do cholery! – Próbowałem go odepchnąć, ale kanalia była silniejsza.
Mężczyzna
nie odpowiedział, tylko złapał mnie w pasie i podniósł. Z zaskoczeniem
patrzyłem, jak Oskar z kamiennym wyrazem twarzy niósł mnie w kierunku samochodu.
Był cały mokry.
Gdy
byliśmy przy aucie znów zacząłem się wyrywać.
-
Puść mnie! – krzyczałem, ale Oskar był nieugięty. Gdzie w jego marnym ciele
kisiła się ta siła? Przecież on nie ma w ogóle mięśni!
Otworzył
drzwi i rzucił mnie do środka. Od razu poczołgałem się w kierunku drugich drzwi
chcąc wyjść tamtą stronę, ale zostałem złapany za kostki i pociągnięty z
powrotem. Chciałem kopnąć agresora, ale unieruchomił mi nogi.
Co
więcej, przycisnął mnie do kanapy swoim ciałem uniemożliwiając mi jakikolwiek
ruch. Czułem jego ciężki oddech na szyi sam podobnie oddychając. Cholera, byłem
w pułapce. Serce waliło mi jak u przerażonego królika. Co teraz?
-
Ty tępy gówniarzu! Sądzisz, że w taką pogodę będę cię szukał po lesie? – Usłyszałem
jego niski głos, a zaraz poczułem jak uścisk na trzymanych przez niego
nadgarstkach wzmocnił się.
-
Nikt by cię o to nie prosił! – odpowiedziałem starając się unieść biodra, ale
nic z tego. – Sam potrafię o siebie zadbać! Odwal się wreszcie ode mnie! –
krzyknąłem, znów się starając wyrwać. Na staraniach zostało.
-
Odwalić? A to dobre! – zaśmiał się zimno
Oskar. Przeszedł mnie dreszcz. – Nikt ci nie powiedział, że wraz ze
wpuszczeniem mnie do swojego życia podpisujesz na siebie cyrograf? Jesteś mój i
pogódź się z tym – warknął i nie kwapiąc się na delikatność wgryzł się w moje
usta odbierając mi na moment dech z piersi. Krzyczałem, wyrywałem się, starałem
się go zepchnąć. Nic to nie dało. W Oskara weszła jakaś nadprzyrodzona siła -
nie dość, że nie przeszkadzało mu moje gryzienie, to jeszcze miał krzepę mnie
unieruchomić.
-
O Boże! – krzyknąłem, gdy wreszcie ustami mogłem złapać powietrze.
Wygiąłem
się w łuk czując jak Oskar zasysa się na mojej szyi nie bacząc na to, że
zostawiał po sobie czerwone ślady, a jego dłoń pocierała przez spodnie moje
krocze. Super. Cholera jasna, niech to wszystko szlag weźmie. Miał mnie.
Podnieciłem się.
Czując
jak twardnieję, warknął niczym dziki zwierz mocniej wgryzając się w moją skórę.
Znów zadrżałem. Tyle, że nie ze strachu. Teraz miałem na sobie tego dzikiego
mężczyznę i poddawałem się. Ale ze mnie pipa. Tylko się śmiać.
Jęknąłem,
gdy wsadził zimną dłoń za pasek moich spodni. Nie wiedziałem się dzieje, gdzie
byłem. Jedynym pragnieniem był dla mnie ten szaleniec, który ściągnął pośpiesznie
ze mnie spodnie i widząc moją prężącą się męskość przez majtki bez słowa zassał
się na główce mocząc materiał. Mój penis co rusz się ponosił będąc już
całkowicie twardy. Wciągnąłem głęboko powietrze czując jego spoconą dłoń
ściskającą me uda i zaraz wędrującą pod lamówkę i ściskającą mocno pośladek.
-
O cholera! – jęknąłem wyginając się.
Oskar
spojrzał na mnie ciemnym od podniecenia wzrokiem i przesunął mnie bliżej drzwi,
którymi wcześniej chciałem uciec, sam ładując się do środka auta i zamykając za
sobą drugie.
Nastała
całkowita ciemność. Światło w środku auta zgasło wraz z przymknięciem drzwi. Patrzyłem
się szeroko otwartymi oczami na mężczyznę opierającego się rękoma po obu
stronach mojej głowy, nie spuszczającego ze mnie swojego przeszywającego
wzroku. Musiała mi się udzielić atmosfera, bo leżałem napięty jak struna woczekiwaniu
na jego ruch. Elektryzował mnie. Magnetyzował wręcz. Nie potrafiłem mu się
oprzeć, zgadzałem się na wszystko, czego tylko chciał. Tylko niech wreszcie coś
zechce zrobić!
Cierpliwość
nigdy nie była moją mocną stroną. Szybko zaczynałem się denerwować nie mogąc
się doczekać efektów. Dlatego zaczynałem brać prawy w swoje ręce. I skoro Oskar
wolał wisieć nade mną jak strach na wróble i nic nie robić, to w takim wypadku
nie zostawało mi nic innego niż wziąć – kolejny raz tego dnia – sprawy w swoje
ręce. I właśnie owe ręce złapały ciemne włosy mężczyzny i pociągnęły w kierunku
właściciela kończyn. Chciałem się całować, no!
-
Niecierpliwy gówniarz – parsknął Oskar pozwalając się łaskawie pociągnąć, a
zaraz i pocałować. Nie chciałem wchodzić z nim w dyskusje. Chciałem tylko
jednego - a z tego co zauważyłem on również tego chciał.
Oskar
nie jest delikatny – ani w czynach, ani w słowach. Nie patrzy na to, czy może
kogoś zranić, czy nie pozostawia po sobie uszczerbku na zdrowiu ofiary. On
bierze nie patrząc na konsekwencję. I, ten świniak cholerny, miał rację. Miał
rację, że wraz z pierwszym pocałunkiem podpisaliśmy niepisaną umowę skazującą
mnie na wieczne cierpienie u jego boku. Nasz romans ciągnie się jakieś dwa
miesiące (kto tam pamięta daty), a ja nie wyobrażam sobie, abym wytrzymał choć
dzień bez tego furiata. Był nieobliczalny. Potrafił w jednej chwili być
pokorny, by zaraz zmienić się o sto osiemdziesiąt stopni. To wilk w owczej
skórze! Tylko przy nim hormony szalały mi niczym fajerwerki w Sylwestra. Tylko
on sprawiał, że miałem ochotę rozłożyć nogi jak zwykła bladź. I tylko on
potrafił w jednej chwili sprawić, że od wychwalania go nad piedestały zaraz przechodziłem
do zwalczania ochoty, by go mocno walnąć.
-
Nie! – krzyknąłem, gdy poczułem jak dłońmi wślizgnął się za pasek bokserek aby
zaraz zawędrować paluchami między pośladki.
-
Za mało romantycznie? Potrzebujesz kwiatów, szampana i kaszmiru? – spytał
mężczyzna obcałowując mnie po twarzy i szyi, a ręce dalej trzymał na mym
siedzeniu. Mało tego, skubaniec coraz śmielej sobie poczynał i zaraz poczułem
nacisk palca na mój odbyt. Wierzgnąłem biodrami chcąc aby przestał się wygłupiać
i nie robił czegoś, za co zaraz go zabiję. Już nawet obmyślałem sposób w jaki
to uczynię.
-
Potrzebuję twoich ust na moim penisie – powiedziałem całkowicie szczerze.
Pragnąłem wreszcie zanurzyć się w tym mokrym cieple, żeby język masował główkę,
żeby dłonie dotykały jąder. Aż drżałem na samą myśl.
Oskar
nic nie powiedział, a jedynie nachylił się powoli nad moimi biodrami nie
spuszczając ze mnie wzroku. Nie mogąc się doczekać tego, co zaraz miało
nadejść, wyciągnąłem twardego jak skała penisa z szarych bokserek i
przytrzymałem w miejscu czekając, aż wreszcie nadejdzie chwila, na którą tak
czekałem.
-
Oż w pizdu! – wciągnąłem głęboko powietrze uderzając wolną ręką w dach auta. O
tak, o tak. O cholera jasna… TAK!
To
było lepsze niż sobie wyobrażałem. Lepsze niż ręka. Lepsze niż pornosy. Lepsze
niż…
-
Nie odpływaj tylko – zaśmiał się Oskar, który w dziwnym ułożeniu ciała dawał
radę i jeździć językiem po trzonie, i co chwilę na mnie zerkać.
-
Łatwo ci mówić – sapnąłem. – To jest takie… takie… uch!
-
Jakie? – spytał mężczyzna dalej nic więcej nie zaczynając robić (a to co robił
teraz było mega super och!). – Opowiedz, nie krępuj się. Jesteś wśród swoich.
A
to wstrętna szumowina.
-
Jak weźmiesz się wreszcie do roboty, to ci powiem. Na razie jest przeciętnie –
odparłem podnosząc się odrobinę, by mieć lepszy widok na znikającego penisa w
męskich ustach, a zaraz pojawiającego się w pełni okazałości.
-
Przeciętnie… - prychnął.
Oho,
chyba mu wjechałem na ambicję, bo zaraz wsadził sobie całego do ust – aż do
samego gardła. Cud, że się nie zadławił.
To
było obezwładniające uczucie. Mój najczulszy organ był właśnie pochłaniany
przez dziką bestię. Nie wytrzymam długo. Cud, jeżeli dam radę jeszcze minutę!
-
O w mordę! – wygiąłem się jak struna dochodząc. Super. Taki ze mnie szybki
Bill, że nie wytrzymałem nawet głupich pięciu minut. Nic tylko spalić się ze
wstydu.
Syknąłem,
gdy Oskar wypuścił z uwięzi mojego rycerzyka czując, jak drżą mi uda. To było
mocne. Jak cholera krótkie, ale mocne.
Zasłoniłem
twarz ręką uspokajając się.
Oskar
położył się na mnie ocierając się bezwstydnie kroczem o moje udo. Ja natomiast
nie miałem na nic siły.
-
Loui, bądź dobrym chłopcem i odwdzięcz mi się za trud jaki wykonałem
zadowalając cię – powiedział.
Prychnąłem.
No tak. Ja tu walczę o każdy oddech – nie dość, że uwaliła się na mnie góra
mięcha, to jeszcze przed chwilą lewitowałem skacząc z chmurki na chmurkę. Spieprzaj
dziadzie!
-
W cyrografie, który podpisałem, nie było o tym mowy – odpowiedziałem patrząc na
niego.
-
Wiedziałem, że z ciebie to jednak menda jest – sapnął wyciągając erekcję ze
spodni i szybko poruszając ręką. Schował twarz pod mą brodą i dyszał niczym
stara lokomotywa.
Oprócz
uderzeń kropel o samochód, było słychać jego sapanie i specyficzne odgłosy
jakie wydobywały się spomiędzy jego nóg. Objąłem go ramionami czując jak
dreszcze przechodzą mnie przez całe ciało, gdy co jakiś czas podgryzał
delikatnie moje jabłko Adama. Mruknął gardłowo, a ja mogłem poczuć ciepło na
udach.
Skrzywiłem
się niezadowolony. No cóż, sam sobie na to zasłużyłem.
Oskar
za to nie podnosił się. Dalej pozwalał się przytulać mięknąc w moich ramionach.
Podniosłem
rękę i przejechałem dłonią po zachuchanej szybie zostawiając na niej ślad.
Parsknąłem cicho.
Oskar
podniósł głowę i patrzył uważnie na mnie nie wiedząc zapewne co mnie
doprowadziło do takiego stanu.
-
Jak w Titanicu – wskazałem na ślad dłoni. Oskar dalej nic nie mówił, tylko
gapił się na mnie uparcie przez co zaczynałem się denerwować. Co z tym facetem
się działo, cholera? – Oho, przestaje padać – powiedziałem czując się
niekomfortowo będąc tak obserwowanym. – No co się tak patrzysz? – Nie
wytrzymałem i musiałem się spytać. Zaraz nabawię się nerwicy.
Oskar
westchnął i pożył policzek na mojej klatce patrząc się na tył siedzenia
kierowcy.
-
Gdy zobaczyłem ciebie w łazience, pół nagiego i w towarzystwie dziewczyny, to
myślałem, że mnie zaraz szlag trafi – powiedział.
-
Zauważyłem. Nie miałeś zbyt tęgiej miny.
-
Tia – parsknął, a mnie coś zabulgotało w brzuchu. Może nawet zatrzepotało. – Nawet
nie wiesz co mi przychodziło do głowy.
-
No nie mów, że z ciebie jest damski bokser!
-
A skąd pomysł, że to ją trzeba było wychłostać, a nie ciebie? To ty byłeś
rozebrany, nie ona.
-
Bo ona podstępem mnie wzięła! – zapierałem się, choć banan nie schodził mi z
ust. – Specjalnie na mnie wpadła i rozlała piwo, czy co tam miała. Chciała się
do mnie dobrać!
-
No tak… Zapomniałem, że każda na ciebie leci, a ty nie możesz od nich się
opędzić – prychnął Oskar opierając brodę o mój mostek. Gdybym troszkę obniżył
głowę, mógłbym nawet go pocałować.
-
Cóż, ma się ten urok, czar, wdzięk, powab – westchnąłem nie mogąc przestać go
dotykać. Moje ręce co rusz jeździły po jego bokach, zatrzymując się dłużej na
ramionach, które notabene uwielbiałem.
-
Ty narcystyczny dupku – zaśmiał się. – Jesteś gorszy niż Hektor!
-
Ale mi teraz dowaliłeś! Nikt bardziej mnie jeszcze nie obraził! – udałem
oburzenie wwiercając palce w jego żebra. A masz, a masz!
-
Cała przyjemność po mojej stronie – zaśmiał się Oskar uciekając od mych dłoni,
ale marnie mu szło, bo byliśmy do siebie dość mocno przyciśnięci. Nagle
spoważniał, a ja poczułem, że to co zaraz powie spadnie na mnie niczym bomba na
Hiroszimę. Nie podobał mi się jego wzrok, ani to, że się nie uśmiechał. Patrzył
na mnie skupiony walcząc z czymś. Przestań być pieprzonym don Kiszotem i wywal
to z siebie! – Chcę abyś kogoś poznał.
Okej.
Może i nie jestem jakoś specjalnie towarzyski, przeważnie unikam ludzi, ale
skoro Oskarowi na tym zależy, to co będę się kłócił? Tylko dlaczego tak się
denerwował?
-
Kogo? Chyba nie kolejnego członka twojej rodziny? Błagam, drugiej twojej matki
to już nie zdzierżę.
-
Nie, Lucas nie jest w ogóle do niej podobny.
-
Lucas?
Wspaniałe, ale końcówka nieziemska... Dzięki i życzę weny.
OdpowiedzUsuńaaaaaaaaaaaaaaa kiedy kolejna część!
OdpowiedzUsuńTa wersja podoba mi się bardziej :) W tamtej wersji wyszło to w dosyć podobnych okolicznościach ale zupełnie inaczej. Myślę, że Loui tym razem nie odwali takich numerów jak poprzednim razem, oby nieee!
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na następną część :)
N.
Oj odwali, odwali :D Nie byłby sobą! : )
UsuńWeeee nowy rozdział. Nie mogę doczekać się kolejnego. I już byłam przekonana że "to" zrobią, ale widzę że Loui nie jest za bardzo zainteresowany :P
OdpowiedzUsuńWeny i mam nadzieję że niedługo kolejny rozdział :)
Aleksis
I tu jest mój problem, że nie potrafię zbytnio wejść w męską skórę. Toż logiczne, że faceci nie mają takich oporów jak my, i dla nich seks zawsze mógłby być szybciej. Dlatego on będzie prędzej niż później, bo muszę jednak trzymać się kanonu, w którym było, że po pierwszym razie z Oskarem rozstali się... Ale nic nie mówię! :D To opowiadanie żyje swoim życiem, już dawno przestałam nad nim panować i zobaczymy co będzie : )
UsuńJeśli chodzi o gejów w realu to oni nie mają żadnych oporów ( większość) nie mają problemu z przespaniem się z pierszą poznaną osobą i nie uważają tego za żadną zdradę. Tak bynajmniej mają moji kumple geje. Pozdr
UsuńBy_Mariah
Hah, na swoją obronę mam tylko to, że czekanie daje najwięcej smaczku ;)
UsuńJak zapewne wiesz, ja nie czytałam pierwszej wersji.. Od razu znalazłam tą, teoretycznie mogłabym poszukać starej, ale po co? Zakochałam się w tej i tą mam zamiar przeczytać ^^ Może jak zakończyć to opowiadanie to wtedy..
OdpowiedzUsuńNo ale przechodząc do rozdziału. Zakończenie mnie zaskoczyło, gdyż ponieważ nie wyobrażam sobie Oskara jako ojca O.o Ogólnie rozdział Świetny, uwielbiam myśli Louisa.. On jest taki niezdecydowany. Przynajmniej Oskarek ma z nim śmiesznie. Co do mamy Oskara.. Zgadzam się z Loui....Naprawdę to jest wiedźma..
No dobrze, w tym momencie zakończę ten.. dziwny komentarz. Z niecierpliwością czekam na następny rozdział! A no i oczywiście ciekawa jestem ,,Tylko mój". Już mi się podoba tytuł i opisik też fajny.. Więc CZEKAM!
Pozdrawiam i życzę dużo weny! ♥
Syn? Ale serio.. syn?! No to widzę, że się ciekawie robi.. Ale seeeeeerio syn? O kurde, no to Loui ma niespodziankę.. Próbuję się przekonywać, że wszystko będzie okej, ale po prostu po takim wyznaniu nie może się obyć bez ''spięcia". Rozdział genialny ^^ Czekam niecierpliwie na kolejny ;)
OdpowiedzUsuńNie moge sie doczekac, kiedy pozna Lucasa!!! A Oskar nie raczyl stanac w obronie Luisa przed matka. Meda normalnie, meda mowie wam!!!! :D
OdpowiedzUsuń~Mayumi
O kur..wa - pierwsze słowa które opuściły moje gardło po przeczytaniu tego rozdziału.
OdpowiedzUsuńJaka kanalia z Lu chociaż mógł mu pomóc z "rozładowaniem emocji" to juz szczyt egoizmu z jego strony... lecz nie zmienia to kwestii, że o kur...wa...
Coś mi się zdaje, że Oski to baaardzo frwolny jest i wyznaję odwieczną naukę " żeby życie miało smaczek raz dziewczynka-raz chłopaczek ".
Kolorowo nie powiem :)
By_Mariah
ciekawa jestem jak mlody zareaguje na Lucasa. no i czemu tak nagle Oscar zaczal interesowac sie nim? chcialabym sie w koncu tego dowiedziec. no i czekam na ich pierwszy raz. bo kiedys musi byc, prawda?
OdpowiedzUsuńciesze sie, ze przerobilas to opowiadanie. pierwsza wersja nie byla zla (oprocz ogromu bledow), ale to puszczanie sie Lu bylo strasznie naciagane. mam nadzieje, ze w tej nowej wersji niczego takiego nie bedzie.
no i nie moge doczekac sie 'Tylko Moj'. na starym blogu czytalam to chyba ze dwadziescia razy. wielbie to opowiadanie! i jedyne czego mi brakowalo, to oczywiscie ich pierwszego seksu XD ale chyba nie tylko mi, tak?
zycze weny na dluzsze rozdzialy.
J.Jung
Witam,
OdpowiedzUsuńrozdział jest po prostu rewelacyjny.... nie ma to jak utknąć w środku lasu, a nad głową szaleje deszcz... Oskar bardzo szybko dogonił Luisa... Oskar ma syna? Zaskoczyłaś mnie tym... ciekawe jak Luis zareaguje na Lucasa i odwrotnie....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
kiedy będzie Tylko mój - lata świetlne mijają od zapowiedzi...
OdpowiedzUsuńRozdział "Tylko mój" jest już u bety. Obiecała, że do poniedziałku sprawdzi : )
UsuńPodoba mi się sposób w jaki piszesz. Jest zabawnie i naprawdę.. dobrze. Wiele razy uśmiałam się czytając twój tekst. Genialne po prostu :-]
OdpowiedzUsuńZaszokowałaś mnie końcówką, ale już nie mogę się doczekać jak to będzie. Dodawaj coś szybko :-]
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, no właśnie czasami Oscar jest takim dubkiem, a czasami taki milutki, ale bomba dowalił Oscar... mój syn... ciekawe jak będzie wyglądało ich pierwsze spotkanie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia