wtorek, 9 października 2012

8. Czarny kwiat sakury


Emiko ostatnio aż tryskała humorem. Pomiędzy klientami lepiej się jej układało, patron był z niej zadowolony. Można powiedzieć, że życie w Herbaciarni stało się spokojne i szczęśliwe.
Ale nie dla mnie.
Po przyłapaniu mnie parę dni temu z Hikaru przed okiya, jej uśmiech zwrócony w moją stronę niepokoił. Bez słowa pozwoliła wejść do Herbaciarni, ale czułem, że ma mnie w garści i w każdym momencie może coś wspomnieć Okasan czy babci. A wtedy to Armagedon.
Ostatnio polubiłem przesiadywać na molu. Wieczorami, gdy miałem wolne, nakładałem swoje męskie ubrania i siadałem na deskach. Mogłem tak długo przyglądać się latającym mewom, rybakom wracającym z połowów i reszcie ludzi śpieszących do domów. Z Hikaru umówiłem się dopiero za parę godzin. Nic nie wie o Emiko. Nie chcę go martwić. To moja sprawa i ja ją muszę załatwić. Jakoś.
Położyłem się na plecach, kładąc pod głowę ręce.
Morska bryza, szum wody. Będzie mi tego brakowało, jak wrócę z ojcem.
Spojrzałem w bok na grupkę mężczyzn idących w mym kierunku. Serce zaczęło szybciej bić.
Zmrużyłem oczy przypatrując się im. Mieli na sobie zielone płaszcze, podobne do tych, co mnie wcześniej ścigali. Raptownie wstałem, na co tamci się zatrzymali. Dzieliło nas jakieś piętnaście metrów. W akcie desperacji rzuciłem się biegiem w stronę kamieniczek. I tak jak przypuszczałem - pobiegli za mną. Krzyczeli, abym się zatrzymał, zwolnił. To, że jestem blondynem, nie oznacza, że oprócz urody, głupotą również grzeszę.
Zdyszany potrącałem nielicznych, którzy byli tak nierozważni, że nie zeszli z drogi.
Mężczyźni wołali dalej, prawie mnie doganiając. Ja, nieprzyzwyczajony do takiego wysiłku, musiałem się zatrzymać, gdyż złapała mnie kolka. Zakląłem na cały głos, zgięty w pół opierałem się o jakiś budynek w celu odpoczęcia. Kątem oka widziałem zmniejszającą się odległość pomiędzy mną a żołnierzami. Poruszyć się już nie dałem rady. Zamknąłem oczy, szepcząc znaną mi jeszcze z dzieciństwa zdrowaśkę.
Aż nagle poczułem, jak jestem chwytamy w połowie i zarzucany na czyjeś twarde ramię. Otworzyłem oczy unosząc się z metr ponad ziemią, trzymany przez jakiegoś zakapturzonego człowieka w czarnym płaszczu! Krzyknąłem z przerażenia na co nieznajomy przyśpieszył. Chyba sądził, że doganiają nas. A zdziwieni mężczyźni biegli za nami, widocznie nie znając uliczek Kioto tak, jak mój "bohater", bo zaraz ich zgubiliśmy.
Delikatnie opuścił mnie przy jakimś zaciemnionym ślepym zaułku. Jego klatka piersiowa podnosiła i opadała bardzo szybko. Nie widziałem jego twarzy. Całą głowę otulał ciemny kaptur.
Pierwsza myśl była taka: to na pewno Daiki. Szybko jednak minęła, gdyż rikszarz był wyższy.
- Dziękuję - uśmiechnąłem się do nieznajomego. - Uratowałeś mi życie.
- Kim oni byli? - Głos miał przytłumiony, jakby przez chustkę, czy czort wie co.
Myślałem wtedy, czy udzielić mu odpowiedzi. To, że mnie ocalił, nie oznacza, że zaraz wszystko mu opowiem, nie?
- A żebym to ja wiedział - wzruszyłem ramionami, kłamiąc.
On nadal stał obok, lecz nagle odwrócił się w kierunku głównej drogi, milcząc.
Cieszyłem się, że dał mi spokój. Poszedłem za nim rozglądając się dookoła, szukając wzrokiem żołnierzy. Będąc czujnym (jeśli w ogóle potrafię) wróciłem do Herbaciarni.
- Znowu gdzieś się szwendałeś - upomniała babcia, gdy wszedłem na korytarz.
Stała w wyblakłej, różowej koszuli, sięgającej do kostek, a w ręku trzymała, jak to ona, fajkę.
- Przepraszam, Obasan - ukłoniłem się.
Kobieta tylko machnęła ręką i pozwoliła iść dalej. Gdyby na jej miejscu była Okasan... wolę nie myśleć, co by się ze mną stało.
Idąc powoli, aby nie obudzić śpiących dziewczyn, udałem się do pokoju. Oczywiście Hikaru już był. Podniósł ze zdziwienia brwi widząc mój strój.
Siedział na komodzie, czytając jakąś książkę w brązowej okładce, przy lampce naftowej. A, mówiłem wam jak wygląda mój pokój? Oprócz futonu, leżącego na przeciwko okna, mam jeszcze komodę, kilka szafek z mymi "starymi" ubraniami i regały z książkami należące do babci czy Okasan. Było ich z pięćdziesiąt. Ani razu żadnej nie przeczytałem. Hikaru natomiast zawsze spotykam z jedną z nich, gdy czekał na mnie.
- Ładnie ci – stwierdził, odkładając czytaną książkę.
Uśmiechnąłem się podbiegając do niego jak jakaś sarna.
- Tak byłem ubrany jak tu przyjechałem - nie byłbym sobą, gdybym go nie przytulił.
- Mógłbym cię częściej w takim stroju widywać - przejechał dłońmi po mych bokach. - Podobasz mi się bardziej tak, niż w kimonie.
Uśmiechnąłem się całując go delikatnie w skroń.
- Też się takiego wolę. Nie czuję się wtedy taki... bezpłciowy - odparłem.
Hikaru schylił się, aby mnie pocałować. Z zadowoleniem oddałem usta we władanie Japończyka.
Z bioder przeszedł na pośladki, podnosząc mnie nieznacznie do góry. Pisnąłem zaskoczony.
- Mira - szepnął przegryzając mą szyję.
Otworzyłem oczy.
Hikaru usiadł na wielkiej bordowej poduszce - prezencie od Kity. Położył nogi w rozkroku, opierając ręce za plecami.
- Rozbierzesz mnie? - odchylił głowę do tyłu i patrzył na mnie spod przymrużonych powiek.
- Hę? - spytałem inteligentnie, zaskoczony upadając lekko na pośladki.
- Wstydzisz się mnie już? - mruknął. O Boże... - Mnie? Swego mężczyzny? Kochanka? Już nie chcesz na mnie patrzeć przy większym świetle?
Fakt. Gdy go dotykałem, zawsze poruszałem się na wyczucie, intuicyjnie. Nie widziałem dokładnie, co dotykam.
No i, jak to ja, zaczerwieniłem się. Speszyła mnie jego bezpośredniość.
- Dlaczego miałbym? - burknąłem pocierając twarz, aby rumieńce znalazły inne miejsce do pokazywania się.
- Chcę, abyś mnie dotknął i robił to świadomie - zamknął oczy.
Usiadłem pomiędzy jego nogami zażenowany na maksa. Zawsze idzie na łatwiznę, leń patentowany. Gdy ja go pieściłem, on wychodził czasem z inicjatywą i... eee, lepiej nie wspominać.
Wziąłem głębszy wdech rozpinając mu koszulę. Gdy odchyliłem poły materiału, przed oczyma miałem delikatnie umięśnioną, bladą klatkę piersiową z odznaczającymi się sutkami.
- Nie krępuj się - zaśmiał się perfidnie pod nosem. – Dotknij - zachęcał.
- Wcale się nie krępuję! - Położyłem dłoń na jego piersi, czując spokojne bicie serca chłopaka. Uspokajało mnie to.
Palcami zahaczyłem o płaskie brodawki i poczułem, jak jego dłonie masują moje biodra. Przysunąłem się bliżej, chuchając na różowe guziczki. Od razu się powiększyły. Spojrzałem na niego, czekając na reakcję. Nic oprócz większego uśmiechu nie było. Ale mi to wystarczyło. Wystawiłem koniec języka zaczepiając wystający sutek. Zostałem nagrodzony cichym jęknięciem. Spodobało mi się. Zanurzyłem brodawkę w ustach, bawiąc się nią, formując jak tylko się spodobało. Na koniec przygryzłem dość gwałtownie, na co Hikaru wierzgnął ciałem. Z prawego sutka przeszedłem na lewy, robiąc z nim to samo, co z poprzednim.
Pocałunki z piersi przeniosłem na ramiona a następnie na szyję. Teraz to dopiero słyszałem jego mruczenie.
Oplótł mnie nogami w pasie, nie dając się wyrwać. Ale ja wcale nie miałem takiego zamiaru. Teraz miałem na wyciągnięcie ręki gorące ciało, które po ciemku uwielbiałem dotykać i zastanawiałem się, jak może wyglądać za dnia. Dla mnie było piękne.
Gdy obcałowałem go od pasa w górę, spojrzałem na niego, nie widząc, co dalej robić. Wiecie dlaczego Hikaru był bardziej bierny w tym? Nigdy nie miał chłopaka, a na temat jego damskich podbojów nigdy nie rozmawialiśmy. Jednakże powiedział kiedyś, gdy było już po "wszystkim", że chce się nauczyć, jak dotykać mężczyznę. Najpierw musiał jednak sam zostać dopieszczony. Czy ja już nie wspominałem, jaki z niego leń?
Otworzył oczy. Miał zamglony wzrok, ale grasowały w nim psotne iskierki, które zawsze mi się podobały w tych czarnych tunelach. Bez żadnego gadania rozpiął spodnie unosząc biodra i zsunął je z nich.
Zachłysnąłem się powietrzem. Raz, nie miał bielizny. Dwa, widzę po raz pierwszy od bardzo, ale to bardzo dawna męski członek z tak bliskiej odległości i to na dodatek nie swój. A trzy, jego erekcja ciągle rosła.
- Padaj - szepnąłem, dotykając ją na trzonie i pchałem w dół.
Japończyk zaśmiał się z mego zmieszania, zażenowania i buraczanego koloru twarzy.
- Tylko mi nie mów, że nigdy nie widziałeś...
- Widziałem! - przerwałem mu.
- A co wtedy robiłeś? - Podpuszczał.
- Jesteś zboczony, wiesz?!- warknąłem zły. Nienawidziłem jak taki był.
- Oj, Mira - złapał mą rękę - robiłeś tak? - Położył ją na swym gorącym i gładkim penisie. - Czy tak? - Ścisnął ją tak, że i ja musiałem zrobić to samo. - A może jeszcze inaczej? - I zaczął ją przesuwać z jednego końca do drugiego.
Odruchowo zacząłem nią poruszać szybkim tempem. Chłopak upadł z powrotem na podłogę jęcząc i poruszając biodrami. Nie przeszkodziło mu to bynajmniej w dobraniu się także do moich spodni. Dopiero teraz zauważyłem, że również się podnieciłem.
Przysunąłem się bliżej, lgnąc do jego ręki.
Czy można to opisać słowami? Ja nie znam ich tak wiele, aby móc. Ale uwierzcie, było świetnie.
Płonąłem... dotykaliśmy się biodrami... całowaliśmy... ocieraliśmy.
Opadliśmy na podłogę cali zmęczeni ale i zadowoleni. Sięgnąłem po chusteczki leżące na komodzie i wytarłem nasienie z naszych ciał. Rzuciłem papier w kąt, przytulając się do niego.
Będzie mi go brakowało. Wyjeżdża na dwa dni z ojcem. Sprawy służbowe, nie wnikałem, bo i tak nic bym nie zrozumiał.
W momentach, gdy jest ze mną Hikaru, zapominam o problemach, Emiko, żołnierzach, Daikim, a nawet o papie. Wpadłem...
 ***
 Oparłem się o parapet, patrząc jak on przeskakuje przez ogrodzenie.
- Oh, jakie romantyczne - zadrwiła Emiko.
Stała w drzwiach do połowy otwartych.
- To nie twój pokój - powiedziałem, powoli zamykając okiennice.
- Nie da się nie zauważyć.
- Więc po co tu jesteś? - odwróciłem się do niej.
Stała w błękitnym kimonie z zapaloną świecą w ręku.
- Zobaczyć, co u ciebie. Jak się sprawy mają. - Zrobiła krok w przód, tak, że już stała całkowicie w pokoju.
- Wszystko w porządku - podszedłem do niej. - Jak widzisz, żyję. A teraz wyjdź.
- Mira - odgarnęła czarne włosy za ucho - jako siostry po fachy powinnyśmy mówić sobie o wszystkim.
Prychnąłem. Aż tak naiwny i głupi nie byłem.
- Nie sądzę. A teraz wyjdź – wskazałem na drzwi.
- Ależ Mira...! - opierała się jedną wolną ręką.
Straciłem cierpliwość (cały ja), i starając nie zrobić tego niedelikatnie, odepchnąłem ją. Traf chciał, że zachwiała się w butach i upadła na ziemię puszczając przeklęta, cholerną świeczkę.
Płomień z niej podpalił drewnianą podłogę, potem też łatwopalne ściany.
Pięknie, pożar w herbaciarni. Myśląc, że nie może być gorzej spojrzałem na Emiko - myliłem się. Kiedy zauważyłem jej twarz i brudną chusteczkę w dłoni...

1 komentarz:

  1. Hejka,
    wspaniały rozdział, kto go uratował od tych żołnierzy? i w zasadzie czy naprawdę to byli żołnierze oraz czego chcieli od niego... Emiko coś mi się zdaje że knuje...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń