niedziela, 7 października 2012

1. Czarny kwiat sakury

Praktycznie nic nie zmienione. Ale prosiłabym, aby czytać z przymrużeniem oczu ;) Pisałam to opowiadanie bardzo dawno, gdy jeszcze młodzi geje byli dla mnie do cna zniewieściali.  

Jeżeli mnie pamięć nie myli, był to rok 1900. Była wtedy ulewa, a ja wraz z matką i ojcem błąkaliśmy się od domu do domu w poszukiwaniu chwilowego schronienia. Oczywiście nikt nie pomoże gaijin, czyli cudzoziemcom. A w szczególności o takiej porze jak teraz. 
Miałem wtedy z 16 lat i pstro w głowie. Przed przyjazdem do Kraju Wiśni żyliśmy spokojnie w Europie, gdzie sądziłem, że nigdy nic się nam nie stanie. Ale się myliłem. Mój ojciec jest, a raczej był, jednym z "przyjaciół" premiera. 
Więc żyłem sobie spokojnie, chodziłem do szkoły, bawiłem się wraz z moimi przyjaciółmi w "dorosłość". Czyli chodzenie tam, gdzie do pełnoletności nie powinno się nawet zaglądać i branie używek mogących po dłuższym okresie zabić. Ale wtedy o tym nie myślałem. 
Dlaczego uciekliśmy tak daleko od naszego domu? Aby nie znaleźli nas żołnierze. Po czasie się dowiedziałem, że ojciec jako mężczyzna lubiący hazard, przegrał sporą sumkę właśnie z tym człowiekiem i nie chciał mu oddać pieniędzy. 
W sprawach rządowych w ogóle się nie interesowałem i nie miałem pojęcia o czym rozmawiali rodzice, gdy jechaliśmy pociągiem. A na dodatek matka nie za dobrze się czuła. Wymiotowała i ciągle miała stan gorączkowy. To nie gruźlica, jak na początku każdy sądził, a jakaś tropikalna choroba. Nie do wyleczenia. Było wiadome, że za kilka godzin, dni, tygodni odejdzie. 
Byłem przerażony. Patrzyłem na uliczki Kioto bojąc się każdego cienia i dźwięku. Po mieście poruszaliśmy się dzięki rikszarzowi. Młodemu zresztą. I nie podlegającemu plakietce, jaką u nas na nich zarzuciliśmy, czyli "małe, bosonogie brudasy". Ten był wysoki i przystojny. I jak dla mnie, za skromnie ubrany. Bo jedynie w chustce na biodrach i słomkowym kapeluszu chroniącym przed deszczem. Patrzyłem jak grają jego mięśnie na plecach i rękach, gdy biegnie ciągnąc wózek na dwóch kołach z wielkim czarnym dachem. Jeszcze dodając krople wody spływające po jego naprawdę umięśnionym ciele. Lubiłem takich mężczyzn. Nie z pobudek czysto seksualnych, ale psychicznych. Mam dość słabą osobowość, jak i posturę. Dla mnie taki człowiek jak rikszarz dałby bezpieczeństwo i spokój w ramionach. Teoretycznie oczywiście. Uwielbiam przytulać się do starszych chłopaków, czuć ich powalający zapach i silne ręce oplatające me ciało. Cóż, każdy lubi co innego. 
Rodzice nic nie wiedzą o mych skłonnościach do, jakby nie patrzeć, homoseksualizmu. Nie jest to u nas temat tabu, ale jestem jedynym synem. Zapewne chcą, abym miał małżonkę i gromadkę dzieci. Nie mogę być na nich za to zły. Pragną mego dobra. 
A wracając do biegnącego Japończyka, to czasem odwracał się w moją stronę i uśmiechał. Możliwe, że zauważył mój wzrok lustrujący jego ciało. Ale zapewne myśli, że jestem dziewczyną. Nie to, że wyglądam jak one. Ale jestem dość zniewieściały. Natura poskąpiła mi męskich cech, przez co jakby się uprzeć, przebrać mnie w damskie łaszki i umalować, nikt by się nie połapał, że jestem chłopakiem. Straszne, prawda? Ale niekiedy ta moja ułomność mi pomagała.
Wychyliłem głowę gdy zatrzymaliśmy się przed jakimś budynkiem wyglądającym identycznie jak reszta z szeregu.
- Zaraz wrócę - powiedział ojciec wyskakując z powozu. 
Był przystojnym mężczyzną. Po nim odziedziczyłem niski wzrost, taki jaki mają Japończycy. Bo mój ojczulek właśnie nim jest. Ale resztę urody, czyli błękitne oczy, oliwkową skórę i blond włosy odziedziczyłem po umierającej obok mnie matce. Przysunąłem się bliżej niej odgarniając mokre od potu i wilgotnego powietrza włosy. Już nie była tak piękna jak kiedyś. Choroba ją wykończyła. Pytanie: dlaczego wzięliśmy ją ze sobą? Ano pragnęła swoje ostatnie dni spędzić właśnie z nami. I chciała zobaczyć ojczysty kraj swego męża. 
Ojciec wrócił do powozu rozkazując rikszarzowi jechać dalej. 
I tak bez końca. Od budynku do budynku. Nikogo na ulicy, a nikt z mieszkańców nie chciał nas przygarnąć. Zmarzłem dość mocno. Nic nie dawały pocierania dłoni o dłoń i dmuchanie na nie przy ustach. Zrobiły się wręcz sine. 
Gdy stanęliśmy po raz kolejny, oparłem się głową o ramię matki zamykając oczy. Wyobraziłem sobie, że wszystko to co teraz się dzieje, jest tylko złym snem, koszmarem. Przebudzę się w swym ciepłym i miękkim łóżku, Amanda przyniesie dla mnie śniadanie, potem będę się szykować do szkoły. Ale gdy otworzyłem oczy, nadal czułem chłód, a przed sobą miałem, spowodowany przez deszcz, rozmazany obraz. 
- Chodźcie - powiedział tata. - Znaleźliśmy miejsce.
Podniósł matkę, po czym wyniósł ją z pojazdu. Zasłoniłem się bardziej czarnym płaszczem i wyszedłem z rikszy. Przed sobą miałem paro piętrowy budynek zbudowany z ciemnego drewna. Kolorowe lampiony kołysały się tak, jak wiatr sobie zażyczył, stukając o szyby i ściany. Namalowane były na nich japońskie litery otoczone czerwonymi i różowymi kwiatami. Później się dowiedziałem, że są na nich powypisywane imiona dziewcząt mieszkających w tymże domu. 
Zadrżałem od wiatru podziwiając budynek. Rikszarz stojący obok objął mnie łapiąc w pasie. Od razu do niego przyległem, kładąc głowę na jego piersi. Patrzyłem się na jego ciemno brązowe oczy, które studiowały każdy milimetr mej twarzy. Troszkę mnie to skrępowało. 
- Mira! - usłyszałem krzyk ojca ze środka budynku. 
Nie chcąc, ale musząc, odsunąłem się od ciepłego ciała chłopaka biorąc swoją walizkę. Japończyk od razu wyrwał mi ją, wziął jeszcze rzeczy rodziców i wszedł ze mną do środka. 
Gdy poczułem ciepło, zdjąłem kaptur z głowy oglądając dookoła pomieszczenie. Nigdy jeszcze nie widziałem tak jasnego miejsca, choć to korytarz. Podłoga zrobiona z jasnego drewna, ściany albo z papieru albo ze lnu. Aż bałem się dotykać. 
- Mira - rodzic pojawił się nagle przed nami rozebrany z mokrej narzuty - pośpiesz się. - Spojrzał na rikszarza i skinął głową dziękując mu za wysiłek. Chłopak również podziękował, a odwracając się posłał mi uśmiech, który odwzajemniłem.
Podbiegłem do ojca równając się z nim.
Rozsunął drzwi i wprowadził mnie do pokoju. Na początku sądziłem, że są to posągi kobiet, gdyż były naprawdę piękne. Miały na sobie kolorowe, długie aż do ziemi kimona, przyozdobione w różne złote wzory. Pod biustem znajdował się gruby pas - obi.
Wszystkie miały spięte do góry włosy z wsadzonymi do koczków spinkami ozdobionymi kwiatami. Twarze umalowane na biało, a usta karmazynowe. Prezentowały się zjawiskowo. Myślałem też, że to boginie przyszły nam pomóc. 
Kobiet było trzy. Jedna zajmowała się matką leżącą na materacu. Ubrana była w kimono koloru khaki z pomarańczowym pasem. Podawała jej jakieś dziwacznie pachnące zioła i kładła kompres na czoło. Druga siedziała na łydkach przy drzwiach i miała na sobie różowo-fioletowe kimono przewiązane obi w tych samych kolorach, a ostatnia stała na przeciwko nas patrząc to na mnie, to na ojca. Wydawała się najstarsza z nich wszystkich. I jako jedyna miała odsłonięty kołnierz swojego krwistoczerwonego kimona. 
- To nie jest miejsce dla chłopca - odezwała się.
Zmrużyłem brwi nie rozumiejąc o co jej chodzi. Przecież chcieliśmy jedynie przenocować. O żadnym dłuższym pobycie nie było mowy.
- Bardzo cię proszę, Okasan - poprosił tata. - Madeleine nie przeżyje nocy. Chciałbym urządzić tu cichy pogrzeb i na jakiś czas zniknąć, aby wszystko przycichło. I wróciłbym po syna.
Kobieta nie spuszczała z niego wzroku.
- Yasuda-san, to jest herbaciarnia. Tu mieszkają jedynie dziewczyny i dojrzałe kobiety. Nie mogą mieszkać mężczyźni. To sprzeczne z naszymi zasadami.
- Ale nikt się nie zorientuje. Dasz mu kimono i czarną perukę - drążył.
Wydaje mi się, że musieli się już wcześniej znać. Nie było pomiędzy nimi aż nadto widocznej bariery. 
Wzrok przesunąłem na głowę kobiety. Miałbym nosić takie peruki?
Kobieta spojrzała na mnie, łapiąc za mą brodę i okręcając głowę to w prawą, to w lewą stronę. 
- Nie wygląda jak Japończyk. Ma za ciemną skórę, duże, na dodatek błękitne oczy i pełne wargi. Od razu gdy wyjdzie na ulicę, zorientują się kim jest.
- Ale nie muszą, Mameha-san. Znacie teraz takie sztuczki, które zmylą każdego. - Ojciec przesunął mnie bliżej kobiety.
- Yasuda-san, zrobię to ze względu na stare czasy - westchnęła. - Ale jak chłopak ma tu mieszkać, będę musiała zrobić z niego maiko.
Otworzyłem ze zdumienia usta. Maiko? Ja maiko? To jakiś nonsens. Jak mam się stać uczniem gejszy?
- Domyślam się. Ale mam prośbę. A mianowicie niech Mira nie będzie zaangażowany w sytuację pomiędzy klientami. Niech robi to, co każda maiko, ale niech nie stanie się gejszą.
Okasan zmrużyła oczy.
- Nie mogę ci tego obiecać. Jeżeli nie wrócisz przez te dwa lata, powstaną plotki dlaczego maiko nie jest jeszcze gejszą. Dwa lata, Yasuda-san. Tyle daję ci czasu na odebranie syna.
- A jeżeli nie dojadę?
- To wyślę go do taikomochi, męskich gejsz. 
Taikomochi? To i mężczyzna może zostać gejszą? 
- Przybędę - powiedział zimno ojciec.
- Mam taką nadzieję - kobieta uniosła dłonie do piersi. 
Ich rozmowę przerwał głośny kaszel matki. Odchodzi. 
Zamknąłem oczy i spojrzałem na ojca. Nie chciałem, aby i on odszedł. Abym był w tym obcym miejscu zupełnie sam. 
- Nie zostawiaj mnie - szepnąłem prosząca. Rzadko kiedy o cokolwiek go prosiłem, więc moja mina musiała go zaskoczyć.
- Mira - westchnął. - nie mam innego wyjścia. Wytrzymasz dla mnie? - Poczochrał mi włosy.
Chciało mi się płakać. W tym momencie zrobiłbym wszystko, aby to się skończyło.
- Wytrzymam. - Naprawdę w to wątpiłem.  
- To tylko, w najgorszym wypadku, dwa lata. Nie przejmuj się. Przyjadę po ciebie, obiecuję - uśmiechnął się.
Ta noc... ta koszmarna noc. 
Już się do siebie nie odzywaliśmy. Jedynie siedzieliśmy w pokoju przy matce częstowani herbatą i jakąś rybą. Nazajutrz na materacu leżało martwe ciało.
Pogrzeb, tak jak chciał ojciec, przebiegł bardzo szybko i skromnie. Byłem tylko ja, ojciec oraz Okasan. I wszyscy z nas ubrani na biało. Gdy ceremonia się skończyła, tata pożegnał się ze mną, zostawiając z tą obcą kobietą na długie lata.
I właśnie od tego momentu zaczęła się moja przygoda do zostania gejszą.

1 komentarz:

  1. Witam,
    bardzo, bardzo ciekawie zaczyna się to opowiadanie, co z Mirą się stanie? Czy zostanie taka gejszą? Czy w ogóle ojciec po niego wróci?
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń