niedziela, 7 października 2012

7. Czarny kwiat sakury


Okasan była zdumiona moim nagłym zapałem do pracy. Rankami budziłem się wcześniej niż zwykle i zaczynałem od domowych porządków, choć jako gejsza nie musiałem tego robić. Po śniadaniu przychodziła Junko biorąc mnie na prywatne nauki. Na obiad przychodziłem do Herbaciarni, przesiadywałem u babci i znów w stroju gejszy wychodziłem "na łowy".
Wypatrzyliśmy już mych potencjalnych klientów na mizuage. I wszyscy po trzydziestce. O losie...
Przez dwa dni mieszkałem u Junko, gdyż w tym czasie Herbaciarnię nawiedzali żołnierze szukający "błękitnookiego blondynka", jak to określali. Nie wychodziłem z mieszkania, nudząc się wieczorami, gdy gejsza zostawiała mnie samego.
Z Hikaru też się nie spotykałem. Nie przychodził już nawet z ojcem do Emiko. Był aż tak dumny?
Nie powiem, tęskniłem. Można było się przyzwyczaić do codziennego dzielenia łoża. Ile razem przespaliśmy? Chyba ponad miesiąc. A wcześniej jeszcze w pokoju milczeliśmy/rozmawialiśmy. Znamy się ponad dwa miesiące. To chyba normalne, że tęskniłem. I to bardzo, co najgorsze.
Junko często korzystała z usług Daikiego. Woził nas wszędzie i o każdej porze. Nasze kontakty się ociepliły, ale nie pozwoliłem mu na to samo co Hikaru. Syn kupca wrósł mi głęboko w serce i nie chciałem go zamieniać na ociekającego testosteronem rikszarza. Bo chyba też się zakochałem. Śmieszne, ale prawdziwe. I nie tylko w jego dotyku, ale również w sposobie jakim mówił, patrzył, układał usta, śmiał się. Wredny, samolubny, opryskliwy, uparty... ale jednocześnie opiekuńczy, troskliwy, cierpliwy i czuły. Kochany.
I dlatego nałożyłem na swoje barki dodatkowe roboty, aby nie myśleć. Bo myślenie o samotności boli.
Moje kimono było piękne. Ręcznie przyozdobione i szyte, a materiał bajecznie gładki. Ale dla kogo miałbym tak wyglądać? Kto mi powie, że liczy się wnętrze, a nie to, co widzą oczy? Wariowałem bez niego. Bez upartego idioty wiedzącego wszystko lepiej. Bez... Hikaru.
Junko również zauważyła moją zmianę. Gdy po raz setny odpowiedziałem, że wszystko jest w porządku, odpuściła.
- Mira! Nie słyszysz jak wołam!? - Dogonił mnie Daiki.
Lekko zdyszany złapał mnie za rękę, zatrzymując.
Na ulicy przepychała się masa Japończyków, chcących dojść do kolorowych straganów z mnóstwem duperelków. Dziś odbywało się święto. Dokładnie to nie pamiętałem jakie, ale było związane z końcem kwitnięcia kwiatów, a rozpoczęciem owoców. No cóż, zaczynał się lipiec.
Rikszarz ubrany był w krótkie, czarne kimono z białym paskiem na biodrach. Specjalnie nałożył taki strój, aby można było widzieć jego umięśnione nogi i klatę, która była doskonale widoczna przez luźno zawiązany materiał. Ja natomiast ubrany byłem w błękitne kimono. Starałem się nie rzucać w oczy. Widocznie się nie dało.
- Ślicznie wyglądasz - stwierdził. - Kolor kimona jeszcze bardziej podkreśla twoje oczy.
Ca to za farmazony? W jego ustach wyglądało to jak jakiś żart.
- Wiesz jak z kobietami rozmawiać - pokiwałem rozbawiony głową.
Zaśmiał się przejeżdżając palcami po włosach.
- Mówić wam jak pięknie wyglądacie, chwalić na każdym kroku i zwracać uwagę na szczegóły - wyrecytował zadowolony.
- Zapomniałeś o umiejętności w kłamaniu - odwzajemniłem uśmiech.
Daiki to prosty chłopak. Mało wymaga od rozmówcy. Tylko tego, aby śmiał się z jego żartów, pieścił jego ego. A, jeszcze żeby zachwycał się jego siłą. Chłop jak chłop.
- A gdzie się wybierasz bez obstawy? - Rozejrzał się dookoła, łapiąc mnie za rękę i ciągnąc w bok, aby karawana mogła przejechać. Zatrzymaliśmy się przy drzwiach zamkniętej apteki. Nadal nie puszczał mej dłoni.
- Junko miała coś do załatwienia ze swym danną. A maiko szykowały pokoje dla klientów.
- Słyszałem, że coś się u was wydarzy.
- A tak, mizuage Chieko. Dziś trzeci dzień.
Ta uroczystość trwała zasadniczo tydzień, ale jeżeli mężczyzna chciał skrócić, nie było problemów.
Gwizdnął.
- Ta niska z pieprzem na środku czoła i z jednym okiem większym? - Faceci i ich zdolność obserwacji. W sumie... sam jestem facetem. Dobra, już się zamykam.
- Tak, ta - przytaknąłem.
Chieko ma widoczny, duży pieprzyk na twarzy, a jedno oko ciągle jej puchnie przez co wydaje się, jakby miała je mniejsze. Ot, cała filozofia.
- Dobrze, że se kogoś znalazła. Długo ją z chłopakami woziłem, bez rezultatów w znalezieniu danny.
Ta, dziewczyna w ogóle nie miała wzięcia.
- Przejdziemy się? - zaproponował, gdy narósł tłok.
Zaczęli puszczać sztuczne ognie i grać muzykę.
- Chodźmy. - Ścisnął mocniej rękę i ciągnął za sobą.
A lać na to, że dziwnie to wygląda. Niech plotkują.
Przeszliśmy przez ciemne uliczki. Większość ludzi bawiła się na głównym placu, więc takie miejsca świeciły pustkami.
- Mira - pociągnął mnie nagle na siebie zatapiając w swym uścisku.
Przyznam, wystraszył mnie.
Stał się natarczywy. Pchnął mną o ścianę domu mieszkalnego i przylgnął całym ciałem.
- Daiki! - Moje odpychanie nic nie dawały. Ocierał się i lizał po niepomalowanym karku. - Co ty wyprawiasz?!
- Pragnę cię - liznął ucho.
Zdrętwiałem w jego uścisku. Ręce zaczęły mi drżeć, a oddech panicznie przyśpieszył.
- Puść mnie! - krzyknąłem.
Bez rezultatów. Jedną rękę trzymał w górze nadgarstki, a drugą podciągnął poły kimona, dotykając ud.
- Czy to prawda, że gejsze nie noszą bielizny? - Ciężko oddychał.
Czułem jak jest podniecony. Przy każdym otarciu jeździł swym uwięzionym w spodniach penisem po mych biodrach.
Kopałem - nic.
Rzucałem biodrami - nic.
Krzyczałem - nic.
Starałem się go ugryźć - nadal nic.
Jakby wszedł w niego demon, dając nieskończoną ilość siły.
- Puszczaj go! - Ktoś odepchnął go ode mnie.
Drżąc upadłem na ziemię, nie potrafiąc się uspokoić. Nogi miałem jak z waty, nie potrafiłem racjonalnie myśleć. Gdy poczułem dotyk na ramieniu, krzyknąłem i zasłoniłem twarz rękoma.
- Mira, uspokój się. To ja - usłyszałem inny głos od chłopaka, który chciał mnie zgwałcić.
Podniosłem wzrok. Przede mną kucał Hikaru ze zmartwioną miną. W akcie desperacji rzuciłem się na niego i jak najmocniej przytuliłem. Boże, jak mi tego brakowało!
- No już, już - głaskał mnie po plecach kiwając w przód i tył. - Już cię nie skrzywdzi. Jestem z tobą.
Rozejrzałem się dookoła. Nikogo oprócz nas i leżącego nieopodal ciała.
- Czy on...?
- Żyje, jeśli o to ci chodzi - odsunął się wstając
Przesunąłem się za nim, lgnąc do ciepła.
W jego tonie nie zauważyłem uczuć jakie słyszałem niedawno. Jakbym był kimś obcym.
- Co tu robisz? - Wstałem i chwyciłem jego dłoń.
- Przechodziłem - wziął mnie pod rękę robiąc małe kroczki.
Przylgnąłem do niego szukając tego, co bezpowrotnie utraciłem.
- Kim on był?
- Rikszarz. Znaliśmy się od paru lat - wyjaśniłem.
A on nadal na mnie nie patrzał.
- Byliście blisko?
- Dopóki mnie nie zdradzał - nie spuszczałem wzroku z jego twarzy. - Nigdy do niczego poważniejszego pomiędzy nami nie doszło - dodałem, widząc jak mruży oczy.
- Aha - zapewne sądził, że tak uciął rozmowę. Czy już aby nie wspominałem, że to straszne żyć w niewiedzy?
- Dlaczego mi pomogłeś? - Co za banalne pytanie.
- Inaczej by cię skrzywdził - Przewrócił oczami, co mnie zawsze denerwowało.
- Zależy ci na mnie?- spytałem, łapiąc go wyżej za ramie. I wreszcie na mnie spojrzał.
- Nie - i odwrócił wzrok.
- Spójrz mi w oczy i odpowiedz! - krzyknąłem nie dając za wygraną.
Jeśli jest jakaś szansa...
- Hikaru!
- Co?! - I spojrzał wzroku nie odwracając. - Co chcesz usłyszeć?! - Twarz poróżowiała mu od złości. - Że nie mogłem o tobie zapomnieć?! Do cholery, tak! Że za tobą tęsknie?! Jak nigdy! Że pragnę cię dotykać i słuchać twej bezsensownej paplaniny? Tego chcesz?!
- Tak! - Rzuciłem się na niego śmiejąc na całe gardło.
A jednak nadal coś do mnie czuł! 
Pocierałem policzek o jego, całując na zmianę mocno. Bardzo, bardzo mocno.
- Mira - westchnął, oddając uścisk - mój mały kłamczuszku - mruknął. - Dlaczego go nie odepchnąłeś?
Ale się za nim stęskniłem. Nawet za marudzeniem i wiecznym narzekaniem.
- Bo jest dwa razy silniejszy - odparłem nadal się śmiejąc i całując w czubek nosa. Zmarszczył go uroczo.
- Ode mnie też, ale pokonałem go.
- Bo ty jesteś super mężczyzną. - Położyłem głowę na jego ramieniu, wdychając specyficzny zapach jego perfum, zmieszanych ze skórą.
Westchnąłem i poczułem jak spada mi kamień z serca.
- I do tego jaki wspaniałym - dodał, uśmiechając się.
- Strzegący dziewictwa niewiast! - Zjechał mą skromną osobę wzrokiem.
- Chodź, zmyjemy te białe cholerstwo z twarzy.
Wziął mnie za rękę i zaprowadził na mały plac, gdzie często stały stragany z kwiatami. A na środku wesoło (albo ze szczęścia tylko mi się tak wydawało) pluskała woda w fontannie.
Zanurzył w wodzie wyjętą z poła granatowego kimona chustkę. Stojąc naprzeciw, ścierał powolnymi i kolistymi ruchami farbę. Robił to delikatnie i starannie, tak, aby nie zabolało, przy czym uroczo marszczył brwi. - Ta farba mocno się trzyma. Nie rozumiem kobiet. Malować się i sądzić, że sztucznością przywabią mężczyzn.
- Jeszcze mi powiedz, że nie podobają ci się gejsze - prychnąłem, ale się z nim zgadzałem.
- Nie - zdziwiłem się, co zauważył, gdyż drążył dalej. - Będąc w Niemczech zmieniły mi się gusta. Wolę naturalne blondynki z niebieskimi oczyma - uśmiechnął się przekorniw.
- O, jaka szkoda! Nie ma nikogo takiego w okolicy, oprócz pewnego gaijin, który, na domiar złego jest chłopakiem!
- Cóż, bierze się to co ma, nawet jeśli towar wadliwy - uśmiechnął się z znaną nam obydwu wredną minką.
Zabrał chustkę.
- Oż ty! - Zmrużyłem oczy w udawanym gniewie. - Marudzić z tego? - Wskazałem rozbawiony na siebie.
Spojrzał na mnie od góry do dołu, tak samo jak robił, gdy pokazywałem mu się w strojach gejszy.
- Może być - zaśmiał się, na co oberwał w bok.
Z piskiem jak ostatnia baba, rzuciłem się znów na niego rozkoszując chwilą. Rany, jak szybko można zapomnieć o złych wydarzeniach, gdy nawalają się co raz to nowe, lepsze.
- Hikaru? - Ale również jak płeć piękna nie potrafiłem długo milczeć.
- Hm? - mruknął gdzieś tak przy mym uchu.
- Nie przeszkadza ci, że jestem chłopakiem?
Westchnął znów głaszcząc me plecy. Dziwny odruch...
- Miłość nie wybiera, Mira.
Podniósł delikatnie mą brodę patrząc mi w oczy, a potem na usta. Przyłożył wargi do policzka i wolno, bardzo wolno przejechał na moją mordkę. Zarumieniony otworzyłem bardziej oczy.
Nasz pierwszy pocałunek.
Robił to delikatnie, bojąc się zapewne, że ze mnie zlękniona sarna, mogąca w galopie przyłożyć tu i ówdzie. Ale ja nawet nie miałem tego w planach. Zamknąłem oczy uchylając wargi. Jego język sprawnie poruszał się w mym wnętrzu, na co zamruczałem z doznanej ekstazy. Na moment oderwaliśmy się, aby z powrotem się zbliżyć. Za każdym razem pocałunek był dłuższy i mniej niezdarny. Obydwaj czerpaliśmy z tego tyle, ile tylko się da.

 - Przyjdę do ciebie jutro - szepnął.
Staliśmy przed Herbaciarnią. Trzymaliśmy się za ręce, nie chcąc rozstać.
- Obiecujesz? - spytałem jak ten ostatni kretyn, szczerząc się jak mysz do sera.
- Nie wytrzymam ani dnia dłużej.
On chyba wiedział co powiedzieć, abym dał mu spokój i pozwolił w cholerę iść do domu.
- Będę czekał - szepnąłem.
Ta, nigdy się zamknąć nie potrafię. Ale wtedy o tym nie myślałem. Chciałem biegać, skakać, śpiewać z radości.
Odwróciłem się w stronę herbaciarni i zamarłem. W drzwiach stała zadowolona Emiko uśmiechając się jak jeszcze nigdy. Po plecach przeszedł mnie nieprzyjemny skurcz.
- Nie sądziłam, że będę świadkiem takiego ciekawego przedstawienia o północy, Mira.

3 komentarze:

  1. Pamiętam jak to czytałam. Wracają wspomnienia. :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Głupi Mira... tak dać się złapać ... ;/

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejka,
    fantastycznie, och Hikaru to bardzo tęsknił za Mira, wyobrażam sobie że jednak przychodzi pod herbaciarnie i obserwujw pokój, nie lubię Emio, i jak tak mógł się dać złapać....
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń