niedziela, 7 października 2012

2. Czarny kwiat sakury


Gejsze nie wyjawiają swoich tajemnic, choć nie ma nigdzie zapisanego, że nie mogą nic powiedzieć. Ale istnieje odwieczna zasada panująca w Herbaciarniach - nie łączy się zdarzeń z dnia, jak i nocy, spoza zamkniętych drzwi. Żadna z nich nie mówi o swoich doświadczeniach, podobnie jak pracująca parę ulic dalej (uważana przez niektórych za naszą "koleżankę", "siostrę po fachu") prostytutka. Nie. Gejsze nigdy nie będą na takim samym poziomie co kurtyzany. Można nam zaufać. Zdarzały się też przypadki, gdzie niedoświadczone gejsze paplały tu i ówdzie o słabościach, na przykład dygnitarza czy samuraja, stając pod osądem opinii publicznejAle nie o tym chciałbym wam opowiadać, tylko o moich wrażeniach, odczuciach jakie mi towarzyszyły, gdy następnego dnia po odejściu ojca zostałem wysłany do Okasan.
Na początku nie lubiłem tej kobiety. Może dlatego, że tak długo ojciec namawiał ją, aby mnie schroniła. Ale bardziej wydaje mi się, że przez to jak na niego patrzyła. Tak, zauważyłem to. Musiało ich kiedyś coś łączyć. Nie wyglądało mi to na chwilowy romans. Kobieta miała słabość do ojca i jedynie przez jego urok osobisty, którego nigdy w nim nie zauważyłem, udało się przekonać Japonkę.
Obecnie siedziałem przed pięcioma gejszami i ośmioma maiko na środku pokoju. Każda umalowana i pięknie wyglądająca. Tyle, że patrzyły na mnie oceniając każdy mój ruch, gest i sam wygląd.
Okasan siedziała obok mnie na łydkach. Mi pozwoliła na razie na pośladkach.
- Moje drogie, jak wiecie wczoraj zawitał do nas nasz stary przyjaciel, Yasuda-san - zaczęła Okasan. Podniosłem ze zdziwienia brwi. Jednak moje przypuszczenia nie były błędne. - I poprosił, aby jego syn - wskazała na mnie - pozostał z nami przez co najmniej dwa lata.
Te słowa wzbudziły poruszenie u dziewcząt. Zaczęły szeptać miedzy sobą zasłaniając twarz wachlarzem, czy dłonią, kręcąc w niedowierzaniu głową.
- Zgodziłam się - ciągnęła kobieta.
Niektóre przerażone zasłoniły usta, inne zaczęły się wachlować, a pozostałe złapały się za poły kimona.
- Ależ, Okasan - odezwała się siedząca z samego rogu dziewczyna z beżowym kimonie z pomarańczowymi kwiatami na końcach i takim samym kolorze obi - toż to chłopak!
Zachciało mi się śmiać. Dziewczyna dokonała zadziwiającego odkrycia.
- Wiem o tym, Atsuka - odparła kobieta siedząca obok mnie. - Ale widocznie bóstwa tak chciały, aby Mira przybył do nas. Sprawdziłam to rano w świątyni. Nie wisi nad nami żadna zła aura. Nic nie broni, abyśmy go na ten okres przyjęły - odpowiedziała spokojnie.
Te słowa znów wzbudziły poruszenie. Cóż, zaczyna się długi i nudny okres w moim życiu.
Dziewczyny siedzące w dwóch rządkach przede mną były na swój sposób wyjątkowe. Każda z gejsz była ubrana w piękne kimona, zdobione złotymi, bordowymi czy srebrnymi nićmi. Umalowane twarze na biało, usta dla odmiany na kolor karmazynowy, oczy podkreślone tuszem. Włosy niektóre miały spięte w wysoki kok ozdobiony sztucznymi gałązkami wierzby czy grzebieniami z zakończeniami kwiatowymi. Inne natomiast miały włosy rozpuszczone, skręcone w loki. Każda z nich była inna. Jedna miała zbyt okrągłą głowę, kolejna zbyt podłużną. Patrząc dokładnie na każdy szczegół ich twarzy nie zauważyłem wyróżniającej się piękności. Wszystkie były na swój sposób piękne, ale nie tak, żeby się na dłuższy czas zachwycać.
Spojrzałem na Okasan. Ta nie kładła już białej farby na twarz. Jak się później dowiedziałem, jej obecny kolor skóry, czyli żółty, był spowodowany używaniem za czasów wojny kosmetyków mających w swoim składzie domieszki ołowiu. "Chińska glina" źle schodziła ze skóry i pozostawiała po sobie nie dość, że pożółkły kolor, to twarz starzała się dwa razy szybciej.
Za gejszami, również w rządku, siedziały maiko. Te także nie były pomalowane ani wystawnie ubrane. Miały na sobie zwykłe, szare kimona z cienkim paskiem, a włosy spięte w kucyk albo niedbały kok - aby przy pracy żadne kosmki nie wchodziły do oczu. Dopiero, gdy wychodziły do akademii przebierały się w stroje bardziej kolorowe, żeby bez wstydu pokazać się ludziom. Cała ósemka była ode mnie młodsza. Aż biło to po oczach, jak w przyszłości stawałem z nimi blisko, gdy Okasan czy babcia, o której wam jeszcze nie wspomniałem, dawały nam rozkazy czy upominały.
Tak naprawdę, to już dawno powinienem być gejszą. Na ucznia jestem za stary. 16 lat? Już dawno powinienem być rozdziewiczony. Ale zastanawiała mnie jedna kwestia. Co zrobi Okasan z babcią, gdy "ktoś" się mną zainteresuje. Bo to jest pewne. No wyobraźcie sobie - wysoka (bo wyższa od przeciętnej) maiko, w ogóle bez kształtów, z niebieskimi oczyma zamiast brązowych. Czy ja się nadawałem na gejsze? Nigdy w życiu.
Nagle Okasan wstała. Spojrzałem na dziewczyny, każda patrzyła się na mnie. Co jest?
- Chodź Mira, przebierzesz się.
Wstałem i poszedłem za kobietą. Przechodziliśmy przez korytarz, a potem weszliśmy na pierwsze piętro do pokoju jednej z gejsz. Na środku pokoju leżał dość małej wielkości futon z prostokątnym zagłówkiem. Przy oknie stała komoda z... jeszcze nigdy nie widziałem tylu kosmetyków na raz. Pudry, róże, farby, kredki, balsamy. Aż się dwoiło i troiło w oczach. Na półkach na specjalnych drewnianych kulach z wąską podstawką leżały czarne peruki z przypiętymi ozdobami. A na koniec, przy drzwiach, za zasłonami, stała długa szafa, w której znajdowały się ubrania.
Okręcałem się w kółko z otwartymi ustami nie mogąc się nadziwić.
- Uspokój się. - Okasan zasunęła za nami drzwi i wskazała na pufę przy komodzie. Usiadłem przyglądając się każdemu z kosmetyków. Nie zrozumiem dziewczyn. Po co im aż tyle? Nie wystarczyłoby jeden krem, jeden róż i w sumie wszystko sztuk jeden?
Japonka podeszła do szafy przeglądając stroje. Wyjęła długie szare kimono podobne jakie miały na sobie maiko.
- Rozbierz się - rozkazała zdejmując materiał z wieszaka.
Rozebrać się? Tak przy niej?!
- Nie wstydź się mnie. Już nie jedno w życiu widziałam - dodała widząc, jakie wrażenie zrobiły na mnie jej słowa.
- Do naga? - spytałem, czerwieniąc się.
- Na razie nie ma takiej potrzeby - odpowiedziała, stojąc nade mną.
Odwróciłem się do niej tyłem i zacząłem zdejmować kozaki, spodnie schowane pod nimi oraz koszulę. Siedziałem tak do niej tyłem cholernie skrępowany. Teraz wydawało mi się to śmieszne. Okasanjak się później dowiedziałem, naprawdę widziała już wszystko. Takie chuchro jak ja nie zrobiło na niej żadnego wrażenia. Ale wtedy sądziłem inaczej. Po prostu w wieku szesnastu lat nie lubiłem się rozbierać przed nieznajomymi kobietami. Na dodatek starszymi.
Zarzuciła mi na plecy kimono. Starałem się delikatnie je na siebie naciągać, sądząc, że przy mocniejszym szarpnięciu może się rozerwać. I co wtedy?
Potem dała mi biały, cieńszy od normalnego obi, pas. Stanąłem przed nią czując się jak w kokonie z podniesionym kołnierzem. Patrzyła, oceniając mnie.
- Dobrze - odezwała się po chwili. - Skóry nie będziemy ci malować, choć można by było posypać pudrem. - Sięgnęła ze stoliczka okrągłe pudełko. Otworzyła wieczko wyjmując grubą gąbkę i poklepała nią po mej twarzy.
Rozniosło się na około nas odrobinki pudru, przez co zacząłem psikać.
Okasan nic sobie z tego nie zrobiła, tylko przejechała palcami wzdłuż moich włosów.
Co mnie wtedy dziwiło - cały czas milczałem. Nie to, że byłem gadułą, ale chyba od rana nie odezwałem się do nikogo.
- Może pomalujemy? -Mówiła cały czas do siebie. - Są za jasne - westchnęła. - Albo schowamy je pod peruką.
Brzydziłem się ich. Jak podała mi je po raz pierwszy myślałem, że trzymam martwe zwierze. Włosy były sztywne, nieprzyjemne w dotyku. Spód był chropowaty, aby mógł zaczepić się na naturalnych włosach. Aż mnie skręcało...
- Nie możesz chodzić po mieście w takich włosach.
- Dlaczego? - Obejrzałem się w lusterku nad komodą. Według mnie były w porządku.
- Nikt u nas nie ma blond włosów, Mira. Wzbudzisz niepożądaną uwagę. - Wzięła drewniany grzebień i zaczesała mi włosy do tyłu, starając się przylizać każdy najmniejszy kosmyk. Naciągnęła na mą głowę czarną perukę bez żadnych dodatków. Miała jedynie mały koczek na samym dole. Spojrzałem jeszcze raz w lustro. Skóra bladsza, choć nadal można by ją zaliczyć do opalonych, usta również bez koloru, włosy zakryte sztucznymi. Czułem się... źle. Sztucznie. Jak nie ja.
- Oczy. - Patrzyła na me odbicie. - Staraj się nie patrzeć w oczy przechodniów. Miej ciągle schyloną głowę. Rozumiesz?
Przytaknąłem a ona wyszła.
Okręciłem się dookoła patrząc na siebie z innych póz. Dalej widziałem siebie. I nic tego nie zmieni. Nie będę nosił tej kupy kudłów. Nie wiadomo ile miały lat i kto je nosił!
Drzwi znów się otworzyły. Siedziała za nimi jedna z wcześniejszych maiko. Patrzyła na mnie oceniając, tak samo jak poprzednio Okasan. Wstała z siadu.
- Jestem Kita.
Miała małą, podłużną twarz i ciemne oczy. Proste włosy sięgały jej do nerek. Znakiem szczególnym jej urody były daleko ułożone oczy. Nie odpychające, ale również nie pociągające.
Kiwnąłem głową. Zna moje imię.
Podeszła do mnie podając mi dziwne buty. Było na wielkiej koturnie, bo aż piętnasto centymetrowej, w dość dziwnym kształcie. Koturn zwiększał się w stronę pięty tak, że przy palcach prawie wcale go nie było. Na stronie, gdzie wkłada się stopę, były dwa czarne paski wychodzące z jednej dziurki na samej górze, gdzie rozdzielały się przy bokach.
- To okobo - powiedziała Kita. - Mam nauczyć cię w tym chodzić.
Spojrzałem na nią jak na wariatkę. Chciało mi się śmiać. Ja mam w czymś tak dziwacznym chodzić? Toż się nawet nie utrzymam!
Kita przyglądała mi się uważnie nie rozumiejąc mego rozbawienia. Więc powtórzyła:
- Mam nauczyć cię w tym chodzić, bo właśnie wychodzimy.
Podniosłem ze zdziwienia brwi. Wypuszczą mnie stąd? A to niespodzianka. Sądziłem, że będę jak w złotej klatce siedział w pokoju i egzystował.
- Ale w tym? - Znów spojrzałem na okobo.
Uśmiechnęła się wyjmując zza paska białą kuleczkę.
- Nałóż skarpetki. Nie będzie tak bolało przy obcieraniu. - Zaczęło ją bawić moje zachowanie. Mnie wręcz odwrotnie.
Znów usiadłem na pufie i na moment oniemiałem widząc, że skarpetki są na środku zszyte tak, że w jedna część wsadziłem duży palec, a w drugą resztę. Nie były takie złe, choć dziwne.
Dziewczyna postawiła na podłodze przodem do mnie okobo, a ja delikatnie włożyłem w nie stopę. Cóż, mój rozmiar. 
Powoli stanąłem, trzymając się ciągle ramion Japonki. Zachowałem równowagę. Może nie będzie tak źle.
Idąc przez ulicę ciągle patrzyłem pod nogi. Nie dlatego, że Okasan kazała mi chować oczy, tylko wydawało mi się, że zaraz upadnę. Parę razy zdarzało mi się tracić grunt, ale Kita szybko łapała mnie za biodra i ustawiała do pionu. I tak cały czas. Słyszałem, jak cichutko się śmiała ze mnie, ale nie przeszkadzało mi to. Naprawdę musiałem przedstawiać zabawny widok.
Opowiadała mi o ich zwyczajach, wierzeniach. Również streściła mi po trochu każdą z gejsz i maiko, na które kazała uważać, a z jakimi mogę rozmawiać. Również wspomniała mi o babci, czyli dużo starszej siostrze Okasan. Kobieta miała z osiemdziesiąt lat, jednakże była bardzo męcząca, wredna i pojawia się zawsze wtedy, gdy nikt się tego nie spodziewał. Obecnie wyjechała z jakąś inną gejszą do domu jej danny. Gdy mi to tłumaczyła zaplątałem się i nie chciałem już aby mi wyjaśniała. W trakcie się okaże.
Gdy zatrzymaliśmy się przy straganach powiedziała, abym poczekał na nią, a ona skoczy po coś słodkiego. W Herbaciarni nic nie dostaniemy, a zostało jej parę drobnych po ostatnich zakupach, jakie kazała jej zrobić Okasan. Więc czekałem spacerując tam i z powrotem na kamiennej ulicy, starając się jak najszybciej nauczyć chodzić.
Widok maiko nie wzbudzał dużej sensacji, więc nikt mnie nie zaczepiał, ani nie zwracał uwagi. Patrzyłem jak Kita rozmawia z grubym sprzedawcą nie mogąc się zdecydować na to co wybrać. Westchnąłem i zakręciłem się w kółko. Traf chciał, że w tym samym momencie przejeżdżał obok rikszarz. Straciłem równowagę od podmuchu wiatru i już miałbym bliski kontakt z ziemią (a tak się starałem aby tego uniknąć, no!), gdyby nie silne, męskie ręce. Trzymały mnie mocno i sprawiały, że skądś pamiętałem ten zapach, jak i dotyk.
- Wszystko w porządku? - Włosy stanęły na plecach, gdy ciepły oddech musnął mą szyję. Spojrzałem na swego wybawcę.
- To ty.
Miałem przed sobą tego samego rikszarza, który wiózł mnie, ojca i matkę wczoraj. Dziś miał na sobie czarną koszulę i tego samego koloru spodnie. Słomkowy kapelusz przy ratowaniu spadł zamiast mnie.
Podniósł mnie delikatnie do góry. Był silnym i przystojnym mężczyzną. Aż zapadałem się w jego uścisku.
- Myślałem, że już cię nie spotkam - przejechał dłonią po mym policzku. A ja jak urzeczony nie potrafiłem wydobyć ani jednego słowa. Chyba to zauważył, bo uśmiechnął się jeszcze szerzej, ocierając mój nos swoim. - Cieszę się, że cię widzę - postawił mnie na ziemi nadal trzymając w objęciach.
- Ja też - musiałem przełknąć ślinę, aby coś w ogóle powiedzieć.
Chłopak przejechał dłońmi po mych bokach zatrzymując się na biodrach.
- Co tu robisz? - spytał nie spuszczając ze mnie wzroku tak samo jak wczoraj, gdy przed Herbaciarnią staliśmy przytuleni. I kolejny raz mnie to speszyło. Odwróciłem głowę, znów zapewne czerwony.
- Uczę się - podniosłem delikatnie nogę, aby zaprezentować dziwne obuwie, w jakim muszę chodzić.
Rikszarz zerknął na mą odsłoniętą nogę i znów na mnie. Za gorąco, zdecydowanie za gorąco. Dłonie na mym ciele, palący oddech na policzku, zdarty, od tytoniu zapewne, głos przypominający mruczenie. Topniałem w jego uścisku. A on nie zważając na to, że prawie leżę na nim pozwalał na to.
- Jestem Daiki - przedstawił się.
- Mira - położyłem ręce na jego piersi czując to, co widziałem wczoraj, czyli białą twardą klatkę. Spojrzałem na niego i zaraz tego pożałowałem. Nie potrafię się nie rumienić, jak ktoś tak się na mnie patrzy. Teraz na szczęście się tego pozbyłem.
- Na długo zostajesz w Kioto? - spytał.
Ma niesamowite oczy. Takiego brązu to jeszcze u nikogo nie widziałem.
- Nie wiem - wzruszyłem ramionami. - Przez jakiś czas tu będzie mój dom - dodałem.
Daiki się uśmiechnął niby przypadkiem dotykając ustami mojego czoła.
- To świetnie...
Chciał coś jeszcze dodać, ale pojawiła się Kita z prostokątną, papierową siatką. Stała z otwartymi ustami patrząc to na mnie, to na rikszarza. Ten mnie puścił jeżdżąc palcem po mym ramieniu. Skinął głową na powitanie maiko, złapał za rączki wozu i pobiegł w znaną tylko sobie stronę, odwracając się do nas na moment.
Kita podeszła do mnie bliżej poprawiając perukę. Przy całych tych ekscesach z Daiki zsunęła mi się odrobinę z głowy.
- Maiko nie może być z żadnym mężczyzną aż do mizuage - odezwała się.
Gdy chciałem spytać, co to takiego jest, jej wzrok "powiedział", że temat skończony.
I tak wracaliśmy w ciszy do Herbaciarni jedząc długie, ciągnące się toffi. Nie sądziłem, że coś zrobiłem nie tak. Wtedy nie wiedziałem.
Mizuage to uroczystość, gdzie maiko zostaje rozdziewiczona przez swego danne - patrona, który musiał zapłacić za to dość sporą sumkę - to tak na prosty rozum. Później bardziej to opiszę i wyjaśnię, gdy będę musiał przez to przejść.
Wtedy, gdy wracaliśmy w dwójkę do Herbaciarni, nie zauważyłem, że przestałem się chwiać, jak i patrzeć pod siebie. Chodzenie w okobo stało się dość wygodne. Do tej pory staram się jak najczęściej mieć je na sobie, nie potrafiąc przyzwyczaić się do "normalnego" obuwia.
Okasan stała przy drzwiach patrząc na me postępy i zauważyłem w jej wzroku chyba zadowolenie. Nie zgłębiałem się w tym, gdyż Kita pochyliła mnie, siłą łapiąc za kark i streszczając starej Japonce nasz spacer. Pominęła spotkanie rikszarza. Patrzyłem wtedy na nią bardzo wdzięczny, gdyż bałem się reakcji kobiety. Wystarczy, że maiko tak zareagowała na mój bliski kontakt z mężczyzną.

Gdy szliśmy do swoich pokoi uśmiechaliśmy się do siebie. Wtedy już wiedziałem, że w tym obcym świecie znalazłem przyjaciółkę.

2 komentarze:

  1. Genialne :D moje ulubione klimaty, nawet nie widać, że tak dawno je pisałaś ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam,
    zastanawiam się jak on go rozpoznał i jakoś nie było problemu w jakim jest ubraniu...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń