wtorek, 11 grudnia 2012

9. Miłość za rogiem

A jednak trzeba było wiać.  

- Mógłbyś wreszcie przestać mnie tak nazywać – powiedziałem buńczucznie (dla zasady), podchodząc pewnie (choć w środku trząsłem się jak galareta) do mężczyzny i stając nad nim. Jego wzrok się nie zmienił. Dalej nic nie dało się odczytać. A niech to.

Oskar uśmiechnął się łobuzersko, patrząc na mnie zmrużonymi oczami.

To, co było najgorsze to to, że nie mogłem na niego nie patrzeć. Wzrok sam wędrował na jego ramiona, szczękę czy krótko obcięte włosy (wydawało mi się, że tydzień temu miał dłuższe), i – co tu gadać – było to przerażające. Lgnąłem do tego człowieka jak pijak do alkoholu i nie potrafiłem przestać. Ratunku!

Jakim cudem moja podświadomość cieszyła się z tego, że jestem z nim w jednym pokoju? Sami na dodatek? Heloł, pederasto jeden, uspokój swoje niepoprawne myśli i nierozwinięte krocze, i weź się wreszcie w garść! Ojczyzna na ciebie liczy!

- Przestać nazywać cię per gówniarz? W życiu! Widok ciebie czerwieniącego się ze złości jest naprawdę zniewalający.

Cofam to, co mówiłem. Mam tego gadułę serdecznie dosyć. Dlaczego nie może dać mi spokoju? Co się na mnie tak uparł?

- Lubisz się nade mną pastwić? – warknąłem, zaciskając pięści ze złości. Oskar musiał to zauważyć, gdyż jego przeklęty uśmieszek zamienił się na pokaz wszystkich zębów. A co by było, jakbym mu je wybił? Każdy po kolei?

- Uwielbiam znęcać się nad słabszymi. A ty sam się nawinąłeś – powiedział dumny z siebie jak paw. Czemu ja mu jeszcze nie przywaliłem? Co mnie powstrzymuje?

- Straszne z ciebie bydle – żachnąłem, mijając go i siadając na łóżku (brawo za samokontrole!). Co ja będę biedne kości męczył staniem nad tym bucem. I tak swoją (jakże przerażającą) postawą nic nie wskóram.

- Ale nie tchórz.

- Słucham?! – krzyknąłem, oburzony, podczas gdy mężczyzna okręcił się na fotelu przodem do mnie.

- A może nie, gołąbeczku? Bo to było naprawdę męskie wyjechać po tym jak… a właśnie, z jakiego powodu wyjechałeś?

Dobre pytanie. A odpowiedzi na nie nikt nie usłyszy. Już ja się o to postaram.

- Nie twoja sprawa – burknąłem, szukając wzrokiem torby z laptopem. A niech to, leżała na dole z resztą bagaży.

Wyprostowałem się natychmiast, gdy kolana Oskara przycisnęły się do materaca łóżka a sam ich właściciel przechylił się w moją stronę. Wyglądał jak agresor.

Heloł! Toż był nim!

- Byłeś załamany, że taki przystojny i męski Oskarek nie raczy cię swoją obecnością, tylko spędza czas z Hektorem? – powiedział mężczyzna, a ja parsknąłem śmiechem.

- Ty przystojny i męski? Proszę cię. – Pokręciłem głową. Co też w tym chorym mózgu się mu rodzi?

- Może i nie jestem mister universe, ale wiesz co? – spytał. Musiał być naprawdę z siebie dumny. Normalnie gdyby mógł, stroszyłby teraz piórka. Miał mnie, gadzina jedna. Nie zaprzeczyłem jego słowom o jego braku atencji. Te dziecię szatana dodało dwa do dwóch, przez co mu wyszło co wyszło.

- Co Sherlocku?

- Stęskniłem się za tobą.

Musiałem zrobić naprawdę głupią minę, gdyż ten idiota zaśmiał się tak głośno, że w pewnym momencie myślałem, że mi bębenki pękną. Ponadto ten dźwięk w jakiś dziwny sposób dostał się do uszu Cody’ego i już słyszałem, jak biegnie na złamanie karku na górę.

- Słucham?! – Czy mi się wydaje, czy pisnąłem niczym jak dzierlatka? – Uch – stęknąłem, gdy pies skoczył na łóżko i położył się obok mnie. Tak, tak, wiem. To niedopuszczalne, że zwierzę leży tam gdzie się śpi, ale ja mam naprawdę słabość do tego czworonoga. Ponadto był ostatnio chory i trzeba mu trochę umilić życie.

- No i zasmuciłeś. Tak pojechać bez pożegnania… nieładnie – cmoknął, a ja się zastanawiam kiedy Ufo przyleciało i go porwało, podstawiając za to jego kopię. Na dodatek marną, ponieważ nie zachowywała się w ogóle jak Oskar, którego poznałem.

A może zafundowali mu pranie mózgu? Ostatnio tyle się słyszy, że jakaś sekta czy inna cholera, mami tak wpływowych ludzi i miesza im pod czaszką. Nie wiem, nie wnikam dopóki osobiście mnie to nie dotyczy.

- Eee – nie potrafiłem zbytnio nic sensownego skleić. No zaskoczyła mnie menda jedna.

W pewnym momencie Oskar znów się zaśmiał, tyle że ciszej i bardziej wyglądało to jak parsknięcie.

- Nie no, żartuję – odparł, czochrając mi włosy. – Po prostu twój brat z natury i tak jest nieznośny. Ale, gdy zamienia się w przewrażliwioną kwokę, staję się nie do wytrzymania.

Och.

- Nie do wytrzymania? Kto z kim przystaje… - urwałem w połowie, nie strzępiąc na marne języka. Zacząłem za to głaskać po głowie Cody’ego, który na ten wyraz zainteresowania zaczął przez chwilę się do mnie łasić. A to pocieszna psina.

- Tyle, że niekiedy przechodzi samego siebie – odparł mężczyzna, przestając się szczerzyć jak głupi do sera, a patrząc na mnie poważnie. – Kim był chłopak, który odbierał twój telefon?

- A interesuję ciebie to dlatego, że…? – spytałem, zaciekawiony. Oskar nie tylko wtargnął na moją fizyczną przestrzeń prywatną, ale chce też buciorami wejść w umysłową. Nie tak szybko!

- Dlatego, że jestem dobrym kumplem twojego brata, gamoniu, i to, co go martwi, martwi też i mnie – odpowiedział bez zająknięcia, a ja i tak wiedziałem, że kłamał. Coś kombinowała, menda jedna. A ja nie wiedziałem jeszcze co dokładnie.

- Bzdury – prychnąłem, kręcąc głową. Nie dam tak łatwo się podejść.

- Dlaczego ty zawsze musisz oponować moje zdanie? – westchnął, wracając do poprzedniej pozycji, czyli do wygodnego opierania się plecami o fotel. Nie spuszczał przy tym ze mnie wzroku. Ja za to latałem nim wszędzie, tylko by nie zatrzymywać się na nim. Najczęściej patrzyłem się na psa, który smacznie drzemał sobie z łbem leżącym na moim udzie. Zabawny widok.

- Tak dla zasady – odpowiedziałem, łapiąc się na tym, że wzrok Oskara zaczął mnie peszyć.

A kysz! A kysz!

- Dla zasady – prychnął. – Więc teraz możesz mi powiedzieć kim była osoba, która śmiała podawać się za ciebie? Wierz czy nie, ale Hektor dał się na początku nabrać.
Parsknąłem śmiechem wiedząc, że mogła być to prawda. Mój brat to naprawdę jedna wielka porażka. Aż dziw, że jeszcze się nie pogubił w tak wielkim i niebezpiecznym świecie.

- Brat mojego kolegi z klasy. Zostawiłem u niego w aucie telefon. I, odpowiadając na twoje kolejne pytanie, odwoził mnie i Adama do domu. Tak się właśnie poznaliśmy. Coś jeszcze? Czy dalej będziesz wchodził w rolę moich rodziców, których, o ironio, w ogóle mój pobyt w domu nie obchodził? – Ach, cóż za dramatyzm. Płaczcie dzieweczki, płaczcie! – I nie wiem czemu odbierał telefon. Hektor musiał nieźle się do mnie dobijać, że Andy się zirytował i podał za mnie. – Jakimś cudem wyciągnąłem takie a nie inne wnioski dotyczące zachowania Andy’ego.

Oskar przyglądał się mi przez chwilę w milczeniu. I już chciał coś powiedzieć, gdy drzwi do mojego pokoju stanęły otworem.

- Puka się – warknąłem, widząc brata, któremu dobre wychowanie wpajane przez rodziców przez tyle lat nie weszło w krew. Istny jaskiniowiec.

- Mayday! Mayday! – krzyknął Hektor, trzaskając za sobą drzwi i patrząc na nas panicznie. Stało się coś?

Nie, żeby mnie to obchodziło. Hektor masę razy przerysowywał sytuację. Dla niego zwykłe ukąszenie komara było jak ugryzienie szerszenia. Wspominałem już jakim jest idiotą?

- SOS cholera!

Dalej miał tą przejętą minę, ale ani ja, ani Oskar (też się musiał na nim poznać. Zuch chłopak) nie wykazywaliśmy żadnego zainteresowania.

- Dlaczego tak siedzicie i nic nie robicie! Właśnie nastał stan podwyższonej gotowości! – Dalej bredził.

- Co się stało? – spytał Oskar, ale dalej nie było po nim widać zaangażowania.

- Za pół godziny przyjeżdża mój Gabryś, a ja nie mam gdzie go przechować! Znaczy mógłbym go przetrzymać u siebie w pokoju – uśmiechnął się a zaraz zaśmiał obscenicznie. Zboczenie jest u nas chyba rodzinne. – Ale wątpię, aby się zgodził. Nie znosi jak się go zamyka w klatce. Albo uwiązuje do łóżka. Do tej pory mi to wypomina – westchnął. – Byłoby wszystko ok., gdyby nie rodzice – skrzywił się. – Ich w końcu nie wyrzucę. – Słuszna uwaga.

Ale fakt, miał niezły dylemat. Ani mama ani tata nie przyjęli do wiadomości, iż ich starszy syn, duma i chwała, był homoseksualistą. Tematu po prostu nie ma. Nie pytają się o Gabriela, a Hektor nie dopuszcza do ich spotkania. Jakby jego kochanek nie istniał.

- Ja nie widzę problemu – stwierdził Oskar, okręcając się na fotelu. – Zawsze możesz go zabrać do mojej kwatery.

- Serio? – spytał zdziwiony. Również się zdziwiłem, gdyż wiedziałem jaki Hektor potrafi być nieznośny, gdy jest w pobliżu Gabriel. Istna głupawka go dopada.
Zawsze uważałem go za nienormalnego typka.

- Ależ oczywiście. Ty zajmiesz moje gniazdko, a ja twoje. Ponadto mam już niektóre szlaki przetarte, więc wiem gdzie na najbliższą noc się zakwaterować – zerknął na mnie szybko, a ja już wiedziałem gdzie będzie się znajdowało jego lokum.

- Na pewno nie! – krzyknąłem. Z pewnością nie spędzę z nim kolejnej nocy!

Zadrżałem na samą myśl o tym. Spokój Louis, spokój. Jego penis nie będzie już cię niepokoił.

- Nie wygłupiaj się. Brata nie wspomożesz? – spytał Hektor, siadając obok i patrząc tym swoim wzrokiem, który miał być chyba proszący, a wyszedł natarczywy. Jak cały on.

- Nie możesz się ulokować w Hektora pokoju? – spytałem Oskara, po którego minie wiedziałem, że byłem na straconej pozycji. – Są identyczne. Nie zauważysz różnicy.

- A widziałeś syf jaki tam panuje? – spytał mężczyzna, kładąc swoją ciepłą dłoń na mym kolanie. Zerknąłem na nią, gdyż po raz kolejny poczułem się napastowany. Na dodatek go ścisnął (kolano rzecz jasna). O cholera.

- Oj już nie przesadzaj – fuknął Hektor. – Jest tam jako tako czysto. Nie rób ze mnie niechluja.

Odpowiedziała mu cisza, bo ani ja, ani Oskar nie mieliśmy zamiaru burzyć jego poglądu o Hektorku czyścioszku. A niech żyje w błogiej nieświadomości.

- Więc ustalone. Stary, ratujesz mi życie – powiedział uradowany Hektor, wstając.

- Ale zaraz! – Również wstałem. Nie mogłem w to uwierzyć! To był mój pokój i to ja, i tylko ja!, miałem prawo do wybrania osoby z którą będę dzielił mojr malutkie łoże. Cholera jasna, niech to nie będzie znów Oskar!

Ta szuja, ta przeklęta szuja, rzuciła mojemu bratu kluczyki i tyle go widziałem.

Cały gotowałem się ze złości, bo naprawdę nienawidziłem bycia nieistotnym. W końcu, do cholery, to był mój pokój!

- No już, spokój – rzekł Oskar, niespodziewanie łapiąc mnie za ramię i również wstając. Boże, ależ mnie on wkurzał. Mógłby przestać mnie tak dotykać.

Na dodatek mówił do mnie jak do psa.

Spojrzałem na niego najbardziej lodowatym wzrokiem na jaki było mnie stać. Zgiń.

- Ho, ho, ktoś tu się zdenerwował – parsknął, co mnie jeszcze bardziej wytrąciło z równowagi. Nie dość, że obchodził się ze mną jak z psem, to jeszcze jak z dzieckiem.

Dlaczego ja to znoszę?

- Wyjdź – warknąłem.

- Louis…

- Wyjdź powiedziałem. I nocujesz u Hektora czy ci się to podoba czy nie. Mój pokój to nie przytułek.

Wyszedł. I dzięki Bogu. Gdyby został choć chwilę dłużej nie ręczyłbym za siebie.

* * *

Cody uwielbia spacery. Z racji tego, że teraz byliśmy niedaleko lasu (kleszcze won!), to miał jeszcze non stop dostęp do jeziora, czyli wody. I w sumie biegał wszędzie. Sąsiedzi się nie skarżą, choć czasem czworonóg podkrada im smaczki ze stołu, co nie za dobrze wpływa na jego wygląd, gdyż zaczął zamieniać się w włochatą świnkę.

Gdy wracaliśmy z przechadzki zauważyłem, że przed domem nie stało tyle aut jak jakiś czas temu, a za to jedno, bardzo mi znane, zaparkowało przy domku Oskara.
Westchnąłem ciężko wchodząc do domu, podczas gdy Cody o mały włos a by mnie nie staranował biegnąc do swojej miski. Głupek.

Podczas tej chwili wytchnienia miałem czas na rozmyślanie. Doszedłem do wniosku, że za ostro potraktowałem Oskara. On tylko pomagał swojemu kumplowi, który raz na ruski rok spotyka się z – jak to mówi – miłością życia. Zachowałem się jak ostatni kretyn robiąc z igły widły. Fakt, obydwaj mogli to lepiej rozegrać, jednakże nie można od nich dużo wymagać. To kretyni. Nie bez powodu tak się dobrze dogadują. Trafił swój na swego.

Gdy szedłem do łazienki, przystanąłem przy pokoju Hektora myśląc czy nie zajść i pogadać. Ale o czym? Nie lubiłem paplać o głupotach.

Zrezygnowałem więc idąc się umyć. Może innym razem. Okazja sama przyjdzie.

Cóż, przyszła szybciej niż się tego spodziewałem.

- Co chcesz? Bajek na dobranoc nie opowiadam – powiedziałem widząc mężczyznę na swoim łóżku. Na kolanach trzymał laptop.

Cholera. Miał na sobie tylko szare bokserki.

Starałem się nie patrzeć w jedno odznaczające się miejsce, ale wzrok sam tam padał. Dzięki Bogu, że częściowo PC go tam zasłaniał.

Sam miałem na sobie tylko majtki i jakoś mi nie w smaku usiąść obok niego. Różnica byłaby zbyt widoczna. Ja – nieopierzony kurczak, a on – kogut w pełnej krasie. Jak ta natura potrafi czasem dać nieźle po dupie.

- Okruszki wbijają mi się w tyłek – odparł Oskar, nie spuszczając z ekranu laptopa wzroku, co mi dało czas na znalezienie koszulki, którą mógłbym szybko założyć. Nie, żebym się przed nim wstydził. Po prostu nie jest tak ciepło. Naprawdę.

- Jakiś ty biedny – parsknąłem widząc t-shirt niedbale zarzucony na oparcie fotela.

- A żebyś wiedział. Co robisz? – spytał nagle, gdy właśnie zakładałem bluzkę. – Utopisz się – stwierdził.

Zarzuciłem z powrotem ciuch na krzesło, odwracając się do mężczyzny.

Ja już z sobą nie wyrobię, naprawdę. Zachowywałem się jak jakaś zakompleksiona dziewucha! Toż obydwaj byliśmy facetami! Czemu się wstydzę?

Cóż, wiem czemu. Jego wzrok był tak natarczywy, że nikt by się nie poczuł pod nim komfortowo. Nawet najpiękniejszy facet świata.

- Zadowolony? – spytałem, siadając obok niego i zabierając swój laptop (jak śmiał do niego zaglądać?! Ponadto skąd znał hasło!?) z jego kolan i usadawiając się wygodnie na poduszce.

Oskar nie odpowiedział, tylko jakby nigdy nic położył się na plecach obok mnie z dziwnym uśmieszkiem.

Zmarszczyłem brwi widząc jaką stronę przeglądał.

- Wybrałeś coś? – spytałem widząc tytuły filmów i ich oceny. Same si-fi.

- Myślałem o „Fnaticu*”. Słyszałem co nieco dobrego o nim – odpowiedział Oskar, znienacka kładąc dłoń obok mojej i palcami dotykał touchpada.

Próbowałem przełknąć gule w gardle, podczas gdy mój wzrok powędrował w zakazane rejony, czyli sylwetkę delikwenta leżącego obok.

Cóż, prezentował się… nieźle. Nogi miał lekko rozchylone eksponując to, na co patrzeć nie chciałem, a na czym siłą rzeczy najdłużej się zatrzymałem.

Czułem do tego faceta dziwny, zwierzęcy pociąg. Denerwował mnie strasznie, potrafił doprowadzić do białej gorączki, ale dalej cos mnie do niego ciągnęło. Byłem, cholera, masochistą. Jak nic.

I tak patrząc na jego krocze (bo cóżby innego), to oprócz guli pojawiło się suchość w gardle. Jego penis, który otwarcie eksponował, leżał sobie spokojnie na prawym boku. Biegły od niego kępki czarnych, kręconych włosów, rozprzestrzeniające się najbardziej na klatce piersiowej. A klatka, jak już kiedyś wspomniałem, nie była jakoś przesadnie napakowana jak u większości hołoty, która latała z Hektorem. Była ładna.

Kurna, właśnie pomyślałem o tym, że pewna część ciała danej osoby jest ładna, a ta osoba nie była kobietą! Czyżby Hektora zboczenie przeszło na mnie? Jak przeziębienie?

Znów wzrokiem wróciłem do krocza Oskara. A niech to.

- Masz jutro jakieś plany? – Głos mężczyzny leżącego obok wytrącił mnie z rozmyślań. I dzięki Bogu.

- Co? A, nie, nie mam – odpowiedziałem. Miał ładne uda.

Precz z moich myśli! Precz z mojej głowy!

- To jutro będziemy musieli się zająć ogniskiem. W końcu Cassandra na nas liczy – uśmiechnął się zabierając mi z rąk laptop i kładąc go na biurku obok. Jakby nigdy nic położył się z powrotem pod moim czujnym wzrokiem umieszczając rękę pod głową.

Acha.

Film (kiedy powiedziałem niby, że chciałbym cokolwiek obejrzeć?) właśnie się rozpoczął, podczas gdy ja nie potrafiłem się na nim skupić.

Czułem jego zapach – mieszanka dezodorantu i potu. Był, no cóż, uzależniający. Męski. Samczy.

Mentalnie zafundowałem sobie plaskacza w czoło. O czym ty chłopie myślisz…

Gdy znów spojrzałem na mężczyznę leżącego obok zamarłem na moment. Również się na mnie patrzył. A co więcej, jego twarz powoli zbliżała się do mojej.

* tytuł oczywiście wymyślony.

9 komentarzy:

  1. Hej,
    och jaki cudowny rozdział, Oscar szczerze mówiący, ze lubi go nazywać „gówniarzem”, bo lubi jak się czerwieni ze złości. Obrócił w żart,że tęsknił za Luisem, al sądzę, że to jednak była prawda. No i co Oskar nie uznał słowa, że nie ma czego szukać i tak się wprosił do pokoju, no i jakim cudem znał hasło do jego komputera? Czekam na kolejny rozdzialik...
    Weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudownie, cudownie, cudownie, tylko czemu skończone w takim fajnym momencie? Ja chcę więcej. Jestem nowa tutaj i strasznie podoba mi się to opowiadanie.

    M.

    OdpowiedzUsuń
  3. nominowałam Cię do Liebster Blog Award :). szczegóły na http://love-hurts-yaoi.blogspot.com/

    na tym blogu czytam tylko "Bóg stworzył, a diabeł wychował, czy istna bohema", ale mam w planach zabrać się za "Wakacyjny szał czas rozpocząć", bo znam bohaterów z poprzednich opowiadań i ich uwielbiam :). no i czekam na kolejny rozdział o naszych kochanych bohaterach z "Naruto"! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Rany, ten rozdział był genialny. *.* Nie wiem dlaczego, ale wywołał we mnie maksymalnego szczerza od ucha do ucha. xD Nawet nie wiesz, jak lubię Twój styl pisania. Na tym blogu przeczytałam na razie tylko "Czarny kwiat sakury", oczywiście nie licząc "Wakacyjny szał czas rozpocząć". Powiem Ci, że mam straszny sentyment do Oskara, uwielbiam jego osobowość. *_*
    Mam nadzieję, że następny rozdział pojawi się niedługo. Weny. <3

    Ps. Zaczęłam pisać opowiadanie o tematyce yaoi, więc gdybyś była zainteresowana, zapraszam na http://yaoi-dymem-malowane.blogspot.com/ ^_^.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie było mnie, ale już jestem. :DD
    Gabriel przyjeżdża *dziki pisk*. Dzięki temu Oskar może spędzić noc/noce u boku Luisa, a Luis będzie wpadał powoli w sieci, jakie mężczyzna na niego zastawia. A rybeńka już w nie wpada, w dodatku tak bardzo interesuje go krocze Oskara. Och, Luis więcej takich myśli, możesz od nich szaleć, może być ci gorąco, a ja będę w siódmym niebie. :DD
    Tylko to zakończenie... Chcę dalej. Tak, liczę na pocałunek, ale pewnie Oskar sobie z niego zażartuje. :D

    Weny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oskar nie byłby sobą, gdyby z Louisa nie żartował ; )

      Usuń
  6. Nie będzie buziaczka? Ale chociaż jednego? Malutki?

    No niech go Oski weźmie jak należy! Po co te podchody przecież widać gołym okiem , że Loui'emu już pałka furkocze :)

    Po co się cackać! Owijać w bawełnę. Przecież ludzie najpierw robią potem myślą nad tym co zrobili.

    Nie zwlekaj. :D

    By_Mariah

    PS. Wesołych Świątek :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Kocham ten rozdział. Przeczytałam go rano dzień po opublikowaniu.. Komentarz piszę teraz, gdyż... no cóż wcześniej pomysłu nie miałam. Mam nadzieję, że się nie pogniewasz xP

    Rozdział cudny. Gabriel przyjeżdża! Jej. Tak się cieszę ^^ Chcę go poznać! I zobaczyć jak wspaniały Hektor się przy nim zachowuje x3
    I Oskar zamieszka u Luisa jejku jej <3
    Luisowi co raz bardziej podoba się Oskar.. to słodkie *o*
    Tak bardzo bym chciała aby się pocałowali <3
    Niech Oskar w końcu zrozumiesz, iż w ten sposób nie zdąbędzie Luisa! Mógłby w końcu dla niego milszy.. Chociaż ma to też swoje uroki.

    Dobra więcej już nie nabazgram tak więc w tym momencie zakończę ten marny komentarz xD
    Pozdrawiam i życzę dużo weny, mam nadzieję, że za niedługo pojawi się kolejna część tego opowiadania ^^

    A i zapraszam do siebie http://gdy-nadejdzie-on.blogspot.com/ (do pozostania na dłużej nie zmuszam ;3)

    OdpowiedzUsuń
  8. Hejeczka,
    wspaniale, no tak Oskar to nie byłby sobą gdyby nie żartował sobie z Luisa... Hektor i ta jego głupawka... bo Gabriel przyjeżdża... ;)
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń