niedziela, 30 grudnia 2012

10. Miłość za rogiem

- Co robisz? – spytałem słabo, gdyż gula, która wesoło zaklinowała mi gardło, nie chciała pójść precz.

- Jedna rzecz mnie zastanawia. – Oskar oczywiście nie odpowiedział na moje pytanie. Jakżeby inaczej. Na szczęście jego facjata nie przybliżała się przez co mogłem się odsunąć. I oczywiście przestać zachowywać się jak kretyn. – Co sądzisz o puszczeniu tu lampionów?

Przez moment nic nie powiedziałem, bo cóż, zaskoczył mnie.

- Są fajne – stwierdziłem – ale niestety nie wypalą. Za dużo drzew. Chwila frajdy, aby potem szukać ich na konarach.

- Ajj! – Mężczyzna skrzywił się i odsunął niezadowolony. No jak dziecko. – Potrafisz wszystko zniszczyć – burknął, kładąc się w poprzedniej pozycji i z powrotem patrząc na ekran laptopa, choć tak naprawdę film był do bani i nie było po co psuć wzroku. Cóż, jeżeli się lubi dziewczyny w bikini (zaznaczam – skąpym bikini) rodem z gazetek dla dorosłych, to może i film byłby idealny, ale dla mnie to…

O mój Boże!

Usiadłem raptownie oddychając niczym Lord Vader. Czy ja właśnie skrytykowałem kobiece ciało? Nigdy nie byłem fanem silikonu, botoksu i innych szitów, którymi katuje się płeć piękna (niby dla nas, ale każdy wie, że laski mają wykręcone pod kopułą i maltretują swe ciała dla własnych zachcianek), ale żeby od razu nie chcieć nawet na to popatrzeć? Louis, co się z tobą dzieje?! Nie mów, że twój brat, belzebub przeklęty, sprowadził cię na złą drogę…!

- A tobie co? – spytał Oskar zaskoczony moim nagłym ruchem.

- Nic, zgaga – skłamałem automatycznie. Przecież nie będę mu o mówić o tym, że zaczynam myśleć poważniej o bananach, zupełnie zapominając o brzoskwiniach. Nie, gdy ma na sobie tylko gatki. Jeszcze weźmie mnie za zboczeńca.

Położyłem się powoli wstrząśnięty odkryciem. Czyżbym zamieniał się w pederastę? A może wcześniej nim byłem i dlatego tak trudno było mi znaleźć dziewczynę? No, nie licząc krótkiego epizodu z moją ex, który okazał się jedną wielką porażką. Ale chociaż w oczach kolegów nie byłem pipą.

- A pytasz się o to dlatego, że…? – spytałem, w ogóle na niego nie patrząc. Mógłby się dewiant ubrać. Co z tego, że jest gorąco jak w saunie?

- Obmyślam atrakcję na jutrzejszy melanż – odpowiedział, wyciągając się ze stęknięciem. Tak, oczywiście, katuj mnie bardziej.

W sumie nie mam co być zły czy coś, że mnie nie zaprosił. Kim niby jestem dla niego? Obca osoba. Aż dziw, że leżymy w jednym łóżku sami i mamy o czym rozmawiać. Na dodatek gdy jest on prawie nagi i…

Stop, stop, stop! Oczy, gdzie się patrzycie? Kto wam pozwolił taksować jego brzuch? Co z tego, że wydaje się być na wysportowany? W tym świetle nawet mój tak wyglądał!

- Myślisz, że mógłbym zaprosić Gabriela? – spytał, wyrywając mnie z przemyśleń. – W końcu będzie twoja matka.

No i mnie zaskoczył. Chce zaprosić moją matkę, a mnie nie? To co to za impreza? Dla emerytów?

- Lepiej ich nie konfrontować, ale jak chcesz, to zapraszaj. Hektor, mimo tego, że jest kretynem, nie pozwoli, aby coś się stało jego chłopakowi.

- Albo niech przyjdą na afterparty.

- Ano, jak chcesz. – Musiałem brzmieć naprawdę żałośnie, bo poczułem na sobie natarczywy wzrok Oskara. Nie ma to jak samemu dołki pod sobą kopać.

- A tobie co znowu, mimozo? Ja tu dwoję się i troję nad atrakcjami dla Cassandry na jutro, a ty zachowujesz się jakbym ci nie wiem jaką krzywdę robił. A jeszcze został do omówienia twój wkład w organizację tej fety.

Dla Cassandry? Nie zapomniał? Cholera, mi wyleciało z głowy, że jakiś tydzień temu obiecaliśmy dziewczynie coś. Nie określiliśmy dokładnie co, ale jak widzę, zostało to już wymyślone.

Nie wiem dlaczego, ale poczułem radość. Matko, jestem jak laska podczas okresu.

- A nie zapomniałeś przypadkiem o czymś? – spytałem. – Na przykład o poinformowaniu mnie o swoich planach?

- Nie powiedziałem ci? – Czy on sądzi, że ma do czynienia z głupcem? – No to już wiesz. Gdy tak tchórzliwie postąpiłeś i wyjechałeś bez pożegnania – Będzie mi to wypominał w nieskończoność? – to spotkałem Cassandrę. Przyjechała do ciebie. Była wstrząśnięta, że ciebie nie zastała. Wtedy zgadaliśmy się, że gdy wrócisz, to od razu coś zorganizujemy. Mała chciała, aby było coś fruwającego. Balony jej się znudziły, a lampionów nigdy nie widziała.

Zaraz go uduszę. No trzymajcie mnie!

- Aha, więc z racji tego, że informujesz mnie o tym dopiero teraz, to moim wkładem będzie samo przyjście – rzekłem, zadowolony.

- Leniwy jak brat – prychnął, a ja w odwecie uderzyłem go mocno w brzuch. – O ty gnojku!

A jednak brzuch miał twardy.

* * *

- Może byś pomógł? – spytał Oskar, gdy właśnie kierowałem się do jego domu.

- A może nie? – odparłem zostawiając mężczyznę z tyłu.  Otworzyłem drzwi i o czymś na śmierć zapomniałem.

A mianowicie zapomniałem o dwóch gołąbkach, którzy obecnie zamieszkiwali z domostwie Oskara.

- O mój Boże! – krzyknąłem, zasłaniając oczy i się odwracając. Nie chciałem tego widzieć!

- Puka się! – przypomniał mi Hektor, sięgając z blatu ścierkę i zasłaniając nią swe szanowne klejnoty.

Był nagi. Nagi jak natura go stworzyła.  

- Wiem, wiem – odparłem. Czy to dziwne, że przed oczami dalej miałem jego, ekhm, prącie? O rany, ależ się zeszmaciłem. A, co najśmieszniejsze, to w ogóle nie czułem się z tym źle.

Ostatnia nic z Oskarem była dość zaskakująca. Nie zabrał mi poduszki tak jak ostatnio, ani nie czułem przy tyłku jego penisa. Za to leżałem na jego ramieniu, podczas gdy on mnie tą samą ręką obejmował. W pasie. Jak kobietę.

Świat się kończy.

A propos Oskara, to właśnie kierował się w  moją stronę.

- Lepiej tam nie wchodź – powiedziałem, stając mu na drodze.

Spojrzał na mnie zaskoczony, potem na wnętrze mieszkania za mymi plecami. Poprawił siatki z zakupami, których rączki wbijały mu się w dłonie.

- A co, straszy? Egzorcysta mówił, że nie ma już się czego bać. Więc suń się, gówniarzu i mnie nie denerwuj – odparł Oskar, mijając mnie i po drodze szturchając ramieniem. A to łajza.

Powoli odwróciłem się przygotowując na najgorsze, ale – ku mojemu wielkiemu zdziwieniu – ziemia się nie rozsunęła a z nieba nie zstąpiły anioły zapowiadając zagładę. Było cicho i spokojnie jak po potopie biblijnym.

Wszedłem powoli do środka domu, rozglądając się wokół. Nikogo oprócz Oskara wypakowującego zakupy nie było. Może to był omam? Może nie zobaczyłem mojego brata nago, ale mój umysł płata mi figla?

- Będziesz tak stał czy wreszcie się do czegoś przydasz i mi pomożesz?

- Masz dwie ręce, dwie nogi, kaleką więc nie jesteś, w takim razie mojej pomocy nie potrzebujesz – odparłem, podchodząc jednak i siadając na taborecie.

Nagle usłyszeliśmy śmiechy z piętra.

- Oho, ktoś się dobrze bawi – powiedział Oskar, wzdychając. Zrobił dziwnie smutną minę jakby przebywanie ze mną było, najprościej mówiąc, do dupy, i wolałby być teraz w każdym innym miejscu niżeli ze mną. – Ale my nie będziemy gorsi, prawda? – spytał nagle, uśmiechając się. Samopoczucie tego faceta potrafiło się zmienić w przeciągu chwili o sto osiemdziesiąt stopni. Niewiarygodne.

- Prawda – odparłem, pomagając mu z zakupami. Jego nastrój mi się udzielał. Po prostu miodzio…

* * *

- Loui! – krzyknęła Cassandra wybiegając z samochodu i przybierając nóżkami w naszym kierunku. Błękitna sukienka z kwiatowym akcentem podwinęła jej się do góry ukazując to, co nigdy nie chciałem zobaczyć. Bezwstydnica.

Ale nie widok jej białych majtek w krowie ciapki mnie zaintrygował, a to, co dziewczyna trzymała w dłoni.

Zmarszczyłem brwi patrząc na gałęzie z paroma suchymi listkami. Co to niby za dziadostwo?

Stanęła przede mną szczerząc się.

- Loui, patrz co znalazłam! – krzyknęła, unosząc rękę z rośliną tuż nad naszymi głowami. – Jemioła!

O cholera.

Spojrzałem zaskoczony na moją jak i Cassandry matkę, które widząc poczynania gówniary jedynie się zaśmiały. Mi jakoś nie było to śmiechu!

- No, to super – odparłem uśmiechając się sztucznie i odsuwając, ale rudowłosa pokonała tą odległość w paru krokach. – A skąd w ogóle ją wytrzasnęłaś? – spytałem, szukając zewsząd ratunku.

- Sprzątałam z mamą poddasze i była w jednym z kartonów. Ale super, nie?

I byłoby de facto wszystko ekstra fajne, gdyby nie to, że ta mała latawica wyciągnęła szyję i zrobiła dzióbek. Na dodatek machała nad naszymi głowami kępką gałęzi.

W sumie to machała nad swoją głową. Mnie natomiast uderzała nią w czoło.

Westchnąłem ciężko, nachylając się mając zamiar ją pocałować (tak szybko, że nawet nie poczuje. A co najważniejsze – ja tego również nie poczuję), ale ktoś nam na szczęście przeszkodził.

- Nie sądzisz, dziewczynko, że się zagalopowałaś? Jemioła ma swoje znaczenie jedynie podczas Bożego Narodzenia, a w pozostałe dni jest tylko zwykłym pasożytem – powiedział Oskar, wyrywając jej roślinę z ręki. Na dodatek rzucił ją pod najbliższy krzak jakby był to najzwyklejszy śmieć.

Uff, ocalony!

Cassandra zmrużyła oczy sztyletując wzrokiem mężczyznę. O tak. Niech weźmie sobie jego za cel, a mnie zostawi w spokoju.

- Cass, możesz podejść?! – krzyknęła matka dziewczyny.

- Jesteś do odstrzału, koleś – powiedziała niskim głosem wskazując palcem na Oskara, a ja parsknąłem śmiechem. Definitywnie za dużo Internetu i telewizji.

- Chyba przebywanie z moim starszym synem doszczętnie cię zepsuła. A kiedyś wydawałeś się takim miłym chłopcem – rzekła moja matka, gdy dziewczynka pobiegła do samochodu.

- Ja po prostu strzegę niewinności Louisa, skoro sam nie potrafi o to zadbać – Oskar uśmiechnął się krzywo, wzruszając ramionami.

- Hej! – krzyknąłem. – Ja i moja domniemana niewonność potrafimy sami o siebie zadbać. Nie potrzebny nam goryl. Na dodatek najgorszy z możliwych.

- Louis! – krzyknęła matka ostrym tonem. Na szczęście jej złość nie mogła trwać dłużej, gdyż przyjechały kolejne samochody z gośćmi Cassandry.  

- Naprawdę? – spytał Oskar, gdy moja rodzicielka przestała się nami interesować, łapiąc niespodziewanie w pasie i przybliżając twarz do mojej tak, jak to robił wczoraj wieczorem. Chyba nie chce tego zrobić przy wszystkich?!
Patrzył się na mnie intensywnie już nie z ironicznym wyrazem twarzy, ale poważnym. Ponadto trzymał mnie w ramionach pewnie, nie dając możliwości ucieczki. A pachniał… Co tu gadać, pachniał obłędnie. Tak, że dreszcz przebiegł mi po plecach.

- I co teraz, kapturku? Jak uciekniesz ze szpon złego wilka? – spytał mężczyzna, dotykając nosem mój nos.

Serce biło mi jak oszalałe, a umysł powiła pustka. Wariowałem przy tym facecie. No normalnie wariowałem.

- A kto powiedział, że chcę uciec? – odparłem, i korzystając z jego zaskoczenia wyswobodziłem się. Uciekłem również od jego ręki, którą chciał mnie chwycić.

Byłem czerwony jak burak. Czułem to. Ale było warto. Chociażby po to, aby zobaczyć jego minę. Była bezcenna.

* * *

Do Cassandry przyjechały jej trzy najlepsze koleżanki. Naszym zadaniem było jedynie zająć się cateringiem i muzyką. Gąski objadały się słodyczami mimo krzyków matek, aby poczekały na mięso z grilla, ale im nie można było przemówić do rozsądku.

Ja natomiast siedziałem wraz z matronami i byłem ich ulubionym tematem do plotkowania. Normalnie miałem powtórkę z całego życia. Nic się przed nimi nie ukryło. Istny koszmar.

Dopiero, gdy zaczęły grzebać w moich miłosnych podbojach, skapitulowałem.

- Pójdę zobaczyć co z jedzeniem – powiedziałem i szybkim krokiem podszedłem do kucharza, który w jednej dłoni dzierżył łopatkę, a w drugiej telefon. Uśmiechał się co chwilę, odpisując. Gdy stanąłem bliżej, zerknął tylko na moment, a zaraz znów powrócił do klikania. Cody za to bardziej pokazał zainteresowanie moją osobą, gdyż machał przez moment ogonem, choć dalej wiernie leżał przy nogach Oskara.  

- Kiedy można się czegoś spodziewać? – spytałem, patrząc na pieczącą się karkówkę, szaszłyki oraz skrzydełka, po których zjedzeniu wzionę chyba ducha. Są strasznie ostre!

- Co wy wszyscy tacy niecierpliwi? – odparł Oskar, chowając telefon do kieszeni spodni. – Hektor i Gabriel chcą, abyś cichaczem niezauważony przechwycił im strawę, bo zrobiliśmy im strasznego smaku. Powiedziałem, że nie ma na to szans. Niech zjedzą to, co jest w lodówce. A, że nic w niej nie ma, to już inna sprawa.

Co za belzebub.

- Trzymasz ich na pustym żołądku? Nie znasz powiedzenia, że człowiek głodny, to człowiek zły? – spytałem zdając sobie wreszcie sprawę, że ten konował nie jest tylko chamski względem mojej skromnej osoby, ale też innych. Czyli nie jestem wyjątkowy.

Ałła. Zabolało.

- Mam chociaż pewność, że wszystko zostanie zjedzone. Nie znoszę marnotrawstwa jedzenia – odpowiedział, przewracając po kolei mięso na drugą stronę. – A wracając do naszej ostatniej rozmowy, to…

- Przekażę seniorkom, żeby jeszcze uzbroiły się w cierpliwość – odwróciłem się raptownie, nie dając Oskarowi skończyć.

Co tu gadać, wstydziłem się. Za bardzo się zagalopowałem i palnąłem głupstwo. Bo, przepraszam bardzo, kto kiedy powiedział, że Oskar musi nadawać na tych samych falach co ja? Może nie patrzy na mnie tak, jak ja na niego? W końcu nie jestem jakoś wyjątkowo piękny czy błyskotliwy. Ciągle sobie dokuczamy, nie zważając na konsekwencje.

Ale mimo wszystko ciągnie mnie do niego.

Zerknąłem na niego ukradkiem. Znów smsował.
Westchnąłem ciężko i oparłem głowę o łokieć. Spojrzałem po kobietach siedzących obok, które na szczęście znalazły sobie inny temat do dyskusji, niż ma skromna osoba, i dały mi święty spokój.

Gorąco. Czułem jak koszulka przykleja się do pleców. Z chęcią wskoczyłbym do wody. Już. Teraz. Natychmiast.

Niespodziewanie poczułem mokry nos Cody’ego dotykający mego ramienia.

- Sio, Cody! – krzyknęła mama, machając do psa ręką. – Niedobry pies! Idź stąd!

- No co chcesz, piesku? – spytałem wstając i idąc za czworonogiem. Prowadził do Oskara. Machał przy tym ogonem dając jawne znaki, że też chce trochę przypieczonego mięska. – Dostaniesz coś, dostaniesz – podrapałem go po grzbiecie.

- Już dostał – odparł Oskar. – Ta bestia jest nienażarta.

- Po prostu wie co dobre.

- Tia – westchnął, a zaraz zawołał: Dziewczyny, chodźcie coś sobie wybierzecie!

- Ale my nie chcemy! – odpowiedziała Cassandra, wyróżniając się spośród koleżanek płomiennym kolorem włosów.

Nie ma co się dziwić. Ich stół aż uginał się od słodyczy. Aż zabolały mnie plomby na ten widok.

- Nie ma „nie chcemy”! Już mi tu szybko z talerzami!

- Ojejku!

Ale przyszły. Mimo tego, że marudziły przy tym strasznie.

- Sądziłam, że to moja impreza – Cassandra stwierdziła kwaśno, patrząc na przypieczone mięso.

- Oczywiście, że twoja. Dlatego masz dać dobry przykład swoim gościom i zjeść ten oto kawałek – wskazał na największą karkówkę.

- Ale on jest strasznie duży!

- Ty też nie jesteś mała.

Dziewczyna się zapowietrzyła, mrożąc mężczyznę wzrokiem. Nie dziwię się. Takie słowa do płci pięknej? Kopie sobie grób?

- Pomogę ci – zaproponowałem, starając się jakoś zmienić atmosferę. Koleżanki Cass były na tyle nieśmiałe, że wzięły swoją część i pognały do stolika.

- Naprawdę? Super! To chodźmy i zostawmy tego buraka. – Ta dziewczyna coraz bardziej mnie rozbraja.

Parsknąłem śmiechem.

- Ty mała wiedźmo! – Oskar miał trochę inne odczucia względem rudzielca.

- Nieładnie tak ludzi przezywać – powiedziałem, kładąc Cassandrze dłoń na środku pleców i popychając ją delikatnie w kierunku jej stolika. – Nawet jeżeli to do nich pasuje – dodałem, odwracając się na moment w kierunku mężczyzny, który musiał to usłyszeć.

- Później się policzymy – powiedział kucharz, a ja ponownie się zaśmiałem, gdy ten podnosił łopatkę grożąc mi.

Mimo tego, że rudowłosa traktowała mnie jak niedorozwiniętego nie pozwalając się samemu nakarmić, bo tylko ona musiała pełnić ten zaszczytny cel, to czułem się dobrze. Może tak ma właśnie być? Może lepiej nie niszczyć tego, co jest między nami? Nie, żeby coś nas wielkiego łączyło czy coś, ale skoro potrafimy się w miarę dogadać, to po co komplikować?

Reszta spotkania (imprezą to jednak nie nazwę) obyła się bez żadnych rewelacji. Zaczęły się one dopiero, gdy małolaty wraz z ich rodzicielkami zaczęły się szykować do powrotu.

- Czuję się jak ostatni gówniarz kryjąc się tak przed matką – stwierdziłem, stojąc obok Oskara, który zmywał talerze. Patrzyliśmy przez okno jak pakowały swoje bibeloty do aut.

Wypiłem kolejny łyk piwa czujnie przyglądając się matce, czy nie kieruje w nasze rejony wzroku. Na szczęście miała nas gdzieś. Może temu, że z kwadrans temu dowiedziała się, iż jej starszy, ukochany syn i jego kochanek gruchają sobie wesoło na pięterku?  

- Z grzeczności nie zaprzeczę – odparł Oskar, sięgając po brudny talerz. Moim zadaniem było mu pomóc, ale zakończyło się na piciu przeze mnie piwa, staniu obok i nic nie robieniu. Uwielbiam taki układ!

- Wiesz gdzie możesz tą swoją grzeczność wsadzić? – spytałem, a zaraz duszkiem wypiłem resztę złotego napoju.

- Powoli. Jeszcze się udławisz. I co wtedy? Jestem beznadziejny w reanimacji.

- Jak we wszystkim, ale ci tego nie wypominam.

- Ho, ho. Komuś język się wyostrzył – parsknął.

- Ty lepiej nie odrywaj się od pracy, bo jeszcze wiele przed tobą – zauważyłem patrząc na stertę naczyń. Niby było tylko dziesięć osób, a naczyń jest tyle, jakby cały szwadron się stołował.

- Louis!
Cassandra biegła w naszym kierunku, a jej sukienka po raz kolejny odsłoniła to, czego widzieć nie chcieliśmy.
Wbiegła do domu i rzuciła się na mnie z uśmiechem na ustach. Cody natomiast szczekał, biegając dookoła nas szczęśliwy.

- Och Louis, dzisiejszy dzień był fenomenalny!

- Cieszę się – odparłem uśmiechając się. Na dodatek w przypływie jakiegoś dziwnego impulsu pocałowałem gówniarę w czubek nosa, na co ta zareagowała dziewiczym pląsem i zaniemówiła.

- Cass! – krzyknęła matka dziewczynki pośpieszając ją.

- Nigdy nie umyję już twarzy! – powiedziała Cassandra, łapiąc delikatnie swój nos i biegnąc do samochodu zawstydzona. Że też tylko takie metody sprawiają, że zamyka się w swoim małym, różowym świecie i uspokaja.

- Niedługi prokuratura zwali się tobie na głowę za takie uczynki z nieletnimi – stwierdził kwaśno Oskar, odkładając z głośnym brzdęknięciem talerz na suszarkę, który przed chwilą mył.

- To tylko niewinny pocałunek. Na dodatek w nos. Więc nie przesadzaj – odparłem, podchodząc do lodówki i wyjmując z niej kolejną butelkę piwa. Robi się ze mnie prawdziwy chlor.

- Naprawdę?

W jednej sekundzie zostałem pchnięty na drzwi lodówki i do niej przyciśnięty. Całe ciało mi zesztywniało zaskoczony atakiem. A może tym, że był tak blisko? Że znów mogłem poczuć jego zapach, twarde ciało i być – jakby nie patrzeć – w centrum jego wszechświata?

- Co tam, turkaweczki? Nie za dobrze sobie poczynacie?
Oderwaliśmy się od siebie i spojrzeliśmy na Hektora, który (na szczęście ubrany) właśnie schodził ze schodów.

- Mości pan wreszcie nas zawitał. Jak miło – prychnął Oskar. – Chciałem tylko uświadomić Louisa, że czasem niewinne czyny wcale takie nie są – wyjaśnił, chwytając talerz z jedzeniem, którego nikt już nie był w stanie zjeść i postawił na stole. Jeżeli pchanie mnie na ścianę jest niewinne, to ja nie wiem co według niego nie jest. – Jedz.

- Jak do psa – parsknął Hektor, siadając przed blatem. – I udało ci się uzmysłowić mojemu tępemu bratu to, co chciałeś przekazać? – spytał, jedząc łapczywie kurczaka. Zaraz się udławi, gamoń jeden.

- To nie tylko dla ciebie, świniaku – zauważyłem, kładąc przed nim czysty talerz.  

- Walka z góry przegrana. Mówić do Louisa to jak walić grochem o ścianę – stwierdził Oskar, biorąc z lodówki dwa piwa i jedno postawił przed Hektorem.

- Zaraz przestaniesz tak mówić, gdy moja pięść zostawi ślad na twojej szkaradnej facjacie – warknąłem.

-  Przemoc w rodzinie! – parsknął Hektor, nie zważając na to, że przez jego rechot opluwał wszystko wokół.

- A gdzie Gabryś? – spytałem.

- Zaraz zejdzie. Ja to już nie wytrzymałem, tak mnie skręcało z głodu, ale, jak na przykładnego gospodarza przystało, swojego gościa tak nakarmiłem, że nie powinien narzekać na ssanie w żołądku. Jeżeli wiecie o czym mówię – zaśmiał się rubasznie.

Zaniemówiłem.

- Ty lepiej czasem się zastanów parę razy zanim coś palniesz.
Pojawił się i drugi królewicz z nienaganną prezencją. Oni byli jak ogień i woda. I w wyglądzie, i w zachowaniu.

Hektor ubierał się na luzaka, za to Gabriel wyglądał tak, że nie byłoby wstyd gdziekolwiek z nim wyjść. Ponadto, gdy mój brat zachowywał się jak głupek, to jego kochanek umiejętnie go stopował. Tak jak teraz.
Nie, żeby Gabryś był jakimś mrukiem. Był świetnym facetem! Po prostu Hektor chciał zawsze wypaść jak najlepiej w jego oczach i jego starania zawsze kończyły się niepowodzeniem. Bo, co jest przecież jasne, Hektor nie potrafił trzymać języka za zębami.

Gabriel podszedł do lodówki przy okazji czochrając mi włosy.

- Cześć młody.

Uśmiechnąłem się pogodnie. Co jak co, ale naprawdę lubiłem tego faceta.

- Hej staruchu.

Nigdy nie przeszkadzało mi to, że Hektor jest homo dopóki wybrankiem jego serca był ten oto właśnie Grek. 

Gabriel wyjął piwo z lodówki i usiadł obok swojego kochanka, który położył mu na talerzu po kawałku każdego mięsa a obok wycisnął sos, skruszony.

- Na długo przyjechałeś? – spytałem, siadając przed nimi.

- Do końca przyszłego tygodnia.

- Chcesz mi powiedzieć, że będziecie okupować moje cztery kąty jeszcze przez tyle czasu? – spytał Oskar, stając za mną i opierając ręce o oparcie krzesła na którym siedziałem.

Znieruchomiałem. Znowu, cholera. Zawsze tak reaguje na bliskość tego faceta. Tego konkretnego faceta.

- Odpoczynek od Hektora dobrze ci zrobi – stwierdził Gabriel. – Sami dobrze wiemy, jaki potrafi być czasami upierdliwy – spojrzał rozbawiony na swojego chłopaka, który zrobił nieszczęsną minę. 

- I ty Brutusie przeciwko mnie? Łamiesz mi serce!

Zaśmiałem się zagapiając na nich. Mimo wszystko tworzyli naprawdę fajną parę. A byli ze sobą ile? Niecałe dwa lata chyba. Gdyby Gabryś był dziewczyną, matka zaczęłaby jojczyć o ślubie i wnukach. A może dobrze, że jest jak jest? W końcu Hektor się na ojca nie nadawał. Sam potrzebował opieki. To takie duże dziecko.

Westchnąłem z zadowolenia czując jak dłonie Oskara (bo czyje niby?) zaczynają delikatnie masować mój kark i ramiona. Zawsze byłem łasy na tego typu zabiegi. Tak się właśnie poznałem z moją ex; naprawdę świetnie masowała.

- To my się przejdziemy – powiedział Gabryś, wstając i łapiąc  za rękę Hektora.

- Ale jak to? Toż jeszcze jem! – odparł mój brat, ale ręki nie puścił. Co więcej, posłuszne poszedł za kochankiem.

- Starczy. Nie można się tak objadać – rzekł Gabriel, sięgając po piwo i ciągnąc za sobą zdezorientowanego chłopaka.  

Wyszli, a masaż karku nie ustał. Ba, co więcej, przeniósł się na głowę, która była moją piętą achillesową. Na tyle był to mój słaby punkt, że pewna część mego ciała zaczęła się przebudzać.

Miejsca, które Oskar dotykał, paliły. Nastawiałem się jak jakaś suka w rui tylko po co, aby nie przestawał. Łaknąłem jego dotyku.
Za dużo wypiłem. Definitywnie to wina piwa. Oskar kupił strasznie mocne, a ja mam niestety słabą głowę. Oj biada mi.

Zamknąłem oczy i dałem się porwać doznaniom. Kręciło mi się trochę w głowie, a w ustach zrobiło się sucho. Więc co w takim wypadku powinno się zrobić? Ano ugasić pragnienie, oczywiście.

Sięgnąłem po butelkę z zaskoczeniem zauważając, iż była prawie pusta. Już tyle zdążyłem wydoić? O mamuniu.

Oparłem czoło o blat nastawiając się na dalsze głaskanie, mizianie i inne pieszczoty.

- Louis?

- Hm?

Nie usłyszałem pytania czy co tam chciał mi powiedzieć, więc podniosłem głowę, aby na niego spojrzeć, ale to, co zobaczyłem zaparło mi dech w piersi.

O cholera.

Jednak to, co stało się później, zakręciło moimi wnętrznościami.

Może to majak alkoholowy? Może tak naprawdę to się nie dzieje? Może Oskar mnie właśnie nie całował? Może to tylko sen?

Jeżeli jestem w objęciach Morfeusza, to nie chcę się wybudzać. Najlepiej nigdy.

***
No nareszcie doszło do czegoś. Strasznie mozolnie mi to szło, ale w końcu się pocałowali.
Skończyłam w tym a nie innym momencie, bo wydawało mi się, że będę pisać rozdział w nieskończoność a nie dlatego, że chcę być wredna ; )

13 komentarzy:

  1. Ależ ja się śmiałam, kiedy Luis uświadomił sobie, że dziewczyny w skąpym bikini go nie interesują. Biedak przeszedł na ciemną stronę mocy.

    I przyjechał Gabriel co sprawiło, że Hektorek pokazał przypadkiem klejnoty rodowe.
    "A, co najśmieszniejsze, to w ogóle nie czułem się z tym źle." Mrauuu. :D:D

    Zazdrosny Oscar przy akcji z jemiołą był świetny i strzeże niewinności Luisa dla siebie. :DD I czemu kapturek uciekł? Jak znalazł się w ramionach Oskara było tak błogo. Casaandra mnie denerwuje, mała jest, ale łapy precz od Luisa. Będę pomagać Oskarowi w chronieniu jego "dziewicy". Potem rzut na lodówkę i Hektor. Mogę mu zrobić krzywdę? Kocham go, ale wyczucie czasu ma kiepskie. Chociaż patrząc na to co było później... Oj, ten masaż i poddający się temu Luis. To było piękne i podniecające. Nareszcie pocałunek, ale koniec rozdziału. No, nic jakoś dam radę czekać do następnego. W każdym razie Gabriel miał wyczucie i w porę zabrał swego kochanka. A propos Gabiego i Hektora dziwne, że oni w ogóle wychodzą z sypialni. No, ale czasem trzeba jeść. :DD
    Długi i satysfakcjonujący rozdział i nareszcie coś się pomiędzy Oskarem i Luisem dzieje.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przykro mi i tak jesteś wredna xP
    No jak mogłaś zakończyć w TAKIM momencie?
    Ale od początku.
    Przemyślenia w łóżku Luisa genialne! Cieszę, że Oskara zaczął z nim rozmawiać, a nie tylko poniżać.

    Wgl podobały mi się ich rozmowy ^^ Były inne niż zazwyczaj. Nie były przesiąknięte, taki jadem.
    ,,- A kto powiedział, że chcę uciec?" ten moment jest wspaniały. Oj, chciałabym zobaczyć minę Oskara *o* musiała być cudna xD

    Cassandra była mniej irytująca niż zwykle. Ta jej zazdrość o Luisa! Buahah! To było piękne <3

    Kocham Gabriela <33 Pasuje do Hektorka. Jest taki słodki no i lubi Luisa. To widać ^^
    Nawet zorientował się, iż coś iskrzy między ni, a Oskarem. Głupi Hektor niczego nie zauważył xD

    Tenn masasz, a później pocałunek był kyaaa. *rozmarzyła się*. Więcej takich proszę! Zastanawia mnie jak to dalej się potoczy. No co powiedzą po pocałunku? Oby Oskar sobie żartów nie robił. Wydaje mi się, iż starszy naprawdę czuje coś do Luisa. Nie jest mu on obojętny ^^

    Mam wrażenie, że ktoś stanie między Luisem, a Oskarem i ich relacje ulegną komplikacji... Mam pewne podejrzenie, co do osobnika ale zachowam je dla siebie ;3

    Chyba więcej już nie naskrobię, bo mój komentarz wyszedł dłuższy niż planowałam.
    Mam nadzieję, iż nie jest, aż tak bardzo nieskładny i że da się go zrozumieć xP


    Pozdrawiam i życzę dużo weny (mam nadzieję iż rozdział pojawi się na miedługo ^^)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ bardzo dziękuję za tak obszerny komentarz. Dzięki takim opiniom dostaję porządnego kopa aby dalej pisać : )

      Usuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Życzę Ci wszystkiego najlepszego żeby w Nowym Roku spełniły się Twoje marzenia i pragnienia. Przywitaj Nowy Rok z uśmiechem na twarzy zostawiając wszystkie złe chwile za sobą. A zdrowie, miłość niech zawsze będą przy Tobie. :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo mi przykro ale niestety muszę zgodzić się z poprzednimi wypowiedziami. To było WREDNE :D Trzeba było właśnie pisać w nieskończoność! Czy komuś to przeszkadza? Nie?

    A tak naprawdę to zacierałam palunki.
    Bardzo podoba mi się opis rekcji Lu na Oskiego. Aż sama czuję motylki w brzuchu i ciarki na całym ciele.

    Weny w nowym roku :D

    By_Mariah

    OdpowiedzUsuń
  6. I jak ja mam być normalna po czymś takim?! XD pO PROSTU BOSKO *.* Czekam na rozdział ;PP I ... i trzymajcie mnie żebym nie zwariowała.

    OdpowiedzUsuń
  7. Witam,
    cudowny rozdział, uśmiechałam się przy scenie, kiedy Luis uświadomił sobie, ze dziewczyny w skąpym bikini go nie interesują, och jaki zazdrosny Oscar z tą jemiołą, jeszcze słowa Luisa jak ten go trzyma „A kto powiedział, ze chcę uciec?,” a na koniec relaksujący masaż i Luis, który się temu poddaje...
    Weny, weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  8. Ok, to czekam cierpliwie na rozdział. :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Przepraszam, że zostawiam tutaj małą reklamę, reklamy jaką dałam u siebie, możesz to śmiało usunąć, jak coś, nie obrażę się.

    Gdyby ktoś był zainteresowany książką papierową M/M u mnie mała reklama książki od AkFy http://opowiadania-luana-slash.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. Hejeczka, hejka,
    fantastycznie, czasami wydaje mi się że i Oscar jest zazdrosny i smutny jak Luis go traktuje, akcja z tą jemiołą... gdyby to on miał być na miejscu Cassandry to właśnie nic by nie było, że to tylko w Boże Narodzenie tak się robi...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń