czwartek, 6 marca 2014

22. Miłość za rogiem

Co za wstyd, co za żenada. Po ponad miesiącu wracam z rozdziałem, który był dla mnie istną męczarnią i chyba będzie to widać. No, ale na szczęście jakoś przez to przebrnęłam i jest, jeeeest.
Co do Tylko mój mam już napisane 2/5 rozdziału, także jak zepnę poślady i wyłączę tryb nieroba, to skończę. Kiedy? Nie obiecuję. Zauważyłam, że i tak moje plany co do pisaniny nigdy nie wychodzą, także będzie kiedy będzie, ale na pewno będzie.
Uwaga na wędrujące przecinki.

Gdyby kiedykolwiek wpadło wam do głowy pytanie, kto zajmuje zaszczytne drugie miejsce osobnika płci paskudnej, który najbardziej zaszedł mi za skórę (a przy okazji może śmiało bić się z Cassandrą o miejsce na podium), to na bank nie będzie to Olivia.

Solenizantka była jedną z normalniejszych dziewczyn, które poznałem. Podobnie jak reszta dziewuch, Olivia uwielbiała mazidła, nowe szmatki i plotki na temat celebrytów. Co więcej, zawsze dała ściągnąć na teście, spisać pracę domową i czasem, gdy w jej głowie roiła się nienormalna myśl, że jest za gruba, oddawała drugie śniadanie. Można było z nią pogadać w sumie o wszystkim, a – co najważniejsze – nie zerkała ukradkiem na swoje koleżanki w szatni, gdy się przebierały po wuefie.

Odkąd Alice tak mnie wyrolowała, byłem dość uprzedzony do dziewczyn. A cholera wie, czy jakaś nie wyskoczy z tekstem, że woli dojne krowy niż jurne byczki? Nie, żeby mi się jakaś obecnie specjalnie podobała. A ten, o którym nie chcę myśleć, dalej się nie odzywał, to i ja olałem sprawę. O mnie trzeba zabiegać, a nie odwrotnie, a co.

A wracając do solenizantki, to przez tę cholerę nie czułem policzków. Na serio. Nie wiem co alkohol robi z dzierlatkami, że zrzucają swoje wianki (i nie tylko wianki) i pozwalają robić ze sobą cuda nie widy, a ich śmiałość może je zaprowadzić aż do dzielnicy czerwonych latarni.  

Z uśmiechem przyglądałem się, jak Adam bajeruje jedną z koleżanek Olivii. Nie brzydka, choć za dużo miała na górze, a za mało na dole. Uch, co ten dupek ze mną zrobił, że względem dziewczyn jestem cholernie wybredny, a na facetach co rusz zawieszam wzrok? Na przykład taki Sam. Na zajęciach siedzi zawsze trzy ławki przede mną, to mam dobrą miejscówkę, aby przyjrzeć się jego plecom (ładnym plecom, trzeba dodać) i jakoś nie było nigdy okazji, aby przypatrzyć się temu, co ma z przodu.

A przód też miał niczego sobie. Niestety nie urodziłem się chojrakiem i nie zacznę uderzać do gościa tylko dlatego, że z twarzy jest nawet nawet, a wolny czas najprawdopodobniej spędza na wyciskaniu siódmych potów na siłowni. Życia bym nie miał, jakby ktoś dowiedział się, że moim ulubionym smakołykiem jest rurka z kremem. I to nie byle jaka rurka.

- Co tak zamulasz? – Adam szturchnął mnie w ramię.

Spojrzałem na niego z ukosa.

- Jak twoje romanse, Romeo?

- Julia mnie wystawiła – odparł z udawanym smutkiem zagapiając się na grupkę dziewczyn, które nas minęły. Minęły i nawet na nas nie zerknęły. Chciało mi się śmiać widząc zbiedzoną minę Adama, ale zaraz doszło do mnie, że jadę na tym samym wózku.

- Oj słaby z ciebie kochanek w takim razie – rzekłem, a zaraz zasłoniłem usta kubkiem z piwem, bo nie mogłem się powstrzymać, aby się nie uśmiechnąć. Boże, żebyście wiedzieli, jaką Adam ma śmieszną minę, gdy się denerwuje.

- Z ciebie nie lepszy, skoro dzierżysz ten sam los co ja, Piętaszku.

- Ho, ho! – zaśmiałem się. – W takim razie, mój ty Crusoe, czas na wyprawę i poszukiwanie nieodkrytych lądów! A masz w czym wybierać! – wskazałem na znajomych i tych mi zupełnie obcych, którzy to siedzieli na kanapach, to stali przy barku, to się kłócili, to się śmiali, to robili jeszcze inne rzeczy włącznie z wymianą płynów ustrojowych.

Adam skrzywił się, ale zaraz przestał przypominać gremlina, gdy wypatrzył swój następny cel. Kolejny dziś, niestety, który również jak poprzednie może posłać go w diabły.

- Powodzenia, towarzyszu – poklepałem go po plecach chcąc dodać otuchy, na co ten puknął się palcem w czoło i poszedł do Agnes.

Ja w takim wypadku podszedłem do barku i nalałem sobie piwa, czując w bebechach, że jeszcze parę takich kubków a będę widzieć świat podwójnie.

- Coś chyba nie za dobrze się bawisz, hm? – usłyszałem.

Obok mnie stanęła starsza siostra solenizantki. Miała na imię Andrea czy Aletia. Cholera wie. Może Audelia? Jedno licho. I tak nie jest mi ta wiedza potrzebna do szczęścia.

- Nie wiem o czym mówisz. Jest rewelacyjnie – odpowiedziałem odwracając się do blondynki w okularach zasłaniających jej prawie całą twarz.

Zastanawialiśmy się z Adamem czy ona ma naprawdę tak słaby wzrok, czy chce tymi denkami zmylić innych wysyłając sygnały, jaka jest z niej mózgownica.

Nie była brzydka. Do mojej sarenki jej jednak daleko. Ba, nawet nie ma co porównywać. Niebo a ziemia. Ale szpetna też nie była. Ot normalna laska.

- Mhm, właśnie widzę. Przyszedłeś tu z kolegą tylko na darmowe jedzenie i picie?

- No co ty gadasz! – oburzyłem się. – Prezent nawet kupiliśmy! I to nie byle jaki! Pół dnia straciliśmy na wybieranie, także ten oto napitek – podniosłem kubek z piwem – uznaję jako rekompensatę za siedzenie tyle czasu w cholernej drogerii.

Dziewczyna zaśmiała się. Miała nawet ładny uśmiech. Oskarowi podobnie robiły się dołeczki, gdy…

A niech to.

- Hola, hola! – Starsza Olivii złapała za me ramię, gdy za jednym razem wypiłem prawie cały kubek piwa. Jak szaleć to szaleć!

Kaszlnąłem, gdy końcówka nie wpadła tam gdzie powinna. Boże, ile ja mam lat? Pięć? Co za wstyd, co za siara, żeby zakrztusić się alkoholem!

- A jednak gówniarze nie powinni tyle pić – usłyszałem, a serce zaczęło bić jak oszalałe. Jak to jest, że człowiek stara się ze wszystkich sił zapomnieć o danej osobie, a każda nawet najmniejsza rzecz mu o niej przypomina? Co ja takiego zrobiłem, że świat zamiast mi pomóc wymazać tę cholerę z pamięci, to stawia kłody pod nogami? Gdzie tu sprawiedliwość?

Zostawiłem dziewczynę nawet się nie odwracając i poszedłem do wyjścia.

Musiałem trochę odetchnąć, ochłonąć, zażyć świeżego powietrza, choć było coraz zimniej i nie trudno o armię smarków w nosie. Ale co tam, zaraz wolne, będzie można się pobyczyć (chyba, że znowu matka zaciągnie mnie do sklepu, abym jej pomógł w wyborze indyka. Jakby sama nie mogła!). Dopóki Hektor nie nawiedzi swojego rodzimego domu, będzie spokój.

Wiele razy zastanawiałem się co takiego zrobiłem, że tak to się wszystko skończyło. No okej, wiem. Nie przyjąłem z otwartymi ramionami jego dzieciaka. I takie są tego konsekwencje? Zero kontaktu? Jakiegokolwiek znaku? Nic?

Idiota, no normalnie idiota. Jego strata.

A może to ja jestem idiotą?

- Pieprzenie – burknąłem i wróciłem do mieszkania. W końcu piwo samo się nie wypije.

* * *

- Myślisz, że zadzwoni? – spytał Adam gapiąc się na telefon.

- Nie zadzwoni – odpowiedziałem automatycznie.

- Skąd wiesz?

- Oni nigdy nie dzwonią – westchnąłem starając się walczyć z niechcianymi myślami, dzięki którym co rusz zaliczałem wycieczkę do toalety.

Naciągnąłem czapkę bardziej na głowę czując, jak chłód coraz bardziej daje o sobie znać.
Adam burknął coś pod nosem, ale już nie zadawał pytań, czy Claudia się odezwie czy nie. Cud, że wymienili się numerami. Choć i tak wątpię, że dziewczyna dała mu swój prawdziwy. Ja bym nie dał. Nie Adamowi, który z desperacji podrywa wszystko co się da. Ha, dziś nawet o mały włos a nie dostałby w zęby, gdy rzucił jeden ze swoich dennych tekstów, na które sądzi, że panny polecą, osobie, która z tyłu wyglądała jak laska (w końcu długie włosy mogą mylić), a z przodu okazało się, że ma wszystko tam, gdzie mieć nie powinna. Koniec końców Adam unikał do końca imprezy Brada, który za każdym razem posyłał mu spojrzenie mówiące jedno – niech lepiej się do niego nie zbliża, bo wizyta w erce gwarantowana.

I Adam się nie zbliżał. Nie był na tyle głupi.

- Baby są paskudne. Narobią nadziei, narobią, a potem figa z makiem – rzekł Terry idąc za nami.

- Ano racja – westchnąłem nie mogąc o dziwo iść prosto.

Co ta droga taka nierówna i wyboista, że mnie na boki ciągnie?

Spojrzałem na kumpli. No, nie jestem sam. Adam, Terry i George też mieli trudności z prostym chodzeniem i co rusz wchodzili a ulicę. Dzięki Bogu, że o tej porze nie jeździły samochody.

Niespodziewanie George, który mi i Adamowi deptał po piętach, uwiesił się nam na ramionach przez co…

- O kurw…!

… wylądowaliśmy jak ostatnie chlory (ciii. Co z tego, że nimi byliśmy) na chodniku.

Nie wiedziałem co bardziej mnie bolało – kręgosłup przez ciężar ciała George’a (bo piórkiem to on nie był) czy potłuczone kolana. Przez moment nie potrafiłem się poruszyć leżąc jak idiota na ziemi, podczas gdy Adam zaczął wrzeszczeć na Johnsona, że jest zagrożeniem dla społeczeństwa i aby następnym razem puknął się w ten pusty łeb zanim pomyśli o czymś tak idiotycznym jak uwieszaniu się na pijanych kolegach, którzy męsko stawiali czoło grawitacji i od dłuższego czasu starali się nie skończyć tak, jak dzięki Johnsonowi skończyliśmy. Ha, tak się rozgadał, że nawet nie zauważył, że ja dalej tuliłem policzek do chodnika. O Boże, sparaliżowało mnie! Jestem kaleką! Koniec ze mną!

Czas umierać, chłopie. Nie dość, że twoje wewnętrzne ja jest w opłakanym stanie (nawet nie wspominajcie przez kogo), to jeszcze z zewnątrz masz się prezentować jak sto nieszczęść.

- Ej, stary, wszystko okej? – spytał Terry, który jako jedyny nie ucierpiał.

Aż chciałem wykrzyczeć mu w twarz, że co z niego za idiota. W końcu to nie plaża, że człowiek tylko by się wylegiwał na piasku! Za to było twardo, zimno, a wokół mnie nie było żadnego fajnego samca w kąpielówkach, na którego widok bym się ślinił niczym tłuścioch na widok pączków.

Jedyne co powiedziałem, to:

- Zatłukę. Zamorduję. Ukatrupię. Zemszczę się na was, tumany. Oj nie znacie dnia ani godziny. Rozprawię się z wami tak, że nic po was nie zostanie, a dzieci będą straszone historiami o krwawej zemście, która rozpoczęła się o właśnie tu.

- E, wszystko z nim w porządku – stwierdził Adam kucając obok. – Ale może już być wstał, co? Nie wiem jak tobie, ale nam się śpieszy do domu. Starzy, jacy by nie byli, przyszykują mi jesień średniowiecza, jak nie wrócę do północy. – Szturchnął mnie palcem. Zaraz mu go odgryzę.

Oczywiście jak uda mi się poruszyć.

- A od kiedy trzęsiesz portkami i robisz w gacie na samą myśl o wściekłych starych? Cholera, nie poznaję cię! – warknąłem powoli się podnosząc.

- Odezwał się – prychnął Adam.

- Louis, dasz radę wstać? – spytał George, któremu najwidoczniej włączyły się odpowiednie trybiki w głowie. No nareszcie!

Matko kochana, dzięki Bogu, że nikogo oprócz nas tu nie było. Spaliłbym się ze wstydu!

I tak wspólnymi siłami George wraz z Terrym unieśli mnie do pionu, podczas gdy Adam (który miał gdzieś mi pomóc. Ot kolega!) stanął parę kroków od nas i do kogoś dzwonił. Może chciał wezwać karetkę? Po co! Toż prosto stoję, choć oddałbym duszę za tabletki przeciwbólowe.

A może taryfa? Ho, ho. Taki z ciebie bogacz? To mi pożycz!

- Zadzwoniłem do brata. Nie mam zamiaru z wami wracać. Życie mi jeszcze miłe.

Kiedyś go normalnie zatłukę.

* * *

Gdy w nocy leżę sobie w łóżku i cholerny sen nie chce przyjść, zaczynam zachowywać się jak baba, czyli myśleć o głupotach. I zaczynam gdybać – co by było, gdyby Oskar nie miał syna, gdybym tak nie unikał spotkania z tym gówniarzem, gdyby moi rodzice szaleli tak za mną jak za Hektorem, gdybym był hetero. Czy byłoby prościej? Możliwe. Ale czy fajniej – niekoniecznie.  

Ten rok przyniósł wiele zmian. Najpierw wkroczyłem na niezbadane lądy (ahoj tęczowy świecie!), aby następnie zostać z nich brutalnie wykopanym (złamane serce po raz pierwszy – zaliczone) i zostało mi lizanie ran przy wsparciu przyjaciół (a raczej starszym bracie przyjaciela).

Jasne było, że Andrew na mnie leci. Nie przyssałby się do mnie niczym jak pijawka na wakacjach, ani później, w samochodzie. I nasuwają się pytania:

Czy ja również mam na niego chrapkę?

Cholera wie.

Czy jestem gotowy na kolejny związek?

A czy kiedykolwiek byłem?

I teraz, ten gamoń jeden, ta łajza i menda sprawiła, że siedzę jak kołek na tylnim siedzeniu piekielnie skrępowany, podczas gdy on chrapie sobie w najlepsze obok mnie zamiast zagadywać brata. A brat, którego unikałem jak mogłem, nie włączył radia i co rusz zerkał na mnie przez lusterko.

Uch, niedobrze mi.

- Z tego, co widzę, nieźle się bawiliście na tych urodzinach – zaczął Andrew.

Odpowiedzieć czy udawać, że się nie słyszało? A niech to. Mogłem przyłączyć się do Adama i udawać, że śpię. Ale nie. Nie wpadłem na ten fenomenalny (i jakże dojrzały) pomysł i teraz nie wiedziałem co zrobić. Zachować się jak ostatni burak, czy nie?

- Było okej.

Zamknij się! Zamknij się! Co paszczę otwierasz! Teraz Andrew będzie cię zagadywał, gałganie! I co z tym zrobisz?

- Okej? Po waszym stanie sądzę, że było lepiej niż okej.

A jednak się rozgadał.

- Było okej.

- No w porządku.

I koniec. Rewelacyjny ze mnie rozmówca, nie ma co. Nic, tylko prowadzić dyskusje.

Ale było tak jak chciałem. Andrew już nie zagadywał, ja tym bardziej. Szkoda, że mnie jako ostatniego odwoził. Że też musiałem najdalej mieszkać…

Jechaliśmy w ciszy aż do momentu, gdy Andrew nie zatrzymał się pod moim domem. No nareszcie.

- Jesteśmy na miejscu – powiedział i, ku mojemu niezadowoleniu, odwrócił się do tyłu.
No i czego?

- Widzę. Dzięki – odpowiedziałem.

Otworzyłem drzwi z zaskoczeniem widząc, że i Andrew otwiera swoje. Nie zareagowałem na to i wolno (w końcu miałem bliskie starcie z chodnikiem i jeszcze gdzieniegdzie mnie bolało) szedłem do domu, aż nagle zostałem złapany pod ramię. Jak jakąś cholerną gąskę, która nie da rady iść na mega wysokich szpilkach.

- Co robisz? – spytałem zaskoczony.

Andrew przycisnął mnie mocniej do swojego ciała. Cholernie twardego i pachnącego ciała, trzeba dodać. O Boże. Czyżbym był tak zdesperowany, że lecę na brata najlepszego kumpla? Naprawdę Louis? Naprawdę?

A co mi tam. Raz się żyje. Oskar mnie olał? Olał. I tyle w temacie.

- A nie widać? Ledwo co na nogach dajesz radę ustać…

Ale kłamie. Bardzo dobrze sobie radzę! Fakt. Powoli mi to idzie, ale niech nie robi ze mnie kaleki!

-… to pomogę ci dojść do łóżka.

Cholera, uśmiechnąłem się.

- Na wiele nie licz – powiedziałem, opierając się o niego.

Louis, ty zdziro.

Andrew odczytał to tak jak miał odczytać. I zamiast pod ramię, złapał mnie za biodra.
Czy to alkohol, lot na ziemię, czy bliskość drugiego ciała sprawiło, że miałem miękkie kolana?

Andrew nie odpowiedział. No, nie słownie. Zrobił za to coś, przez co ciężko westchnąłem. Pocałował mnie na szyi, aby zaraz złapać ustami płatek ucha i lekko zassać.

Dreszcze przebiegły mi po całym ciele, co potęgowała jeszcze bliskość drugiego ciała, dotyk dużej dłoni na biodrach, czy ciepły oddech na szyi.

Nie wiem jak znalazłem klucze w kieszeni ani to, jak doszliśmy do mojego pokoju. Już przy progu zaczęliśmy się całować nie zważając na to, że możemy obudzić rodziców.

Poczułem jak jestem łapany za tyłek odwdzięczając się tym samym. Pozwoliłem prowadzić się do łóżka i być na nie rzuconym.

Andrew stanął nade mną i nie spuszczając ze mnie wzroku powoli ściągał koszulkę. Jak na mój gust, to zbyt powoli.

Podniosłem się. Nie byłem nigdy cierpliwy, dlatego teraz, natychmiast, już, musiałem dotknąć jego klatki, przylgnąć do niej, poczuć pod palcami dotyk skóry. Zresztą, sam też chciałem być dotykanym. O matko, ależ się za tym stęskniłem. Byłem wyposzczony jak mnich w klasztorze! A, że zapowiadało się coś poważniejszego, to tym bardziej mnie to jarało.

Sapnąłem czując dłonie mężczyzny pod koszulką. Jak dotyka bioder, sunie palcami wzdłuż pleców w tę i z powrotem, aby zatrzymać się dłużej na pośladkach.

- Och – jęknąłem wcale nie tak cicho, gdy Andrew pocałunkami przeszedł na szyję.

Przylgnąłem do niego ciasno poruszając wymownie biodrami czując przez materiał jeansów jak twardy był jego penis.

Padliśmy na łóżko nie przestając się całować. Łapałem go za wszystko co było w zasięgu mych niecierpliwych dłoni. Zarzuciłem nogi na jego biodra ocierając się swoim cholernie twardym członkiem o jego własny. Sapałem jak zepsuta lokomotywa starając się złapać oddech. Nie potrafiłem się skupić na niczym innym niż na ustach mężczyzny zasysających się na mojej szyi, czy na rękach, które rozpinały pośpiesznie moje spodnie.

Andrew pocałunkami przeszedł niżej. Odgarnął mą koszulkę do góry i zassał się na sutku.

O cholera, kurwa mać!

Wygiąłem się w łuk łapiąc go za włosy. Syknął, ale nie odtrącił mych rąk. O nie. Jeszcze bardziej przyssał się do brodawki zsuwając mi z bioder jeansy wraz z bokserkami. Pocałunkami zszedł niżej.

Wiedziałem co zaraz nastąpi. I, o Boże, jak bardzo tego teraz pragnąłem.

Jęknąłem, gdy poczułem, jak penis jest otaczany przez gorącą mokrość, jak główka dotyka podniebienia, jak usta zamykają się na trzonie, jak język pieści gładką skórę.

- O tak – sapnąłem, a głowa Andrew poruszała się to w górę to w dół. Zaraz dojdę! Jeszcze trochę, jeszcze moment tej słodkiej tortury, a będę szczytował!

Patrzyłem jak penis co rusz pojawiał się, to znikał w ustach Andrew. Widok jak jasna cholera stymulujący.

Czując, że sekundy dzielą mnie od osiągnięcia celu, złapałem więc głowę mężczyzny i przycisnąłem, choć i tak nie było to potrzebne. Przyjął wszystko w całości nie pozwalając, aby żadna kropla się wydostała.

Zasłoniłem twarz dłońmi rozkoszując się. O tak. Nie umywa się to do ręcznej roboty.

Uśmiechnąłem się, gdy poczułem czułe pocałunki na ustach. Andrew był okropnie delikatny, co mnie strasznie rozczulało.

Objąłem go w pasie oddając pieszczotę czując, jak gorący i twardy penis napiera na me udo. Sięgnąłem do niego i nie spuszczając z mężczyzny wzroku, zacząłem poruszać szybko ręką.

Penis w dłoni był przyjemnie gładki i ręka samoistnie poruszała się po jego długości zahaczając co rusz o mokrą główkę.

- Szybciej – stęknął opierając się łokciami po obu stronach mej głowy i nie spuszczając ze mnie wzroku.

Wolną ręką dotykałem go po napiętych ramionach czując pod palcami jak się napina.

Po chwili doszedł wprost na mój brzuch. Opadł obok oddychając głęboko a na jego ustach błąkał się uśmiech. Również się uśmiechnąłem nie zważając na to, że miałem na sobie jego nasienie ani to, że je właśnie rozcierał dłonią.

I gapiliśmy się na siebie jak jacyś nienormalni. A, że nie potrafię wczuć się w sytuację, to muszę ją, najprościej mówiąc, zakłócić.

- Zostawiliśmy Adama! – przypomniałem sobie o śpiącym w samochodzie.

Andrew przewrócił oczami i sięgnął po telefon. Moja ręka samoistnie powędrowała do kieszeni spodni, aby wyciągnąć komórkę.

- Gdyby się obudził, to wiedz, że byśmy o tym wiedzieli – zaśmiał się, a widząc, że wpatruję się w aparat, spytał: - Czekasz na telefon?

- Co? – spytałem zaskoczony.

Andrew nie spuszczał ze mnie wzroku i już się nie uśmiechał. Nie podobało mi się to.

- Ostatnio nieźle się zdenerwowałeś jak zabrałem ci komórkę.

- Teraz człowiek bez telefonu jest jak bez ręki – stwierdziłem nie rozumiejąc do czego on zmierza.

- Adam też mówił, że ostatnio ciężko było z tobą – dążył Andrew. – Że non stop sprawdzałeś, czy nie dostałeś jakiejś wiadomości.

- Przesadza.

- Naprawdę? Jak dla mnie, to coś się z tobą dzieje. Kto ma do ciebie zadzwonić?

- Nikt.

- Louis! – krzyknął.

Odwróciłem głowę nie mogąc znieść jego przyszywającego spojrzenia. Peszył mnie, drań jeden. Chciał wywlec na światło dzienne (a raczej nocne) coś, co doszczętnie chciałem ukryć. Coś, przed czym chciałem uciec, co chciałem zapomnieć.

Andrew złapał mnie za brodę i odwrócił w swoją stronę.

- Masz kogoś? – spytał ni z gruchy ni z pietruchy.

Jego poważna mina jak i ton głosu jasno mi mówiły, że nie mam co kłamać, bo i tak wyciągnie ze mnie prawdę.

- Nie. Tak. Nie wiem, naprawdę – skapitulowałem. – Nie zerwaliśmy ze sobą, ale też nie utrzymujemy ze sobą kontaktu. Znaczy, to on nie utrzymuje.

Andrew ścisnął usta, a na jego czole pojawiły się podłużne zmarszczki. Oho, czyli ta odpowiedź niezbyt mu się spodobała.

- Od jak dawna?

- Jakiś czas. Ale to nie moja wina! – upierałem się. – To on z dnia na dzień przestał dzwonić!

- Tak bez powodu? – dopytywał.

Sapnąłem. Z jednej strony chciałem mu o wszystkim powiedzieć, wygadać się komuś, zaznaczyć swoje racje i usłyszeć poparcie. Ale z drugiej, to Andrew był dla mnie praktycznie obcym człowiekiem. Nie znał mnie. Jedynie co nas łączy, to… A cholera z tym.

- Powód ma parę lat i jest Oskara latoroślą.

- O – Andrew zrobił dość głupią minę. Możliwe, że taką samą miałem, jak się dowiedziałem o smarkaczu.

- No właśnie – westchnąłem czując, że w mężczyźnie znajdę bratnią duszę. Jak on mnie nie zrozumie, to kto?

- I? – spytał nagle, co mnie trochę zbiło z tropu. – To nie koniec świata.

- Jak nie koniec! – oburzyłem się. – Ten dzieciak zniszczył mi cały koncept! Nie pisałem się na to, aby być czyjąkolwiek niańką! Nie chcę się nikim dzielić Oskarem. On jest tylko mój!

Andrew przyglądał mi się z uwagą. Zaczynałem się czuć głupio. Parę minut temu robiliśmy rzeczy dozwolone od lat osiemnastu, a ja mu gadam o innym.

- Kochasz go?

Patrzyłem się na niego kompletnie zdumiony. To otwierałem usta, to zamykałem, nie wiedząc co odpowiedzieć. Gdyby spytano się mnie o to miesiąc temu, odpowiedź byłaby szybka i pewna. A teraz?

- Proste pytanie, prosta odpowiedź – dodał nie ustępując. Co za uparty człowiek.

- No nie wiem czy taka prosta. To dość osobiste – zauważyłem.

- Sądzisz, że to, co przed chwilą robiliśmy, nie było dość osobiste?

Nie miałem na to riposty. Zatkało mnie.  

- Kocham – przyznałem się. Co ja będę ściemniać. I tak pewnie jestem u niego spalony. Prawdopodobnie już żałuje tego, co zrobiliśmy.

- I nie uważasz, że powinieneś przestać widzieć w tym chłopcu swoje zagrożenie? To, co łączy go z nim, a co z tobą, to dwie różne rzeczy.

- Pewnie – prychnąłem uśmiechając się gorzko. Co on za banialuki opowiadał.

- O matko. Nie sądziłem, że jesteś tak…

- Nienormalny? Żałosny? Dziecinny? – przerwałem mu. Miałem już serdecznie dość tej rozmowy.

- Niepewny.

- Co?

- Jesteś niepewny swojej wartości. Louis, jesteś naprawdę rewelacyjnym chłopakiem. Fakt, masz te swoje wady. Jesteś uparty jak osioł, kłótliwy a wokół siebie budujesz mur, który ciężko przejść. Ale jesteś też uczuciowy, zabawny i czuły.

No zaraz się zarumienię jak jakaś dziewica!

- Co ty gadasz – zaśmiałem się nerwowo. Nie wiedziałem do czego to zmierza. Ale już czułem, że nie będzie mi się to podobać.

- Ja tylko ci mówię jak jest. A skoro ten cały Oskar zapoznał cię ze swoim synem…

- Nie zrobił tego – znów mu przerwałem. – Nie pozwoliłem mu. Aranżował spotkania, a ja się na nie nie stawiałem.

Andrew westchnął i poczochrał po włosach. Poczułem się jak gnojek, którym psychicznie najwidoczniej jeszcze byłem.

- I co się dziwisz, że się wycofał? Syn jest częścią niego. Logiczne, że skoro ty nie wyraziłeś chęci na poznanie go, to cię zostawił.

- Widzisz? Wybrał jego!

- Louis – sapnął Andrew, któremu najwidoczniej zacząłem działać na nerwy. Mnie to by już dawno szlag trafił.

- Ale mógł ze mną chociaż o tym porozmawiać!

- A nie rozmawiał?

- Rozmawiał – odparłem robiąc nieszczęśliwą minę. Czyli to była jednak moja wina? To przeze mnie oddaliliśmy się od siebie? Przez swój upór i zazdrość zostałem odrzucony?

- No widzisz – rzekł Andrew. - Sądzisz, że jeszcze się kiedykolwiek spotkacie? – spytał po dłuższej chwili ciszy.

- To dobry kolega mojego brata, także pewnie kiedyś tak – odpowiedziałem po chwili zastanowienia.

Andrew ścisnął usta w wąską linię i nic więcej nie powiedział. Zresztą, wszystko już zostało powiedziane.

Pamiętacie jak mówiłem o nieprzespanych nocach, w których leżałem plackiem na łóżku i gapiłem się bezczynnie w sufit? Myślałem wtedy o wielu rzeczach. Teraz, niestety, szykuje się powtórka z rozrywki.

10 komentarzy:

  1. Co ja powiem co ja powiem...
    Bardzo cieszę się, iż wstawiłaś Miłość za rogiem <33 Aczkolwiek mam jedno, no dobra dwa zastrzeżenia. Pierwsze to: ZNOWU NIE BYŁO OSKARA! Jak to tak ;___; Brakuje mi go. No może troszkę mniej niż Louis ale i tak :< Następne moje zastrzeżenie to ta scena z Andrew. Nie no wyszła fajnie, aczkolwiek... Andrew jako brat przyjaciela jest spoko, ale jako kochanek już nie :<
    Chociaż pod koniec zrobiło mi się go żal. Ta nadzieja, że się Oskar z Louisem już nie spotkają. Ja jednakże mam nadzieję, że to zrobią niebawem :<

    Hmm cóż mogę dodać? Czekam na kolejny rozdział (nie ukrywam, że wolałabym aby następna notka znowu dotyczyła Miłość za Rogiem, jednakże z Tylko mój również będę się cieszyła)


    Pozdrawiam i życzę dużo weny ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Waa! Myslałam , że Oscar się pojawi ale że Andrew odstawi taką gadkę? Nie spodziewalam się! :D Czekam na Miłość za rogiem znów i szybko dawaj! :D
    Życzę Weny!<3
    Hana

    OdpowiedzUsuń
  3. Taaak! Taaak! Nowy rozdział! I to jaki wspaniały. :) Louis zaczyna sobie wreszcie w głowie układać. Bardzo się cieszę i mam nadzieję, że sprawy dobrze się potoczą. Kocham Cię <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj, witaj,
    jejciu, jejciu, jak czytałam, to tyle miałam do powiedzenia, a teraz pustka... zupełna pustaka...
    chyba nie musze mówić, że rozdział mi się podobał? bo bardzo mi się podobał, boska na scena pomiędzy Luisem a Andrew... przemówił mu trochę... rozmowa wiele daje...
    ach gdzieś tam na początku mojej kariery w czytaniu tutejszych opowiadań, przewinęło mi się przed oczami, że poprawisz opowiadania, w tej chwili wiele bym dała aby wiedzieć co dalej, jak to dalej się w tamtej wersji potoczyła, no i w zasadzie jak wyglądała...
    kurczę, wiem, ze całość jest widziana oczami Luisa, ale tak bardzo bym chciała zobaczyć co w tej chcieli myśli druga strona, chodzi mi o cos takiego na przykład rozdział oczami Hectora, i rozmowa z Oscarem...
    życzę Tobie multum weny i czekam z niecierpliwością na następny rozdział..
    Pozdrawiam serdecznie i cieplutko Basia

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedy rozdział - bo można umrzeć niż doczekać się Tylko mój. Nie zauważyłaś autorko, że czytelnicy powoli się wykruszają - bo ile można czekać....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obecnie pisanie na bloga jest ostatnia rzeczą na którą mam czas. I chęci, niestety. Piszę od paru dobrych lat (chyba 6) i czuję już po sobie ze mi się już nie chce. Czytelnicy się wyruszają? Trudno. Ja również nie czytam już opowiadań na blogach.
      Twój komentarz jest dla mnie kopem w tyłek i cieszę się ze napisałaś :).

      Usuń
  6. Miałam wejść tylko na chwilę i przepadłam. Czekam na ciąg dalszy...

    OdpowiedzUsuń
  7. Właśnie przeczytałam dostępną całość twojego opowiadania jednym tchem! Stwierdzam więc, że czas na komentarz :D A więc bardzo podoba mi się lekkość i dowcip twojego stylu, zakochałam się w nim. Postacie dobrze wykreowane, żadnego zarzutu. Wszystko takie prawdziwe, doprawione humorem, żadna lipna telenowela. Słowem - pyszota :)
    I tak czytam sobie inne komentarze i dowiedziałam się, że miałaś blog na onecie a tam opowiadanie połączone z tym, a mam to nieszczęście, że trafiłam tu dopiero teraz dzięki Luanie ;) Jest może jakaś możliwość żebym mogła je sobie przeczytać?
    Sugar

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale jesteś absolutnie pewna, że tego chcesz? :) Nie bez powodu usunęłam blog na onecie. Tamtejsze opowiadania były tragiczne i dlatego, aby móc spać spokojnie, je przerabiam. Jeżeli jednak jesteś na tyle pewna, że Twoja psychika na tym nie ucierpi, to podaj maila. Wyślę od razu Louisa i Oscara.

      Usuń
  8. Jestem całkowicie, absolutnie na 100% pewna, ponieważ czytając twoje obecne "płody" będę świadoma każdej poprawy i będę mogła cię dodatkowo chwalić, ot co ;P Także poproszę co tam chowasz w zanadrzu :D Mój mail proszę cię : kellri@wp.pl
    Czekam niecierpliwie i dziękuję :*
    Sugar.

    OdpowiedzUsuń