Lucas
Opowiem wam o pewnym
wydarzeniu do którego do tej pory nie wiem jak do końca doszło. Ale jakbym
wiedział, zrobiłbym wszystko, aby temu zapobiec. Jednak stało się, a ja nie
potrafię o tym zapomnieć. Trauma na całe życie (dopóki nie spotka mnie nic bardziej
szokującego)! I powiedzcie mi, jak mam niby spokojnie spojrzeć im po czymś
takim w oczy? Macie jakiś pomysł? Bo ja nie.
Bo wiecie, jak wchodzi się
do czyjegoś domu bez ostrzeżenia i staje się świadkiem czegoś takiego to aż...
Kojarzycie pewnych facetów,
ściślej Hektora i Gabriela? Tak? No ja myślę. Od jakichś piętnastu lat są moimi
wujkami. Dość zwariowanymi, muszę przyznać. I – na szczęście – nie za często
jest mi dane się z nimi widzieć.
Podczas, gdy wujek Gabriel
należy do tych normalniejszych, to Hektor jest najbardziej popaprany ze
wszystkich popaprańców. Nie dziwię się, że Louis za każdym razem na sam dźwięk
imienia brata zaczyna głośniej oddychać i się denerwować, przez co wraz z ojcem
przezywamy go naszym Darth Vaderem.
A wszystko zaczęło się od pewnego
dnia, gdy musiałem stawić czoła krwiożerczym bestiom chcącym zwabić mnie do
swoich pieczar i oddać w łapska swym równie obrzydliwym i przerażającym
dzieciom. W wolnym tłumaczeniu - babcia zorganizowała małe spotkanie wraz ze
swymi równie starymi koleżankami. Ha, wiadomo czego chciały! Toż te wiekowe
bździągwy nie myślały o niczym innym niż o planowaniu ożenku swoim latoroślom.
Pytanie nasuwa się jedno –
w jakich czasach ja żyję, że w swatanie jeszcze nie wyszło z mody?
Na szczęście z opresji
wyratował mnie nikt inny jak ojciec. Niczym rycerz yedi wyciągnął mnie spośród
obślizgłych, kobiecych macek i zaprowadził do bezpiecznego miejsca samemu przy
tym zwinnie uciekając. Posłał za to swojego partnera, który – z tego, co mówił
– sam często był przez babcię wystawiany jako obiekt na sprzedaż (często przy
tym wspominał o ciotce Cassandrze).
Przyglądałem się z daleka jak
bronił mnie przed kobietami, walcząc o me dziewictwo psychiczne (a także
fizyczne) jak lew. Ha, zadzierać z Louisem to bardzo nierozsądne posunięcie!
Zaraz potem babcia rzuciła
się do niego z przeprosinami widząc swój błąd (a raczej chcąc oszczędzić sobie
siary przed koleżankami). Mojej skromnej osoby, na szczęście, nie dosięgła,
gdyż i tym razem pojawił się mój niezastąpiony ojciec. Zasłonił mnie swoim
ciałem i wcisnął w rękę jakąś kanapkę z toną kilokalorii odsyłając do kuchni.
Nie to, że liczę. Ale jak raz zajrzy się w tabelę, to pamięta się do końca
życia.
Kazał mi nie wychylać
dzioba zza drzwi i poczekać, aż starsi porozmawiają, pokrzyczą, wyżalą się, by
móc wreszcie pojechać do domu. Wróć, do domu jeszcze nie. Musieliśmy jeszcze
zajechać do wujostwa.
Skupiając się bardziej na
konfrontacji babcia kontra ojciec i ojciec nie zauważyłam, jak majonez wyślizguje
się z sera a szynka ucieka drugim końcem. Byłem tak zaoferowany tym, co się
działo w salonie, że nie poczułem, jak kaloryczna bomba śmierci opada na
spodnie, które zakładałem parę razy do roku na okazje, gdzie trzeba poluźnić
pasek (święta, wesela i od niedawna pogrzeby). I dalej żyłbym sobie w tej
niewiedzy, gdyby nie ucisk niebezpiecznie blisko mojego krocza.
O mały włos, a bym się nie
udławił kanapką, gdy przede mną stanęła rudowłosa dziewczyna, starająca się
chusteczką wytrzeć plamę. Miło z jej strony, że się tym zajęła, ale były dwa
powody, dla których powinienem kopnąć Angie – bo ta się dziewucha nazywała – w
tyłek. Po pierwsze, nie mam nic do rudych włosów. Niektórzy mają słabość do
piegusów. Ale w tym wypadku Angie była wnuczką którejś z harpii, którą babcia
kazała mi całować w pomarszczony policzek, przez co na żadne bliższe kontakty z
nią nie było mowy. Drugi powód, który moim zdaniem jest bardziej kluczowy, to
to, że żadna panna nie ma u mnie szans. Czy to blondynka, brunetka, gruba czy
chuda, z zezem czy bez. Może być to miss uniwersum, a ja i tak bardziej
zainteresuje się jej facetem niż nią samą, bo należę do tęczowej drużyny. Wiwat
fujary!
Angie uśmiechała się
lekko, zakładała za ucho rude loki, które i tak zaraz jej stamtąd wypadały.
Machała tymi swoimi wytuszowanymi rzęsami zerkając to na mnie, to na plamę,
którą mogłaby zostawić wreszcie w spokoju.
I tak też jej powiedziałem,
za co zostałem wyzwany (delikatnie ujmując) od buraków. A, że ja nie dam żadnej
lafiryndzie sobą poniewierać, to odpowiedziałem jej, że powinna zostać
lesbijką, bo mając taką urodę, to żadnej zdrowo myślący facet się nią nie
zainteresuje. Ba, nawet nie spojrzy!
Policzek bolał, nie
powiem, że nie. Dostało mi się jeszcze pewnie paznokciami. A, że do damskich
bokserów to ja nie należę, to ani nie oddałem, ani nie pociągnąłem za włosy,
ani nie zrobiłem nic, co mogłoby sprawić ból flądrze. Za to gapiłem się w
podłogę z nadzieją, że ziemia się zaraz rozstąpi a diabeł wchłonie stojące
przede mną straszydło do swojej pieczary. W końcu od zawsze było wiadome, że
szatan lubi rude (ładnie eksponują się wśród płomieni).
Niestety nie było żadnego
rozsunięcia gruntu, żadnej smoły, trzęsienia ziemi czy choćby opętańczych
chichotów wprost z gorących otchłani. Realny świat to nie Supernatural, gdzie
do drzwi mogą zapukać przystojni bracia podając się za agentów FBI.
Ale wracajmy do głównego
tematu, czyli Hektora i Gabriela.
Poprosiłem ojca, abyśmy wracając
zajechali do ich domu. Ha! Miałem nawet swoje własne klucze! Przebywałem u nich
tak często, że mogę być uznawany za domownika. Dobra, może inaczej - jestem
leniwy buc, mam do nich bliżej niż do siebie, więc po szkole szedłem tam. Po
obfitym obiadku wiozą mnie do domu, co jest o wiele wygodniejsze, niż gdybym
miał wracać sam. Bez przepychania się w metrze. Bez słuchania marudzenia ludzi.
Bez pospiechu. Tylko ja, wuj i włączona klimatyzacja. No, obecnie to
ogrzewanie, bo wieje ostatnio z każdej strony. Uroki zimy.
Otworzyłem cicho drzwi.
Mówili, że nie będzie ich dziś w domu, bo mają dużo roboty. Ale wiadome było,
że nie chcą zobaczyć się z matką vel teściową,
gdyż zawsze kończy się to tymczasowym kalectwem umysłowym.
Od razu po przekroczeniu
progu skierowałem się w stronę schodów do pokoju, który z góry kiedyś uznałem,
że jest mój.
Podskakiwałem po dwa
schodki, aby jak najszybciej być na piętrze. Gdy wziąłem podręczniki z pokoju
schodząc zauważyłem światło wydobywające się z kuchni. Podbiegłem do niej i aż
zatrzymałem się zdziwiony przy futrynie. Wujostwo już było.
Siedzieli na przeciwko
siebie jedząc późną kolację. Hektor, popijając czerwone wino, patrzył
rozbawiony na Gabrysia (który nienawidził być tak nazywanym), który dłubał
widelcem w sałatce. Albo ziemniakach. Cholera wie. Daleko było.
- Następnym razem, jak
będziesz chciał wymigać się z obiadu u twojej matki, to mnie wcześniej uprzedź
– powiedział Gabriel.
- Nie pasuje ci moja
kuchnia? – spytał Hektor.
- Zapomniałem, że gustujesz
w mrożonkach. Zastanawiam się jak dałeś radę żyć przed tym, jak się
spotkaliśmy. To musiała być naprawdę smutna egzystencja.
- Nawet sobie nie
wyobrażasz. Z każdej strony hamburgery, pizza, kurczak, dziewczyny przynosiły
ciastka z zajęć kulinarnych. Jakim cudem miałem książkowy cholesterol?
- Jesteś anomalią, a takie
trzeba tępić.
- Oj – zaśmiał się Hektor,
a me wnętrzności aż zabulgotały. Doskonale znałem też śmiech. Zapowiadał tylko
jedno. – Nie tęskniłbyś za mną?
- Ani trochę – upierał się
drugi mężczyzna dopijając do końca wino, które miał w kieliszku.
- A mi się wydaje, że tak
– powiedział wujek i wstał.
Nie spuszczali z siebie
wzroku, mierzyli się tylko spojrzeniami. Atmosfera zrobiła się na tyle ciężka,
że powinienem uciekać stamtąd jak najszybciej nie oglądając się wstecz. Ale, że
jestem w takiej a nie innej rodzinie, to odłożyłem książki na najbliżej stojącą
półkę i niczym podglądacz obserwowałem ich w (mam nadzieję, bo inaczej siara na
całego) ukryciu.
Ciężko było oderwać od
nich wzrok. Tym bardziej, że Hektor (znany z tego, że cierpliwości to on w
ogóle nie posiadał) objął od tyłu Gabriela i coś mu szeptał do ucha. Musiało
być to coś zdrożnego, bo jeszcze nigdy nie widziałem tak zawstydzonego
Gabrysia. Tym bardziej, że to on pierwszy się rzucił z ustami na Hektora (a
zawsze zgrywał taką cnotkę niewydymkę. Aj, to pozerstwo).
Hektor cały zadowolony nachylił
się nad drugim mężczyzną nieznośnie powoli rozpinając mu guziki granatowej
koszuli. Jak na mój gust, zbyt powoli. Czemu się powstrzymujesz, zboczeńcu
jeden! Kiedyś to wystarczyło was samych zostawić, a nie minęła nawet chwila, a
ty już się dobierałeś do biednego wujka, który moim zdaniem słabo się temu opierał.
I tym razem Gabriel mnie
nie zaskoczył. Pozwolił się rozbierać, powoli odwracając się przodem do
drugiego mężczyzny. Co więcej, zamiast samemu subtelnie postępować, bez
skrępowania położył swoją dłoń na kroczu Hektora i zaczął bez pośpiechu uciskać
to, co tam się kryło.
Hektor ponownie się
zaśmiał a jego dłonie nareszcie dotknęły nagiej klatki Gabriela, który
raptownie wstał i usiadł na krawędzi stołu. Odchylił głowę do tyłu eksponując
szyję, do której wujek się przyssał jak na starego zboczeńca przystało.
Całował to jabłko Adama,
to podgryzał uszy, językiem sunął po ramionach, aż wreszcie zaczął obcałowywać
klatkę piersiową zatrzymując się dłużej na sutkach.
Gabriel jęknął naprawdę
głośno, coraz mocniej uciskając krocze drugiego mężczyzny. To było niesamowite.
Jak takie dwa pryki (do najmłodszych przecież nie należą) potrafią pragnąć
siebie na tyle, aby zostawić wszystko, czym obecnie się zajmowali? Zawsze
zazdrościłem im tej namiętności, magnetyzmu, pożądania. Między ojcem a Louisem
też nie jest źle, ale inaczej patrzy się na kogoś, kto ponad dekadę temu cię
kąpał w wannie, a inaczej na tego, który w tajemnicy przed rodzicami podsuwał
sprośne gazetki. I, jakżeby inaczej, kobiet w ich się nie znalazło.
- Mocniej – stęknął
Gabryś. Zaczął rozpinać swoje spodnie nie spuszczając z Hektora wzroku. Co
więcej, złapał go za bujne włosy i przysunął penisa uwięzionego jeszcze w
bokserkach do jego twarzy.
Hektor westchnął i
najpierw ustami obcałowywał coraz mocniej odznaczający się wzwód, aby zębami
znaleźć główkę i przyssać się do niej. Złapał mocniej Gabriela za tyłek
trzymając go nieruchomo.
- Zdejmij je – rozkazał
Hektor nagle wstając i cofając się parę kroków.
- Co robisz?
- Zdejmij spodnie. Ale
powoli – dodał, nie mogąc przestać patrzeć się na twardego penisa, który
sterczał w jego stronę. – Nigdzie nam się nie śpieszy. Nikt nas nie pośpiesza
czy podgląda.
- Co?
Serce zabiło mi boleśnie.
Skąd ta kanalia wiedziała, że ich obserwuję?! Przecież to nie pieprzony
Superman, że widział przez ściany!
Mogłem wziąć to, po co tu
przyszedłem i jak najszybciej się ulotnić. Mogłem udawać, że nic nie widziałem
a, gdy Hektor będzie coś sugerował, zbyć go. Ale nie potrafiłem się ruszyć. Byłem
przyczepiony do podłogi z potrzebą szybkiego zdjęcia spodni i poruszania ręką.
Śmiejcie się ze mnie ile chcecie, ale to był pierwszy raz, gdy widziałem coś
takiego na żywo. Gdy samemu coś podobnego przeżywałem, to nie skupiałem się na
tym jak to wygląda z zewnątrz. Chuć we mnie szalała, obecnie nie kręciła się
przy mnie osoba, dzięki której erupcja wulkanu obyłaby się bez gumowych zabawek
czy stron pornograficznych, to trzeba było korzystać! Nawet jeżeli po wszystkim
wujek nie waha się mi przyłożyć.
*
- Co tak długo? – spytał
tata, gdy wsiadłem do samochodu. Serce dalej chciało wyskoczyć mi z klatki a
ucisk w spodniach jasno mówił, że czasopisma, które kiedyś dał mi Hektor, pójdą
w ruch.
- Szukałem –
odpowiedziałem zapinając pasy i dziękując podświadomie Louisowi, że kazał mi
nałożyć dziś grubszą kurtkę. Spaliłbym się ze wstydu jakby rodzice zobaczyli z
czym się zmagam!
- A gdzie książki? –
spytał Louis odwracając się do tyłu, przez co mimowolnie ścisnąłem uda chcąc
schować to, co nie było przeznaczone na widok publiczny.
Cholera! Zostawiłem!
- Nie było. Musiałem
zostawić je u Haviera – skłamałem.
- A żebyś ty czasem nie
zapomniał kiedyś głowy – prychnął ojciec, a ja miałem to i tak gdzieś.
Do domu...
Dodomudodomudodomu!
*
Mam dość specyficznego
kumpla, Haviera. Poznaliśmy się, gdy kiedyś po obejrzeniu filmów z Bruce Lee,
zapragnąłem być tak jak on i zapisałem się na kurs karate. I właśnie był tam on
z tą swoją powalającą szczerością i buntowniczą naturą. Jakim cudem jego
rodzice, dentyści, nie ogolili mu jeszcze głowy, to nie mam pojęcia. Havier ma
gdzieś zdanie innych (a najbardziej swoich starych) i robił co chce. Gdy będzie
chciał pojechać ze znajomymi na weekend nad wodę, to pojedzie nikomu o tym nie
mówiąc. Gdy spodoba mu się jakiś kolor, to nie omieszka pomalować sobie włosów
w tym samym odcieniu. Wychodzi kiedy chce, robi to, co chce, mówi to, co mu
ślina na język przyniesie. Jest dla mnie starszym bratem, którego nigdy nie
miałem.
Rodzice na początku
niezbyt przychylnie odebrali naszą znajomość. Havier ze swoimi niebieskimi (a
teraz zielonymi) włosami nie robił za dobrego pierwszego wrażenia. Ale później
okazało się, że nasi rodzice się znają (cóż za zbieg okoliczności!) i, co
więcej, jesteśmy sąsiadami. No niesamowite!
Gdyby ktokolwiek się mnie spytał,
czy Havier kiedykolwiek chciał uśpić moją czujność, odurzyć cholernie tanim
alkoholem, zgwałcić tak, że bym prosił o jeszcze, potem zabić, wsadzić do
czarnego worka na śmieci, spalić w ogniu jego zapalniczki, a potem rozsypać po
rynsztoku... to byłby bliski prawdy.
On mnie chciał ukatrupić!
Jest tyle alkoholi w sklepach, marek znanych i tych mniej, kolorów, smaków, do
wyboru, do koloru, a ten zawsze wybierał jakieś najgorsze, najmniej smaczne
sikacze, po których umierałem.
Gdy mu powiedziałem o tym,
zaśmiał się tylko i machnął ręką mówiąc, że po co przepłacać, jak efekt jest
taki sam.
Jeżeli on mnie najpierw
nie dobije, to ja pewnej nocy zakradnę się do jego pokoju i nożem ciachnę po
tętnicy. Nawet się nie zawaham.
- To co tym razem
oblewamy? – spytał Havier zaciągając się papierosem.
Siedzieliśmy na balkonie
zaopatrzeni w koce, które nas ogrzewały z zewnątrz, i alkohol, który był
paskudny jak stu diabłów, ale dawał dobrego kopa. Czemu wybraliśmy takie a nie
inne miejsce? Ano temu, że się ukrywałem.
- Moją bliską śmierć –
odpowiedziałem.
- Kiedy termin? Muszę się
przygotować. Koszulę uprasować, krawat znaleźć, buty wypastować. Nie wypada
pojawić się na pogrzebie kolegi jak łachman.
Przewróciłem oczami. Jak
zwykle nie mogłem się od niego spodziewać jakiegokolwiek wsparcia. Ba, jeszcze
dokopie!
- To chociaż po wszystkim obiecaj
mi, że nie rozsypiesz moich prochów w rynsztoku. Wejdź na najwyższą górę i je rozrzuć.
Niech wiatr się zajmie resztą.
- Jakże epickie
zakończenie – parsknął Havier. – A czym i komu się naraziłeś, że uważasz, że
koniec twój bliski? Muszę mu podziękować. Już dawno samemu chciałem coś z tobą złego
zrobić, ale zawsze się powstrzymywałem. Nawet nie wiem czemu.
- Przyznaj się – masz do
mnie słabość. Od samego początku zawróciłem ci w głowie. Lecisz na mnie.
- Ta, mój ty ideale –
parsknął i podał butelkę.
Skrzywiłem się czując
paskudny smak, ale jakoś mnie to nie zraziło. I, gdybym bardziej skupił się na
tym, co mnie otacza, a nie na procentach, gdybym nie lgnął do ciała Haviera jak
jakaś wyposzczona dziewucha, gdybym stale był czujny, to wcześniej bym
zareagował.
- Mamy sobie coś do
przedyskutowania, podglądaczu mały – usłyszałem.
Odwróciłem się raptownie a
moim oczom ukazał się wujek trzymający pod pachą podręczniki, które u niego
zostawiłem.
I niech nikt nie mówi, że
piekła nie ma.
O. Mój. Boże. Nawet nie wiesz jak się ciesze, ze to opowiadanie wróciło. Pamiętam jego pierwsza wersje i już widzę lekkie zmiany. Naprawdę z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały. Trzymaj się Rosalie i weny życzę!
OdpowiedzUsuńZmiany są, ale maluteńkie :D
Usuńczekam z niecierpliwością na ciąg dalszy choć czytałam pierwszą wersję, ta się zmieniła i to na dobre, tak trzymaj XD
OdpowiedzUsuńZa dwa tygodnie postaram się opublikować kolejną część :)
UsuńCzy ja jako jedyna nie czytałam? Ale w sumie to lepiej. Może trochę zaspoileruję (trochę już to zrobiłam) miłość za rogiem ale warto było. Co będę się rozpisywać Lucasa już polubiłam i fajnie że z Louisem się dogaduje. A Hektor jak zwykle rozbrajający z tymi gazetkami z... panami. Hmm. Chciałabym przeczytać ro opowiadanie o Hektorze i Gabrysiu, nawet wzięłam się za nie, jednakże - nie będę oszukiwać - nie lubię się z onetem. Tak więc czekam aż to napiszesz raz jeszcze i tutaj wrzucisz.
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na Miłość za rogiem oraz to nowe opowiadanie -Fatalne zauroczenie.
Pozdrawiam i życzę dużo weny! <3
Ojoj. Jak dużo błędów narobiłam. Na swoje usprawiedliwienie mam to, iż ztelefonu piszę xD
UsuńJa onet omijam szerokim łukiem. Nie trawię wszystkiego stamtąd, zaczynając od blogów i poczty a kończąc na informacjach i pogodzie. Całe szczęście, że inni blogowicze również posłali ten portal w diabły.
UsuńBłędów nie zauważyłam a opowiadania o Hektorze i Gabrysiu jeżeli nie masz na dysku to nie znajdziesz :/.
Czy jest jakaś szansa,że pojawi się tuaj opowiadanie o Gabrysiu i Hektorze? #zdesperowana
OdpowiedzUsuńMałe, niestety. Miałabym z nim tyle samo roboty co z Louisem i Oscarem:/
UsuńWitam,
OdpowiedzUsuńwspaniale się zapowiada opowiadanie, Lucas podglądał Hektora i Gabriela, no i został jednak zauważony, ciekawie będzie wyglądała ta rozmowa...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Tak, tak, tak :D Fatalne zauroczenie <3 Pomimo tego, że czytałam (a było to jakieś sto lat temu), to mam wrażenie jakby emocje działały tak, jak za pierwszym razem ^^ To jest, jedno z opowiadań, które lubię najbardziej i mam nadzieję, że tym razem dane będzie mi przeczytać koniec ;p
OdpowiedzUsuńDużo weny :)
Milo znow czytac to opowiadanie...nir moge sie doczekac reszty ;) ale tesknie za opowiadaniem z Gabrielem i Hektorem...mialam ochote je dzis poczytac ale niestety nigdzie go nie ma :( tak bardzo tesknie za tym opowoadaniem...nie mozesz go znow wrzucic? Nawet nie wiesz ilu ludzi tym uszczesliwisz ;)
OdpowiedzUsuńWit czy koedys wrocisz do pisania
OdpowiedzUsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, widać że Oscar i Lucas dogadali się, no proszę co za podgladacz... ciekawe czy Oscar wie jakie gazetki podsuwał Hektor jego synowi...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia