- Zamorduję twojego brata. Obedrę ze skóry, wyrwę
serce, wyłupię oczy.
- Pohamuj swoje niecne zapędy. On nie zrobił tego
specjalnie.
- Nie specjalnie? Nie specjalnie, to zabiera się
słodycze dzieciakom w Halloween! On to zrobił jak najbardziej z premedytacją!
Od samego początku podobał mu się mój telefon!
- Jakby nie miał swojego – prychnął Adam.
Ścisnąłem usta ze złości i szybkim krokiem wyszedłem
ze szkoły. Wyobraźcie sobie, że po tym, jak zobaczyłem, że perfidnie zabrano mi
komórkę, Andrew wyjechał? Poinformował wszystkich, że nie wróci na noc i tyle o
nim było słychać. Co za pędrak!
Przepchnąłem się przez grupkę pierwszorocznych,
którym nieśpieszno było opuścić miejsce będącym horrorem uczniów. Ambitni,
cholera.
Rozejrzałem się po parkingu i ze złością
zauważyłem, że nie było złodzieja. Czyżby mnie wystawił? Niech się lepiej mi na
oczy nie pokazuje, jeśli życie mu miłe!
Adam zaśmiał się widząc moją minę.
- Biedny Andrew.
Prychnąłem i zsunąłem ciężki plecak na ziemię. Ma
on jeszcze pięć minut. Inaczej pójdę do jego domu, przeszukam jego pokój i
lepiej, aby mój telefon tam się znajdował. Co, jeżeli Oskar dzwonił? I, co
najgorsze, Andrew odebrał, Oskar mógł to opacznie zrozumieć (bo nie wiadomo w
końcu co ten mu powiedział) i już się nigdy do mnie nie odezwie?
Cholera. Mimo wszystko dalej mi go brak.
- O! Jest! – Adam wskazał na stary, zielony
pickup, który właśnie zatrzymał się na parkingu. Zmrużyłem ze złości oczy, gdy
dostrzegłem kierowcę.
Podniosłem ciężką torbę i podszedłem do auta.
Andrew wyszedł z niego uśmiechając się na mój widok. Zaraz tak ci przyfasolę,
że przestaniesz się tak głupkowato szczerzyć!
- Jak zawsze promienny i uśmiechnięty –
powiedział, podchodząc.
- Telefon – warknąłem.
- I konkretny.
Sapnąłem zirytowany.
- Telefon – powtórzyłem wyciągając rękę.
Adam zaśmiał się widząc całą sytuację (co w tym
śmiesznego było, nie mam zielonego pojęcia).
- Najpierw obowiązki, a później przyjemności –
rzekł Andrew. – Mam nadzieję, że bezpiecznie dojdziesz samemu do domu? – spytał
młodszego brata.
- No raczej! – oburzył się Adam. Nie znosił, gdy
był traktowany jak gówniarz. Zawsze kłapał na prawo i lewo, jaki on samodzielny
i zaradny, a gdy przychodziło co do czego, to dzwonił po familii, aby po niego
przyjechała (tak jak o było ostatnio, gdy wraz z tym półgłupkiem upiliśmy się
jak dwa chlory i wraz z resztą hałastry z klasy przesiadywaliśmy na murku.
Wiwat pełnoletniość!) czy aby coś mu załatwiła, bo on nie raczy się tym zająć.
I najwidoczniej, aby udowodnić, jaki z niego
dorosły, wypiął pierś do przodu, podniósł brodę i poszedł zostawiając mnie ze
swoim bratem, który jeszcze, cholera jasna, nie oddał mi komórki.
- Telefon – znów powtórzyłem nie wiedząc jak
przemówić mu do rozsądku. To nie był Hektor, który nie reaguje na prośby, ale
na groźby, ani Oskar, który… cholera.
Schowałem wyciągniętą rękę do kieszeni kurtki
przypominając sobie o mężczyźnie. Było już ok., wiecie? Gdy byłem w szkole,
chłopaki nie pozwolili mi myśleć o niczym innym niż o urodzinach Olivii, które
będą w ten weekend. Ma być to niby impreza kostiumowa, ale ja nie mam zamiaru w
nic się przebierać. Jak już solenizantka się uprze, to powiem, że przebrałem
się za wspaniałą znakomitość, która w przyszłości zostanie prezydentem, drugim Zuckerbergiem
(choć nie mam zielonego pojęcia o programowaniu) czy nawet laureatem nagrody
Nobla! Ha, przebiorę się za siebie!
- To zapraszam – Andrew wsiadł do samochodu i nie
czekając na moje oburzenie i bluzgi, odpalił auto.
Usiadłem obok niego piekielnie niezadowolony
wiedząc, że jeżeli nie zrobię tego co on chciał, mogę się pożegnać z komórką.
* * *
- Na jakie pustkowie mnie zabrałeś? – spytałem
rozglądając się wokół.
Odezwałem się po raz pierwszy odkąd wsiadłem do
pickupa. Andrew co rusz mnie zagadywał, chciał wyciągnąć ze mnie co się stało,
że mam tak rewelacyjny humor. Ja
jednak wolałem przemilczeć tą kwestię i udać, że nic nie słyszę.
- To żadne pustkowie – odparł kierowca i zatrzymał
się przed zardzewiałą bramą.
Fakt, coś tu stało. Stara szopa jak nic odznaczała
się na tle łąki i drzew nieopodal. Ale niczego więcej tu nie było. Od paru
kilometrów nie widziałem ani żywej duszy, żadne auto nas nie minęło, a wszędzie
tylko las i las.
- Rodem z horrorów – burknąłem nie mając ochoty
wychodzić z auta. Odwrotnie jak Andrew.
- Wychodzisz, czy będziesz tak tu siedział i czekał
aż wrócę? – spytał i wyciągnął z kieszeni plik kluczy.
- A mam jakiś wybór? – odparłem i z ciężkim westchnięciem
wysiadłem z samochodu. – A telefon to kiedy mi oddasz?
- O matko, niecierpliwcze! Jak zasłużysz, to
dostaniesz.
Prychnąłem i potulnie poszedłem za nim.
Rozglądałem się wokół. Trawa gdzieniegdzie, jeśli
nie była przyklepana, sięgała prawie do połowy łydek. Trzeba było uważać na
czym się stąpa. Właśnie o mały włos, a bym nie stanął na martwej myszy, którą
zgrabnie zajmowały się mrówki.
- Idziesz? – spytał Andrew podchodząc do
blaszanych drzwi zamkniętych na kłódkę. Co tam takiego było cennego, że
potrzebne były takie zabezpieczenia? Albo inaczej – może tu dopiero ma ktoś przybyć,
mieszkać wbrew swojej woli? I po to to wszystko?
O cholera, chłopie, za dużo naoglądałeś się
telewizji za młodu.
- Chcę ci przedstawić moje dzieło. Moją dumę. Czuj
się wyróżniony. Adam nic o nim nie wie – rzekł Andrew i otworzył szeroko drzwi.
Oczywiście (było to do przewidzenia) nic nie
zobaczyłem. W środku było ciemno, śmierdziało smarem.
Gdy Andrew zapalił światło okazało się, że tylko z
zewnątrz budynek wyglądał jak rudera. W środku za to był bardziej stabilny.
Panowie i panie, oto moim oczom ukazał się
warsztat samochodowy. Na ścianach wisiały zestawy kluczy, śrubokrętów, kołpaki,
plakaty z zabytkowymi autami. Nie było żadnego kalendarza z roznegliżowaną kobietą,
co mnie zdziwiło. Ale tego nie skomentowałem. Nie mój plac zabaw, nie moja
sprawa.
Na samym środku stał potwór. Przyznam się bez bicia,
że na autach mało się znałem. Jak jakieś fajne zobaczę na ulicy, to przystanę,
obejrzę, pokiwam głową z uznaniem. Oglądając „The Fast and the Furious” nie raz
siedziałem z otwartą japą i podziwiałem cacka, którymi Dominic i Brian
jeździli. Ale nie pytajcie mnie o nic, jeżeli coś wam zacznie stukać,
przeciekać czy nie działać w samochodzie. To nie moja bajka.
A wracając do tego, co stało na środku garażu, to
jak łatwo się domyślić – było to auto. I, jeżeli chcemy być bardziej zwieźli,
to jest to BMW cholera wie jakie, cholera wie z którego rocznika, cholera wie
jak stare. Dawno nie widziałem takiego okazu na ulicach, a musicie wiedzieć, że
oglądanie aut jest moim ulubionym zajęciem, gdy wracam do domu.
- I jak się podoba? – spytał Andrew otwierając drzwi
czarnego potwora i nachylając się. Po chwili usłyszałem, jak przednia klapa się
otwiera, więc zlitowałem się nad starymi stawami brata Adama, i ją podniosłem.
Moim oczom ukazał się silnik, którego widok zabrał
mi na moment dech w piersiach.
Był czarny jak reszta auta, ale się tak świecił,
tak był czysty, że musiałem stwierdzić, że to co widzę, jest fajne.
Andrew słysząc to uśmiechnął się szeroko i
powiedział, że odkupił silnik od znajomego, któremu on już nie był potrzebny,
bo miał na oku coś jeszcze lepszego. A, że Andrew uwielbiał babrać się przy autach,
to pomyślał, że czemu nie, zmieni sobie silnik. Coraz bardziej się w to wkręcił
i oprócz zmiany silnika zajął się układem wydechowym, a teraz ma w planach zająć
się wystrojem swojej bestii.
- W końcu dziewczyny na byle co nie polecą –
odparłem zaglądając do środka i widząc świecącą deskę rozdzielczą. A co ja będę
dużo gadał, tam wszystko jest czyste, świecące i czarne.
- Na razie tobie to pokazuje – powiedział Andrew
stojąc za mną i z dumą prężąc pierś. A strój się w swoje pawie pióra, strój. –
Chcesz się przejechać?
- To to jeździ? – zażartowałem, a zaraz tego
pożałowałem, bo dostałem z łokcia w żebro. I to mocno, cholera.
- Wsiadaj – kazał Andrew i usiadł na miejscu
kierowcy. – Zaraz ci pokażę, jak to
jeździ – uśmiechnął się szeroko, a mi zaczynał się jego nastrój udzielać, także
podekscytowany (bo w końcu nie wiedziałem co ta maszyna potrafiła) usiadłem
obok niego i zapiąłem pasy (dla przestrogi. W końcu cholera wie, czy samochód
po drodze się nie rozpadnie i nie trafimy w jakieś drzewo!).
Odpalił silnik i powoli wyjechał z garażu.
Podrajcowany oparłem się o niewygodny fotel, ale mało co mnie to interesowało,
bo zaraz Andrew nacisnął gaz i polecieliśmy!
Nawet nie zauważyłem, że krzyknąłem z zaskoczenia,
jak ten szybko wyjechał z posesji. Aż dziw, że w nic nie trafiliśmy.
Jednak nie było mi dane dłużej się nad ty
zastanawiać, bo Andrew zaczął kręcić kierownicą, zmieniać szybko bieg i z
impetem (że aż się kurzyło!) ponownie ruszył. Z jego ust nie schodził radosny
uśmiech, a co jakiś czas śmiał się, gdy udało mu się zgrabnie wjechać w zakręt.
Ja również się śmiałem widząc i czując z jaką
prędkością jechaliśmy. Dzięki Bogu, że nie było tu żadnej żywej duszy! Nie
dziwne, że Andrew wybrał takie pustkowie.
Złapałem mocniej pas, gdy kierowca raptownie
skręcił w boczną uliczkę. Zerknąłem na licznik a moje brwi uniosły się wysoko.
- I jak ci się podoba jak to to jeździ? – spytał Andrew
nie spuszczając wzroku z drogi.
- Nie najgorzej – odparłem. – Choć nie wiem co za
czary odprawiasz, że licznik pokazuje zero.
Andrew spojrzał na tablicę rozdzielczą i prychnął:
- To nie magia. Nie zdążyłem jeszcze tego naprawić.
- No cóż, jaki fachowiec, takie umiejętności –
odpowiedziałem, a mój wzrok z tablicy zjechał a kierowcę. Przyglądałem się jego
profilowi, mocno zarysowanej szczęce, krótkim włosom, zmrużonym oczom, masywnej
posturze. Był nawet niczego sobie. Był nawet w moim typie.
- O matko, marudo! Nie zdążyłem jeszcze tego
zrobić – rzekł Andrew odrywając mnie od przemyśleń na temat jego osoby. I o
dziwo doszedłem do wniosku, że polubiłem tego wariata. Jest pozytywnie
zakręcony jak jego młodszy brat.
- Jak policja cię złapie, to będzie nieciekawie –
powiedziałem, widząc już oczami wyobraźni jak Andrew musi się tłumaczyć przed
funkcjonariuszami.
- Adam nic nie mówił, że mamy sąsiada policjanta?
- Nie zdążył się pochwalić.
Wjechaliśmy w las, droga przestała być równa,
pojawiły się koleiny, ale Andrew nie myślał o wolniejszej jeździe. On wolał
przelecieć przez dziury i jakoś panować nad bestią. Ale mówicie co chcecie – to
było rewelacyjne. Już nie pamiętam kiedy czułem się tak podekscytowany. Jak rosła
adrenalina. Cholera, bardzo łatwo mogliśmy mieć wypadek, trafić w drzewo czy
zwierzę, ale jakoś o tym się nie myślało. Jedynie jechało się piekielnie
szybko, a obraz za szybą się rozmazywał.
Nie wiem ile jeszcze tak jeździliśmy. Widać było,
że Andrew prowadząc bawił się rewelacyjnie. I ja również chciałem się tak bawić
(nie, żebym teraz się nudził). Gdy się go spytałem, czy da mi poprowadzić,
odpowiedział krótko:
- Zobaczymy.
Trzymam za słowo.
*
Mogłem się tego spodziewać. Kurde, z moim
szczęściem to było bardziej niż pewne!
- I jak tam? – spytałem po raz kolejny. Podszedłem
do mężczyzny, który sprawdzał coś pod maską.
Andrew wyprostował się i zamknął klapę.
- Zobaczymy – odpowiedział i usiadł zaraz za
kierownicą. Przekręcił kluczyk, ale auto było uparte. – A niech to.
Westchnąłem i oparłem się biodrem o drzwi. Co się
stało? Ano samochód zgasł podczas jazdy. Nagle coś stuknęło, gruchnęło i auto
stanęło. Abrakadabra, cholera.
- Może zadzwonimy po pomoc drogową? –
zaproponowałem.
- Nie, poradzę sobie. Chwileczkę – odpowiedział Andrew,
ponownie mi znikając za klapą.
Westchnąłem zapinając kurtkę pod samą brodę. Co
jak co, ale panował straszny ziąb.
Rozejrzałem się wokół, ale mało co było widać.
Robiło się coraz ciemniej, Słońce dawno schowało się za chmurami mając nas w
głębokim mniemaniu i uważając, że sami sobie poradzimy. Łaski bez!
- I jak tam? – spytałem.
- Louis!
- No co? No co?! Zimno jest, cholera! A my
jesteśmy na tym cholernym zapomnianym przez świat zadupiu i nie widać, abyśmy
stąd się w najbliższym czasie wynieśli!
Andrew podszedł do mnie i rozpiął swoją kurtkę.
Bez słowa zarzucił mi ją na ramiona.
- Masz, zmarzlaku.
- Nie jestem jakąś gąską, że musisz mnie tak
traktować! – fuknąłem.
- O ludzie, chłopie, czy ty zawsze jesteś taką
marudą czy tylko przy mnie?
- Nie myśl sobie, że w twoim towarzystwie jakoś
specjalnie będę się hamował – odpowiedziałem czekając na jakąś kąśliwą
odpowiedź. Ale ta nie nadeszła.
Mogłem za to poczuć dużą dłoń mężczyzny na swojej
głowie, to, jak jego palce lekko mnie po niej drapią. Mogłem usłyszeć za to jego
śmiech, co – nie powiem – zaskoczyło mnie.
- Cieszę się.
Zatkało mnie. Co więcej, Andrew uśmiechał się w
tak dziwny sposób, obezwładniający wręcz, że kąciki mych ust same z siebie
(zdradliwe mendy!) pojechały do góry. Co ten facet ze mną najlepszego wyprawiał?
- Zapnij się, dzieciaku.
- Tylko nie dzieciaku! – udałem oburzenie, ale
grzecznie opatuliłem się materiałem.
Andrew wrócił przed maskę i z ciężkim westchnieniem
zaczął znów tam grzebać pomagając sobie latarką. Ha! A nie mówiłem, Słońce, że do
niczego nie jesteś nam potrzebne?
Schowałem nos i usta w kołnierzu kurtki czując wyraźnie
zapach mężczyzny. Był on lekko drażniący, duszący, choć nie nieprzyjemny.
Uśmiechnąłem się wsłuchując się w dźwięki lasu,
szum liści, mówiącego do siebie szeptem brata Adama. Czułem spokój i swego
rodzaju szczęście. Czułem się tak, jak jeszcze nigdy.
- Gotowe!
Podskoczyłem w miejscu przestraszony. Nie
wierzyłem, że samochód odpali, dlatego nie wyobrażacie sobie jakie było moje
zdziwienie, gdy usłyszałem ryk silnika.
- Ha! – Andrew był z siebie zadowolony. – Wsiadaj.
Nie musiał dwa razy powtarzać. Wskoczyłem do
środka od razu włączając ogrzewanie. Andrew w tym czasie zamknął klapę, schował
zabawki do skrzynki i usiadł za kierownicą.
- No gratulacje! – powiedziałem, gdy ruszyliśmy.
- Nie musisz kpić.
- Nie kpię – odparłem jak najbardziej szczerze. –
Naprawdę podziwiam cię za to, że sam to wszystko zrobiłeś. Że miałeś pomysł,
tyle samozaparcia, chęci. Ja nie mam zielonego pojęcia kim chcę być w
przyszłości i podziwiam ludzi, który potrafią łączyć zawód z pasją. Jesteś
pierwszą osobą, której tak kadzę, więc doceń to – zaśmiałem się trochę
zażenowany. Naprawdę nie mam we krwi schlebiania komukolwiek.
Niespodziewanie zatrzymaliśmy się.
No nie, znów coś się zepsuło?! Ile można?
- Co…?
Chciałem spytać „co teraz”, ale głos ugrzązł mi w
gardle.
Andrew patrzył się na mnie uważnie. Był skupiony i
widać było, że z czymś walczy, nad czymś się zastanawia. Co, kurna, było tak
ważne, że trzeba było się zatrzymać?
Chciałem go pogonić, spytać co za cyrki odstawia,
ale z mego gardła znów nie wydobył się żaden dźwięk.
Andrew oparł jedną rękę o moja oparcie, a sam się
nachylił. Jego głowa powoli zbliżała się do mojej.
Oblizał usta i lekko je otworzył, aby coś chyba
powiedzieć, ale nie zrobił tego. Za to, dalej nie spuszczając ze mnie wzroku,
przywarł ustami do moich ust.
To było tylko zwykły dotyk, bez żadnych ekscesów.
Byłem tak tym zaskoczony, że ani go nie odepchnąłem, ani nie odpowiedziałem na pieszczotę.
Andrew odsunął się, a jego prawa dłoń z oparcia
przeszła na mój kark i zaczęła go delikatnie masować. Ten dotyk sprawił, że
otworzyłem lekko usta, co mężczyzna wykorzystał.
Jego wargi były lekko wilgotne a skóra szorstka,
popękana. Nieznacznie drapał, ale nie było to nieprzyjemne.
Jego język ostrożnie zaczął badać strukturę moich
ust, zębów, języka chcąc, aby do niego dołączył. I wystarczyło, że ruszył ten
wrażliwy narząd, abym wciągnął głęboko powietrze i zadrżał.
Uwielbiałem się całować. Była to moja ulubiona gra
wstępna. Dlatego nie dziwne, że odpowiedziałem. A raczej – że mój organizm sam
odpowiedział.
Pocałunek był delikatny, powolny. Ani jemu, ani mi
się nie śpieszyło. Co więcej, było ciemno, cicho, można było słyszeć tylko
nasze mlaskanie.
Potarłem policzek o jego szorstki, z lekkim
zarostem policzek. Pocałunki przestawały być delikatne, a jego wolna ręka
przestała robić niewiadomo co, tylko dotknęła mego kolana, aby zaraz powędrować
wyżej, wzdłuż uda.
Zaczęło robić się gorąco. A ściślej mówiąc – w jednym
miejscu tak było. Poruszyłem się w miejscu, poczułem jak mój twardniejący penis
jest ściskany, na co zareagowałem głębokim mruknięciem, oraz – na co Andrew nie
był przygotowany – odsunąłem go od siebie. Mój umysł wreszcie się opamiętał.
Zobaczył, że coś jest nie tak.
Odsunąłem go od siebie i uciekłem twarzą w bok. Cholera.
Co ja najlepszego zrobiłem?
Andrew widząc moją postawę odsunął się i z
powrotem zapalił silnik. Wracaliśmy.
Czułem w ustach smak jego śliny, języka a na ciele
dotyk. Czułem, że coś jest nie tak. Że tak nie powinno być. Andrew to brat
mojego najlepszego kumpla. Nie powinno do tego dojść. Poza tym…
O kurwa.
… jest jeszcze Oskar, o którym na śmierć
zapomniałem.
To nie tak, że wyleciał mi z głowy, ale Andrew tak
mi zajął czas, rozerwałem się, wreszcie trochę odreagowałem, że wręcz nie
chciałem myśleć o Oskarze.
- Twój telefon jest w kieszeni mojej kurtki –
powiedział Andrew.
Spojrzałem na drogę, dojechaliśmy z powrotem.
Wyciągnąłem telefon z szybko i boleśnie bijącym
sercem. Zadzwonił? Napisał? Andrew odebrał? A może olał moją prywatność i czytał
smsy?
Odblokowałem telefon i zagapiłem się na ekran.
Nic nie było. Żadnej wiadomości, żadnego
nieodebranego połączenia. Wszedłem w raport połączeń. I też nic.
- Wszystko ok.?
Kiwnąłem głową i od razu wysiadłem z auta, gdy
Andrew zaparkował w garażu. Miałem mętlik w głowie. Oskar w ogóle się do mnie
nie odzywał, nie próbował się ze mną skontaktować.
Chciałem jak najszybciej być w domu. Być jak
najdalej od tego miejsca, tego mężczyzny, tego wszystkiego. Chciałem, aby
zostawiono mnie w spokoju.
I ta też było. Andrew nie odzywał się przez całą
drogę, a gdy stanął pod moim domem, burknąłem ciche „cześć” i wyszedłem z
samochodu.
Andrew coś jeszcze do mnie mówił.
Nie wiem.
Nie usłyszałem.
Byłem już za drzwiami domu.
waaaa zwariuję :D rozdział zarąbisty aż chcę teraz już więcej ! :D
OdpowiedzUsuńHana
kocham twoje opowiadania, chcę już następny rozdział
OdpowiedzUsuńnieznane-szczescie.blogspot.com
Świetne jest to opowiadanie, wciągnęło mnie od początku. Jest to mój pierwszy komentarz tutaj i nie za bardzo wiem co napisać. Super rozdział. Jestem ciekawa co z Oskarem. Ale mam jedno pytanie. Było bardzo dużo opisów jak wygląda Oskar, ale ja nie wiem jak wygląda Louis. (kolor włosów, postura, długość włosów, twarz).Przegapiłam coś czy tego po prostu nie było? Pozdrawiam i weny życzę ;)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że właśnie to opowiadanie umieściłaś, bo wolę je od "Tylko mój". Nie twierdze, że tamto jest złe.. po prostu. Może chodzi o to, że tutaj nie czytałam pierwszej wersji xD
OdpowiedzUsuńNo ale nie ważne..
Szkoda, że między Oskarem, a Louisem tak się.. posypało. Liczę jednak, że o tym pierwszym jeszcze nie raz usłyszymy.. bo brakuje mi go. Andrew.... Andrew.. jest ciekawą postacią. I może gdyby nie Oskar to chciałabym, aby był z Louis. No ale jest Oskarek. Swoją drogą ciekawe co u niego.. Szkoda że się odciął od głównego bohatera, nie daje oznak życia. Rozumiem go, no ale.
Dobra, mam wrażenie, że pierdzielę trzy po trzy, czy jak to się tam mówi...
Pozdrawiam i życzę dużo weny!♥
PS domyślam się o czym mówił Andrew, zanim Louis opuścił jego samochód! W końcu geniusz nie oddał mu kurtki.. chyba xD
UsuńW końcu mam czas żeby wszystko nadrobić :D Tak uwielbiam to opowiadanie, że nie mogę sobie wybaczyć, że nie byłam na bieżąco. Chociaż wtedy nie miałabym małego maratonu ;p Trochę szkoda, że pokłócił się z Oskarem, chociaż prędzej czy później musiało do tego dojść. Jestem ciekawa jakby zareagował gdyby dowiedział się o mały wyskoku swojego małego pupila xd Poza tym, czego się nie spodziewałam, polubiłam też Andrew. Miała małą nadzieję, że w aucie dojdzie do czegoś więcej, że Louisowi puszczą hamulce i pozwoli sobie nieco zaszaleć ;p Teraz postaram się w miarę regularnie czytać. Wiadomo zbliża się sesja, więc trzeba sobie znaleźć jakieś zajęcie. Dużo wenu ^^
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńoj, oj ale się porobiło postać Andrew'a mi się bardzo podoba, no ale czyżby naprawdę smalił cholewki do Luisa? Zabrał go na przejażdżkę samochodem, który sam naprawił, no i ta troska.... czemu Oskar się nie odzywa? I znikąd pomocy aby dostać adres, numer, mail czy cokolwiek....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Kiedy pojawi się Tylko mój - mamisz tym opowiadaniem od listopada a tu 21.01.2014 już
OdpowiedzUsuńHeh, dobre pytanie. Nie mam pojęcia kiedy będzie następny rozdział Tylko mój. W głowie mam nową część Miłości za rogiem, ale codziennie padam na pysk ze zmęczenia jak wracam z pracy, gdzie większość czasu siedzę przed komputerem i jakoś ciężko mi się zmusić, abym i w domu siedziała przed laptopem. Już dawno planowałam kolejny rozdział, a tu jedna wielka kicha.
OdpowiedzUsuńOstatni rozdział był w listopadzie? O ludzie, jak dawno. Postaram się coś napisać, ale tak jak już wcześniej napisałam - na 99% będzie to Miłość za rogiem, bo byłby to jeden z ostatnich rozdziałów. Po prostu chcę mieć to opowiadanie już za sobą i zająć się resztą.
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, ojć Andrew to raczej smali cholewki do Luisa jest mi go żal bo cóż Oscar i to Luis o nim ciągle myśli, ale to autko pięknie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia