czwartek, 14 listopada 2013

20. Miłość za rogiem

Z dedykacją dla tych, co czekali.

Abonent jest czasowo niedostępny. Proszę zadzwonić później.

- Wiesz co, mógłbyś wreszcie przestać ciągle wisieć na telefonie. Oddzwoni jak będzie mógł. Zostaw człowieka w spokoju.

Nacisnąłem czerwoną słuchawkę w telefonie i schowałem aparat do kieszeni. Adam miał rację. Jeżeli Oskar wreszcie przestanie się boczyć, to oddzwoni. Chyba. Raczej. Może.

Cholera, od tygodnia nie raczył odebrać sprawiając, że z nerwów to wyjdę z siebie. Obraził się! No obraził, buc przeklęty! Zamiast na spokojnie ze mną porozmawiać (walić to, że już mieliśmy milion takich rozmów), przygotować (o jego dzieciaku wiem normalnie wszystko) czy po prostu spytać się o me zdanie, to wolał zarzucić focha i się nie odzywać. Bardzo dojrzale!

- Fajfus – warknąłem odrywając się od ściany i idąc powolnym krokiem za nauczycielem, który szedł właśnie w kierunku klasy.

- A czym ci Cooper podpadł? – zdziwił się Terry sądząc zapewne, że moja złość jest skierowana do nauczyciela fizyki, dla którego byliśmy obecnie ogonem.

- Nie on – sapnąłem znów wyciągając telefon i ze złością zauważając, że nic się nie zmieniło. Dalej nie było żadnego nowego połączenia. Zaraz wyjdę z siebie!

Jak mam się z nim niby skontaktować, jak nie odbiera ode mnie telefonu? Ani jego adresu czy chociażby maila nie znam! Nigdy mnie to nie interesowało skoro zawsze wcześniej dobrodusznie odpisywał czy oddzwaniał. A to pieroński bęcwał! Jak ostatnia baba obraził się i na wstrzymanie mnie wziął, abym obgryzał pazury z nerwów i nie spał po nocach. Ha, niedoczekanie!

Szkoda tylko, że umysł nie współgra z sercem (o masz, jakie to lamerskie!). Byłoby łatwiej posłać Oskara w diabły. A tak, to znów zerkam na telefon z nadzieją, że zadzwonił czy napisał smsa.

- Szlag – warknąłem, gdy po raz olejny obszedłem się ze smakiem.

* * *

Nie sądziłem, że dożyję dnia, gdzie będę gapił się w ekran komórki czekając na jakikolwiek znak od świata. Jak już, to spodziewałem się, że gdy będę miał na swoim karku te osiemdziesiąt lat, to dopiero wtedy będę czekać na telefon (jak to przystało na ludzi w tak sędziwym wieku). A zapowiada się, że ani dzieci, ani tym bardziej wnuków mieć nie będę. I dobrze. Od cholery problemów jest z bachorami.

- Cholera – warknąłem i przewróciłem się na plecy nareszcie przestając bezmyślnie patrzeć na komórkę. Dlaczego wszystko się do niego sprowadza? Gdzie nie spojrzę, tam on. No, nie fizycznie. Ktoś wspomni o rewelacyjnych wakacjach, od razu mi się przypomina. Ktoś pochwali się, że zakręcił się przy fajnej dziewczynie – nie trudno zgadnąć kto staje mi przed oczami. Myślę o dzieciakach – przypomina mi się Lucas. Wariactwo! Jak mam nie zwariować, skoro rzeczywistość mi na to nie pozwala!

- Widzę, że przyzwyczajenie wzięło górę.

Nawet na niego nie spojrzałem. Wystarczy, że wrócił wczoraj cały w skowronkach i znów będzie zatruwał mi życie. Dzięki Bogu, że w poniedziałek wyjeżdża. Wiwat studia!

- Zrozumiałbym, gdybyś zachorował na lenia w dzień powszedni, ale weekend? Sobota? Chłopaku, ja w twoim wieku…

- Oj skończ – warknąłem siadając raptownie na łóżku. – Każdemu znane są twoje młodzieńcze ekscesy. Dziadkowie do tej pory chwalą się na jakie ziółko wyrósł ich ukochany wnuczek.

Hektor prychnął i wszedł do środka.

- Zawsze wiedziałem, że jesteś o mnie zazdrosny, ale że nawet w relacjach między dziadkami? – uśmiechnął się. Zawsze bawiło go moje zdenerwowanie.

- Przyszedłeś mnie podziwiać czy po prostu nie masz co zrobić ze swoim monotonnym życiem i chcesz porady?

- Ktoś na dole czeka na ciebie.

Zerwałem się z łóżka jak oparzony. Minąłem zaskoczonego Hektora i w paru krokach (czy też skokach) znalazłem się na parterze i rozglądałem wokół. Przyszedł! O matko, a jednak poszedł po rozum do głowy i po tych strasznych dniach nieodzywania się wreszcie jest! Alleluja!

Ale gdzie się schował? W korytarzu go nie ma, w przedsionku również. Salon? Pustka.

Zatrzymałem się na środku salonu uświadamiając sobie, że z mojego brata jest naprawdę podła kanalia. Że też mi skłamał aby mnie wyciągnąć z łóżka. I to jeszcze użył takiego argumentu. Jak nic sczeźnie w piekle. Już ja się o to postaram!

- Jest na podwórku. Nie chciał wejść do środka mówiąc, że chce napawać się ciepłą pogodą. Jakby z domu nie można było – powiedział Hektor schodząc powoli na dół.

Od razu skierowałem się na dwór nie kwapiąc się założeniem butów czy narzuceniem na siebie kurtki. Bo chociaż słońce świeciło, to wiatr tak mocno wiał, że zaraz znów wyląduję w łóżku z gorączką. Ach jakże ze mnie delikatny chłopiec.

Jednak nieważne było, czy na podwórku byłby przymrozek, padał deszcz czy świeciło słońce. Chciałem jak najszybciej zobaczyć się z Oskarem, usłyszeć jego głos, poczuć dotyk. I nawet sobie nie wyobrażacie jakie było moje zdziwienie, gdy zamiast osoby, na którą czekałem od pięciu dni, zastałem brata swojego najlepszego kolegi.

- Cześć – uśmiech zastygł mi na twarzy. Starałem się aby nie było po mnie poznać zawodu. Kurna, nawet nie wiedziałem, że to będzie tak boleć.

- Cześć – odpowiedział Andrew stojąc parę kroków przede mną z tym swoim nierozłącznym szerokim uśmiechem. Aż sam z tego wszystkiego pokazałem rząd przednich zębów. – Co tu robisz?

- Doszły mnie słuchy, że przeziębienie cię chwyciło. Mam coś, co mi zawsze wtedy pomaga – powiedział i wyciągnął rękę z małym, białym pudełkiem z nazwą leku, którego po raz pierwszy widzę na oczy. No cóż, jestem przeciwnikiem wszelakich farmaceutyków. Nie znoszę lekarzy, omijam ich szerokim łukiem tak samo jak to, co wypisują, a co ma nam niby poprawić zdrowie.

Zaskoczony nie wiedziałem co powiedzieć oprócz zwyczajowego:

- Dzięki. Nie musiałeś.

Z ust Andrew nie schodził uśmiech. I co teraz? Mam go zaprosić do środka? A może udać atak kaszlu i zbyć go mówiąc, że muszę koniecznie położyć się do łóżka bo zaraz choroba zwali mnie z nóg?

- E tam – machnął ręką. Dopiero teraz zauważyłem, że jest chyba pierwszy raz ubrany inaczej niż w roboczych ciuchach. Wyglądał nieźle w szarej koszuli i powycieranych jeansach.

Hola, hola bracie! Andrew nie powinien cię w ogóle interesować! To, że z Oskara jest ostatnia łajza, nie znaczy, że powinienem zwracać uwagę na innych! Tym bardziej na brata swojego najlepszego kumpla!

Dając sobie mentalnie porządny cios w twarz postanowiłem zbyć mężczyznę, który z jakichś niewyjaśnionych dla mnie pobudek przyniósł mi lekarstwo, które rzucę gdzieś w cholerę.

- Naprawdę dzięki. Na pewno się przyda – zrobiłem krok w tył wycofując się i chcąc wrócić już do domu. Czas wrócić do bezczynnego leżenia w łóżku i wgapiania się w komórkę. A może Oskar właśnie dzwoni, a ja głupi zamiast odebrać marnuję teraz czas?

- Nie ma sprawy. Może uraczysz mnie herbatą? Troszkę zmarzłem.

Kurczę. Nie takie miałem plany. Ale co innego miałem odpowiedzieć jak nie:

- Pewnie.

Wpuściłem Andrew do domu z wykrzywionym grymasem. Hektor, który przesiadywał w salonie widząc nas zrobił zdumioną minę. Poszliśmy do kuchni, gdzie od razu wstawiłem czajnik i otworzyłem szufladę, gdzie mam zazwyczaj trzymała pudełka z herbatami.

- Jakieś szczególne wymagania czy zwykła może być? – spytałem wyciągając przy okazji dwa kubki. Nie będzie w końcu pić sam.

- Nie jestem wybredny – odparł Andrew siadając na najbliższym krześle stojącym przy prostokątnym stole.

- Chociaż jeden. Ten tam co siedzi – wskazałem na Hektora namiętnie coś czytającego. Ale to tylko pozory. Jest po prostu zbyt wścibski, aby pójść do swojego pokoju. – nie tknie niczego, co nie ma w sobie zielonej herbaty. Panicz cholerny – prychnąłem.

- Jak już pić, to coś porządnego! – odparł Hektor, który oczywiście wszystko słyszał.

- Nie podsłuchuj!

- To nie obgaduj!

Machnąłem ręką nie chcąc wchodzić w tą bezsensowną rozmowę. Zalałem saszetki gorącą wodą i podałem kubek gościowi, samemu siadaj obok. Psia mać, nie pomyślałem o niczym słodkim.

- Fajnie, że masz tak dobry kontakt z bratem – powiedział Andrew, a ja nie wiedziałem, czy to sarkazm czy naprawdę tak uważał.

- Dopóki się nie odzywa nie narzekam – odparłem parząc sobie język wrzątkiem. Skrzywiłem się odstawiając od razu czerwony kubek na blat.

Andrew zaśmiał się widząc najprawdopodobniej reakcję Hektora na te słowa. Ja nie miałem najmniejszej ochoty na niego patrzeć. Nie mam w nim zupełnie wsparcia. Gdy mu powiedziałem o całym zajściu z Oskarem i to, że chcę się z nim skontaktować a ten nie odpisuje na moje smsy ani nie odzwania, to wzruszył ramionami mówiąc, że sam sobie naważyłem tego piwa, to muszę go do końca wypić. I to jest brat?! I to jest wsparcie?! W kulki sobie leci!

Takim więc sposobem jestem na niego cholernie zły i nie wiem co będzie musiał zrobić, abym łaskawie mu wybaczył. Bo niby to wszystko jest moją winą. Phi!

- Może pójdziemy do mnie? – zaproponowałem, choć zaraz ugryzłem się w język. Chciałem się go jak najszybciej pozbyć, a nie proponować aby został!

Andrew oczywiście się zgodził. Tak więc odprowadzany bacznym wzrokiem Hektora poszliśmy na górę do mojego pokoju.

- Sorry za bałagan – powiedziałem na wstępie. To nie było tak jak z babami, że mają sterylnie czysto w mieszkaniu, a mają czelność mówić, że nie zdążyły posprzątać i biją się w pierś, że poduszka leżąca na kanapie powinna być położona z drugiej strony a jabłka zamiast swobodnie leżeć na stole, to być ułożone w rzędzie z ogonkami (które są piekielnie ważne, bo co to za jabłko bez ogonka?) skierowanymi do góry, i tak dalej. Co za dyndrymały!

- Przeżyję – odparł Andrew patrząc na rozwichrzoną pościel, masę talerzy i kubków zalegających na parapecie i ubrań, które zamiast grzecznie leżeć w szafie, były porozrzucane po podłodze i na oparciu krzesła. Ale w końcu to pokój faceta. Czysto być nie musi, tym bardziej, że żadna dziewuszka tu nie zagości. – Adam ma gorszy syf. Czasem nie ma jak przejść a co mówić o swobodnym oddychaniu. On ma chyba awersję do świeżego powietrza.

Zaśmiałem się przypominając sobie o małym Sajgonie, jakie panuje w Adama pokoju. Co jak co, ale Perfekcyjna Pani Domu miałaby pełne ręce roboty.

- A do czego jej nie ma – odparłem siadając na fotelu, a gościowi wskazałem łóżko.

- Do pizzy i hamburgerów.

- I do coca coli! 

- Niemożliwe, że jeszcze mu nie wypadły zęby – zaśmiałem się na samą myśl o szczerbatym Adamie.

- Tia – odparł Andrew pijąc herbatę. Gdy spróbowałem swoją skrzywiłem się. Że też można skiepścić coś takiego jak zaparzenie herbaty! Jaka ona gorzka!

- Nie pij jeśli ci życie miłe. Zrobię nową – zaproponowałem odkładając kubek na stolik.

Andrew – ku mojemu zdziwieniu – nie zrobił tego samego, a dalej męczył się (bo inaczej tego nazwać nie umiem) pijąc to paskudztwo pokazując, że gość z niego wzorowy.

- Ujdzie – rzekł mężczyzna i nie spuszczając ze mnie wzroku (a ubrany byłem tylko w rozciągniętych dresach i starej koszulce Hektora, której już nie nosi, bo odpowiednio nie uwidacznia jego mikro mięśni) schował nos w kubku i słychać było siorbanie.

Kiwnąłem głową a moja spojrzenie zatrzymało się dłużej na telefonie, który leżał wyświetlaczem do dołu. A jeśli zadzwonił a ja głuchy nie usłyszałem? Chciał przyjść, przeprosić, rzucić się na kolana (albo mnie, zależy od sytuacji) i błagać o litość?

- Czekasz na telefon? – spytał Andrew patrząc tam gdzie ja. Podał mi komórkę a ja od razu ją odblokowałem zastygając na moment. Żadnego nieodebranego połączenia. Żadnej nieprzeczytanej wiadomości. Nic. Cisza.

- Mhm – mruknąłem i położyłem telefon obok kubka nie przestając nawet przez chwilę prosić wszelakie bóstwa wschodu i zachodu, aby Oskar zadzwonił. Nawet jeżeli chce mnie opieprzyć, zrugać, zmieszać z błotem. Niech da znać, że mu na mnie zależy, że to nie koniec. Nie odbiera ode mnie telefonów, Hektor nie chce powiedzieć gdzie mieszka, Gabrielowi zabronił mówić, a Alice wraz ze swoją turkaweczką nie odpisują na faacebooku. Wszyscy przeciwko mnie!

Rozmowa z Andre się nie kleiła, co tu dużo mówić. Nie mieliśmy ani wspólnych tematów, ani zainteresowań, ani nic. Tak naprawdę nie wiem po jaką cholerę zaprosiłem go do pokoju. Chyba tylko po to, aby Hektor przestał testować na nas swoje gumowe ucho.

Tak więc siedzieliśmy jak te dwa kołki, jeden obracając w rękach kubek z którego jakimś cudem (masochista czy co?) znikała jego zawartość, a drugi (czyli szanowny ja) gapił się na komórkę, która uparcie leżała spokojnie. Może się zepsuła? Może coś jest z zasięgiem?

- Weź do mnie zadzwoń – poprosiłem i nie czekając na odpowiedź podałem numer z nadzieją licząc, że moja sieć zrobiła mi dziś psikusa.

Zakląłem szpetnie słysząc Daft Punk. Rewelacja.

Andrew zaśmiał się cicho, jak to on miał w zwyczaju, i wziął mnie z zaskoczenia. No, uściślając, to nie mnie, a moją komórkę.

- Gapienie się w telefon nic nie da. Nie sprawisz, że nagle zadzwoni. Wiem co mówię, już nie raz czekałem tak na kontakt od dziewczyny.

- Oj, jak mi przykro – prychnąłem i wyciągnąłem rękę po swoją rzecz. Andrew ją zlekceważył.

- Przeżyłem. Świat kręci się dalej.

- Fascynujące. Możesz? – Moja ręka dalej uparcie chciała chwycić telefon, lecz bez najmniejszego rezultatu.

- Nie mogę. Celem mojej wizyty do ciebie…

- Chciałeś powiedzieć „najścia” – wciąłem mu się. Zaczął mnie irytować.

- A może być i najście. Tak więc celem mojego najścia jest uświadomienie ci, że życie pędzi na złamanie karku, a ty nie możesz patrzeć wstecz. Szkoda nerwów i zdrowia. Nie wyszło wam, trudno! Jak nie ta, to następna. Jesteś młodym byczkiem, znajdziesz odpowiednią dziewczynę.

Byk? Dziewczyna? O czym on, do cholery, pieprzy?

Moja tęga mina musiała mówić wiele, bo Andew szybko wytłumaczył, że Adam, mój kochany kolega ze szkoły martwił się o mnie. Nie mógł znieść mojego ciągłego wgapiania się w telefon. I już sobie przypomniałem, że na ostatniej historii sztuki szturchnął mnie mocno w żebra odrywając od wykładu Allena na temat pop artu. Oderwałem wzrok od slajdu, w którym była przedstawiona dziwaczna rzeźba cholera wie kogo a Adam bazgrał w moim zeszycie (on w swoim nie ma nawet zgiętego rogu, to co dopiero jakieś frezgi mezgi) zapytanie, co się ze mną od paru dni dzieje. Nie uwierzył, że skończył się mój ulubiony serial ani to, że Hektor przyjeżdża na weekend. I cóż, chcąc nie chcąc, opowiedziałem mu historię miłosną o mej wakacyjnej miłości. Kłamstwem było to, że owa miłość była niższa ode mnie, nie miała zarostu a o penisie już nie wspominając.

Tak więc poznałem starszą ode mnie dziewczynę (widziałem jak Adamowi świeciły się oczy. Zawsze marzył o romansie ze studentką), która od powrotu znad jeziora przestała się do mnie odzywać. Nie wiem dlaczego nie odbierała ode mnie telefonów, na smsy nie odpisuje.

Adam szybko dodał swoje dwa gorsze w swojej głowie i po chwili zaczął mnie pocieszać. Widząc, że jego starania idą na marne zmienił taktykę. Wyzywanie Oskara wyszło mu kapitalnie.

I, jak na dobrego kumpla przystało, udał się do brata, który wziął za cel poprawię mi samopoczucia, podniesienie na duchu i udowodnienie, że gdzieś tam, w zapadłej wiosce czeka na mnie idealna partnerka. Cóż, niech ta idealna partnerka czeka i ma przy okazji brata, bo wątpię, abym po tym wszystkim chciał się związać z płcią piękną.

Tego oczywiście mu nie powiedziałem.

- I naprawdę żadna się nie odezwała potem? – spytałem chcąc zmienić niewygodny dla mnie temat.

- Po pijaku każda chętna, a gdy przychodzi co do czego, to się wymigują – odparł swobodnie Andrew powalając mnie swoją prostotą i dystansem do siebie. – I żeby nie zawracać ci więcej głowy, to w poniedziałek po zajęciach zabieram cię gdzieś. Krzycz, błagaj, ale nie wyciągniesz ode mnie co planuję – powiedział wstając.

- A skąd pewność, że w ogóle się na to zgodzę? – spytałem również się podnosząc.

- Bo nas jest dwóch, a ty jeden! Wiesz jakie upierdliwie jest ciągłe biadolenie mojego brata na twój temat? Martwi się o ciebie. Udzieliło mi się to.

- Dzięki – odparłem uśmiechając się lekko.

- A teraz masz wziąć lek, który ci przywiozłem. Raz dwa staniesz na nogi i nie będziesz zaśmiecać mi auta chusteczkami.

- Tak jest! – zasalutowałem.

Wziąłem dwa kubki i zeszliśmy na dół. Hektor jak siedział w salonie, tak nie zmienił miejsca ani pozycji. A to leniwa łajza.

- O, już idziesz? – spytał, gdy zobaczył, że kieruję się wraz z Andrew do drzwi wyjściowych. – Miło było poznać – wstał.

- Mi również – odpowiedział Andrew, gdy uścisnął z Hektorem dłoń. – To do miłego – pożegnał się ze mną i po chwili zamknąłem za nim drzwi.  

- Działasz na dwa fronty? – spytał Hektor patrząc na mnie przeszywająco.

- Co ty opowiadasz?! Andrew to brat Adama. Martwił się tylko o mnie – odpowiedziałem.

- Myślisz że to tylko martwienie się? Mój gej radar mówi zupełnie co innego.

- To go zresetuj, bo ci szwankuje. Ale zaraz, zaraz. Dalej nas podsłuchiwałeś?

- A podsłuchiwałem. Nigdy bym nie uwierzył, że mój młodszy braciszek będzie rozchwytywany przez facetów. Widać czemu z żadną dzierlatką ci nie wyszło. Wysyłasz złe sygnały.

- A żebym ja cię nigdzie nie wysłał. Nie gadaj głupot. Andrew chce tylko pomóc. Nic więcej.

- A czy on wie, że to jest nic więcej? – wziął ode mnie kubek i wypił chłodną herbatę. – O fu! Okropne!

- A Andrew jakoś wypił – powiedziałem patrząc jak Hektor maszeruje do kuchni i wylewając do zlewu napar.

- Miłość!  

Prychnąłem pokazując mu aby puknął się w łeb i pomaszerowałem do pokoju. Gdy miałem zamknąć za sobą drzwi nagle coś mi wpadło do głowy i głośno spytałem:

- Sądzisz, że on jest ten tego?

- A czy kiedykolwiek się myliłem? – odpowiedział Hektor.

- Na serio chcesz, abym odpowiedział na to pytanie?

- Na serio chcesz, abym przyszedł do twojego pokoju i cię sprał?

Zaśmiałem się. Hektor nigdy nie podniósł na mnie ręki. Zawsze tylko groził.

- Ale tak na serio się pytam.

- Cóż, ubezpiecz tyły, bo zły wilk na nie czyha, Czerwony Kapturku.

Zamknąłem drzwi. Jakoś ta myśl, że mógłbym podobać się Andrew nie była wyjątkowo straszna. Ba, podobała mi się!


Opadłem na łóżko z zadowoleniem i wzrokiem zacząłem szukać telefonu, aby opierzyć Adama, że papla na prawo i lewo o tym, co się dzieje w moim życiu. Ponadto pewnie ten jest ciekawy rezultatu wizyty swojego starszego brata. Nawet sobie nie wyobrażacie jakie było moje zaskoczenie, gdy okazało się, że nigdzie nie było telefonu. Andrew zabrał go ze sobą! No rewelacja!

14 komentarzy:

  1. Jest rozdział ;)
    Co się dzieje z Oscarem? Mogę sobie tylko wyobrazić co się stanie, jak to "przypadkiem" Andre odbierze od Oscara telefon. Hahahahaha..
    Czekam na ciąg dalszy i mam szczerą nadzieję, że pojawi się dosyć szybko [marzenia dobra rzecz xd]
    Choć czytałam historię na starym blogu tej pary, to jednak teraźniejsze opowiadanie jest o wiele, wiele lepsze.
    Tylko ciekawa jestem jak rozwiąże się sprawa z dzieckiem^^

    Pozdrawiam,
    Lau

    OdpowiedzUsuń
  2. Naareszcie! Widze, że coś tutaj knujesz i bardzo mi sie to podoba. Nie wiem czy wytrzymam znów tak długi czas bez rozdziału. Jestem ciekawa co ten nasz chłoptaś wymyśli i czy podziała to na Oskara :) Życze weny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Andrew ma fajne imię lubię je bardzo i dobrze mi sie kojaży :3 Co z tym Oskim się dzieje? Jest fochmistrzem nie ma co! Po części się mu nie dziwię ,Lou to taki samolub jakich mało. Na miejscu Oskiego sprałabym go na gołą dupę!
    Nie ma to jak urzerać się z rozpapranymi małolatami!!! Oski współczuję!

    Ha! Zaiwanił mu fona? Pewnie pobije mu rekord w wężyka albo inne angry Birds :P Głupio wyjdzie jak akurat przypadkiem zadzwoni Oski do Lou, a w słuchawce zabrzmi mu inny głosik :P To wszystko jest takie komplikejt ale nie wyprzedzajmy faktów!

    A tak Btw ... OMG on wypił tą zardzewiałą lurę! Toć po takiej dawce tyminy to on przez tydzień oka nie zmruży i szczyć na brązowo będzie... Fantazja mnie ponosi :D

    Pozdro 600 wenusi życzę .

    OdpowiedzUsuń
  4. Boże! Kocham cie! Warto było czekać!
    PS Zapraszam do mnie http://nieznane-szczescie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PSS mam nadzieję, że nie będziesz kazała nam tak długo czekać na następny rozdział.

      Usuń
  5. czekamy, czekamy. zastanawiam się, które wersje opowiadań mi się bardziej podobają, no bo z jednej strony jest sentyment to oryginalnej wersji, ale z drugiej takie odnowienie tych historii też jest fajne, daje znowu zaciekawienie jak to się wszystko potoczy, bo nawet jeśli zakończysz podobnie, to jednak fabuła się znacznie różni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh, a pierwszy zamysł był taki, że nie zmieniam nic z akcji i po prostu doszlifuję to co jest. A gdy przyszło co do czego to pomysły same zaczęły mi się rodzić w głowie i wyszła inna wersja. Cieszę się, że podoba się ona tym czytelnikom, którzy czytali pierwszą wersję :)

      Usuń
  6. Witam,
    nawet nie wiesz jak się bardzo cieszę z powodu nowego rozdziału, który jest rewelacyjny.. biedny Luis wszyscy są przeciwko niemu.... Oscar chce go wziąść na przetrzymanie... ach jak Hector powiedział mu, ze ktoś czeka na niego na dole to moja myśl.. „nie ekscytuj się tak”, no i co? To jednak nie był Oskar... czyżby Andrew smalił cholewki do Luisa? Ciekawe co na to sam Oskar, jak mu Hector powie, że koło jego brata ktoś się kręci, a ten bynajmniej nie odrzuca go....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  7. Witaj! Uda Ci się zamieścić nowy rozdział TYLKO TWÓJ jeszcze w listopadzie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się. Mam już zaczęty rozdział, ale ciężko u mnie z weną. Mam jeszcze 4 dni, może się uda skończyć na czas :)

      Usuń
    2. Będę wysyłać dobre fluidy i trzymać kciuki ;-)

      Usuń
  8. Szkoda, że już grudzień ( mija 2 miesiąc ), a Tylko mój pozostał marzeniem wiernego czytelnika...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlaczego uważasz że Tylko mój już się nie pojawi? Kończę rozdział ale ostatnio miałam tyle na głowie (a nie było to zaplanowane) że nie byłam w stanie pisać. Staram się aby w miesiącu były 2 rozdziały ale czasem naprawdę nie jestem w stanie. Troszkę cierpliwości :)

      Usuń
  9. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, tak wystarczylo powiedzieć "ktoś na ciebie czeka" i już Luis zrywa sie z wyrka, no ale cóż to nie Oscar, wkurzające jest to, że Luis nie widzi nic złego w swoim postępowaniu...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń