-
Umieram, jak Boga kocham, zaraz wam tu zdechnę i będziecie musieli się zająć
moimi zwłokami. Tyle, że ja nie chcę zwykłego pochówku – takiego, gdzie stado
sępów z mojej rodziny będzie biadolić nad moim krótkim i nudnym życiem. Macie
się bawić wokół paleniska, gdzie będą się palić moje prochy. Macie pić,
chędożyć i robić wszystko tak, jakby jutra miało nie być. Inaczej ześlę wam z
nieba plagi egipskie.
Wiolka
zaśmiała się głośno wzbudzając w Michale rządzę mordu. Niech tylko ta ruda
łajza będzie w zasięgu jego rąk!
-
Och Michałku, niby jesteś takim dużym chłopcem, a nie potrafiszprzeżyć kaca.
Byś się wstydził, studencie.
Michał
prychnął nawet nie podnosząc czoła ze stolika i dalej chowając się w swoim
kąciku przed złem tego świata.
Myślał,
że nie wstanie dziś rano. Gdyby nie pomoc Piotrka, to wątpliwe było, że
poruszyłby chociażby nogą. Co takiego wczoraj wypił, że tak go ścięło? Parę
kieliszków ojcowskiej samogonki i piwo. Cóż to jest dla takiego młodego faceta
jak on? Powinien wypić to wszystko duszkiem jak wodę i jeszcze prosić o dolewkę,
a nie zachowywać się jak ostatnia pipa! O matulo, dzięki ci, że nie pozwoliłaś,
żeby Malinka widziała go w takim stanie. Już nie stać go na te cholernie drogie
prezenty, które dziewczyna każe sobie kupować, gdy jest na niego obrażona.
-
Oho, harpia na horyzoncie – powiedziała Wiolka wstając.
Michał
nie rozumiał jak baby mogą tak się nie lubić, kiedy nawet się nie znają.
Wątpił, aby Malina zamieniła choć dwa zdania z Wiolką. A i tak żyją ze sobą jak
pies z kotem.
-
Wyglądasz tragicznie – usłyszał Jaczewski i podniósł powoli głowę krzywiąc się,
gdy światło słoneczne go na moment oślepiło.
Westchnął
widząc na początku długie nogi swojej dziewczyny, a potem krótką, cholernie
obcisłą małą czarną (którą notabene Michał uwielbiał, ale wątpił, by jego luba
specjalnie dla niego ją zakładała). Zatrzymał się dłużej na klatce piersiowej dziewczyny
i zmarszczył brwi. Parę dni temu Malina nie miała aż tak wielkich piersi.
Czyżby po raz kolejny zbliżały się mroczne dni? Nie za szybko trochę? Niedawno
przeszedł tsunami humorów dziewczyny, a teraz znów czeka go zagłada? Nic tylko
zdychać szybciej.
-
Ciebie też miło widzieć – powiedział znów zamykając oczy i chowając twarz przed
wszystkim wokół. Jak go łeb napieprzał!
-
Próbowałam się do ciebie dodzwonić od wczoraj – powiedziała Malina w ogóle mu
nie współczując.
-
Podziałem gdzieś telefon.
-
Już w tym wieku? Nie jesteś za młody na alzheimera?
-
Widocznie niezbadane są wyroki boskie – nawet głupie wzruszenie ramionami wywoływało
u Jaczewskiego falę bólu. Nigdy więcej alkoholu!
Dziewczyna
odeszła bez słowa widząc, że z jej chłopaka zero pożytku - i dobrze. Skoro nie
chce się pieprzyć, to nie ma po co Michałowi zawracać głowy.
Dzień
zapowiadał się naprawdę cudownie. Przeklęty Łukasz, zło nieczyste widząc jego
stan omijał go z daleka, koledzy z pokoju starali się nie za głośno dyskutować,
a Malina już go nie zaszczycała swoją osobą. Zostało jeszcze pół godziny i Jaczewski
będzie mógł stąd wyfrunąć i udać się na uczelnie w poszukiwaniu swojego promotora.
Jeszcze nie wymyślił żadnej wymówki usprawiedliwiającej jego brak zaangażowania
w pisanie pracy, ale ma nadzieję, że na miejscu go olśni. Inaczej będzie w
głębokiej, czarnej dupie.
Przetarł
twarz wybudzając się z lekkiej drzemki i zauważył, że w pokoju, gdzie wiecznie
panowała wrzawa, teraz było cicho. Co więcej, każdy z jego kolegów siedział na
swoim miejscu i nic nie wskazywało na to, że chociażby oddychali. Oho, to
mówiło tylko o jednym – Michał jednak jest w tej głębokiej, czarnej dupie
wcześniej, niż się tego spodziewał.
-
Ach, wreszcie pan Jaczewski zawitał wśród żywych! A witamy, witamy – usłyszał
Michał i na moment serce ugrzęzło mu w gardle. Nie dlatego, że przed nim stał
Konrad Lipski, jego przełożony, który zachodził do swoich niewolników tylko
wtedy, gdy miał któregoś zwolnić lub opieprzyć. Osoba, która stała przy
przełożonym sprawiła, że Michał się zastanawiał czy komuś z góry nie podpadł.
Te blond pukle pozna wszędzie.
-
Panie Jaczewski? Dobrze się pan czuje? – spytał Lipski widząc swojego
pracownika bladego jak kreda.
Michał
wyglądał jakby zobaczył zjawę. Jego spojrzenie wyrażało najwyższe przerażenie.
Jeszcze trochę i wyzionie ducha!
-
Nie za bardzo – odpowiedział student starając się patrzeć wszędzie, tylko nie
na blondyna, którego wczoraj (a raczej dzisiaj) spotkał. Losie, ty okrutna
pindo, musisz być babą skoro potrafisz zrobić takie świństwo! – Przepraszam –
wstał powoli i czując na sobie wzrok wszystkich (a najbardziej ten jeden) minął
Lipskiego i skierował się ku wyjściu.
Gdy
drzwi się zamknęły, pobiegł do swojej mekki tak, jak gdyby goniło go stado
byków. Wiolka jakoś nie marudziła, że u niej przesiadywał i żłopał kawę, która
była o niebo lepsza niż ta, którą miał u siebie.
-
O, czyżbyś się za mną stęsknił? – spytała kobieta odrywając się na moment od
ekranu komputera.
-
Jak diabli. Nie masz gdzieś może jakiegoś schronu, czy innego bunkra, gdzie
mógłbym przeczekać apokalipsę? – spytał Michał biorąc taboret spod ściany i stawiając
naprzeciwko biurka koleżanki z pracy.
-
A przed czym uciekasz, Alicjo? Bo nie wiem, czy moja królicza nora ci wystarczy
– odparła Wiolka znów odrywając się od pracy, aby błądzić wzrokiem tym razem za
plecami Michała.
-
Przed Szalonym Kapelusznikiem, który od wczoraj mnie bezustannie prześladuje –
westchnął Jaczewski nie mogąc zrozumieć tego, że jego problemy są tak
lekceważone. Przecież nękanie jest karalne!
-
A czy ten Szalony Kapelusznik jest wysoki, płowowłosy i – co tu gadać – niczego
sobie?
-
Zapomniałaś dodać jeszcze, że ma muchy w nosie. Tak. Skąd wiesz?
-
Właśnie stoi za tobą, więc lepiej uciekaj migiem Alicjo, bo żywot twój marny.
Michał
zastygł i zszokowany patrzył na rozbawioną kobietę. W końcu powoli się odwrócił
prosząc wszystkich Egipskich bogów, aby za nim nie stała osoba, której nawet po
śmierci nie chciałby spotkać.
Blondyn
patrzył na Jaczewskiego swoim dziko niebieskim wzrokiem przyprawiając go o
nieprzyjemne dreszcze. Nie lubił być tak monitorowany. Wystarczy, że naraża się
na to w każde święta, czy inne spotkania, na których obecność jest obowiązkowa.
Na nieszczęście owych fet ciągle przybywa.
-
Jesteś jakimś cholernym Harrym Potterem, że się tu tak szybko teleportowałeś? –
syknął Jaczewski.
Blondyn
uśmiechnął się tylko w odpowiedzi i wyciągnął z kieszeni coś, co Michał uważał
za zaginione po wsze czasy.
-
Skąd go masz?! – Michał zerwał się z krzesła wyrywając z ręki chłopaka swój
przedpotopowy telefon. – Wszędzie go szukałem!
-
Widocznie twoja pamięć nieźle szwankuje, skoro nie pamiętasz, że w amoku
chciałeś go wyrzucić.
-
Cały Michaś – cmoknęła Wiolka patrząc na nowoprzybyłego z szerokim uśmiechem. Kobiecy
instynkt podpowiadał jej, że tych dwóch będzie nadawać na podobnych, jeśli nie
identycznych falach.
-
Brednie powiadasz – warknął Michał od razu przeglądając skrzynkę odbiorczą i nieodebrane
połączenia. O dziwo nikt do niego nie pisał ani nie dzwonił, no może oprócz
Maliny. O losie - mógłby zaginąć, a nikt by się tym nie zainteresował!
-
Jeden numer strasznie często wydzwaniał. Upierdliwe – powiedział blondyn nie
spuszczając z Michała wzroku, który w tym czasie nie widział świata poza swoją
Nokią.
-
Cóż, cała Malina – stwierdził Jaczewski.
-
Malina? To ta od wódki?
Michał
spojrzał na chłopaka zaskoczony nie rozumiejąc, o czym on – najprościej ujmując
– pieprzył. Malina i wódka? Co za głupie połączenie! Ona jest abstynentką,
także wszelakie szybkie numerki z pijaną dziewczyną nie wchodzą w grę. Więc o
co chodziło mu z tą wódką? Chyba, że…
Jaczewski
nagle zbladł jak ściana. Po raz kolejny dziś. I znów z powodu nowopoznanej
nemezis.
-
Michaś, dobrze się czujesz? – spytała Wiolka widząc u niego nagłą zmianę.
Ale zawsze przed
spotkaniem z nią muszę wypić kieliszek wódki. Inaczej polegnę.
Te
słowa odbijały się echem w umyśle Michała, który zaczął sobie powoli
przypominać to, co wczoraj wyprawiał. O cholera, kurwa mać. Już po nim. Jego
kariera (ha ha, a takowa w ogóle jest?!) właśnie przeleciała mu tuż przed
nosem, dziewczyna marzeń jak i rodzina również pomachają mu mówiąc „adieu!”. Co
za kompromitacja!
-
Michał? – Wiolka dotknęła jego ramienia zaniepokojona.
Michał
spojrzał na nią rozbieganym wzrokiem nie wiedząc, czy już teraz szukać łopaty
do wykopania sobie dziury, czy czekać na cud. Kto tam wie, może bogowie
wreszcie przestaną go traktować jak kozła ofiarnego?
Już
Jaczewski miał otworzyć usta bełkocząc, że wszystko jest ok, ale blondyn
położył dłoń na jego ramieniu, przez co cała uwaga studenta skupiła się na nim.
-
Tak poza tym, to jestem Misha Kozłowski – przedstawił się, wystawiając prawą rękę ku
koleżance Michała. - Praktykant.
-
Wiolka Szulc – odpowiedziała kobieta ściskając dłoń. - Korektor.
Michał
poczuł, jak zimny pot płynie wzdłuż jego pleców.
Albo Wiolka,
koleżanka z innego działu. Dziewczyna świetna, naprawdę! Tyle, że nie gustująca
w facetach.
Koniec.
Kopanie dołu nie uchroni Michała od kobiecej zemsty. Jak nic Wiolka go
rozszarpie, gdy się dowie, że po pijaku wyjawił obcemu tajemnicę, której nie
znają nawet jej rodzice. A potem ten obcy okazał się już nie do końca taki
obcy. Cholera jasna! Ile jeszcze los podrzuci mu kłód pod nogi?!
-
Ja muszę lecieć na uczelnię, bo zaraz bus mi ucieknie – powiedział Michał,
któremu ręka Mishy strasznie ciążyła.
-
Przychodzisz jutro? – spytała nieświadoma kobieta nie wiedząc jeszcze, że za
niedługi czas będzie miała na swoich rękach krew Michała.
-
Mam na rano – odpowiedział Jaczewski siląc się ze wszystkich sił na uśmiech.
Boże, jakim był beznadziejnym aktorem!
-
O, to do zobaczenia na małej czarnej – odparła beztrosko Wiolka uśmiechając się
i do niego i do Mishy.
Michał
pożegnał się jeszcze skinieniem głowy z resztą kobiet będących w pokoju i wyszedł,
jakby mu się grunt pod nogami walił. I tak zresztą było!
-
Nigdy bym nie wpadł na to, że jest lesbijką. Może i daleko jej od utartego
kanonu ze świerszczyków, ale i tak jest niczego sobie – usłyszał Michał tuż za
sobą.
Odwrócił
się gwałtownie uderzając swoją klatką piersiową o klatkę chłopaka. Jasne brwi
Mishy powędrowały do góry, ale ani się nie odsunął, ani nie zrobił żadnego
ruchu mogącego świadczyć, że zaraz Michałowi przywali za tak nagłe wtargniecie w
jego przestrzeń prywatną. Co więcej, z jego twarzy można było wyczytać, że
bawiła go cała ta chora sytuacja. Co za psychol!
-
Posłuchaj sobie, cholero jedna, jeżeli komukolwiek powiesz o tym, co wczoraj
usłyszałeś, to twoje życie w tym mieście jest skończone, rozumiemy się? –
warknął Michał mierząc młodszego chłopaka surowym wzrokiem. Nie będzie mu tu
gówniarz życia rujnować!
-
Ho, ho – zaśmiał się cicho Misha. Psia mać. Nie dość, że był ubrany rodem z
rozkładówki jakiejś piekielnie drogiej marki, to jeszcze jego zęby były białe
niczym z reklamy pasty do zębów. Zgiń, przepadnij! – To możesz sprawić, że będą
mnie traktować niczym trędowatego? I to wszyscy mieszkańcy Warszawy? Musisz być
naprawdę kimś!
Michał
złapał go za zieloną koszulę czując pod palcami, że była z dobrego materiału.
Na Boga, z jakiej burżujskiej rodziny pochodził ten bies przeklęty?
-
Posłuchaj, szczeniaku. Jesteś tu na praktykach, tak? A praktyki trzeba jakoś
zaliczyć, nie? Także lepiej żyj ze mną dobrze, jeżeli chcesz mieć podpisany
świstek – Jaczewski aż się zapluł. No cóż, naważył sobie piwa, więc teraz
będzie musiał je wypić do ostatniej kropli.
Puścił
koszulę chłopaka i nic nie mówiąc skierował się z powrotem do swojego pokoju w
celu zabrania rzeczy. Nawet się nie obejrzał.
-
Panie Jaczewski, musimy poważnie porozmawiać – usłyszał Michał od razu, gdy
otworzył drzwi. Widocznie Lipski tak szybko nie zapomina, cholera.
*
* *
A
niech to wszystko szlag trafi!
-
Suczy syn – warknął Michał mijając oburzone dziennikarki. Zerknął na zegarek.
Dochodziła piętnasta. Nie dość, że ulice są zakorkowane, to jeszcze w
autobusach będzie ścisk, jakby wsadzono go do puszki z sardynkami. Od samego
początku ten dzień się źle zapowiadał! A mógł zostać w domu sprzedając Łukaszowi
jakąś bajeczkę. Ale nie. Wziął sobie do serca słowa siostry i teraz będzie
wzorowym pracownikiem. Na ile, do cholery, się zdały dobre chęci? No właśnie.
-
Pięknie, kurwa. Wspaniale wręcz – warknął po raz kolejny, gdy zobaczył, że
właśnie odjechał autobus, który miał go zawieźć na Krakowskie Przedmieście.
Może
zadzwoni do Gryki i narazi się na jego krzyki? W końcu co cię nie zabije, to cię
wzmocni! Promotor sobie ulży drąc się na niego, a Michał weźmie sobie to (może)
do serca i zapamięta, aby nigdy już nie paplać na lewo i prawo co mu ślina na
język przyniesie.
-
Kłopoty w raju?
Chyba
się przesłyszał, prawda? Powiedzcie, że to zły sen i że znów nie słyszy tego
znienawidzonego głosu!
Jednak
nie miał omamów.
-
Prześladujesz mnie, czy co? – syknął Jaczewski patrząc na Mishę, który
beztrosko opierał się o wypasione auto, na które Michał nawet nie śmiał
spojrzeć ze strachu, że gapienie się z wystawionym jęzorem jest karalne. Na
dodatek palił, a w Michale odezwał się właśnie głód nikotynowy, bo w końcu od
wczorajszego zdarzenia nie miał papierosa w ustach i nie kupił jeszcze nowej
paczki.
-
Chcę tylko w akcie skruchy cię podwieźć. To chyba nie uwłacza twojej godności?
-
Skoro już rozmowa z tobą jest dla mnie katorgą, to co dopiero zamknięcie się w
tej puszce na czterech kołach?
Misha
uśmiechnął się szeroko, po raz kolejny prezentując światu swój zniewalający
uśmiech. A idź w cholerę, ty wybryku natury!
-
Nazywasz moją mazdę puszką? Ho, ho! – zaśmiał się. – Chodź, pokażę ci, że nie
tylko z zewnątrz jest taka fajna. – Misha wyrzucił peta do stojącego obok
śmietnika i kluczykami otworzył czerwoną bestię.
Michał
przez moment bił się z myślami. Może i tego gnojka nie trawił, ale wątpił, by
kiedykolwiek jeszcze kopnął go zaszczyt przejechania się takim autem. Jednakże
ambicja nie pozwalała mu na taki luksus.
-
Obędzie się – burknął zatem poprawiając plecak.
-
Och! Nie bądź łajza, wsiadaj! – zniecierpliwił się Misha i nie czekając na
odpowiedź Jaczewskiego, wszedł do środka.
A
niech to. Raz kozie śmierć.
-
Grzeczny chłopiec – powiedział Misha, gdy Michał usadowił swoje szanowne cztery
litery na skórzanym siedzeniu.
Chłopak
nie wiedział, gdzie ma zatrzymać wzrok. Wszystko w środku było szczytem
techniki i luksusu. Poczuł się naprawdę głupio siedząc w zwykłych, ciemnych
jeansach i koszulce z barwami legii, podczas gdy kierowca znów wyglądał
nienagannie. Nawet najzwyklejsza oliwkowa koszula wyglądała na tym pizdusiu
dobrze. Gdzie się rodzą tacy ludzie? Na dodatek te uczesanie… Ileż musiał stać
rano przed lustrem, żeby uzyskać taki efekt?
-
Mów mi jak jechać, bo nie ogarniam jeszcze miasta. I jak, podoba się? – spytał
Misha cofając się i wyjeżdżając na główną drogę.
-
Ujdzie – odparł Jaczewski starając się nie piać z zachwytu. Czy mu się podoba?
Cholera, i to jak bardzo!
-
Ujdzie – przedrzeźnił go Misha pogłaśniając radio, w którym leciał najnowszy
hit Rihanny stukając przy tym o kierownicę palcami. – Prosto? – skinął głową w
stronę ronda, do którego się zbliżali.
-
Tak, cały czas – odpowiedział Jaczewski, któremu wycie piosenkarki przypomniało
o kacu. A niech to. Już sądził, że syndrom dnia następnego o nim zapomniał. –
Ściszysz ten… - Szit? Chłam? Badziewie?
– to coś?
-
Ho, ho. Trafił mi się koneser! – zaśmiał się kierowca. Czy on na wszystko
musiał tak reagować?
Michał
prychnął chcąc jak najszybciej być już na miejscu i nie musieć znosić obecności
gówniarza.
-
Po prostu mam dobry smak. Nie każdy gustuje w dźwiękach wydawanych przez
france.
-
Serio? Patrząc na twoją dziewczynę nie widzę różnicy – odparł Misha
najwidoczniej niezrażony tym, że właśnie nazwał dziewczynę Jaczewskiego wywłoką.
-
Poznałeś Malinę? – zdziwił się Michał.
-
Nie musiałem. Wystarczy, że wczoraj się o niej nasłuchałem. – Misha po raz
kolejny zaprezentował światu swoje idealne uzębienie denerwując przy tym
chłopaka siedzącego obok.
Jaczewski
w tym czasie spojrzał na to, co znajdowało się za szybą i nie mógł uwierzyć, że
okazał się takim idiotą. Już nigdy nie tknie alkoholu!
-
Na światłach w lewo i jesteśmy na miejscu. Zatrzymaj się na przystanku – powiedział
posępnie.
Gdy
samochód się zatrzymał wyszedł z niego jak najszybciej nie przejmując się
dobrym wychowaniem i nawet nie dziękując za podwiezienie.
Misha
tego się chyba nie spodziewał, bo aż otworzył okno krzycząc:
-
A gdzie się podział twój wyraz wdzięczności za zmarnowanie na ciebie mojego
czasu i benzyny?
No, no... Misza chce zaimponowac Michałkowi - fajne dialogi, zabawny rozdział - tylko czemu mam wrazenie, ze krótki?
OdpowiedzUsuńKrotki? O pół strony krótszy niż zazwyczaj. Nie sądziłam, że aż tak będzie to wyczuwalne. Ale obiecuję, że następna część będzie dłuższa :)
UsuńKrótki bo się dobrze czyta:d Bardzo podoba mi się to opowiadanie. Jestem ciekawa co to za znajomość im wyniknie. Pisz szybciutko kolejny. Przepraszam za tak krotka wiadomosc. Pisane z komorki dlatego. Muffinka.
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńrozdział rewelacyjny... kac to straszna rzecz... biedny Michał z jednej strony kac, z drugiej ten blondyn, którego spotkał, no i na dodatek jego przełożony... ciekawe co wyniknie z tej ich znajomości...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Chamswo butność i wulgaryzm przez niego przemawia :D
OdpowiedzUsuńWodz dupę Mazdą, koleś niedługo jak dobrze będzię go puknie a ten takie sceny :P
Mariah
Robi się co raz ciekawiej.. Wszystko ładnie i w ogóle..
OdpowiedzUsuńChociaż jak na razie bardziej podoba mi pierwsza wersja.. Ale, ale wszystko przed nami, nieprawdaż?
Dlatego nie mogę się doczekać następnej częsci. Jak to dalej się potoczy...
Pozdrawiam i życzę dużo weny!
Ai~chan
PS Nie jestem u siebie na kompie i dlatego piszę z anonimka xD
Pierwsza wersja fakt- miała swój urok. I w przyszłych rozdziałach będę się trzymać pomysłów które już tam były (pojawienie się Michala w mieszkaniu Mishy, brunet który nie palal sympatią do Michala, okoliczności kiedy oni ten tego ;) ) a teraz jakoś staram się aby jak najczęściej na siebie wpadali. Przez to to opowiadanie może mieć więcej niż 10 rozdziałów. A robienie z Mishy modela a nie zwykłego Kowalskiego jakoś już mi nie pasuje ;)
UsuńTa wersja też zaczyna być fajna, fakt że poprzednia była bardziej "bajkowa" i tak urocza że zakochałam się w "między słowami". "Tylko ty" na razie nieśmiało wkrada się do mojego serca. Droga autorko z niecierpliwością czekam na następną notkę i życzę ci żeby nigdy nie zabrakło ci zapału do tworzenia nowych opowieści :)
OdpowiedzUsuńTo straszne - miesięczna przerwa między rozdziałami... Może dlatego, że kolejny ma być dłuższy - do roboty !!! Czytelnik czeka
OdpowiedzUsuńRozdział jest już napisany, ma mega długość, czekam aż beta sprawdzi także zaraz będzie! :)
UsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, z jednej strony przełożony z drugiej kac i nasz nieznajomy blondyn och to było...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia