niedziela, 21 lipca 2013

2. Tylko mój

- Umieram, jak Boga kocham, zaraz wam tu zdechnę i będziecie musieli się zająć moimi zwłokami. Tyle, że ja nie chcę zwykłego pochówku – takiego, gdzie stado sępów z mojej rodziny będzie biadolić nad moim krótkim i nudnym życiem. Macie się bawić wokół paleniska, gdzie będą się palić moje prochy. Macie pić, chędożyć i robić wszystko tak, jakby jutra miało nie być. Inaczej ześlę wam z nieba plagi egipskie.

Wiolka zaśmiała się głośno wzbudzając w Michale rządzę mordu. Niech tylko ta ruda łajza będzie w zasięgu jego rąk!

- Och Michałku, niby jesteś takim dużym chłopcem, a nie potrafiszprzeżyć kaca. Byś się wstydził, studencie.

Michał prychnął nawet nie podnosząc czoła ze stolika i dalej chowając się w swoim kąciku przed złem tego świata.

Myślał, że nie wstanie dziś rano. Gdyby nie pomoc Piotrka, to wątpliwe było, że poruszyłby chociażby nogą. Co takiego wczoraj wypił, że tak go ścięło? Parę kieliszków ojcowskiej samogonki i piwo. Cóż to jest dla takiego młodego faceta jak on? Powinien wypić to wszystko duszkiem jak wodę i jeszcze prosić o dolewkę, a nie zachowywać się jak ostatnia pipa! O matulo, dzięki ci, że nie pozwoliłaś, żeby Malinka widziała go w takim stanie. Już nie stać go na te cholernie drogie prezenty, które dziewczyna każe sobie kupować, gdy jest na niego obrażona.

- Oho, harpia na horyzoncie – powiedziała Wiolka wstając.

Michał nie rozumiał jak baby mogą tak się nie lubić, kiedy nawet się nie znają. Wątpił, aby Malina zamieniła choć dwa zdania z Wiolką. A i tak żyją ze sobą jak pies z kotem.

- Wyglądasz tragicznie – usłyszał Jaczewski i podniósł powoli głowę krzywiąc się, gdy światło słoneczne go na moment oślepiło.

Westchnął widząc na początku długie nogi swojej dziewczyny, a potem krótką, cholernie obcisłą małą czarną (którą notabene Michał uwielbiał, ale wątpił, by jego luba specjalnie dla niego ją zakładała). Zatrzymał się dłużej na klatce piersiowej dziewczyny i zmarszczył brwi. Parę dni temu Malina nie miała aż tak wielkich piersi. Czyżby po raz kolejny zbliżały się mroczne dni? Nie za szybko trochę? Niedawno przeszedł tsunami humorów dziewczyny, a teraz znów czeka go zagłada? Nic tylko zdychać szybciej.

- Ciebie też miło widzieć – powiedział znów zamykając oczy i chowając twarz przed wszystkim wokół. Jak go łeb napieprzał!

- Próbowałam się do ciebie dodzwonić od wczoraj – powiedziała Malina w ogóle mu nie współczując.

- Podziałem gdzieś telefon.

- Już w tym wieku? Nie jesteś za młody na alzheimera?

- Widocznie niezbadane są wyroki boskie – nawet głupie wzruszenie ramionami wywoływało u Jaczewskiego falę bólu. Nigdy więcej alkoholu!

Dziewczyna odeszła bez słowa widząc, że z jej chłopaka zero pożytku - i dobrze. Skoro nie chce się pieprzyć, to nie ma po co Michałowi zawracać głowy.

Dzień zapowiadał się naprawdę cudownie. Przeklęty Łukasz, zło nieczyste widząc jego stan omijał go z daleka, koledzy z pokoju starali się nie za głośno dyskutować, a Malina już go nie zaszczycała swoją osobą. Zostało jeszcze pół godziny i Jaczewski będzie mógł stąd wyfrunąć i udać się na uczelnie w poszukiwaniu swojego promotora. Jeszcze nie wymyślił żadnej wymówki usprawiedliwiającej jego brak zaangażowania w pisanie pracy, ale ma nadzieję, że na miejscu go olśni. Inaczej będzie w głębokiej, czarnej dupie.

Przetarł twarz wybudzając się z lekkiej drzemki i zauważył, że w pokoju, gdzie wiecznie panowała wrzawa, teraz było cicho. Co więcej, każdy z jego kolegów siedział na swoim miejscu i nic nie wskazywało na to, że chociażby oddychali. Oho, to mówiło tylko o jednym – Michał jednak jest w tej głębokiej, czarnej dupie wcześniej, niż się tego spodziewał.

- Ach, wreszcie pan Jaczewski zawitał wśród żywych! A witamy, witamy – usłyszał Michał i na moment serce ugrzęzło mu w gardle. Nie dlatego, że przed nim stał Konrad Lipski, jego przełożony, który zachodził do swoich niewolników tylko wtedy, gdy miał któregoś zwolnić lub opieprzyć. Osoba, która stała przy przełożonym sprawiła, że Michał się zastanawiał czy komuś z góry nie podpadł. Te blond pukle pozna wszędzie.

- Panie Jaczewski? Dobrze się pan czuje? – spytał Lipski widząc swojego pracownika bladego jak kreda.

Michał wyglądał jakby zobaczył zjawę. Jego spojrzenie wyrażało najwyższe przerażenie. Jeszcze trochę i wyzionie ducha!

- Nie za bardzo – odpowiedział student starając się patrzeć wszędzie, tylko nie na blondyna, którego wczoraj (a raczej dzisiaj) spotkał. Losie, ty okrutna pindo, musisz być babą skoro potrafisz zrobić takie świństwo! – Przepraszam – wstał powoli i czując na sobie wzrok wszystkich (a najbardziej ten jeden) minął Lipskiego i skierował się ku wyjściu.

Gdy drzwi się zamknęły, pobiegł do swojej mekki tak, jak gdyby goniło go stado byków. Wiolka jakoś nie marudziła, że u niej przesiadywał i żłopał kawę, która była o niebo lepsza niż ta, którą miał u siebie.

- O, czyżbyś się za mną stęsknił? – spytała kobieta odrywając się na moment od ekranu komputera.

- Jak diabli. Nie masz gdzieś może jakiegoś schronu, czy innego bunkra, gdzie mógłbym przeczekać apokalipsę? – spytał Michał biorąc taboret spod ściany i stawiając naprzeciwko biurka koleżanki z pracy.

- A przed czym uciekasz, Alicjo? Bo nie wiem, czy moja królicza nora ci wystarczy – odparła Wiolka znów odrywając się od pracy, aby błądzić wzrokiem tym razem za plecami Michała.

- Przed Szalonym Kapelusznikiem, który od wczoraj mnie bezustannie prześladuje – westchnął Jaczewski nie mogąc zrozumieć tego, że jego problemy są tak lekceważone. Przecież nękanie jest karalne!

- A czy ten Szalony Kapelusznik jest wysoki, płowowłosy i – co tu gadać – niczego sobie?

- Zapomniałaś dodać jeszcze, że ma muchy w nosie. Tak. Skąd wiesz?

- Właśnie stoi za tobą, więc lepiej uciekaj migiem Alicjo, bo żywot twój marny.

Michał zastygł i zszokowany patrzył na rozbawioną kobietę. W końcu powoli się odwrócił prosząc wszystkich Egipskich bogów, aby za nim nie stała osoba, której nawet po śmierci nie chciałby spotkać.

Blondyn patrzył na Jaczewskiego swoim dziko niebieskim wzrokiem przyprawiając go o nieprzyjemne dreszcze. Nie lubił być tak monitorowany. Wystarczy, że naraża się na to w każde święta, czy inne spotkania, na których obecność jest obowiązkowa. Na nieszczęście owych fet ciągle przybywa.

- Jesteś jakimś cholernym Harrym Potterem, że się tu tak szybko teleportowałeś? – syknął Jaczewski.

Blondyn uśmiechnął się tylko w odpowiedzi i wyciągnął z kieszeni coś, co Michał uważał za zaginione po wsze czasy.

- Skąd go masz?! – Michał zerwał się z krzesła wyrywając z ręki chłopaka swój przedpotopowy telefon. – Wszędzie go szukałem!

- Widocznie twoja pamięć nieźle szwankuje, skoro nie pamiętasz, że w amoku chciałeś go wyrzucić.

- Cały Michaś – cmoknęła Wiolka patrząc na nowoprzybyłego z szerokim uśmiechem. Kobiecy instynkt podpowiadał jej, że tych dwóch będzie nadawać na podobnych, jeśli nie identycznych falach.

- Brednie powiadasz – warknął Michał od razu przeglądając skrzynkę odbiorczą i nieodebrane połączenia. O dziwo nikt do niego nie pisał ani nie dzwonił, no może oprócz Maliny. O losie - mógłby zaginąć, a nikt by się tym nie zainteresował!

- Jeden numer strasznie często wydzwaniał. Upierdliwe – powiedział blondyn nie spuszczając z Michała wzroku, który w tym czasie nie widział świata poza swoją Nokią.

- Cóż, cała Malina – stwierdził Jaczewski.

- Malina? To ta od wódki?

Michał spojrzał na chłopaka zaskoczony nie rozumiejąc, o czym on – najprościej ujmując – pieprzył. Malina i wódka? Co za głupie połączenie! Ona jest abstynentką, także wszelakie szybkie numerki z pijaną dziewczyną nie wchodzą w grę. Więc o co chodziło mu z tą wódką? Chyba, że…

Jaczewski nagle zbladł jak ściana. Po raz kolejny dziś. I znów z powodu nowopoznanej nemezis.

- Michaś, dobrze się czujesz? – spytała Wiolka widząc u niego nagłą zmianę.

Ale zawsze przed spotkaniem z nią muszę wypić kieliszek wódki. Inaczej polegnę.

Te słowa odbijały się echem w umyśle Michała, który zaczął sobie powoli przypominać to, co wczoraj wyprawiał. O cholera, kurwa mać. Już po nim. Jego kariera (ha ha, a takowa w ogóle jest?!) właśnie przeleciała mu tuż przed nosem, dziewczyna marzeń jak i rodzina również pomachają mu mówiąc „adieu!”. Co za kompromitacja!

- Michał? – Wiolka dotknęła jego ramienia zaniepokojona.

Michał spojrzał na nią rozbieganym wzrokiem nie wiedząc, czy już teraz szukać łopaty do wykopania sobie dziury, czy czekać na cud. Kto tam wie, może bogowie wreszcie przestaną go traktować jak kozła ofiarnego?

Już Jaczewski miał otworzyć usta bełkocząc, że wszystko jest ok, ale blondyn położył dłoń na jego ramieniu, przez co cała uwaga studenta skupiła się na nim.

- Tak poza tym, to jestem Misha Kozłowski – przedstawił się, wystawiając prawą rękę ku koleżance Michała. - Praktykant. 

- Wiolka Szulc – odpowiedziała kobieta ściskając dłoń. - Korektor. 

Michał poczuł, jak zimny pot płynie wzdłuż jego pleców.

Albo Wiolka, koleżanka z innego działu. Dziewczyna świetna, naprawdę! Tyle, że nie gustująca w facetach.

Koniec. Kopanie dołu nie uchroni Michała od kobiecej zemsty. Jak nic Wiolka go rozszarpie, gdy się dowie, że po pijaku wyjawił obcemu tajemnicę, której nie znają nawet jej rodzice. A potem ten obcy okazał się już nie do końca taki obcy. Cholera jasna! Ile jeszcze los podrzuci mu kłód pod nogi?!

- Ja muszę lecieć na uczelnię, bo zaraz bus mi ucieknie – powiedział Michał, któremu ręka Mishy strasznie ciążyła.

- Przychodzisz jutro? – spytała nieświadoma kobieta nie wiedząc jeszcze, że za niedługi czas będzie miała na swoich rękach krew Michała.

- Mam na rano – odpowiedział Jaczewski siląc się ze wszystkich sił na uśmiech. Boże, jakim był beznadziejnym aktorem!

- O, to do zobaczenia na małej czarnej – odparła beztrosko Wiolka uśmiechając się i do niego i do Mishy.

Michał pożegnał się jeszcze skinieniem głowy z resztą kobiet będących w pokoju i wyszedł, jakby mu się grunt pod nogami walił. I tak zresztą było!

- Nigdy bym nie wpadł na to, że jest lesbijką. Może i daleko jej od utartego kanonu ze świerszczyków, ale i tak jest niczego sobie – usłyszał Michał tuż za sobą.

Odwrócił się gwałtownie uderzając swoją klatką piersiową o klatkę chłopaka. Jasne brwi Mishy powędrowały do góry, ale ani się nie odsunął, ani nie zrobił żadnego ruchu mogącego świadczyć, że zaraz Michałowi przywali za tak nagłe wtargniecie w jego przestrzeń prywatną. Co więcej, z jego twarzy można było wyczytać, że bawiła go cała ta chora sytuacja. Co za psychol!

- Posłuchaj sobie, cholero jedna, jeżeli komukolwiek powiesz o tym, co wczoraj usłyszałeś, to twoje życie w tym mieście jest skończone, rozumiemy się? – warknął Michał mierząc młodszego chłopaka surowym wzrokiem. Nie będzie mu tu gówniarz życia rujnować!

- Ho, ho – zaśmiał się cicho Misha. Psia mać. Nie dość, że był ubrany rodem z rozkładówki jakiejś piekielnie drogiej marki, to jeszcze jego zęby były białe niczym z reklamy pasty do zębów. Zgiń, przepadnij! – To możesz sprawić, że będą mnie traktować niczym trędowatego? I to wszyscy mieszkańcy Warszawy? Musisz być naprawdę kimś!

Michał złapał go za zieloną koszulę czując pod palcami, że była z dobrego materiału. Na Boga, z jakiej burżujskiej rodziny pochodził ten bies przeklęty?

- Posłuchaj, szczeniaku. Jesteś tu na praktykach, tak? A praktyki trzeba jakoś zaliczyć, nie? Także lepiej żyj ze mną dobrze, jeżeli chcesz mieć podpisany świstek – Jaczewski aż się zapluł. No cóż, naważył sobie piwa, więc teraz będzie musiał je wypić do ostatniej kropli.

Puścił koszulę chłopaka i nic nie mówiąc skierował się z powrotem do swojego pokoju w celu zabrania rzeczy. Nawet się nie obejrzał.

- Panie Jaczewski, musimy poważnie porozmawiać – usłyszał Michał od razu, gdy otworzył drzwi. Widocznie Lipski tak szybko nie zapomina, cholera.

* * *

A niech to wszystko szlag trafi!

- Suczy syn – warknął Michał mijając oburzone dziennikarki. Zerknął na zegarek. Dochodziła piętnasta. Nie dość, że ulice są zakorkowane, to jeszcze w autobusach będzie ścisk, jakby wsadzono go do puszki z sardynkami. Od samego początku ten dzień się źle zapowiadał! A mógł zostać w domu sprzedając Łukaszowi jakąś bajeczkę. Ale nie. Wziął sobie do serca słowa siostry i teraz będzie wzorowym pracownikiem. Na ile, do cholery, się zdały dobre chęci? No właśnie.

- Pięknie, kurwa. Wspaniale wręcz – warknął po raz kolejny, gdy zobaczył, że właśnie odjechał autobus, który miał go zawieźć na Krakowskie Przedmieście.

Może zadzwoni do Gryki i narazi się na jego krzyki? W końcu co cię nie zabije, to cię wzmocni! Promotor sobie ulży drąc się na niego, a Michał weźmie sobie to (może) do serca i zapamięta, aby nigdy już nie paplać na lewo i prawo co mu ślina na język przyniesie.

- Kłopoty w raju?

Chyba się przesłyszał, prawda? Powiedzcie, że to zły sen i że znów nie słyszy tego znienawidzonego głosu!

Jednak nie miał omamów.

- Prześladujesz mnie, czy co? – syknął Jaczewski patrząc na Mishę, który beztrosko opierał się o wypasione auto, na które Michał nawet nie śmiał spojrzeć ze strachu, że gapienie się z wystawionym jęzorem jest karalne. Na dodatek palił, a w Michale odezwał się właśnie głód nikotynowy, bo w końcu od wczorajszego zdarzenia nie miał papierosa w ustach i nie kupił jeszcze nowej paczki.

- Chcę tylko w akcie skruchy cię podwieźć. To chyba nie uwłacza twojej godności?

- Skoro już rozmowa z tobą jest dla mnie katorgą, to co dopiero zamknięcie się w tej puszce na czterech kołach?

Misha uśmiechnął się szeroko, po raz kolejny prezentując światu swój zniewalający uśmiech. A idź w cholerę, ty wybryku natury!

- Nazywasz moją mazdę puszką? Ho, ho! – zaśmiał się. – Chodź, pokażę ci, że nie tylko z zewnątrz jest taka fajna. – Misha wyrzucił peta do stojącego obok śmietnika i kluczykami otworzył czerwoną bestię.

Michał przez moment bił się z myślami. Może i tego gnojka nie trawił, ale wątpił, by kiedykolwiek jeszcze kopnął go zaszczyt przejechania się takim autem. Jednakże ambicja nie pozwalała mu na taki luksus.

- Obędzie się – burknął zatem poprawiając plecak.

- Och! Nie bądź łajza, wsiadaj! – zniecierpliwił się Misha i nie czekając na odpowiedź Jaczewskiego, wszedł do środka.

A niech to. Raz kozie śmierć.

- Grzeczny chłopiec – powiedział Misha, gdy Michał usadowił swoje szanowne cztery litery na skórzanym siedzeniu.

Chłopak nie wiedział, gdzie ma zatrzymać wzrok. Wszystko w środku było szczytem techniki i luksusu. Poczuł się naprawdę głupio siedząc w zwykłych, ciemnych jeansach i koszulce z barwami legii, podczas gdy kierowca znów wyglądał nienagannie. Nawet najzwyklejsza oliwkowa koszula wyglądała na tym pizdusiu dobrze. Gdzie się rodzą tacy ludzie? Na dodatek te uczesanie… Ileż musiał stać rano przed lustrem, żeby uzyskać taki efekt?

- Mów mi jak jechać, bo nie ogarniam jeszcze miasta. I jak, podoba się? – spytał Misha cofając się i wyjeżdżając na główną drogę.

- Ujdzie – odparł Jaczewski starając się nie piać z zachwytu. Czy mu się podoba? Cholera, i to jak bardzo!

- Ujdzie – przedrzeźnił go Misha pogłaśniając radio, w którym leciał najnowszy hit Rihanny stukając przy tym o kierownicę palcami. – Prosto? – skinął głową w stronę ronda, do którego się zbliżali.

- Tak, cały czas – odpowiedział Jaczewski, któremu wycie piosenkarki przypomniało o kacu. A niech to. Już sądził, że syndrom dnia następnego o nim zapomniał. – Ściszysz ten…  - Szit? Chłam? Badziewie? – to coś?

- Ho, ho. Trafił mi się koneser! – zaśmiał się kierowca. Czy on na wszystko musiał tak reagować?

Michał prychnął chcąc jak najszybciej być już na miejscu i nie musieć znosić obecności gówniarza.

- Po prostu mam dobry smak. Nie każdy gustuje w dźwiękach wydawanych przez france.

- Serio? Patrząc na twoją dziewczynę nie widzę różnicy – odparł Misha najwidoczniej niezrażony tym, że właśnie nazwał dziewczynę Jaczewskiego wywłoką.

- Poznałeś Malinę? – zdziwił się Michał.

- Nie musiałem. Wystarczy, że wczoraj się o niej nasłuchałem. – Misha po raz kolejny zaprezentował światu swoje idealne uzębienie denerwując przy tym chłopaka siedzącego obok.

Jaczewski w tym czasie spojrzał na to, co znajdowało się za szybą i nie mógł uwierzyć, że okazał się takim idiotą. Już nigdy nie tknie alkoholu!

- Na światłach w lewo i jesteśmy na miejscu. Zatrzymaj się na przystanku – powiedział posępnie.

Gdy samochód się zatrzymał wyszedł z niego jak najszybciej nie przejmując się dobrym wychowaniem i nawet nie dziękując za podwiezienie.

Misha tego się chyba nie spodziewał, bo aż otworzył okno krzycząc:

- A gdzie się podział twój wyraz wdzięczności za zmarnowanie na ciebie mojego czasu i benzyny?


W odpowiedzi Michał pokazał środkowy palec. No cóż, tego Misha na pewno się nie spodziewał. 

11 komentarzy:

  1. No, no... Misza chce zaimponowac Michałkowi - fajne dialogi, zabawny rozdział - tylko czemu mam wrazenie, ze krótki?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Krotki? O pół strony krótszy niż zazwyczaj. Nie sądziłam, że aż tak będzie to wyczuwalne. Ale obiecuję, że następna część będzie dłuższa :)

      Usuń
  2. Krótki bo się dobrze czyta:d Bardzo podoba mi się to opowiadanie. Jestem ciekawa co to za znajomość im wyniknie. Pisz szybciutko kolejny. Przepraszam za tak krotka wiadomosc. Pisane z komorki dlatego. Muffinka.

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam,
    rozdział rewelacyjny... kac to straszna rzecz... biedny Michał z jednej strony kac, z drugiej ten blondyn, którego spotkał, no i na dodatek jego przełożony... ciekawe co wyniknie z tej ich znajomości...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Chamswo butność i wulgaryzm przez niego przemawia :D
    Wodz dupę Mazdą, koleś niedługo jak dobrze będzię go puknie a ten takie sceny :P

    Mariah

    OdpowiedzUsuń
  5. Robi się co raz ciekawiej.. Wszystko ładnie i w ogóle..
    Chociaż jak na razie bardziej podoba mi pierwsza wersja.. Ale, ale wszystko przed nami, nieprawdaż?

    Dlatego nie mogę się doczekać następnej częsci. Jak to dalej się potoczy...


    Pozdrawiam i życzę dużo weny!
    Ai~chan

    PS Nie jestem u siebie na kompie i dlatego piszę z anonimka xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwsza wersja fakt- miała swój urok. I w przyszłych rozdziałach będę się trzymać pomysłów które już tam były (pojawienie się Michala w mieszkaniu Mishy, brunet który nie palal sympatią do Michala, okoliczności kiedy oni ten tego ;) ) a teraz jakoś staram się aby jak najczęściej na siebie wpadali. Przez to to opowiadanie może mieć więcej niż 10 rozdziałów. A robienie z Mishy modela a nie zwykłego Kowalskiego jakoś już mi nie pasuje ;)

      Usuń
  6. Ta wersja też zaczyna być fajna, fakt że poprzednia była bardziej "bajkowa" i tak urocza że zakochałam się w "między słowami". "Tylko ty" na razie nieśmiało wkrada się do mojego serca. Droga autorko z niecierpliwością czekam na następną notkę i życzę ci żeby nigdy nie zabrakło ci zapału do tworzenia nowych opowieści :)

    OdpowiedzUsuń
  7. To straszne - miesięczna przerwa między rozdziałami... Może dlatego, że kolejny ma być dłuższy - do roboty !!! Czytelnik czeka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdział jest już napisany, ma mega długość, czekam aż beta sprawdzi także zaraz będzie! :)

      Usuń
  8. Hejeczka,
    wspaniale, z jednej strony przełożony z drugiej kac i nasz nieznajomy blondyn och to było...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń