Fakt.
Nie dość, że całymi dniami praktycznie będziemy kisić się w klasach, to jeszcze
mamy chodzić na zajęcia pozalekcyjne przygotowujące nas do tegoż ważnego, jak
nie najważniejszego, egzaminu dojrzałości, który ma nadejść za pół roku. Pół
roku, psia mać! Przez pół roku zdążę przerobić Hamleta sto razy! Na Boga, co ci
nauczyciele myślą sądząc, że mając tyle czasu ktokolwiek przysiądzie do nauki?
Zapomniał wół kiedy cielęciem był, cholera.
-
Dobrze, że w weekendy nie będą nas ściągać – prychnąłem zatrzymując się i
patrząc na automat. A raczej na to, co było w środku. Tak sobie lubię słodycze,
ale orzechów w czekoladzie nigdy nie mam dosyć.
-
Śmieliby tylko! Już i tak nie wiem jak wstanę na ósmą w czwartek. Przecież to
jeszcze noc!
-
Noc nie noc, ale Denzel nie daruje ci jak nie uraczysz go swoją osobą –
powiedziałem z niezadowoloną miną zauważając, że nastały ciężkie czasy i a w
moim portfelu znajduje się wielkie nic. Wakacje zdarły ze mnie wszystko co do
grosza.
-
Że też ze wszystkich nauczycieli chemii musieliśmy trafić na tego najgorszego –
jęknął Adam oglądając się po chwili za grupką pierwszoklasistek.
On
i to jego zamiłowanie do nietkniętego towaru…
-
Gdybyś nie pomylił siarczanu z chlorem to może dalej miałby brwi a ty byś nie
musiał uciekać za każdym razem gdy go spotkasz na korytarzu.
-
Co ty bredzisz? Że ja się go boję? Proszę cię. Denzel może wyrosnąć nawet spod
ziemi a ja i tak będę… Sorry, muszę się odlać – powiedział i szybko odwrócił
się. Spojrzałem na niego jak odchodzi nerwowym krokiem, a zaraz mignął mi przed
oczami sam Denzel ubrany w swój zwyczajowy purpurowy garnitur. Zaśmiałem się
pod nosem nie mogąc uwierzyć, że z Adama jest taki chojrak, a gdy przychodzi co
do czego to podkula ogon i ucieka gdzie pieprz rośnie.
Cóż,
mieliśmy wrócić razem ale zanim on łaskawie wróci, to minął wieki. A ja czasu
dużo nie mam. Dziś czeka mnie starcie tytanów – ja kontra dzieciak Oskara.
Był
to dla mnie szok słysząc, że facet, który ciężko odróżnia lewą rękę od prawej
spłodził syna o którym nie wspomniał przez bite dwa miesiące. Nawet Hektor czy
Gabriel nie puścili farby!
Długo
mi Oskar opowiadał, że parę miesięcy temu zostawiła go dziewczyna, której
wychowanie syna przerosło. Tak z dnia na dzień spakowała walizki i pojechała w
świat nie mówiąc nawet gdzie czy do kogo. I, kując żelazo póki gorące, Oskarek
zaczął starać się o wyłączne prawo do dziecka. Mówił, że Kim (bo tak się ta
sucz nazywa) często zostawiała go na parę tygodni nawet jak była w ciąży i
wracała z łzami w oczach błagając na kolanach (co pewnie temu zboczeńcowi się podobało)
o wybaczenie. Oskar mając chyba słabość do damskich łez przyjmował ją z
powrotem. A historia zataczała koło. I po raz kolejny Kim wyparowała
zostawiając swojego (a teraz mojego) chłopaka, tyle, że teraz było inaczej.
Teraz obydwoje mieli małe dziecko, którym trzeba ciągle się zajmować. Teraz nie
było czasu na tańce hulance, a na tworzenie gniazdka, w którym malutka
przepióreczka mogłaby spokojnie sobie żyć. I wyjaśniły się Oskara wyjazdy na
tydzień czy telefony o których nie chciał mi powiedzieć. Szkoda tylko, że w
taki sposób.
Denerwowałem
się. Jak jasna cholera wychodziłem z siebie. Nienawidziłem dzieci.
Nienawidziłem wszystkiego co sięgało mi do bioder, chyba, że miało cztery łapy
i szczekało. A Lucas przecież nie szczekał.
O
matko. Nic nie tknąłem od rana z nerwów, a teraz mój tasiemiec upomniał się o
jakąś strawę. A ani Adama, ani innego z pełną sakwą mamony nie widać na
horyzoncie. Tak to jest jak się zrywa z połowy rozpoczęcia.
Nawet
nie zauważyłem jak wróciłem do domu. Całą drogę myślałem o obecnej sytuacji i
doszedłem do wniosku, że ja wcale nie chcę się Oskarem dzielić. Z nikim. Ani z
Hektorem i resztą szarańczy zwaną inaczej ich kumplami. Ani z jego upiorną
matką. Ani z dzieckiem. Chcę, aby był całkowicie mój. Widocznie proszę o zbyt
wiele.
*
* *
Telefon
dzwonił chyba z dziewiąty raz a ja dalej nie odbierałem. Nie potrafiłem.
Obawiałem się złości Oskara, bo w końcu byliśmy umówieni godzinę temu pod Taco
Bell. Ja niestety stchórzyłem mimo tego, że przerabialiśmy to przez ostatnie
dwa tygodnie. Ale ja po prostu nie chcę jeszcze poznawać tego dzieciaka. Nie
jestem jeszcze gotowy. Może to i głupie, bo co jest winien chłopak z rozbitej
rodziny. Ale ja po prostu mając te swoje osiemnaście lat nie jestem jeszcze
gotowy na niańczenie smarkaczy. Sam niedawno ssałem matczyny cycek! A teraz na
zawołanie mam się stać dla kogoś drugim ojcem? Jakie to chore!
-
Cody, do nogi! – krzyknąłem do psa widząc, że ten zaciekawił się posesją
sąsiadów.
Pies
podbiegł do mnie szybko machając ogonem. Zerknąłem na zegarek omijając wzrokiem
ilość połączeń nieodebranych. Dochodziła dwudziesta.
Kiwnąłem
głowie przechodzącej sąsiadce myśląc co u licha miałem teraz zrobić. Zostało mi
jeszcze parę godzin życia, w najlepszym przypadku dni. Może powinienem zacząć
żegnać się z ludźmi? Wygarnąć tym, co mnie denerwowali? Powiedzieć gąskom, w
których się podkochiwałem, że straciły taką świetną szansę bycia z naprawdę
ekstra facetem jak ja? Zadzwonić do brata i powiedzieć mu, że mimo tego, że
jest naprawdę wkurzającą mendą, to jednak jest bliski memu sercu? E, szkoda
fatygi. Po pierwsze, to i tak nie odbierze, a po drugie to pewnie połączenia są
horrendalnie drogie, a ja biedny chłopak jestem, to po co mi kolejne wydatki.
Telefon
znów się rozdzwonił, jakby jakiś bies czy inny czort go opętał. Nie ma mowy
abym odebrał! Życie mi jeszcze miłe!
Schowałem
komórkę do kieszeni ignorując wibracje oraz dzwonek śmiejącego się Draculi i
dalej powolnym krokiem spacerowałem przy okazji pozwalając psu na załatwienie swoich
potrzeb.
-
Och nie – skrzywiłem się czując pierwsze krople deszczu. – Nawet ty , przeklęta
pogodo, jesteś przeciwko mnie? Czym ci zawiniłem?
Najgorsze
było to, że byłem strasznie daleko od domu i zanim wrócę, to przemoknę do
suchej nitki. Super, jeszcze przeziębienia było mi trzeba. Jakbym miał za mało
kłopotów!
-
Cody, a ciebie gdzie zawiało?! – krzyknąłem rozglądając się, bo znów psiak mi
uciekł. Nie wiem jak to z nim jest. Gdy wyprowadza go ojciec czy mama, to nie
odstępuje ich o krok. A wystarczy że zobaczy, że to ja dzierżę smycz, to
dostaje głupawki i co chwilę muszę go wołać. – Chodź piesku, wracamy do domu!
Deszcz
zaczął padać coraz mocniej. Przez moment zastanawiałem się co zrobić – czy
schować się gdzieś i przeczekać, ale nie wiadomo ile przecież będzie padać,
czy…
-
Idziemy! - … czy mieć gdzieś katar, gorączkę i temperaturę, które jutro
powitają mnie obrzydliwym uściskiem. W końcu rok szkolny się zaczął! Trzeba
znajdować wymówki aby nie musieć chodzić do miejsca będącym horrorem dla
ucznia.
Nie
znosiłem biec i ledwo widzieć obraz przed sobą. Zresztą ja w ogóle miałem
zerową kondycję. Obiecałem sobie w te wakacje, że coś z tym koniecznie będę
musiał zrobić. A, że ze mnie jest ostatnia pipa jeżeli chodzi o samoobronę (nie
wspominając już o ofensywie), to wpadłem na iście genialny pomysł, aby uczyć
się sztuk walki. Jeszcze ma złota główka nie wymyśliła gdzie będę chodził, ale
zapał już jest.
Tak
jak się spodziewałem, zmokłem do samych majtek. Mama mówiła, abym wziął ze sobą
deszczówkę, ale nie, ja zawsze wiedziałem lepiej. I teraz mam.
Gdy
wpadłem do domu zostałem do razu zbesztany przez moją jakże kochaną
rodzicielkę, że tylko brudzę a nic nie sprzątam, i że Hektor nigdy taki nie był
i… a reszty już nie słuchałem, bo po co, tylko jak najszybciej chciałem dostać
się do pokoju i zdjąć przemoczone ubrania.
Idąc
schodami zacząłem zdejmować bluzę, ale jakoś opornie mi szło. Zapomniałem, że
aby kaptur nie zsunął się z mego włochatego czerepu, zawiązałem supeł pod
brodą. A teraz masz babo placek, zrób coś z tym.
Mając
bluzę zdjętą do głowy, szedłem na oślep starając się w ciemności (bo ze mnie
jest kompletny idiota, skoro mogłem naciągnąć ją z powrotem na ciało. Ale nie,
musiałem zrobić po swojemu. Mimo to i tak zdarzył się cud, że na nikogo ani na
nic nie wpadłem. Jednak anioł stróż nade mną czuwa) rozplątać supeł i na czuja
wszedłem do pokoju.
-
No nareszcie! – warknąłem, gdy udało mi się rozplątać węzełek. Już zacząłem się
dusić!
Ściągnąłem
górę od dresu i o mały włos, a bym zaraz nie padł na zawał.
-
O Boże! – krzyknąłem wpadając plecami na szafę. Serce waliło mi jak oszalałe.
Co on u diabła tu robił?
-
Jeszcze nikt nie zwracał się do mnie per Boże, ale miło, że w końcu zauważyłeś
moją wyższość nad tobą – mężczyzna zaciągnął się mocno papierosem. – Ponadto
niepotrzebnie się tak odstawiłeś. Małe dzieci nie obchodzi w co jesteś ubrany.
Chyba że masz wielki brzuch, czerwony kubrak i mówisz hoł hoł hoł – powiedział
Oskar.
Siedział
na łóżku w kurtce i nie spuszczał ze mnie swojego twardego, zimnego wzroku.
-
Co tu robisz? – spytałem zamykając za sobą drzwi ale nie podszedłem do Oskara.
Jeszcze czego. Życie mi w końcu miłe!
-
Byliśmy umówieni jakieś dwie godziny temu jak dobrze pamiętam. – Spojrzał na
zegarek. – Nie odbierałeś moich telefonów. Myślałem, że coś się stało. A ty po
prostu stchórzyłeś. I ty nazywasz siebie mężczyzną?
A
jednak był cholernie zły. W sumie nie ma co się dziwić, ale on również nie jest
bez winy! Nie daje mu to powodów, aby mnie tak obrażać! Często tak macie, że
wystarczy tylko krótkie zerkniecie na czerwoną płachtę, a rozszalały byk w
waszej głowie zaczyna szaleć?
-
No tak, bo to mnie zostawiła kobieta z balastem – prychnąłem. Cholera, nie
chciałem nawet ust otwierać a co dopiero prychać! – Powiedz, co jej musiałeś
zrobić, że nie mogła z tobą dłużej wytrzymać? – Słowa wychodziły z ust bez
mojej woli. To było silniejsze ode mnie. Wiedziałem, że zależało mu na moim
spotkaniu z jego synem. Rozmawialiśmy o tym dniami i nocami. Jednak gdy nastał
ten dzień, to nie potrafiłem sprostać zadaniu. A mój odruch obronny jest prosty
– atakuj gdy ciebie atakują.
Oskar
zmrużył oczy i znów zaciągnął się papierosem. Po raz pierwszy widziałem go
takiego. Był przerażający.
-
Po raz pierwszy ktokolwiek nazwał Lucasa balastem. Na dodatek robi to osoba,
która sama nim jest. Powiedz Louis, jak tam twoje miłosne podboje? Przeleciałeś
coś kiedyś? – Uśmiechnął się paskudnie. – Mnie może jedna dziewczyna raz za razem
zostawiała, ale chociaż zaliczyłem. A ty? Dalej jesteś prawiczkiem? Dalej żadna
cię nie chce?
Myślałem,
że… nie, ja nie myślałem. Ja robiłem.
Rzuciłem
się na Oskara z pięściami z dzikim okrzykiem. Nie obchodziło mnie to, że
rodzice na bank mnie usłyszeli, ani to, że przeżywam właśnie deja vu i znów
zostanę w paru ruchach pokonany. Liczyła się moja furia i pięść, która boleśnie
wylądowała na moim brzuchu wgniatając wszystko co stało jej na drodze. Aż
straciłem na moment oddech.
-
Co robisz?! – krzyknąłem czując, jak mężczyzna zasysa się na mojej szyi.
-
Mam już dosyć czekania aż przestaniesz być taką cnotką niewydymką i chcę wziąć
to co moje – odpowiedział Oskar gryząc me jabłko Adama.
-
A co niby jest twoje? – Starałem się go odepchnąć, ale unieruchomił mi ręce.
-
Ty cały. Każda część twojego ciała należy do mnie. Każdy twój oddech, każde
jęknięcie, każdy okrzyk.
Po
tych słowach wbił się w moje usta odbierając na moment oddech. Ja naprawdę
muszę być jakimś chorym masochistą, że złość Oskara mnie kręciła. Mając takiego
szalonego faceta nad sobą, czując jego władzę, siłę, nie mogąc się niczego
spodziewać od razu stawałem się uległy.
Drżałem
za każdym razem, gdy ściskał moje pośladki przez mokry materiał jeansów Podrygiwałem
biodrami starając się otrzeć kroczem o jego. Aż sapnąłem czując, że i jemu
udzieliła się sytuacja.
Zarzuciłem
ręce na jego ramiona przysuwając go bliżej siebie. Chciałem go czuć całym
ciałem. Cholernie podniecała mnie jego gwałtowność. Aż miękły mi wtedy kolana.
Oskar
musiał wiedzieć, że jego agresja tak na mnie działała. Inaczej po każdej nawet
najmniejszej kłótni nie lądowalibyśmy w swoich objęciach.
Czułem
jego język dosłownie wszędzie. Moja twarz aż kleiła się od jego śliny
sprawiając, że byłem na skraju orgazmu.
Rozszerzyłem
szeroko nogi chcąc mieć tego wielkiego faceta bliżej, czuć jego ciężar na sobie. Wariowałem. No normalnie wariowałem gdy tylko był w pobliżu. Ta cholerna miłość
mnie kiedyś wykończy.
Jęknąłem
głośno gdy Oskar to kąsał to lizał mnie po zagłębieniu szyi. Złapałem jego
ramiona nie chcąc aby się odsunął. I nie wiem jakich szatańskich sztuczek użył,
że mimo mych macek oplatających jego ciało, jakimś cudem zdjął kurtkę i
koszulę, którą miał pod spodem.
Uwielbiałem
móc dotykać jego ciało i zapominać o wszystkim. Ani jego syn, ani moja matka
wołająca czy wszystko jest w porządku, ani telefon który przed chwilą dzwonił
nie są ważne.
Oskar
z pocałunkami zaczął schodzić niżej. Złapał dwoma palcami za mój sutek i zaczął
go ciągnąć nie sprawiając mi tym o dziwo bólu. Albo byłem już na tyle podniecony,
że po prostu tego nie czułem.
Wierciłem
się pod nim jakbym był opętany czy inne cholerstwo we mnie siedziało. Nie
potrafiłem
utrzymać bioder w jednym miejscu.
Złapałem
go za twarde ramiona przyjmując wszystko co mi ofiarował i zgadzając się na to,
co chciał ze mną zrobić.
Nie
oponowałem gdy ściągnął ze mnie mokre spodnie wraz z bokserkami. Leżałem pod
nim nagi ze stojącym dumnie penisem starając się jakoś opanować to co się
działo. Niestety misja się nie powiodła. Wystarczyło, że Oskar wrócił pocałunkami
na moją szyję a później usta, abym zapomniał o całym bożym świecie. Na moment
przerwał pieszczoty sięgając do paska spodni i szybkim ruchem zdjął je ze
swoich bioder ukazując to, na co aż wciągnąłem głęboko powietrze. Że też widok
penisów (a raczej tego jedynego) wzbudzi we mnie takie pożądanie. Świat schodzi
na psy.
Jęknąłem
czując jego skórę na mojej skórze, jego oddech, dotyk palców, języka, zębów. Wariowałem.
- O Boże! – wciągnąłem głęboko powietrze gdy moje nogi zostały wysoko podniesione
do góry w rozkroku a Oskar przycisnął swojego twardego jak skała penisa do
moich pośladków. Ścisnąłem je czując ten gorący organ. Zaraz zwariuję i nic ze
mnie nie zostanie!
W
pewnym momencie zostałem przerzucony na brzuch. Oskar złapał mnie za biodra i
uniósł do góry.
-
Co ty… - Nie dane było mi skończyć, gdyż ten bez żadnego ostrzeżenia rozchylił
me pośladki i językiem zaczął pieścić pomiędzy nimi. - O matko! – Schowałem
twarz w poduszce czując coś, czego wcześniej nigdy bym się nie spodziewał.
To
było cholernie elektryzujące i obezwładniające. Nigdy nawet do głowy mi nie
przyszło, że będę pieszczony w takim miejscu i – co najdziwniejsze – spodoba mi
się to.
Wypinałem
biodra jak ostatnia bladź nie zważając na jęki, którymi raczyłem Oskara. Gdy rozchylił
mocniej pośladki, wbił się odrobinę czubkiem języka do środka sprawiając, że mi
miękły nogi. Dosłownie. Gdyby nie jego ręce, padłbym na materac jak zwykły
mięczak.
Nie
mogłem opanować drżenia bioder jak i ich poruszania. Było mi tak dobrze, że w pewnym
momencie zapomniałem jak się oddycha i musiałem oprzeć czoło o poduszkę patrząc
rozbieganym wzrokiem na to, co miałem naprzeciwko. A wierzcie bądź nie, ale
widok był imponujący.
Penis
Oskara co rusz się unosił to upadał błyszcząc na czubku od ejakulatu. Miałem
ochotę go dotknąć, poczuć twardą teksturę. I nic nie stało mi na drodze, abym
to zrobił.
Oskar
mruknął a jego pieszczoty przybrały na sile sprawiając, że krew zaszumiała mi w
głowie.
- Och – westchnąłem zamykając na moment oczy nie przestając rozprowadzać płynu po
jego organie, który tak dobrze poznałem. Ręka sama poruszała się automatycznie
pamiętając jakie ruchy sprawiają
Oskarowi najwięcej przyjemności.
W
pewnym momencie ruchy języka ustały a ręce, które silnie trzymały mnie za
biodra, zniknęły. Tak jak się spodziewałem – opadłem na pościel nie będąc w
stanie zrobić jakiegokolwiek ruchu. Byłem sparaliżowany.
Mruknąłem
zadowolony, gdy Oskar położył się całym ciałem na mnie umieszczając penisa
między nogami i obcałował kark. Mruknąłem zadowolony.
-
Podpiszemy dziś cyrograf – powiedział jeżdżąc dłońmi po mych bokach. Zadrżałem.
-
Mam nadzieję, że wiecznym piórem – odparłem nastawiając się na pieszczoty.
Mężczyzna
zaśmiał się na co ja sam zareagowałem podobnie.
To,
co działo się dalej, było najbardziej szalonym czynem, jakim doświadczyłem. Nie
oponowałem (co było dość dziwne) gdy Oskar ponownie odchylił mój pośladek a
drugą ręką nakierował swojego mokrego i twardego penisa wprost w dziurkę, która
– na początku opornie – przyjęła dobrodziejstwa mości pana Oskara chętnie. Ból
na początku był obezwładniający. Na szczęście pocałunki nie ustawały, a Oskar
co chwilę powtarzał dyndrymały w stylu, że zaraz cały ból minie, że zaraz sam
będę się napraszać o więcej, i tego typu głupoty. Nie obchodził mnie sens jego
słów, ale sam dźwięk głosu sprawiał, że się uspokajałem. Ufałem temu dzikusowi,
cholera.
Oskar
był delikatny. Nie poruszał się, choć czułem, że miał ochotę najprościej
ujmując mnie zerżnąć. Ale nie – on w skupieniu przyglądał się mojemu stanowi i
gdy na chwilę się rozluźniłem, wpychał się dalej sprawiając, że czułem się
dziwnie nabity.
-
Ależ ty ciasny jesteś – sapnął kąsając co rusz płatek mego ucha. Cóż, nie to
chciałby usłyszeć facet.
-
Weź mnie nie denerwuj – sapnąłem próbując nie myśleć o kutasie, który boleśnie dawał
o sobie znać.
-
Oj, sądziłem, że cię przygotowałem do tej roli – powiedział złośliwiec
paskudny. Oparł się łokciami po obu stronach mojej głowy i patrzył się na mą napiętą
twarz. Gdyby nie to, że każdy ruch sprawiał mi ból, to znów bym mu najnormalniej
w świecie przywalił. Albo (znając moje możliwości) próbował to zrobić. –
Ponadto wierz mi bądź nie, ale wielki zaszczyt cię kopnął! Nie każdy ma możliwość
doznać takich wrażeń jak ty!
-
Zazdrościsz? Chcesz się zamienić? – zaśmiałem się nie zauważając nawet, że
przez to głupie gadanie zapominałem o tym, co siedziało głęboko we mnie.
-
Nie – odparł Oskar. – To się należy tylko gówniarzom twojego pokroju.
I
się poruszył. Najpierw powoli, ostrożnie, szukając na mej twarzy oznak najmniejszego
niezadowolenia. Ale nie widząc nic takiego, ponowił ruch wyciągając ze mnie raz
po raz kolejne westchnienia.
I
jeszcze raz. I jeszcze.
kiedy będzie Tylko Mój... tak długo już czekam....
OdpowiedzUsuńMam nadzieję ze w przyszłym tygodniu. Rozdział jest już napisany i czekam na sprawdzenie - beta obiecała że nie będę musiała długo czekać także od poniedziałku można wypatrywać kolejnej części:)
UsuńŁot de łot de?! Ale Lu to egoista nie z tej ziemi. Oski to powinien mu ak upsko przetrzepać... no w sumie zaczął... Aż mi Oscarka żal :C Co za rozkapryszona królewna! I w ogóle co to ma znaczyć kończenie w takim... TAKIM momencie?! Łot de!
OdpowiedzUsuń~by_Mariah
Oczywiście, że w takim momencie. Ten moment jest najlepszy z najlepszych! :D
UsuńAle będziesz kontynuować? Czytam to drugi raz i nie mam dosyć... Stara jestem i głupia i zboczona! Matko... Wstyd przed ludźmi tylko :D
UsuńMariah
Chyba nie... Nie planowałam ciągnięcia seksu, ale w sumie nowy rozdział nie jest w sumie zaczęty i można by było wstawić coś pikantnego na sam początek... Dzięki za pomysł! :D
UsuńNo no obiecanki cacanki a głupiemu stoi :D
UsuńMariah
Dobra, dobra. Komentuję oczywiście z opóźnieniem. Ale ważne, że coś napiszę i pozostawię po sobie ślad, prawda?
OdpowiedzUsuńLu mnie zaczyna irytować ale ogólnie to jest fajnie. Śmieszna była "rozmowa" jego z Oskarem. A tekst o Bogu był super <3
Luis głupio zrobił tak "wystawiając" swojego chłopaka. WIEDZIAŁ JAKIE TO DLA NIEGO WAŻNE!
Jako, że nie czytałam pierwszej wersji tak więc powiem, że mam przypuszczenia, iż pojawi się brat Adama (dobrze mówię? Nie pamiętam jego imienia ale było chyba na A....)
Hmmm.. co dalej napiszę? Lu wrócił do szkoły więc ciekawe jak się z Oskim będzie spotykał. Czekam z niecierpliwością na następny rozdział xD
Eh, za tydzień Tylko Mój? Serio? A mnie wtedy nie będzie.. Buuu ;c No cóż jeżeli będę miała net i czas to przeczytam ale zapewne nie skomentuję :( No i pewnie przeczytam z dużym opóźnieniem..
Pozdrawiam i życzę dużo weny! ♥
Heh, Twój ślad jak najbardziej doceniony :D
UsuńStrasznie się bałam, że ich kłótnia wyjdzie sztucznie. Że ni stąd ni zowąd zaczną się kłócić a potem skończą w łóżku. No ale jak nie jest źle, to kamień spadł mi z serducha ;)
No cóż (włącza się we mnie opcja obrońcy Louisa :P ) może i wiedział, że Oskarowi zależy na ich poznaniu, ale z drugiej strony który nastolatek jest gotowy na dzielenie się ukochanym z jego dzieckiem? Na dodatek gdy w ogóle bachorów nie lubi? Co więcej, Oskar też nie fair postąpił, że nic nie mówił przez tyle czasu o Lucasie i gdy zaczęło coś poważnego kiełkować między nimi, jemu język się rozwiązał i obwieścił Louisowi, że: "No hej, nie uwierzysz! Wiesz, że mam dziecko? Ale czad!". Obydwoje są siebie warci :)
A ja nadal nie mogę się przyzwyczaić, że Oskar zwraca się do Lu gówniarzu. Chociaż mam nadzieje, że będzie coraz lepiej.
OdpowiedzUsuńHeh, teraz się tak do niego zwraca w sytuacjach, gdy mocno go zdenerwuje ;) W normalnych okolicznościach stara się powstrzymać. Jakby nie patrzeć, Louis potrafi strasznie działać na nerwach :)
UsuńZawsze jak czytam to opowiadanie, to mam wielkiego banana na twarzy ;D Twoi bohaterowie doprowadzają mnie do śmiechu raz za razem xd To jest tak dobre, że powinno być zabronione xd I ten rozdział, no cudo. Nie dziwię, że nasz mały masochista tak reaguje na Oskara. Coś magicznego jest w tych dominujących i dupkowatych mężczyznach. Nie da się ukryć.
OdpowiedzUsuńDużo weny ^^
Luis popełnił błąd, że nie poszedł na spotkanie syna Oskara. Wiadomo, że się przestraszył, ale jak chce być z Oskarem musi się postarać zaakceptować w swoim życiu jego syna. Z czasem z pewnością mu się to uda.
OdpowiedzUsuńA seksu to się nie spodziewałam, więc miła niespodzianka. :DDDD Tylko szkoda, że tak ucięta. Chcę więcej. :DDDD I uwielbiam dominującego, rozwścieczonego Oskara. Wiadomo wnerwiony, ale nie zrobi krzywdy Luisowi.
Dziękuję za rozdział. :DD
Witam,
OdpowiedzUsuńhaha rozdział wspaniały, jednak nie udało się Luis'owi uniknąć spotkania z Oskarem.... rozdział ogólnie mi się bardzo podobał. Cóż Luis trochę głupio zrobił nie pojawiając się na spotkaniu wiedział jak ważne jest dla Oskara to spotkanie....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Dobry!
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się Twoje opowiadanie i właściwie trudno mi zdecydowac , którą postac lubię najbardziej. Ale nie będę Ci tu słodzic. Powiem o tym co mnie wkurza , a wkurza mnie podejście Luisa , mimo tego , że bardzo go lubię , ja na jego miejscu już przynajmniej trzy razy bym zostawiła Oskara w trzy diabły. Nie chodzi mi o rozstanie , ale o jakieś zdecydowanie. Oskar może zrobic i powiedziec wszystko , a Luis tylko poburczy sobie trochę pod nosem i nie idą za tym żadne konsekwencje. Jest to dośc nierealne , zdaje sobie sprawę , że są ludzie ulegli , ale Luis nie należy do takich. Jest on raczej zdecydowanym , cholerycznym charakterem , więc taki zachowania wydają mi się nieprawdopodobne i wkurzają mnie niezmiernie.
Z wyrazami szacunku
Anna
Hm, z tej strony nie patrzyłam na to. Louis dla mnie jest troszkę związkowo do tyłu. Znaczy, nikt nie wymaga, aby siedemnastolatek był och ach w relacjach międzyludzkich. No ale jak sama zauważyłaś - ma on dość ciężki charakter; jest kapryśny, rozpuszczony, marudny. Jednakże dla niego związek z Oskarem jest czymś nowym i cholernie intensywnym. Po raz pierwszy czuje coś takiego do drugiej osoby a przez to Oskara czyny są wybaczane, choć idzie to dość ciężko Louisowi. Zdradzając dalszą akcję mogę dodać, że długo tak Louis nie wytrzyma ;)
UsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, och jednak nie udało się Luis'owi uniknąć spotkania z Oskarem... ;) Luis głupio zrobił nie pojawiając się na spotkaniu, wiedział przecież jak ważne jest dla Oskara to ich spotkanie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia