poniedziałek, 15 lipca 2013

18. Miłość za rogiem

- Ale mamy beznadziejny rozkład – skrzywił się Adam wymachując mi przed oczami kartką z rozpiską zajęć, choć sam miałem swoją głęboko upchniętą w kieszeń spodni.

Fakt. Nie dość, że całymi dniami praktycznie będziemy kisić się w klasach, to jeszcze mamy chodzić na zajęcia pozalekcyjne przygotowujące nas do tegoż ważnego, jak nie najważniejszego, egzaminu dojrzałości, który ma nadejść za pół roku. Pół roku, psia mać! Przez pół roku zdążę przerobić Hamleta sto razy! Na Boga, co ci nauczyciele myślą sądząc, że mając tyle czasu ktokolwiek przysiądzie do nauki? Zapomniał wół kiedy cielęciem był, cholera.

- Dobrze, że w weekendy nie będą nas ściągać – prychnąłem zatrzymując się i patrząc na automat. A raczej na to, co było w środku. Tak sobie lubię słodycze, ale orzechów w czekoladzie nigdy nie mam dosyć.

- Śmieliby tylko! Już i tak nie wiem jak wstanę na ósmą w czwartek. Przecież to jeszcze noc!

- Noc nie noc, ale Denzel nie daruje ci jak nie uraczysz go swoją osobą – powiedziałem z niezadowoloną miną zauważając, że nastały ciężkie czasy i a w moim portfelu znajduje się wielkie nic. Wakacje zdarły ze mnie wszystko co do grosza.

- Że też ze wszystkich nauczycieli chemii musieliśmy trafić na tego najgorszego – jęknął Adam oglądając się po chwili za grupką pierwszoklasistek.

On i to jego zamiłowanie do nietkniętego towaru…

- Gdybyś nie pomylił siarczanu z chlorem to może dalej miałby brwi a ty byś nie musiał uciekać za każdym razem gdy go spotkasz na korytarzu.

- Co ty bredzisz? Że ja się go boję? Proszę cię. Denzel może wyrosnąć nawet spod ziemi a ja i tak będę… Sorry, muszę się odlać – powiedział i szybko odwrócił się. Spojrzałem na niego jak odchodzi nerwowym krokiem, a zaraz mignął mi przed oczami sam Denzel ubrany w swój zwyczajowy purpurowy garnitur. Zaśmiałem się pod nosem nie mogąc uwierzyć, że z Adama jest taki chojrak, a gdy przychodzi co do czego to podkula ogon i ucieka gdzie pieprz rośnie.

Cóż, mieliśmy wrócić razem ale zanim on łaskawie wróci, to minął wieki. A ja czasu dużo nie mam. Dziś czeka mnie starcie tytanów – ja kontra dzieciak Oskara.

Był to dla mnie szok słysząc, że facet, który ciężko odróżnia lewą rękę od prawej spłodził syna o którym nie wspomniał przez bite dwa miesiące. Nawet Hektor czy Gabriel nie puścili farby!

Długo mi Oskar opowiadał, że parę miesięcy temu zostawiła go dziewczyna, której wychowanie syna przerosło. Tak z dnia na dzień spakowała walizki i pojechała w świat nie mówiąc nawet gdzie czy do kogo. I, kując żelazo póki gorące, Oskarek zaczął starać się o wyłączne prawo do dziecka. Mówił, że Kim (bo tak się ta sucz nazywa) często zostawiała go na parę tygodni nawet jak była w ciąży i wracała z łzami w oczach błagając na kolanach (co pewnie temu zboczeńcowi się podobało) o wybaczenie. Oskar mając chyba słabość do damskich łez przyjmował ją z powrotem. A historia zataczała koło. I po raz kolejny Kim wyparowała zostawiając swojego (a teraz mojego) chłopaka, tyle, że teraz było inaczej. 
Teraz obydwoje mieli małe dziecko, którym trzeba ciągle się zajmować. Teraz nie było czasu na tańce hulance, a na tworzenie gniazdka, w którym malutka przepióreczka mogłaby spokojnie sobie żyć. I wyjaśniły się Oskara wyjazdy na tydzień czy telefony o których nie chciał mi powiedzieć. Szkoda tylko, że w taki sposób.

Denerwowałem się. Jak jasna cholera wychodziłem z siebie. Nienawidziłem dzieci. Nienawidziłem wszystkiego co sięgało mi do bioder, chyba, że miało cztery łapy i szczekało. A Lucas przecież nie szczekał.

O matko. Nic nie tknąłem od rana z nerwów, a teraz mój tasiemiec upomniał się o jakąś strawę. A ani Adama, ani innego z pełną sakwą mamony nie widać na horyzoncie. Tak to jest jak się zrywa z połowy rozpoczęcia.

Nawet nie zauważyłem jak wróciłem do domu. Całą drogę myślałem o obecnej sytuacji i doszedłem do wniosku, że ja wcale nie chcę się Oskarem dzielić. Z nikim. Ani z Hektorem i resztą szarańczy zwaną inaczej ich kumplami. Ani z jego upiorną matką. Ani z dzieckiem. Chcę, aby był całkowicie mój.  Widocznie proszę o zbyt wiele.

* * *

Telefon dzwonił chyba z dziewiąty raz a ja dalej nie odbierałem. Nie potrafiłem. Obawiałem się złości Oskara, bo w końcu byliśmy umówieni godzinę temu pod Taco Bell. Ja niestety stchórzyłem mimo tego, że przerabialiśmy to przez ostatnie dwa tygodnie. Ale ja po prostu nie chcę jeszcze poznawać tego dzieciaka. Nie jestem jeszcze gotowy. Może to i głupie, bo co jest winien chłopak z rozbitej rodziny. Ale ja po prostu mając te swoje osiemnaście lat nie jestem jeszcze gotowy na niańczenie smarkaczy. Sam niedawno ssałem matczyny cycek! A teraz na zawołanie mam się stać dla kogoś drugim ojcem? Jakie to chore!

- Cody, do nogi! – krzyknąłem do psa widząc, że ten zaciekawił się posesją sąsiadów.

Pies podbiegł do mnie szybko machając ogonem. Zerknąłem na zegarek omijając wzrokiem ilość połączeń nieodebranych. Dochodziła dwudziesta.

Kiwnąłem głowie przechodzącej sąsiadce myśląc co u licha miałem teraz zrobić. Zostało mi jeszcze parę godzin życia, w najlepszym przypadku dni. Może powinienem zacząć żegnać się z ludźmi? Wygarnąć tym, co mnie denerwowali? Powiedzieć gąskom, w których się podkochiwałem, że straciły taką świetną szansę bycia z naprawdę ekstra facetem jak ja? Zadzwonić do brata i powiedzieć mu, że mimo tego, że jest naprawdę wkurzającą mendą, to jednak jest bliski memu sercu? E, szkoda fatygi. Po pierwsze, to i tak nie odbierze, a po drugie to pewnie połączenia są horrendalnie drogie, a ja biedny chłopak jestem, to po co mi kolejne wydatki.

Telefon znów się rozdzwonił, jakby jakiś bies czy inny czort go opętał. Nie ma mowy abym odebrał! Życie mi jeszcze miłe!

Schowałem komórkę do kieszeni ignorując wibracje oraz dzwonek śmiejącego się Draculi i dalej powolnym krokiem spacerowałem przy okazji pozwalając psu na załatwienie swoich potrzeb.

- Och nie – skrzywiłem się czując pierwsze krople deszczu. – Nawet ty , przeklęta pogodo, jesteś przeciwko mnie? Czym ci zawiniłem?

Najgorsze było to, że byłem strasznie daleko od domu i zanim wrócę, to przemoknę do suchej nitki.  Super, jeszcze przeziębienia było mi trzeba. Jakbym miał za mało kłopotów!

- Cody, a ciebie gdzie zawiało?! – krzyknąłem rozglądając się, bo znów psiak mi uciekł. Nie wiem jak to z nim jest. Gdy wyprowadza go ojciec czy mama, to nie odstępuje ich o krok. A wystarczy że zobaczy, że to ja dzierżę smycz, to dostaje głupawki i co chwilę muszę go wołać. – Chodź piesku, wracamy do domu!

Deszcz zaczął padać coraz mocniej. Przez moment zastanawiałem się co zrobić – czy schować się gdzieś i przeczekać, ale nie wiadomo ile przecież będzie padać, czy…

- Idziemy! - … czy mieć gdzieś katar, gorączkę i temperaturę, które jutro powitają mnie obrzydliwym uściskiem. W końcu rok szkolny się zaczął! Trzeba znajdować wymówki aby nie musieć chodzić do miejsca będącym horrorem dla ucznia.

Nie znosiłem biec i ledwo widzieć obraz przed sobą. Zresztą ja w ogóle miałem zerową kondycję.  Obiecałem sobie w te wakacje, że coś z tym koniecznie będę musiał zrobić. A, że ze mnie jest ostatnia pipa jeżeli chodzi o samoobronę (nie wspominając już o ofensywie), to wpadłem na iście genialny pomysł, aby uczyć się sztuk walki. Jeszcze ma złota główka nie wymyśliła gdzie będę chodził, ale zapał już jest.

Tak jak się spodziewałem, zmokłem do samych majtek. Mama mówiła, abym wziął ze sobą deszczówkę, ale nie, ja zawsze wiedziałem lepiej. I teraz mam.

Gdy wpadłem do domu zostałem do razu zbesztany przez moją jakże kochaną rodzicielkę, że tylko brudzę a nic nie sprzątam, i że Hektor nigdy taki nie był i… a reszty już nie słuchałem, bo po co, tylko jak najszybciej chciałem dostać się do pokoju i zdjąć przemoczone ubrania.

Idąc schodami zacząłem zdejmować bluzę, ale jakoś opornie mi szło. Zapomniałem, że aby kaptur nie zsunął się z mego włochatego czerepu, zawiązałem supeł pod brodą. A teraz masz babo placek, zrób coś z tym.

Mając bluzę zdjętą do głowy, szedłem na oślep starając się w ciemności (bo ze mnie jest kompletny idiota, skoro mogłem naciągnąć ją z powrotem na ciało. Ale nie, musiałem zrobić po swojemu. Mimo to i tak zdarzył się cud, że na nikogo ani na nic nie wpadłem. Jednak anioł stróż nade mną czuwa) rozplątać supeł i na czuja wszedłem do pokoju.

- No nareszcie! – warknąłem, gdy udało mi się rozplątać węzełek. Już zacząłem się dusić!

Ściągnąłem górę od dresu i o mały włos, a bym zaraz nie padł na zawał.

- O Boże! – krzyknąłem wpadając plecami na szafę. Serce waliło mi jak oszalałe. Co on u diabła tu robił?

- Jeszcze nikt nie zwracał się do mnie per Boże, ale miło, że w końcu zauważyłeś moją wyższość nad tobą – mężczyzna zaciągnął się mocno papierosem. – Ponadto niepotrzebnie się tak odstawiłeś. Małe dzieci nie obchodzi w co jesteś ubrany. Chyba że masz wielki brzuch, czerwony kubrak i mówisz hoł hoł hoł – powiedział Oskar.

Siedział na łóżku w kurtce i nie spuszczał ze mnie swojego twardego, zimnego wzroku.

- Co tu robisz? – spytałem zamykając za sobą drzwi ale nie podszedłem do Oskara. Jeszcze czego.  Życie mi w końcu miłe!

- Byliśmy umówieni jakieś dwie godziny temu jak dobrze pamiętam. – Spojrzał na zegarek. – Nie odbierałeś moich telefonów. Myślałem, że coś się stało. A ty po prostu stchórzyłeś. I ty nazywasz siebie mężczyzną?

A jednak był cholernie zły. W sumie nie ma co się dziwić, ale on również nie jest bez winy! Nie daje mu to powodów, aby mnie tak obrażać! Często tak macie, że wystarczy tylko krótkie zerkniecie na czerwoną płachtę, a rozszalały byk w waszej głowie zaczyna szaleć?

- No tak, bo to mnie zostawiła kobieta z balastem – prychnąłem. Cholera, nie chciałem nawet ust otwierać a co dopiero prychać! – Powiedz, co jej musiałeś zrobić, że nie mogła z tobą dłużej wytrzymać? – Słowa wychodziły z ust bez mojej woli. To było silniejsze ode mnie. Wiedziałem, że zależało mu na moim spotkaniu z jego synem. Rozmawialiśmy o tym dniami i nocami. Jednak gdy nastał ten dzień, to nie potrafiłem sprostać zadaniu. A mój odruch obronny jest prosty – atakuj gdy ciebie atakują.

Oskar zmrużył oczy i znów zaciągnął się papierosem. Po raz pierwszy widziałem go takiego. Był przerażający.

- Po raz pierwszy ktokolwiek nazwał Lucasa balastem. Na dodatek robi to osoba, która sama nim jest. Powiedz Louis, jak tam twoje miłosne podboje? Przeleciałeś coś kiedyś? – Uśmiechnął się paskudnie. – Mnie może jedna dziewczyna raz za razem zostawiała, ale chociaż zaliczyłem. A ty? Dalej jesteś prawiczkiem? Dalej żadna cię nie chce?

Myślałem, że… nie, ja nie myślałem. Ja robiłem.

Rzuciłem się na Oskara z pięściami z dzikim okrzykiem. Nie obchodziło mnie to, że rodzice na bank mnie usłyszeli, ani to, że przeżywam właśnie deja vu i znów zostanę w paru ruchach pokonany. Liczyła się moja furia i pięść, która boleśnie wylądowała na moim brzuchu wgniatając wszystko co stało jej na drodze. Aż straciłem na moment oddech.

- Co robisz?! – krzyknąłem czując, jak mężczyzna zasysa się na mojej szyi.

- Mam już dosyć czekania aż przestaniesz być taką cnotką niewydymką i chcę wziąć to co moje – odpowiedział Oskar gryząc me jabłko Adama.

- A co niby jest twoje? – Starałem się go odepchnąć, ale unieruchomił mi ręce.

- Ty cały. Każda część twojego ciała należy do mnie. Każdy twój oddech, każde jęknięcie, każdy okrzyk.

Po tych słowach wbił się w moje usta odbierając na moment oddech. Ja naprawdę muszę być jakimś chorym masochistą, że złość Oskara mnie kręciła. Mając takiego szalonego faceta nad sobą, czując jego władzę, siłę, nie mogąc się niczego spodziewać od razu stawałem się uległy.

Drżałem za każdym razem, gdy ściskał moje pośladki przez mokry materiał jeansów Podrygiwałem biodrami starając się otrzeć kroczem o jego. Aż sapnąłem czując, że i jemu udzieliła się sytuacja.

Zarzuciłem ręce na jego ramiona przysuwając go bliżej siebie. Chciałem go czuć całym ciałem.  Cholernie podniecała mnie jego gwałtowność. Aż miękły mi wtedy kolana.

Oskar musiał wiedzieć, że jego agresja tak na mnie działała. Inaczej po każdej nawet najmniejszej kłótni nie lądowalibyśmy w swoich objęciach.

Czułem jego język dosłownie wszędzie. Moja twarz aż kleiła się od jego śliny sprawiając, że byłem na skraju orgazmu.

Rozszerzyłem szeroko nogi chcąc mieć tego wielkiego faceta bliżej, czuć jego ciężar na sobie.  Wariowałem. No normalnie wariowałem gdy tylko był w pobliżu. Ta cholerna miłość mnie kiedyś wykończy.

Jęknąłem głośno gdy Oskar to kąsał to lizał mnie po zagłębieniu szyi. Złapałem jego ramiona nie chcąc aby się odsunął. I nie wiem jakich szatańskich sztuczek użył, że mimo mych macek oplatających jego ciało, jakimś cudem zdjął kurtkę i koszulę, którą miał pod spodem.

Uwielbiałem móc dotykać jego ciało i zapominać o wszystkim. Ani jego syn, ani moja matka wołająca czy wszystko jest w porządku, ani telefon który przed chwilą dzwonił nie są ważne.

Oskar z pocałunkami zaczął schodzić niżej. Złapał dwoma palcami za mój sutek i zaczął go ciągnąć nie sprawiając mi tym o dziwo bólu. Albo byłem już na tyle podniecony, że po prostu tego nie czułem.

Wierciłem się pod nim jakbym był opętany czy inne cholerstwo we mnie siedziało. Nie potrafiłem 
 utrzymać bioder w jednym miejscu.

Złapałem go za twarde ramiona przyjmując wszystko co mi ofiarował i zgadzając się na to, co chciał ze mną zrobić.

Nie oponowałem gdy ściągnął ze mnie mokre spodnie wraz z bokserkami. Leżałem pod nim nagi ze stojącym dumnie penisem starając się jakoś opanować to co się działo. Niestety misja się nie powiodła.  Wystarczyło, że Oskar wrócił pocałunkami na moją szyję a później usta, abym zapomniał o całym bożym świecie. Na moment przerwał pieszczoty sięgając do paska spodni i szybkim ruchem zdjął je ze swoich bioder ukazując to, na co aż wciągnąłem głęboko powietrze. Że też widok penisów (a raczej tego jedynego) wzbudzi we mnie takie pożądanie. Świat schodzi na psy.

Jęknąłem czując jego skórę na mojej skórze, jego oddech, dotyk palców, języka, zębów. Wariowałem.

- O Boże! – wciągnąłem głęboko powietrze gdy moje nogi zostały wysoko podniesione do góry w rozkroku a Oskar przycisnął swojego twardego jak skała penisa do moich pośladków. Ścisnąłem je czując ten gorący organ. Zaraz zwariuję i nic ze mnie nie zostanie!

W pewnym momencie zostałem przerzucony na brzuch. Oskar złapał mnie za biodra i uniósł do góry.

- Co ty… - Nie dane było mi skończyć, gdyż ten bez żadnego ostrzeżenia rozchylił me pośladki i językiem zaczął pieścić pomiędzy nimi. - O matko! – Schowałem twarz w poduszce czując coś, czego wcześniej nigdy bym się nie spodziewał.

To było cholernie elektryzujące i obezwładniające. Nigdy nawet do głowy mi nie przyszło, że będę pieszczony w takim miejscu i – co najdziwniejsze – spodoba mi się to.

Wypinałem biodra jak ostatnia bladź nie zważając na jęki, którymi raczyłem Oskara. Gdy rozchylił mocniej pośladki, wbił się odrobinę czubkiem języka do środka sprawiając, że mi miękły nogi.  Dosłownie. Gdyby nie jego ręce, padłbym na materac jak zwykły mięczak.

Nie mogłem opanować drżenia bioder jak i ich poruszania. Było mi tak dobrze, że w pewnym momencie zapomniałem jak się oddycha i musiałem oprzeć czoło o poduszkę patrząc rozbieganym wzrokiem na to, co miałem naprzeciwko. A wierzcie bądź nie, ale widok był imponujący.

Penis Oskara co rusz się unosił to upadał błyszcząc na czubku od ejakulatu. Miałem ochotę go dotknąć, poczuć twardą teksturę. I nic nie stało mi na drodze, abym to zrobił.

Oskar mruknął a jego pieszczoty przybrały na sile sprawiając, że krew zaszumiała mi w głowie.

- Och – westchnąłem zamykając na moment oczy nie przestając rozprowadzać płynu po jego organie, który tak dobrze poznałem. Ręka sama poruszała się automatycznie pamiętając jakie ruchy sprawiają 
Oskarowi najwięcej przyjemności.

W pewnym momencie ruchy języka ustały a ręce, które silnie trzymały mnie za biodra, zniknęły. Tak jak się spodziewałem – opadłem na pościel nie będąc w stanie zrobić jakiegokolwiek ruchu. Byłem sparaliżowany.

Mruknąłem zadowolony, gdy Oskar położył się całym ciałem na mnie umieszczając penisa między nogami i obcałował kark. Mruknąłem zadowolony.

- Podpiszemy dziś cyrograf – powiedział jeżdżąc dłońmi po mych bokach. Zadrżałem.

- Mam nadzieję, że wiecznym piórem – odparłem nastawiając się na pieszczoty.

Mężczyzna zaśmiał się na co ja sam zareagowałem podobnie.

To, co działo się dalej, było najbardziej szalonym czynem, jakim doświadczyłem. Nie oponowałem (co było dość dziwne) gdy Oskar ponownie odchylił mój pośladek a drugą ręką nakierował swojego mokrego i twardego penisa wprost w dziurkę, która – na początku opornie – przyjęła dobrodziejstwa mości pana Oskara chętnie. Ból na początku był obezwładniający. Na szczęście pocałunki nie ustawały, a Oskar co chwilę powtarzał dyndrymały w stylu, że zaraz cały ból minie, że zaraz sam będę się napraszać o więcej, i tego typu głupoty. Nie obchodził mnie sens jego słów, ale sam dźwięk głosu sprawiał, że się uspokajałem. Ufałem temu dzikusowi, cholera.

Oskar był delikatny. Nie poruszał się, choć czułem, że miał ochotę najprościej ujmując mnie zerżnąć. Ale nie – on w skupieniu przyglądał się mojemu stanowi i gdy na chwilę się rozluźniłem, wpychał się dalej sprawiając, że czułem się dziwnie nabity.

- Ależ ty ciasny jesteś – sapnął kąsając co rusz płatek mego ucha. Cóż, nie to chciałby usłyszeć facet.

- Weź mnie nie denerwuj – sapnąłem próbując nie myśleć o kutasie, który boleśnie dawał o sobie znać.

- Oj, sądziłem, że cię przygotowałem do tej roli – powiedział złośliwiec paskudny. Oparł się łokciami po obu stronach mojej głowy i patrzył się na mą napiętą twarz. Gdyby nie to, że każdy ruch sprawiał mi ból, to znów bym mu najnormalniej w świecie przywalił. Albo (znając moje możliwości) próbował to zrobić. – Ponadto wierz mi bądź nie, ale wielki zaszczyt cię kopnął! Nie każdy ma możliwość doznać takich wrażeń jak ty!

- Zazdrościsz? Chcesz się zamienić? – zaśmiałem się nie zauważając nawet, że przez to głupie gadanie zapominałem o tym, co siedziało głęboko we mnie.

- Nie – odparł Oskar. – To się należy tylko gówniarzom twojego pokroju.

I się poruszył. Najpierw powoli, ostrożnie, szukając na mej twarzy oznak najmniejszego niezadowolenia. Ale nie widząc nic takiego, ponowił ruch wyciągając ze mnie raz po raz kolejne westchnienia.

I jeszcze raz. I jeszcze. 

17 komentarzy:

  1. kiedy będzie Tylko Mój... tak długo już czekam....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję ze w przyszłym tygodniu. Rozdział jest już napisany i czekam na sprawdzenie - beta obiecała że nie będę musiała długo czekać także od poniedziałku można wypatrywać kolejnej części:)

      Usuń
  2. Łot de łot de?! Ale Lu to egoista nie z tej ziemi. Oski to powinien mu ak upsko przetrzepać... no w sumie zaczął... Aż mi Oscarka żal :C Co za rozkapryszona królewna! I w ogóle co to ma znaczyć kończenie w takim... TAKIM momencie?! Łot de!

    ~by_Mariah

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że w takim momencie. Ten moment jest najlepszy z najlepszych! :D

      Usuń
    2. Ale będziesz kontynuować? Czytam to drugi raz i nie mam dosyć... Stara jestem i głupia i zboczona! Matko... Wstyd przed ludźmi tylko :D

      Mariah

      Usuń
    3. Chyba nie... Nie planowałam ciągnięcia seksu, ale w sumie nowy rozdział nie jest w sumie zaczęty i można by było wstawić coś pikantnego na sam początek... Dzięki za pomysł! :D

      Usuń
    4. No no obiecanki cacanki a głupiemu stoi :D

      Mariah

      Usuń
  3. Dobra, dobra. Komentuję oczywiście z opóźnieniem. Ale ważne, że coś napiszę i pozostawię po sobie ślad, prawda?
    Lu mnie zaczyna irytować ale ogólnie to jest fajnie. Śmieszna była "rozmowa" jego z Oskarem. A tekst o Bogu był super <3
    Luis głupio zrobił tak "wystawiając" swojego chłopaka. WIEDZIAŁ JAKIE TO DLA NIEGO WAŻNE!
    Jako, że nie czytałam pierwszej wersji tak więc powiem, że mam przypuszczenia, iż pojawi się brat Adama (dobrze mówię? Nie pamiętam jego imienia ale było chyba na A....)

    Hmmm.. co dalej napiszę? Lu wrócił do szkoły więc ciekawe jak się z Oskim będzie spotykał. Czekam z niecierpliwością na następny rozdział xD

    Eh, za tydzień Tylko Mój? Serio? A mnie wtedy nie będzie.. Buuu ;c No cóż jeżeli będę miała net i czas to przeczytam ale zapewne nie skomentuję :( No i pewnie przeczytam z dużym opóźnieniem..


    Pozdrawiam i życzę dużo weny! ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh, Twój ślad jak najbardziej doceniony :D

      Strasznie się bałam, że ich kłótnia wyjdzie sztucznie. Że ni stąd ni zowąd zaczną się kłócić a potem skończą w łóżku. No ale jak nie jest źle, to kamień spadł mi z serducha ;)

      No cóż (włącza się we mnie opcja obrońcy Louisa :P ) może i wiedział, że Oskarowi zależy na ich poznaniu, ale z drugiej strony który nastolatek jest gotowy na dzielenie się ukochanym z jego dzieckiem? Na dodatek gdy w ogóle bachorów nie lubi? Co więcej, Oskar też nie fair postąpił, że nic nie mówił przez tyle czasu o Lucasie i gdy zaczęło coś poważnego kiełkować między nimi, jemu język się rozwiązał i obwieścił Louisowi, że: "No hej, nie uwierzysz! Wiesz, że mam dziecko? Ale czad!". Obydwoje są siebie warci :)

      Usuń
  4. A ja nadal nie mogę się przyzwyczaić, że Oskar zwraca się do Lu gówniarzu. Chociaż mam nadzieje, że będzie coraz lepiej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh, teraz się tak do niego zwraca w sytuacjach, gdy mocno go zdenerwuje ;) W normalnych okolicznościach stara się powstrzymać. Jakby nie patrzeć, Louis potrafi strasznie działać na nerwach :)

      Usuń
  5. Zawsze jak czytam to opowiadanie, to mam wielkiego banana na twarzy ;D Twoi bohaterowie doprowadzają mnie do śmiechu raz za razem xd To jest tak dobre, że powinno być zabronione xd I ten rozdział, no cudo. Nie dziwię, że nasz mały masochista tak reaguje na Oskara. Coś magicznego jest w tych dominujących i dupkowatych mężczyznach. Nie da się ukryć.
    Dużo weny ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. Luis popełnił błąd, że nie poszedł na spotkanie syna Oskara. Wiadomo, że się przestraszył, ale jak chce być z Oskarem musi się postarać zaakceptować w swoim życiu jego syna. Z czasem z pewnością mu się to uda.
    A seksu to się nie spodziewałam, więc miła niespodzianka. :DDDD Tylko szkoda, że tak ucięta. Chcę więcej. :DDDD I uwielbiam dominującego, rozwścieczonego Oskara. Wiadomo wnerwiony, ale nie zrobi krzywdy Luisowi.
    Dziękuję za rozdział. :DD

    OdpowiedzUsuń
  7. Witam,
    haha rozdział wspaniały, jednak nie udało się Luis'owi uniknąć spotkania z Oskarem.... rozdział ogólnie mi się bardzo podobał. Cóż Luis trochę głupio zrobił nie pojawiając się na spotkaniu wiedział jak ważne jest dla Oskara to spotkanie....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  8. Dobry!
    Bardzo podoba mi się Twoje opowiadanie i właściwie trudno mi zdecydowac , którą postac lubię najbardziej. Ale nie będę Ci tu słodzic. Powiem o tym co mnie wkurza , a wkurza mnie podejście Luisa , mimo tego , że bardzo go lubię , ja na jego miejscu już przynajmniej trzy razy bym zostawiła Oskara w trzy diabły. Nie chodzi mi o rozstanie , ale o jakieś zdecydowanie. Oskar może zrobic i powiedziec wszystko , a Luis tylko poburczy sobie trochę pod nosem i nie idą za tym żadne konsekwencje. Jest to dośc nierealne , zdaje sobie sprawę , że są ludzie ulegli , ale Luis nie należy do takich. Jest on raczej zdecydowanym , cholerycznym charakterem , więc taki zachowania wydają mi się nieprawdopodobne i wkurzają mnie niezmiernie.
    Z wyrazami szacunku
    Anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm, z tej strony nie patrzyłam na to. Louis dla mnie jest troszkę związkowo do tyłu. Znaczy, nikt nie wymaga, aby siedemnastolatek był och ach w relacjach międzyludzkich. No ale jak sama zauważyłaś - ma on dość ciężki charakter; jest kapryśny, rozpuszczony, marudny. Jednakże dla niego związek z Oskarem jest czymś nowym i cholernie intensywnym. Po raz pierwszy czuje coś takiego do drugiej osoby a przez to Oskara czyny są wybaczane, choć idzie to dość ciężko Louisowi. Zdradzając dalszą akcję mogę dodać, że długo tak Louis nie wytrzyma ;)

      Usuń
  9. Hejeczka,
    wspaniale, och jednak nie udało się Luis'owi uniknąć spotkania z Oskarem... ;) Luis głupio zrobił nie pojawiając się na spotkaniu, wiedział przecież jak ważne jest dla Oskara to ich spotkanie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń