poniedziałek, 22 września 2014

24. Miłość za rogiem

To było gorsze niż kiedykolwiek sobie wyobrażałem. Moja chora fantazja podsuwała mi pod nos obrazy, gdzie spotykam Oscara na ulicy. Był zabiedzony, w poszarpanych ubraniach, brudny, istny lump spod dworca. Zawsze się śmiałem w myślach do niego wykrzykując mu w twarz, że wybrał sobie takie życie a nie inne, więc niech teraz cierpi!

Innym razem w głowie zaroiła mi się myśl, że otwieram drzwi i zastaję go na kolanach błagającego, abym pozwolił mu wrócić. Trzaskam wtedy mu drzwiami i śmieję się tak głośno, że aż bolą mnie płuca.

Niestety do przewidzenia było, że w rzeczywistości wszystko się inaczej potoczy, bo ani mi do śmiechu, ani mu do próśb o przebaczenie. Gapimy się na siebie jak te tumany nie wiedząc co powiedzieć. No, ja nie wiedziałem.

Nic się nie zmienił. Dalej był blady, włosów nie przefarbował na żaden dziki kolor a jego sylwetka nie przypominała tych wszystkich przystojniaków z Abercrombie. Ale, cholera jasna, miał to coś. Potrafił spojrzeniem sprawić, że w głowie miałem pustkę a z ust wychodziły jakieś głupoty typu:

- No raczej.

Rewelacja. Super, Louis. Wiwat twoja elokwencja! Juhu!

Oscar uśmiechnął się lekko i oderwał (czas najwyższy, psia mać!) wzrok od mojej głupkowatej osoby i spojrzał na swoją latorośl, która ochoczo pozwalała tulić się Hektorowi. Czyżby miał on chrapkę na młodszą krew? Nie dziwne, że Gabriel tak zawrócił mu w głowie!

- Będę leciał – powiedział Oskar i jak gdyby nigdy nic wziął z objęć Hektora syna i skierował się w stronę wyjścia. Tak po prostu. Bez żadnego „było miło cię spotkać”,  „stęskniłem się za tobą, spotkamy się później” czy „do zobaczenia”. Nic. Tak bezceremonialnie poszedł sobie jak dwa miesiące temu, gdy nagle zniknął z mego życia. Myślałem, że szlag mnie zaraz trafi.

- Mogłeś mi powiedzieć, że będzie – warknąłem do Hektora i z wielki fochem (a jak!) poszedłem do pokoju nie zwracając uwagi na głośne zapytanie mamy, czy przypadkiem nie jestem głodny, bo zaraz będzie gotowa zapiekanka. Ha, na pewno kupna. Nie spodziewam się po niej, że sama cokolwiek zrobi.

Trzasnąłem drzwiami do swojego pokoju i rzuciłem się na łóżko nie potrafiąc ogarnąć tego, co się właśnie stało.

Było mi z tym dziwnie. Serce biło jak oszalałe i nie mogło przestać się uspokoić. Dawne uczucia wróciły i rozwaliły mnie na łopatki.

Boże, co ja w nim widziałem. Przecież ani on atrakcyjny, ani miły. Potrafi za to tak palnąć, że automatycznie murowało. A jego dotyk… A jego dotyk, cholera jasna, sprawiał, że na samo wspomnienie już byłem twardy.

- Pieprzyć to wszystko – sapnąłem łapiąc się za twarde krocze. Że też się tak podnieciłem!

Rozpiąłem rozporek i wyciągnąłem penisa.

Jeżeli mama czy Hektor wpadną na pomysł, aby do mnie zajrzeć, to niech lepiej się zastanowią dwa razy.

- O rzesz! – mruknąłem.

Wtuliłem twarz w poduszkę i poruszałem jak najszybciej ręką, aby im prędzej skończyć. Starałem się nie mieć go przed oczami, ale ciężko było, gdy parę chwil temu go widziałem. Bo najgorsze z tego wszystkiego jest to, że zachowywał się, jakby te miesiące naszej znajomości nic nie znaczyły. Jakby to, co między nami było, było tak nieważne jak deszcz, który padał tydzień temu.

Ręka zwolniła, oddech się uspokajał. Członek zmiękł sam z siebie. Zaśmiałem się gorzko. Pierwszy raz mi się to zdarzyło. No rewelacja.

Zasłoniłem twarz dłońmi starając się uspokoić zdradzieckie łzy, które śmiały mi spłynąć.

Nienawidzę go.

* * *

- No i wiesz, możesz wybrać sobie postać jaką chcesz i chodzić po lesie i zabijać potwory. Ja najbardziej lubię zombie, bo ma fajny czar. Potrafi zamienić przeciwnika na jakiś czas w chodzącego truposza i atakuje swoich. Bo wiesz, swój swego nie zarąbie – paplał Adam. Od dawna chciał mi pokazać grę przez którą zawalił ostatnio arytmetykę, przestał uganiać się za dziewczynami czy zaniedbał kumpli.

Specjalnie mi to nie doskwierało, bo pocieszyłem się jego bratem, ale, że nie było już Andrew na horyzoncie a pojawił się ktoś inny, to musiałem czymś zająć czas. Bo w końcu nie nauką!

- Co tam u brata? – spytałem.

Adam zmarszczył brwi skupiając się na walce z syreną nie zwracając na mnie uwagi. Westchnąłem i ze znudzeniem patrzyłem jak jego zombie dostaje baty od pół kobiety pół ryby. Aż wreszcie uderzył myszką o blat biurka, gdy ta pozbawiła go życia.

Z rozbawieniem przyglądałem się jak Adam wymachuje w złości rękoma i burczy pod nosem, że to musiało być ustawione, bo w końcu jakim cudem postać z niższym poziomem rozłożyła go na łopatki?

- I to jest niby ta fajna gra? – prychnąłem.

Adam patrzył to na mnie, to na ekran komputera aż wreszcie z niej wyszedł.

- O co się wcześniej pytałeś? – zmienił temat.

- O twojego brata – łaskawie mu przypomniałem. – Co u niego?

- A cholera go tam wie – wzruszył ramionami. – Ciągle siedzi w tej swojej szopie i coś majstruje. O! Ale dobrze, że mi przypomniałeś! Mama prosiła, abym zawiózł mu pierdoły, których on, oczywiście, zapomniał wziąć – wstał raptownie. – Przejedziesz się ze mną do niego?

Skrzywiłem się. Od momentu naszej ostatniej rozmowy nie widziałem się z nim. I wolałem, aby tak zostało.

- Nie, dzięki. Wrócę do domu. Mama mnie spierze mnie na kwaśne jabłko, jak się spóźnię na kolację. Bo w końcu, jak twierdzi, rzadko kiedy cała rodzina zasiada przy jednym stole, a Święto Dziękczynienia jest tylko raz w roku – prychnąłem.

- No jasne, jasne – Adam kiwnął głową. – To ja pójdę do piwnicy po to barachło, które mam bratu zawieźć – i wyszedł.

Westchnąłem i przez moment patrzyłem się przed siebie. Jakoś ta specjalnie nie śpieszyło mi się do domu, aby nie zostać pochłoniętym przez szalejącą w kuchni matkę.

Poza tym mój mega wkurzający brat pewnie koczuje przed telewizorem czy laptopem nie myśląc nawet, aby naszej rodzicielce pomóc. I, co najśmieszniejsze, mama wcale by go do pomocy nie goniła. A ja, ku mojej rozpaczy, byłbym pierwszy do: przynieś, pokrój, posprzątaj, połóż, przetrzyj i tym podobne.

Jednakże z dwojga złego gorsze byłoby raczej spotkanie z bratem Adama, także wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem do mamy, czy może nie kupić czegoś po drodze powrotnej, aby później mnie nie ganiała, tym bardziej, że sklepy są dziś wcześniej zamykane.

- Nie, synku. Hektor wraz z Oskarem właśnie wrócili z zakupów.

- Z Oskarem? – Czy mi się wydawało, czy pisnąłem?

- Ano. Właśnie mi pomagają i… - mama nagle się zaśmiała.

Usłyszałem szum w telefonie a zaraz głos Hektora:

- Byś wreszcie łaskawie wrócił do domu, a nie przesiadywał u kolegów i ich braci. Chcesz, abym poczuł się zazdrosny, że wolisz tego całego… jak mu tam?

- Andrew – podpowiedziałem.

- No właśnie! Wolisz go ode mnie??!

- Każdy jest lepszy od ciebie – stwierdziłem.

- Łamiesz mi serce – Hektor teatralnie pociągnął nosem i zaraz dodał ciszej: – Ale na serio ci mówię, zostaw w spokoju tego kolesia i wracaj do domu, bo inny koleś na ciebie czeka i… Ała!

I się rozłączył.

Jeszcze przez dłuższą chwilę trzymałem telefon przyłożony do ucha. W moim domu był Oskar. Za żadne skarby świata nie wrócę teraz  tam. Niech się pali, wali a nad miastem latają bombowce. Nie ma mowy, żebym się tam pojawił!

Gdy Adam wrócił, powiedziałem, że pojadę z nim. Z dwojga złego wolałem zobaczyć się z Andrew niż Oskarem.

*
Adam absolutnie nie potrafił jeździć. Już dawno tak nie zbierało mi się na wymioty. Co chwilę to hamował, to naciskał na gaz, jakby za nami co najmniej sześć radiowozów policji jechało.

A Terry jeszcze nam powtarzał, abyśmy za żadne skarby świata nie wsiadali do jednego auta z Adamem, gdy ten jest za kołkiem! Czucie tego, co jadło się jakiś czas temu gwarantowane!

Otworzyłem okno chcąc zażyć trochę świeżego powietrza czując się coraz gorzej. Droga strasznie się dłużyła, bo Adam musiał oczywiście wybrać okrężny dojazd. Ale może to i lepiej? Mogłem się chociaż przygotować na starcie z Andrew.

Jak się zachowa? Będzie oziębły czy wręcz przeciwnie?

A może nie mam co się martwić? Może z kimś jest i zapomniał o tym, co między nami było?

- Andrew kogoś ma? – spytałem,

- Nic mi o tym nie wiadomo – odpowiedział Adam zdziwieni moim pytaniem.

No tak. W końcu nie był wtajemniczony w to, co się działo wokół niego. Ech, gdyby tylko się dowiedział, że jego najlepszy kumpel świrował z jego bratem…

Gdy dojechaliśmy z zaskoczeniem zauważyliśmy, że brama była otwarta a na podjeździe stało parę samochodów.

- Pójdziesz ze mną czy zostajesz? – spytał Adam sięgając do tyłu po wielką i (sugerując się jego skrzywioną miną) ciężką reklamówkę.

- Pójdę – odpowiedziałem. Część mnie chciała spotkać się z Andrew.

Im bliżej byliśmy szopy, tym głosy ze środka były głośniejsze. Wcześniej myślałem, że to radio, ale wątpię, aby w którejkolwiek stacji prezenterzy rozmawiali na tematy kuchni. A uściślając, czy hamburger od klauna szybciej strawić niż ten od domniemanego króla burgerów. O frytkach już nawet nie wspomnę tak jak i o tym, że słyszałem damski śmiech. Dużo damskiego śmiechu, uściślijmy.

Adam wszedł bez pukania, przez co automatycznie zapadła niezręczna cisza. Stałem za nim patrząc przez jego ramię na kolegów mojego byłego (?). I tu mamy zagwozdkę, bo nie miałem zielonego pojęcia kim dla siebie byliśmy. Jedyne co jest pewne to to, że ten etap oboje mamy za sobą. Amen.

W szopie było trochę osób i wyjaśnił się skąd ten damski rechot (czyżby obudził się we mnie zazdrośnik?). Prawie każdy samiec dzierżył na swoich kolanach swoją jałówkę, a nieliczni (w tym Andrew) siedzieli wygodnie na kołach samochodowych.

- Twoje zabawki – Adam podniósł rękę z reklamówką.

Andrew podszedł i wtedy (cóż za spostrzegawczość) zauważył mnie. Zwolnił kroku, ale po chwili znów pewniej szedł. Starałem nie gapić się na niego jak bogobojny w maryjny obraz, ale ciężko szło. Wzrok sam na niego leciał. I aż westchnąłem widząc jego przystojną twarz. Cholera, cholera, cholera.

Nie słuchałem co tam Adam paplał, bo skupiałem się na jego starszym bracie ubranym w te cholerne, brudne ogrodniczki.

- Zmarzniesz i zaraz znów będziesz chory – powiedział a mi aż serce stanęło, gdy wyciągnął rękę i poprawił kaptur mojej kurtki.

- Nie jest zimno – odparłem automatycznie sięgając tam gdzie on.

Andrew nic nie odpowiedział a ja z powrotem mogłem zacząć oddychać. I gdybym był bardziej uważny, to mógłbym spostrzec jak Adam patrzy to na mnie to na brata, aż wreszcie złapał mnie za rękaw kurtki i w międzyczasie mówi:

- Masz i więcej nie zapominaj, bo nie będę jeździł w te i we w tę. Jak masz problem z pamięcią, to zaopatrz się w leki.

Zaskoczony zostałem przez niego ciągnięty. Po minie Andrew mogę stwierdzić, że i on nie wie co roi się w głowie młodszego braciszka.

Adam za to mamrotał coś pod nosem aż wreszcie doszliśmy do auta i nie czekając aż zapnę pasy, ruszyliśmy.

Miałem chęć włączyć radio, bo ciężka cisza, która między nami zapadła, była nie do zniesienia.

- Jak długo kręcisz z moim bratem? – wypalił nagle.

Zaskoczony spojrzałem na niego nie wiedząc co odpowiedzieć.

- Co? – wypaliłem.

- Pytam się – zacisnął dłonie na kierownicy, a jego wzrok dalej był skierowany przed siebie – jak długo jesteś z nim w bliskich stosunkach. Wiesz, ja nie mam nic do twojej orientacji, ale…

- Słucham, czego? – przerwałem mu do granic możliwości zaskoczony.

Adam znów coś burknął pod nosem , co mnie strasznie zirytowało i powiedział:

- Nie jestem ślepy, Louis. Od jakiegoś czasu w ogóle nie interesują cię dziewczyny. W sumie, to od momentu twojej pierwszej, to nie widziałem cię  z żadną.

- Bo żadna nie jest dość dobra. Po co mam brać wybrakowany towar? – prychnąłem, choć dalej coraz bardziej się denerwowałem. On wiedział!

- Bo takie już laski są! Nie ma ideału. Złe bajki ci rodzice w dzieciństwie czytali, skoro szukasz idealnej księżniczki, księciu.

- No dobra, ale skąd ta pewność, że wolę innego księcia niż księżniczki?

- Co do innego księcia to bym się zastanowił, bo patrząc na dzisiejszy strój Andrew to bliżej mu do giermka – prychnął. – Ale ja nie o tym przecież. Absolutnie nie mam nic przeciwko nurtowi, którym się kierujesz, ale na Boga, nie z moim bratem.

- I tak normalnie to przyjmujesz? – spytałem chcąc go jakoś oddalić od tematu Andrew. – To, że nie gramy w tej samej lidze?

Ku mojemu zdziwieniu, Adam się uśmiechnął.

- Nie znamy się od wczoraj. Wiem, że mogę być mokrym snem każdego geja, ale jakoś mnie to nie rusza. I dopóki nic do mnie nie masz, dopóty jest między nami okej. Ale od mojego brata wara!

Uśmiechnąłem się. Nie sądziłem, że dzisiejszy dzień będzie aż tak pełen niespodzianek! Ludzie, jaka to ulga być świadom, że nie trzeba się kryć przed najlepszym kumplem z tym, że na imprezach zamiast zabajerować jakąś pannę, ma się chęć na jej chłopaka.

- Tak, tak – odpowiedziałem.

Głupkowaty uśmiech nie schodził mi z ust przez dłuższy czas. W głowie kiełkowała się myśl, że fajnie byłoby mieć Adama w rodzinie. I fajnie byłoby być z Andrew. Żadnych kłamstw, dzieci na boku i raptownych zniknięć. Prawdopodobnie byłoby tak, jak być powinno.

Ale nie! Mój Anioł Stróż musiał zabawić się moim kosztem i zamiast najpierw pokazać mi Andy’ego, to zaprezentował mi Oskara. Na litość boską, lepszej pierwszej miłości nie mogłem mieć.

Im bliżej byliśmy mego domu, tym szybciej dobry humor mnie opuszczał. Co jeśli on tam dalej jest? Będzie tak jak ostatnio, że nawet nie zamieni ze mną dwóch słów i to, co między nami było, okaże się tylko moją chorą wyobraźnią?

Zacząłem bawić się zamkiem kurtki a dłonie coraz mocniej się mi pociły. Nie chciałem tam wracać, ale gdzie indziej mogłem pójść? W końcu dziś Święto Dziękczynienia.

Pod domem stało auto mamy, taty i obce. Miejmy nadzieję, że sąsiadów.

Wchodząc do środka niestety zauważyłem dodatkową parę butów. Był. O cholera.

Najciszej jak potrafiłem zdjąłem kurtkę i powiesiłem do szafy. Buty odłożyłem na półkę a nie tak jak zawsze skopałem byle gdzie. Na palcach szedłem w stronę schodów chcąc umknąć niepostrzeżenie.

Nagle usłyszałem jego śmiech. Żołądek podskoczył mi do gardła a nogi odmówiły posłuszeństwa. Stałem jak ten kołek słuchając jak przekomarza się z Hektorem.

Zostało mi parę kroków do schodów. Mogło mi się udać. No już, Louis. Dasz radę! Uda ci się! Naród w ciebie wierzy!

- A kolega o czymś nie zapomniał?

Odwróciłem się powoli w stronę ojca, który – na nieszczęście – musiał mnie zauważyć.

- Hm? Co tam?

- Kolega – nie znosiłem, jak u ojca włączał się ten tryb – musiał zapomnieć o pomocy dla matki? Ładnie to tak?

- No nieładnie.

- Ano racja. Także szybko idź na górę się ogarnąć i zaraz widzę cię na dolę.

Kiwnąłem głową chcąc jak najszybciej stąd uciec nie zostawiając zobaczonym. Idąc po schodach słyszałem jeszcze jak mama się pyta, czy już wróciłem, narzekania Hektora, że przychodzę na gotowe i, co najgorsze, pytanie Oskara gdzie zostawił klucze od auta. I czy przypadkiem nie w Hektora pokoju.

Przyśpieszyłem kroku, ale gdy się odwróciłem, zobaczyłem go za sobą. Patrzył się wprost na mnie.

Gdy wszedłem do swojego pokoju jak najszybciej zamknąłem za sobą drzwi. Ale, niestety, Oskar wszedł za mną.

Poczułem się jak w jakimś horrorze czy innym piekielnym filmie, w którym napastnik nachodzi swoją ofiarę, dręczy ją.

Nie odwróciłem się do niego przodem ale czułem, że się na mnie patrzy. Że podchodzi, choć nie na tyle, aby naruszyć bardziej (już i tak zachwianą) mą przestrzeń prywatną. Że bacznie śledzi każdy mój ruch. Jest niczym łowca obserwujący swoją zwierzynę.

Cholera jasna, zaczynam się podniecać.

- Długo zasiedziałeś się u tego kolegi – odezwał się.

Moje krocze zareagowało automatycznie na dźwięk jego głosu.

- Tak wyszło – wzruszyłem ramionami i jak gdyby nigdy nic włączyłem laptop.

- U każdego kolegi tyle siedzisz czy tylko u tych, z którymi braćmi coś cię łączy?

Odruchowo odwróciłem się zaskoczony.

Był bliżej niż sądziłem. Gdybym wyciągnął rękę, dotknąłbym go.

- Co?

Oskar uśmiechnął się krzywo.

- Przez te miesiące nic się nie zmieniło. Jak zwykle świecisz elokwencją.

- Oj odczep się – warknąłem z powrotem odwracają się do niego plecami. – Straciłeś bilet wstępu na film o nazwie „Jakże ciekawe życie Louisa” jakiś czas temu, także nie wiem po co się tak teraz nim interesujesz.

- A co byś powiedział, jakbym chciał znów kupić bilet na ten seans?

- Przykro mi, ale wszystkie bilety wykupione.

- Przez tego kolesia u którego teraz byłeś?

Prychnąłem pod nosem i pokręciłem głową. No koniec świata.

- Może – odpowiedziałem.

Zapadła cisza. Czekałem aż coś powie, zrobi, samemu nawet się nie odwracając.
Zacząłem stukać palcami o blat biurka denerwując się. Co siedziało w tym jego kruczym łbie?

No nic, Louis. Raz się żyje. Nie będziesz przecież tak stał i czekał na nie wiadomo co. Zaraz i tak ojciec przyjdzie zdenerwowany, że jeszcze nie omieszkałem zejść na dół.

- Mógłbyś…? – odwróciłem się, ale głos zamarł mi w gardle.

Oskar stał tuż za mną a jego wzrok był tak napastliwy, że aż się cofnąłem.

- Mógłbyś mi łaskawie wyjaśnić co działo się przez te dwa miesiące, podczas których umyślnie się z tobą nie kontaktowałem? W których walczyłem z Kim o prawa do Lucasa aż wreszcie mi się udało? A w których ty, z tego co Hektor mówił, znalazłeś sobie pocieszenie? I uprzedzając twoje kretyńskie pytania czy odpowiedzi, mam jak najbardziej prawo usłyszeć jak było, bo między nami jeszcze się nie skończyło. A wiesz czemu? Bo cię kocham. Masz z tym jakiś problem? 

16 komentarzy:

  1. waaa, mam nadzieje, że szybko dodasz następny rozdział\!

    Hana

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękne, po prostu piękne ! Jak możesz przerywać w takim momencie?! Już myślałam, że Oskar go olał albo coś, a tu taka niespodzianka. Chcę już następny rozdział!!! Już, już, już! :) więc oczywiście weny Ci życzę :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Powiem tak... Bardzo długo kazałaś czekać na ten rozdział ;;; O wiele za długo.
    Cieszę się, że wreszcie go dodałaś i jestem w stanie zrozumieć i wybaczyć(!) ten długi czas oczekiwania xD

    Dobra a teraz na poważnie. Pierwsze spotkanie Luisa i Oskara, było dziwne. Normalnie jak nie oni! Oskar tak szybko zwiał, normalnie, jak nie on.
    Wizyta u Adama była miłą przerwą. Uwielbiam rozmowę Hektora i Louisa. Widać, że Hektorek chce aby Lui był z Oskarkiem i chce ich wspólnego szczęścia <33
    Spotkanie z Andrew było bardzo w stylu Louisa. Czyli ja - nie lubię :< Znaczy nie podoba mi się stosunek jego do Andy'ego. No poprostu nie. Znaczy rozmyślania Luiego zawsze spoko no ale...
    Następnie ucieczka do pokoju... Cóż tylko Louis xD
    Tutaj spotkanie z Oskarem wyszło lepiej. Takie bardziej w ich stylu, chociaż na początku znowu milczeli, ale wzrok Oskarka normuje sytuację.
    I tutaj Oskara nie mogę zrozumieć. No fajnie walczył o Lucasa, nie miał czasu na kontakt, był zmartwiony, zdenerwowany, ok. Tylko dlaczego nic nie powiedział Louisowi? Może utrudniło by mu to w sprawie? No ale mógł cokolwiek powiedzieć... Jednakże wyznanie miłości było urocze i totalnie w jego stylu.

    Następny rozdział będzie ostatnim? Cóż CZEKAM NIECIERPLIWIE. Proszę pisz szybciej xDDD


    Pozdrawiam i życzę dużo weny!<3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ajaj, a ja bardzo lubię to co się dzieje między Louisem a Andrew. Czasem aż ciężko jest się powstrzymać, aby między nimi nie doszło do czegoś więcej, ale kto wie co będzie w następnym rozdziale ;).
      No, wcześniej Oskar był z synem i ciężko byłoby normalnie porozmawiać. Chociaż czy między nimi są normalne rozmowy? :)

      Usuń
    2. Zdecydowanie moim OTP jest Louis i Oskar xD Mam nadzieję, że do niczego nie dojdzie między Louisem, a Anderw ;; Plosem? ^^
      No ale Oskar mógł napisać jednego głupiego smsa! I wydaje mi się że kilka rozmów normallnych było, może jedna bądź dwie ;3
      Mam nadzieję, że następnym rozdziale Louis i Osar wszystko sobie wyjaśnią ^^

      Usuń
  4. czekam na kolejny. ehh nie wiem czemu ale chcialabym żeby Oskar był zazdrosny o Louisa i Andrew ;33 dobra. spk. walczył z byłą o syna no ale sorry przez 2 miesiace nie dawać znać ? niech sie nie dziwi że teraz Louisa ciągnie do Andrew ( z wzajemnościa ;P) skoro wcześniej miał go gdzieś .
    kocham to opowiadanie xDD tylko żeby Louis nie ulegał za szybko Oskarowi xD

    OdpowiedzUsuń
  5. ''A wiesz czemu? Bo cię kocham. Masz z tym jakiś problem?" - najlepsze :D

    OdpowiedzUsuń
  6. świetny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nareszcie :) Wracam do domku, włączam kompa, zaglądam na stronkę i co ja widzę ... Nowy rozdzialik. :D Nawet nie wiesz jak mi się mordka zaczęła cieszyć. Dziękuję :* No to kiedy następny??? Bo nie mogę się już doczekać :)

    OdpowiedzUsuń
  8. -Tak, mam! -To wpier**ol. XD
    Rozdzial genialny- jak zawsze. Chodziaz musze przyznac, ze troooche to trwalo az cos dodalas, no ale sie ciesze ze w ogole cos jest ^^
    Chodziaz oczywisci czekam najbardziej na opowiadanie ktore po prostu podbilo moje serce- TYLKO MOJ! :*
    Czekam na (tylko moj) nexta ;)
    Weny,
    Mir
    P.S.
    Komentarz pisany z telefonu wiec przepraszam ALE SA bledy

    OdpowiedzUsuń
  9. T.T Będę ciągała nosem... Nie żeby coś, ale ZNALAZŁAM!!! :D
    No ja wiem, że to jest poprawiane ;) ale pamiętam jak czytałam pierwowzór na fare l'amore.. I dalsze kontynuacje dla poszczególnych bohaterów.. *.* Boziu ile to lat już? Staro się czuję. -.-
    Dobrze wiedzieć, że jeszcze dycha trochę tych opowiadań. ;)
    Ho, ho, tak, tak, kiedyś to były czasy...

    OdpowiedzUsuń
  10. Kochana skończ opowiadanie Tylko mój... i opublikuj, proszę.

    OdpowiedzUsuń
  11. Witam,
    no w końcu Oscar powiedział, że go kocha, umyślnie się z nim nie kontaktował, chyba po to aby zatęsknił, ale jak widać miał informacje na bieżąco jak o wszystkim wie....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  12. Rozdział cudowny, ale nie mogę się doczekać aż Louis zrobi Oskarowi karczemną awanturę, znalazł sobie chłopca do łóżka, jak ma ochotę to ma być gotowy i wiernie czekać na niego a jak niema ochoty to go wycina ze swojego świata, chociaż z ukrycia pilnuje, żeby zabaweczka nie uciekła, nie biorąc pod uwagę i nie licząc się z jego uczuciami! I jeszcze mu mówi, że go kocha? Ale do swojego świata nie wpuści! Czekam na awanturę!
    Dużo weny :)
    Olga

    OdpowiedzUsuń