środa, 21 maja 2014

23. Miłość za rogiem

Ten rozdział był trudny i  wydaje mi się, że nie umieściłam w nim wszystkiego, co chciałam. Ale jak tak będę się zastanawiać co może jeszcze być, to bym nigdy nie skończyła :).
To najkrótszy rozdział jaki się pojawił na blogu i mam nadzieję, że więcej taka długość się nie pojawi. Diabelnie ciężko było mi wymyśleć dodatkowe wątki (czy też zapychacze), gdy wiedziałam jak chcę rozdział skończyć. Oby się spodobał! :D
* * *

- To miło z twojej strony, kochanie – powiedziała mama.

Kiwnąłem głową i poszedłem za nią do samochodu.

Gdyby parę tygodni temu ktokolwiek powiedział, że pójdę z mamą na zakupy przedświąteczne, zaśmiałbym mu się w twarz. Ja i tłumy ludzi? Ha, ha, dobre.

Nigdy nie lubiłem chodzić po sklepach i nigdy nie rozumiałem w tym kobiet. Oglądać milion razy te same produkty, aby wybrać ten, który się widziało na samym początku. Spacerowanie po alejkach sklepowych jakby był to spacer na świeżym powietrzu. Stanie w horrendalnie długich kolejkach, aby kupić mało ważne pierdoły. Tylko baby to potrafią.

Jednakże taka jest kolej rzeczy. Aby one mogły wyszaleć się w sklepie i wydać ciężko zarobione (daj Boże swoje) pieniądze, to inni (czyli mężczyźni) mogą poświęcić się swoim zainteresowaniom w spokoju.

Zakupy to zło nieczyste. I dziś był pierwszy dzień, gdy sam z własnej woli zgodziłem się, aby towarzyszyć mamie w nich. Możecie mnie nazwać szaleńcem, masochistą, cholera wie kim jeszcze. Za dwa dni Święto Dziękczynienia! Wyobrażacie sobie ile będzie motłochu w centrach handlowych, którzy tak jak my również obudzili się w porę i przypomnieli sobie, że trzeba kupi indyka? Nawet nie chcę sobie tego wyobrażać.

Koniec końców nie chcę również być sam.

Śmiejcie się, mówicie „a nie mówiłem?”, wytykajcie palcami czy pukajcie się nimi w czoło. Mi wszystko jest obojętne. Ja tylko nie chcę zostać sam. Chcę z kimś rozmawiać, z kimś być, bo zwariuję. Myśli, które wdzierają mi się do głowy nie należą do najprzyjemniejszych i chociaż nie mam komu o tym powiedzieć, to wolę mieć kogoś obok.

Mam oczywiście Adama i jego brata. Ale nie dość, że obydwoje pojechali już do dziadków, to jeszcze nie wiedziałbym jak mam to, co czuję, ubrać w słowa. Z Andrew nie byłoby problemów. To dzięki niemu niektóre rzeczy stały się jasne. Jednak nie można zapomnieć, że będąc z nim blisko krzywdzę go. Że wypłakując mu się w mankiet mówię o innym, którego (a niech to cholera weźmie) dalej darzę dość silnym uczuciem, choć dla niego (czyli brata Adama) również nie jestem obojętny. A aż taką łajzą nie jestem, abym dawał nadzieję komuś innemu, choć jeszcze z poprzednią miłostką sobie nie poradziłem.

Także Andrew i Adam odpadają. Jest jeszcze Hektor, ale z nim nie można normalnie porozmawiać. Nie mam pojęcia jakim cudem Gabriel tak długo z nim wytrzymuje (powinien otrzymać order z tego powodu), ale – jak to mówią – miłość nie wybiera.

Zostają rodzice. Ale już widzę minę taty, gdy mówię mu, że tęsknię za Oskarem. Jeszcze nie poradził sobie z tym, że jego pierworodny ma zapędy nie tam, gdzie większość społeczeństwa. Jakby dowiedział się, że i młodszy syn gustuje w mężczyznach, by mnie chyba rozszarpał.

Co do mamy, to z nią nigdy nie miałem bliskich stosunków. Była, bo była. Musiała być.

- Nie ma sprawy – odpowiedziałem.

Mama uśmiechnęła się i pogłośniła radio. Leciała jej ulubiona piosenka Modern Talking. Rany, co za syf.

- A pomożesz mi jeszcze w przygotowaniach? – spytała. – Ma do nas dziś jeszcze wpaść o trzeciej Morgan, ale weźmie ze sobą wnuczka i pewnie będzie z niej zero pożytku. No ale co poradzisz. Taka ciężka dola babci, gdy rodzice nie mają co robić z dziećmi.

- Są jeszcze przedszkola – zauważyłem przełączając stację. „Cheri cheri lady” będzie śnić mi się po nocach.

- Ano są, są. Ale nic nie zastąpi dziadków. Mam jednak nadzieję, że wy nie będziecie mnie tak obciążać dziećmi.

- My? Z tego, co wiem, to Hektor nie może być ojcem. No, praktycznie może, ale teoretycznie, to z Gabrielem mu nie wyjdzie.

- Nie bądź niemądry! – cmoknęła mama wjeżdżając na parking przed hipermarketem. Tak jak się spodziewaliśmy, ciężko będzie znaleźć wolne miejsce parkingowe. – Mówię o tobie i twojej małżonce.

- Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę z tego, że raz – jestem za młody na bycie mężem a tym bardziej ojcem, a dwa, to żadna jeszcze nie podbiła mojego serca.

- Oj tam – machnęła ręką. – Młody jesteś. Nikt ci nie karze brać jutro ślub. Po prostu mam nadzieję, że nie zrobisz mi i ojcu takiej niespodzianki jak twój brat. Chcielibyśmy kiedyś być dziadkami. Nie teraz. Za jakieś pięć, dziesięć lat.

- Wpiszę tę datę do grafiku – powiedziałem.

Wszystko w mym ciele krzyczało, abym powiedział jej, że nie ma na co liczyć. Że jestem w tej samej lidze co Hektor i szanse na przekazanie naszych genów są dość marne.

Nie miałem jednak siły na to starcie. Wolałem w ciszy iść za nią do miejsca, które wyglądało jak przerośnięte mrowisko. Wiwat centra handlowe!

* * *

Nigdy więcej. Gdyby ktokolwiek kiedykolwiek poprosi mnie o towarzyszenie na zakupach, to niech lepiej dwa razy się zastanowi.

W życiu nie widziałem tyle ludzi na raz. Przepychali się, szturchali łokciami, wciskali, Bóg wie co jeszcze. Gdy szliśmy obłożeni torbami z zakupami byłem mega zmęczony. I nie dlatego, że siatki z indykiem i napojami wbijały się boleśnie w dłonie. Gorszą sprawą było to, że czekało na mnie przytaszczenie wszystkich zakupów do domu. Mam wątpliwości, że mama choć ruszy palcem (maruda będzie ględzić, że jest kobietą, to niech jej syn się męczy, bo w końcu jest silniejszy).

Hałas, hałas i jeszcze raz hałas. Krzyki, wisk, płacz gówniarzerii, marudzenie bab, ponaglanie ich połówek. Ogólnie chaos i kosmos.

Z ulgą usiadłem na fotelu nie zwracając uwagi nawet na muzykę lecącą w radiu. Gdy znów wpadnę na szalony pomysł, że lepiej iść do sklepu niż samemu siedzieć w pokoju, uderzcie mnie. Shopping nie jest na moje nerwy.

- Hektor powinien już być – powiedziała mama zerkając na zegarek. – Aj, Morgan pewnie już też – skrzywiła się. Fakt, było już dawno po trzeciej.

Nacisnęła mocniej pedał gazu a ja widziałem już jak coraz szybciej zbliżam się w kierunku białego światła. Jestem za młody na umieranie! Przede mną kreuje się świetlana przyszłość (a śmiałaby nie…)! Poznanie wielu fantastycznych ludzi! Ponowne zakochanie się! I, co najważniejsze, seks! Nie chcę umierać ze świadomością, że już nigdy z nikim się nie pocałuję, nie poczuję penisa w sobie, na sobie, gdziekolwiek blisko mego ciała. Mam dopiero siedemnaście lat! Fakt, za parę dni kończę osiemnaście, ale kto tam będzie patrzył na szczegóły.

Na szczęście obyło się bez żadnej kraksy i bezpiecznie dojechaliśmy. Odetchnąłem mogąc odpiąć pasy i wysiąść z pojazdu szatana. Nigdy więcej!

- Witajcie w moich niekoniecznie skromnych włościach! – powiedział Hektor otwierając drzwi.

Mama się uśmiechnęła i jak jakaś gówniara poleciała do niego, aby go uściskać. Mnie nigdy tak nie witała. Nie, żebym specjalnie z tego powodu narzekał. Czucie matczynych piersi nie jest niczym przyjemnym.

- Jest już może Morgan? – spytała.

- Okupuje łazienkę. W sumie, to mógłbym sprawdzić co u niej. Dość długo nie wraca. Chyba wie jak korzystać z kurków?

- Przestań – zaśmiała się mama i uderzyła go lekko w ramię. – Pomóż lepiej bratu.

- Pomogę. A wiedz, że pomogę – powiedział Hektor.

Za dobrze znałem tą kanalię aby wiedzieć, że nie będzie palił się do pomocy. I tak jak się spodziewałem, wystarczyło, że mama weszła do środka domu, to on poszedł za nią.

Westchnąłem i zabrałem się za dźwigania siatek, bo w końcu same się (niestety) nie zaniosą.

* * *

Śmiech mamy uniósł się po całym domu. Podczas gdy ja robiłem ostatnią rundę z rzeczami z samochodu, to ta w najlepsze siedziała przy stole w kuchni i plotkowała z sąsiadką przy kawie. Gdy palce mi zsiniały od plastikowych rączek wbijających się boleśnie, Hektor siedział na kanapie w salonie i rozmawiał z kimś przez telefon. Nie rozumiałem czemu to robił tu zamiast w swoim pokoju, ale gdy uporałem się z zakupami i w spokoju mogłem spocząć na fotelu, zobaczyłem, że na środku dywanu siedzi dziecko.

Miało czarne jak smoła włosy śmiesznie podniesione do góry, wielkie, diabelnie błękitne oczy i w sumie niczym więcej się nie wyróżniało. Fakt, było ładne. A po ubraniach odgaduję, iż był to chłopiec. Cholera wie ile miał lat. Malutko, to na pewno. Może dwa?

Trzymał w rączkach gumową kurę, która była gryzakiem Codiego i już otwierał japę, aby wziąć dziób do buzi.

Widząc, że Hektor w ogóle się nie interesował brzdącem, wstałem (bez stęknięcia się nie obyło) i wyrwałem dzieciakowi gumiaka z rączek. Nie obyło się bez jego płaczu oczywiście.

- I co ty robisz? Daj mu to z powrotem – powiedział Hektor przerywając na moment rozmowę.

- Chyba zwariowałeś!

- Daj! Widzisz przecież jak beczy!

No i co, dałem. Tyle, że usiadłem naprzeciw niego i gdy maluch chciał znów posmakować gumowej kury, odsuwałem ją od niego. Chociaż tyle mogłem zrobić, skoro babka dziecka się nim w ogóle nie interesowała, tylko wolała ględzić z moją matką. Ha, jeżeli ta sądzi, że w przyszłości będę przywoził do niej swoje domniemane dzieci, to się grubo myli.

Maluch sądząc prawdopodobnie, że jest to jakaś zabawa, znów przybliżył zabawkę psa do ust, a ja ponownie ją od niego odsunąłem. Zaśmiał się i po raz kolejny spróbował. I tak bez końca.

- Ty to masz podejście do dzieci – powiedział Hektor. – Popilnujesz go chwilkę? Muszę na chwilę iść na górę.

- Chyba żartujesz – spiorunowałem go wzrokiem.

- Aż tak dennych żartów to ja nie mam – rzekł i wstał.

I zostawiła mnie, fujara. A ja myślałem tylko o tym, aby się położyć na kanapie, własnym łóżku, gdziekolwiek i  się zdrzemnąć. Tak na chwilę, na momencik. I aby najlepiej nikt mi nie przeszkadzał.

Hm, kto by pomyślał, że dywan może być tak wygodny.

Położyłem się na plecach i przymknąłem oczy starając się nie zwracać uwagi na dziecko. Było to jednak trudne, bo brzdąc znów zaczął pchać do buzi to, co nie powinien burcząc coś pod nosem.

- Leż – pchnąłem go delikatnie na siebie, aby tak jak ja, korzystało z uroków spokoju.

- Nie – odparł chłopiec siadając.

- Leż – powtórzyłem kładąc dłoń na jego klatce i ciągnąc do siebie.

- Nie! – zaśmiał się i znów usiadł. Czyżby kolejna zabawa?

Westchnąłem i nie mając siły na użeranie się z dzieciakiem, przycisnąłem go mocniej do siebie. Zupełnie nie miałem podejścia do malucha. Z tego, co widzę, to traktowałem go trochę jak własnego psa.

- Jak masz na imię, hm? – spytałem chcąc jakoś odwrócić jego uwagę. Szarpał się jak cholera.

- Lucas.

Zamarłem na moment. No tak. Świat nie pozwoli mi zapomnieć o nim. Nawet cholerny wnuk sąsiadki musi się nazywać tak jak jego dziecko.

- Ładnie. A ile masz lat?

- Dużo – odpowiedział Lucas starając się usiąść, ale nie ze mną takie numery!

I o co więcej pytać? O czym mogę dyskutować z takim maluchem? Polityce? Koncercie Muse w przyszłym miesiącu? Religii? Filozofii? Dziewczynach?!

Na szczęście pojawił się król dupków aka Hektor, a za nim przybiegł Cody i jak na wkurzającego psa przystało, zaatakował mnie swoim zimnym i mokrym nosem liżąc gdzieniegdzie mnie po twarzy.

- Chodź do wujka – powiedział Hektor i podniósł Lucasa. – Wujek Louis dobrze się tobą zajmował? Nic ci się nie stało?

- Matko, durniu, umiem zajmować się dzieckiem – prychnąłem i odgoniłem psa od siebie.

- A nie mówiłem, że sobie poradzi? A ty w niego wątpiłeś!

- Mój błąd – usłyszałem.


Automatycznie odwróciłem się w kierunku głosu, którego od dobrych tygodni nie słyszałem a na którego dźwięk moje wnętrzności postanowiły popełnić harakiri. 

17 komentarzy:

  1. Rzeczywiście za krótki... Jednakże miło się go czytało ^^ Jej! Oskar wreszcie się pojawił. Jak przeczytałam, iż w domu Luisa jest mały chłopczyk to od razu wiedziałam, że to jest Lucas! Jej. To teraz chcę dalszą część opowiadania.. Proszę? Tak ładnie.

    W ogóle mam pytanie... ile czasu minęło od ostatniego spotkania Luisa z Oskarem? ok 2 miesięcy? Czy jak?

    Komentarz krótki, tak samo jak rozdział... No dobra, tak naprawdę nie mam czasu na napisanie dłuższego.


    Pozdrawiam i życzę dużo weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh, okej:).
      Ile się nie widzieli? Niecałe 2 tyg. Zaczęło między nimi zgrzytać na początku października a teraz jest końcówka listopada.

      Usuń
    2. 2 miesiące... gdzie ja mam głowę

      Usuń
    3. 2 miesiące cierpień biednego Louisa. Jak tylko spotkam Oscara to mu nawrzucam!

      Usuń
  2. Gdy ten szkrab powiedział, jak ma na imię to dodalam 2+2, co = Oscar :D A rozdział może i krótki, ale dzięki niemu coraz bardziej nie mogę się doczekać konfrontacji między dwoma diablami wcielonymi(Lucasem i Oscarem). Ja również z niecierpliwoscia czekam na ciąg dalszy. :3

    OdpowiedzUsuń
  3. *Louisem i Oscarem.

    OdpowiedzUsuń
  4. No w końcu ten dupek się pojawił ! Rety czułam,że się pojawił czułam to! :D

    Kochana życzę ci dalszej weny bo chcę dalej te opko ! <3

    Kocham CIę! <3

    OdpowiedzUsuń
  5. ZABIJE CIE ! ZABIJE! GDZIE JEST COŚ CZYM MOGĘ CI PRZYŁOŻYĆ ZA SKONCZENIE W TAKIM MOMENCIE! DAWAJ KOLEJNY! ROMEO NO!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie kończ w takich momentach !!

    OdpowiedzUsuń
  7. Za kończenie w takich momentach naprawdę powinna być jakaś kara! Człowiek umiera z ciekawości, dostaje rozdział i nagle BUM, a ciekawość tylko rośnie... :d Jednak bardzo się cieszę, że notka się pojawiła, Louis i Oscar może wreszcie porozmawiają jak dojrzali ludzie. A Oscarowi należy się niezły ochrzan za tak długą nieobecność i mam nadzieję, że Louis mu wygarnie to i owo. A mam pytanko. Wiadomo kiedy pojawi się kolejny rozdział MZR? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam zielonego pojęcia kiedy będzie. Po "Tylko mój" na pewno. Ale widząc ostatnio częstość dodawania przeze mnie publikacji, to za prędko pewnie nie będzie :(.

      Usuń
  8. Witaj
    Trafilam tu z twojego bloga o Harrym Potterze i mam tylko pytanko czy bedziesz go kontynuowala

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będzie. Kiedyś na pewno. Nie zostawię tego opowiadania bez zakończenia :).

      Usuń
  9. Witam,
    i co jednak Luis poznał dzieciaka Oscara, przed czym się tak wzbraniał, podstępem bo podstępem, ale jednak poznał, ciekawe czy to, że Oscar się nie odzywał miało na celu go „przegłodzić”... ja chce rozdział kolejny
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  10. Kiedy następny rozdział, ja już go chce przeczytać nooo :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Yaaa, to było piękne (tylko krrródki)! Czekam na więcej, weny, weny duużo życzę. ^.-.*

    OdpowiedzUsuń