czwartek, 27 września 2012

7. Bóg stworzył, a diabeł wychował, czyli istna bohema


- Naruto, nie sądziłem, że kiedykolwiek to powiem, ale przestań. Przestań robić to, co właśnie robisz, bo wpadnę w kompleksy, zlinczuję się i będzie źle. Uwierz, będzie wręcz potwornie.

- Co ty opowiadasz?! Jakie kompleksy? Ty i kompleksy? Poza tym co takiego robię niby? Patrzę się tylko.

- Właśnie,  patrzysz. Bo Łasic też się patrzy. I jak obydwaj się tak patrzycie, to między wami pojawia się ta dusząca i przyprawiająca o mdłości chemia, która miała być już dawno między mną a Hyuugą. A jeszcze nie ma. Ale nie ma co się martwić. Mam plan, który zbliży mnie do mego kurczaczka jak bum cyk, cyk.

- Jaki znowu plan? Ja o niczym nie wiem!

- Sabaku, Uzumaki, czy ja niby wam nie przeszkadzam? – spytał nauczyciel, któremu gadanie tych dwóch darmozjadów zaczęło przeszkadzać.

Genma, z którym klasa chłopaków miała właśnie wychowanie fizyczne, musiał jakoś z rudego i płowowłosego gnojka wykrzesać jakieś zaangażowanie w to, co działo się na zajęciach.

- No troszkę – odpowiedział Sabaku, uśmiechając się przy tym tak powalająco, że ćwicząca obok grupka aż się zatrzymała i obserwowała przebieg wydarzeń.

Genma trochę się zmieszał. Wszyscy się na niego patrzyli! Nawet Kakashi, który z jak zawsze nieobecnym obliczem, czytał jedną z tych swoich perwersyjnych książeczek (żeby w szkole trzymać coś takiego? To się w głowie nie mieści!). I nic nie zrobił z tego, że jego drużyna zaprzestała grać, tylko znalazła sobie lepsze zajęcie.

Mężczyzna spojrzał po reszcie swoich uczniów. Shikamaru, który siedział na pierwszej ławce, o ironio, zaraz z niej zleci, jeżeli się w porę nie obudzi; wieczny żarłok, Choji, co chwilę sięgał do plecaka, aby wyjąć z niego ciastko; Rock Lee, który wiecznie pchał się do wszystkiego i chciał zawsze coś dotknąć, sprawdzić, obecnie nie robił wyjątku, tylko latał tam i z powrotem paplając coś o wiośnie miłości i aby każdy się radował z czegoś tam… nieważne; Uzumaki, jak to Uzumaki, na jego zajęciach i tak nigdy nie uważał, to i teraz wyjątku nie zrobił.

Dzięki wszystkim bogom za innych uczniów takich jak Sasuke czy Shino. Oni chociaż coś z zajęć wyciągali.

- Sabaku! Czy to nie ty jesteś aby w tym tygodniu dyżurnym? – Nauczyciel dalej nie odpuszczał.

- Ano, pewnie tak – zgodził się rudzielec, powoli wstając. Ha! Wszystko było lepsze od siedzenia na zajęciach i słuchania tej nudnej paplaniny.

- Ależ siadaj, siadaj. – Zatrzymał go. – Nie ścieraj tablicy, ja zetrę – skinął na małą tablicę, na której były jakieś bohomazy zostawione przez inne klasy. – Może jak powdycham kredy, na pylicę zachoruję, na rentę szybciej mnie wyślą, i nie będę musiał oglądać waszych małych, wrednych dziobów. 

Genma, podobnie jak reszta nauczycieli, nie zwracał na wybryki Sabaku uwagi, dopóki nie zaczynał burd. Wtedy to nie ma zmiłuj. Od razu do kozy!

- Oj tam, oj tam – rudzielec znów uśmiechnął się szeroko, i już chciał przeskoczyć jak łania parę ławek, ale wyprzedził go Naruto.

- To ja w takim razie zetrę tablicę. W końcu chcemy, aby pan jak najdłużej z nami pozostał, nie? – powiedział, i zrobił coś, co zawsze skutkowało. A mianowicie uśmiechnął się tak ślicznie, włoski zafalowały mu tak uroczo, pomachał gęstym rzęsami w tak rozkoszny sposób, że nauczycielowi aż serce szybciej załomotało.

I cóż miał innego powiedzieć jak:

- Idź, idź. Tylko nie zbocz wracając, tak jak zrobiłeś to ostatnio.

Przemilczał fakt, że wtedy był z Sabaku i wydzierali się „Pożar! Ratunku! Niech każdy ratuje się kto może!”. I byłoby wszystko w sumie w porządku, gdyby nie to, że owym pożarem był palący się świstek papieru leżący na parapecie, po którym mniej niż minucie zostało kompletnie nic. 

- Tak jest! – Naruto przystawił do czoła palec wskazujący i środkowy (tak jak widział w tych wszystkich filmach, których rodzice zabraniali mu oglądać ze względu na sceny drastyczne, na co Naruto zawsze prychał, gdyż zadając się z Sabaku miał na co dzień coś z dreszczowców. Najprawdopodobniej staruszkom chodziło o te wszystkie wątki miłosne, które zawsze były przeplatane w akcję prędzej czy później), chwycił gąbkę (nie zwracał uwagi na wołania Sabaku „Ty Brutusie!”) i wybiegł z sali gimnastycznej. Jemu również nie w smak było siedzenie na zajęciach. Poza tym znając Gaarę, to przepadnie on na prawie całą lekcję i znów mu sprawowanie poleci w dół. A Naruto, jak na dobrego kumpla przystało, nie może dopuścić, aby rudzielec miał jeszcze gorsze niż nieodpowiednie. Toż przy nagannym mogą go wywalić ze szkoły! I z kim Uzumaki będzie się szlajał? Nie ma takiego drugiego jak Sabaku, dlatego blondas musiał dbać o to, aby choć jego zachowanie nie było najgorsze (porównując do reszty jego ocen, które aż proszą, ba, błagają! o pomstę do nieba).

- Och! – pisnął przestraszony, gdy ktoś złapał go za błękitną bluzkę i pociągnął za kolumnę, uciekając od wścibskich spojrzeń kamer, które dyrektor zakupił w poprzednim roku.

Co za łotr! Co za patafian tak go przestraszył?! To zapewne jakiś upiór, który poluje na takich słodkich i uroczych blondasów jak on. Najprawdopodobniej jest potwornie brzydki, jak ten dziad z filmu, który Naruto ostatnio oglądał. Nie pamiętał tytułu, ale to było straszne przeżycie. Bo będąc cykorem, ani nie wyłączył komputera, na którym oglądał film (ze strachu bał się wydostać z kokonu, jaki sobie zrobił z kołdry), ani nie włączył lampki nocnej (ten sam powód jak poprzednio), oraz nie chciał zamknąć oczu, bo obawiał się, że ten dziadyga z rękawiczką z ostrzami zamiast palców, przyjdzie i po niego.

Jakie było jego zdziwienie, gdy zamiast Freddy’ego Kruegera zobaczył Łasica, który przyszpilił go do ściany i, jakby nigdy nic, całował. Cóż, mając przy sobie Itachi’ego Uzumaki również się czuł, jakby śnił. Tyle, że te sny (na szczęście) były o niebo przyjemniejsze.

Starał się go jakoś uspokoić, co było naprawdę trudne, gdyż Fifek (ta mała, podstępna kreatura), dość mocno polubił Uchihę i nie chciał pozwolić, aby Naruto przerywał ich mizianie. Zresztą, sam chciał się przyłączyć, ale blondynek mu na to nie pozwalał, ściskając go boleśnie udami.

- Itachi – westchnął blondas, któremu aż kręciło się w głowie od nadmiaru emocji. Nigdy nie sądził, że pójście do szkoły przyniesie mu aż tyle niespodzianek.

Uchiha, jakby nigdy nic, dalej obcałowywał go po szyi, dotykając pewnie, choć i delikatnie, ciała chłopaka.

Naruto nie przypuszczał, że można czuć dotyk na ciele dosłownie wszędzie. Wydawało mu się, że zaraz wybuchnie, jeżeli Łasic nie przestanie. A wiadome było, że nie miał zamiaru przestać.

- Co to było przed chwilą, hm? – spytał starszy chłopak, nagrzewając szyję blondasa swoim ciepłym oddechem, od którego aż się kręciło mu w głowie. W ogóle będąc tak blisko niego, czując ten zapach, widzieć ten wzrok, słyszeć ten głos, mieć na wyciągnięcie ręki to ciało, nie w sposób było się opanowywać od westchnięć czy nawet jęków.

Uzumaki zarzucił mu na ramiona ręce, bo nie mógł wręcz ustać. Nogi się zamieniły mu w galaretę.

A Uchiha, jak to Uchiha, z okazji skorzystał i pomógł ustać blondasowi, trzymając go bezwstydnie za tyłek, który na dodatek zaczął ugniatać. O matko kochana…

- Przed chwilą? – spytał Naruto, który nie miał pojęcia, co Łasic za banialuki opowiadał.

- Na sali gimnastycznej. Co to za nieczyste zagrania, aby tak podchodzić nauczyciela, co?

- Och, to – przypomniał sobie. – Było to trochę zabawne jak zareagował.

- Nie, nie było.

- Właśnie, że tak – upierał się przy swoim. No bo jak nie było, jak było, nie?

- Och kociątko, zginiesz kiedyś marnie – westchnął Itachi. Coś mu się wydawało, że trudno będzie kiedykolwiek wmówić cokolwiek szczeniakowi.

Uchiha znów nachylił się nad Naruto, całując go i bezwstydnie obmacując. A co, jak jego, to może przecież. A w jego mniemaniu chłoptaś już był jego.

Uzumaki na wszystko się zgadzał. Psia mać, nie wiedział jak, ale ten wstrętny Łasic robił coś z jego samokontrolą, że mówiła mu bye, bye, i nawet nie machała na pożegnanie. Jak to jest, że zgadzał się na każdy jego dotyk? Niepokojące.

- Ekhm!

Itachi oderwał się od chłopca, patrząc wilkiem na osobę, która wydała owe chrząknięcie.

Gaara stał zadowolony przy filarze z założonymi rękoma, patrząc się na nich bezczelnie. Głupi gnojek.

- Sabaku, co powiesz na to, abym w ten weekend zabrał cię do lasu na polowanie? Ty sobie radośnie pohasasz niczym sarna, a ja wezmę spluwę. Co ty na to? – warknął. Coraz bardziej nie znosił tego bękarta.

- Pewnie. Z tobą? Wszędzie – odpowiedział rudzielec, który za nic miał grożenie starszego chłopaka. Nie on pierwszy i ostatni chciał ukrócić jego żywot. Przyzwyczaił się.

- Gaara, daj nam chwilę, dobra? – poprosił Naruto, który już widział Armagedon, jaki nastanie, gdy Sabaku nie zniknie z pola widzenia Łasica.

- Pewnie, słońce ty moje – odpowiedział, robiąc parę kroków do tyłu, aby Uchiha (co on taki nerwowy?) go nie zobaczył, ale żeby wszystko słyszeć.

Itachi westchnął, opierając czoło na czole blondasa.

- Przyjadę po ciebie wieczorem. Wtedy będziemy mieli więcej prywatności.

- Prywatności? Na co ci prywatność?

- Na wiele rzeczy.

Fifek słysząc te słowa, krzyknął „Tak! Tak! Tak!” i już teraz chciał się spotkać z Uchihą w „cztery oczy”, ale materiał spodni dość mocno mu to uniemożliwiały, i zostało mu jedynie próbować. Naruto nie był zadowolony z tych prób i starał się wybrzuszenie jakoś ukryć.

Nadaremnie.

Itachi odsuwając się od niego, niby niechcący (ta, jasne) potarł dłonią krocze blondyna, który podskoczył, kwiknął i zarumienił się jeszcze bardziej.

- Do zobaczenia – powiedział i skierował się w kierunku sali gimnastycznej, nie zaszczycając Sabaku nawet swoim spojrzeniem.

- Nie prowokuj go – powiedział Naruto, gdy rudzielec podszedł do niego.

- E tam – machnął ręką. – Fiu, fiu, coś widzę, że wasza wczorajsza randka nie skończyła się tylko na lodach, co nie? – Uśmiechnął się bezczelnie.

- No jakoś tak wyszło – Uzumaki wzruszył ramionami, udając większego głąba niż był w rzeczywistości.

- Oj opowiadaj! Jam rządny szczegółów! Co było? Jak było?

- Gaara! – krzyknął Naruto, który był czerwony jak piwonia. No jak to tak pytać się o takie rzeczy?

- Toż jestem twoim najlepszym kumplem. Komu masz mówić, jak nie dla mnie? Poza tym ja niedługo też będę miał ci wiele do powiedzenia – podniósł zadowolony brodę do góry.

- Tak? Czyżby jakiś przełom w relacji "ty i tyłek Neji’ego"?

- Och, Naruto, a żebyś wiedział – westchnął, a jego myśli powędrowały do pewnej zakompleksionej brunetki, która miała mu dzisiaj dawać korki. I to nigdzie indziej, a w gospodarstwie mości waćpana Hyuugi.

1 komentarz:

  1. Witam,
    och Itachi to nie przepuści, żadnej okazji, i te jego mordercze instynkty względem Gaary wspaniale...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń