- Ona jest
straszna.
-
Bredzisz, Hoshigaki - odparł Pain, wpatrując się w zdjęcie dziewczyny na jakimś
portalu randkowym. Ową dziewczyną była Konan, lala, która chodziła ze szkolnymi
szychami z ich klasy. Było to dziewczę spokojne, wręcz flegmatyczna. Miłe,
ale... oj, cóż mydlić oczy, zwykła dziwaczka, ot co.
- Bredzę?
Tobie się na starość na mózg rzuciło, Nagato. - Kisame nadal nie rozumiał, co takiego
chłopak widział w tej lasce. Przecież szkaradna była. - To maszkara.
- Żadna
maszkara! To moja przyszła małżonka!
- No
gratulacje stary, serio. Ale jesteś pewny? Wiesz, przed ożenkiem to każda
niunia jest cacy, ale gdy tylko dojdzie do wypowiedzenia formułki, po której
padnie obustronne "tak", niunia przestaje być niunią? Zmienia się w
poczwarę, która tyje jak świnia i przykleja na stałe swój tłusty zad do fotela.
I tak aż do końca twego, jak i jej jałowego życia.
- Co ty
majaczysz?
- Wcale
nie majaczę. Świętą prawdę ci mówię, stary. Naukowo udowodnione.
Itachi,
przysłuchując się rozmowie, wolał o nic nie pytać. Czasem lepiej żyć w
niewiedzy.
Postawił
na stoliku szklanki z sokiem pomarańczowym. Na ich widok Deidara, który został
zaciągnięty siłą do domostwa Uchihy (swoje kościste paluszki mieszał w tym
Sasori), rzucił się do stołu i, zanim ktokolwiek mógł cokolwiek wypić, opróżnił
karton soku do połowy.
Głupi
szczyl.
Gospodarz,
jako że był od czasu do czasu leniwym bucem, usiadł obok Sasoriego, który nie
spuszczał wzroku z Deidary.
- Ten
wdzięk, czar, styl. Ach, tylko się zakochać - westchnął Hidan, nie potrafiąc przestać
gapić się na swoje odbicie w lustrze. Z całej ich paczki był on najbardziej zadufanym
narcyzem. - A ten tyłeczek. Mrau! Czysta rozkosz! - Odwrócił się do szklanej
tafli tyłem i lekko się wypiął, aby mieć lepszy wzgląd na swoje
"cudowne" zderzaki.
- Po co
jadłem te sajgonki? Przez tego bęcwała mi niedobrze - burknął Sasori, nie mogąc
już (jak większość) słuchać paplaniny kumpla. Mógłby wreszcie zamknąć japę i
zostawić lustro matki Itachiego w świętym spokoju.
Czyżby
Akasuna spostrzegł małe pęknięcie na środku tafli? Ha, wiedział, że nawet ona
nie wytrzymałaby tyle!
Itachi
jedynie ciężko westchnął. Jak to mówią, rodziny się nie wybiera. W jego
przypadku kumpli również.
* * *
- A co
Łasic taki nie w sosie? - Cienkie brwi Sabaku uniosły się.
Jego rudy
czerep co rusz pojawiał się to przy jednym, to przy drugim oknie. Wiadomo, kogo
szukał.
- Gaara,
uspokój się - syknął Naruto, który siedział pod jedną z wiśni w ukryciu,
sądząc, że nie zostanie zauważony. Marzenia ściętej głowy.
- Ale nie
ma go... - zajęczał za głośno chłopak, zatrzymując się przy oknie pokoju
Itachiego. - Gdzie mój bąbelek się podział?
- Może
jest w toalecie? W końcu to też człowiek i swoje potrzeby ma - zauważył
Uzumaki, modląc się w duchu, aby nie wpaść przez tego rudego idiotę w jakieś
tarapaty.
- Naruto!
Bluźnisz, stary! - O tak, teraz na pewno nikt z ulicy nie usłyszał, że ukrywali
się w ogródku Uchihy. Gaara, tylko pogratulować rozumu. - Hyuuga to zesłaniec
boski, który ma na celu ciągnąć mnie za nos i uwodzić. Nęka mnie wręcz, pizduś
plastuś jeden.
- Twój
pizduś plastuś.
- Jak
najbardziej mój - uśmiechnął się zadowolony chłopak,
* * *
Sasuke był
grzecznym chłopcem. Słuchał się rodziców, brata, nauczycieli. Jeżeli któryś z
nich zlecał mu jakieś zadanie, najczęściej je wykonywał. Ale nie mógł
bezczynnie siedzieć w pokoju, tak jak kazał mu jego starszy brat, skoro słyszał
pod domem krzyki. Doskonale wiedział, do kogo należą. Na głos Sabaku był już
wyczulony. Wystarczyło, że na biologii czy matematyce ta ruda łajza siedziała
za nim i na każdym sprawdzianie prosiła (cóż, jeżeli prośbą można nazwać
kopanie w krzesło i groźby) o odpowiedzi.
Nie, żeby
Sasuke nie lubił chłopaka. Lubił, ale jedynie gdy milczał i stał paręnaście
metrów do niego. Tyłem, najlepiej.
I oto
przed nim trudna decyzja. Zejść na dół i zobaczyć, co ten patafian wyprawiał
pod jego domem, czy zrezygnować i zostawić sprawę bratu? Ale czy Itachi da radę
Sabaku? Cóż, z nim nawet prokuratura sobie nie radzi, to co dopiero taki
poczciwy Łasic. A co tam, zejdzie.
A więc,
najciszej jak potrafił, wyszedł z pokoju i zszedł po schodach na parter. Po
drodze minął Hyuugę, zajadającego się czekoladowymi babeczkami, które zrobiła
wczoraj Uchihowa matka. Ech, jak szarańcza - wejdzie i już dewastuje wszystko
po drodze. Włącznie z lodówką.
Chłopak
wyszedł z domu. Skierował się wprost w stronę ogrodu, gdzie...
- Sabaku,
Uzumaki! Co wy u licha wyprawiacie?!
* * *
- No i
gdzie się pałętałeś? - spytał Zabuza, gdy Neji wszedł do pokoju, w którym
siedzieli sportowcy.
- To tu,
to tam - ciemnowłosy wzruszył ramionami, siadając przy Kisame. Tuńczyk
właśnie skakał po portalach randkowych, szukając wybranki dla Paina. Cóż,
strata czasu. Konan zbyt głęboko wbiła swój gwóźdź w jego czerep. Teraz nie chciała
wyjść. - Widziałem twojego brata - powiedział do Itachi'ego. Brunet siedział na
kanapie obok Sasoriego i wyglądał jak jakaś cholerna rzeźba. Z deka chore.
- To
Itachi ma brata? - Deidara zdziwił się wyraźnie. Podniósł blond łeb i spojrzał
na nowo przybyłego z zaciekawieniem. - Równie towarzyski co ty, Itachi?
Sasori
również zareagował, ale zupełnie inaczej niż jego obiekt westchnień. On aż
westchnął wewnętrznie, widząc te wielkie, zaciekawione ślepia. Jego słodziutki
aniołeczek z móżdżkiem wielkości orzeszka. Wręcz ideał. Bo żebyście widzieli
jego to na co Sasori ma największą chrapkę...
- Sasuke
to typowy wyrostek. Buntowniczy, niezdecydowany, zabłąkany w tym wielkim
świecie. Mógłbym mu powiedzieć, że ten stan kiedyś się skończy. Ale po co mam
go oszukiwać? I nie, w niczym nie jest do mnie podobny - odpowiedział Itachi,
po chwili wstając i kierując się w stronę drzwi. Chciał zobaczyć co sprawiło,
że jego młodszy braciszek śmiał bez jego pozwolenia wyjść ze swojej pieczary.
-
Zapowiada się niezła rozróba! - pisnął ucieszony Kisame, wiedząc, jak się
sprawy kończą, gdy ktokolwiek sprzeciwia się jego kumplowi.
* * *
- ...
Imbecyle wy! Bezmózgi! Jak mogliście! No odpowiedzcie, jak śmieliście wejść na
moją posiadłość i tak ją zdemolować?! Już ja się z wami policzę! Widzicie te
kwiaty? Wiecie jak moja matka szaleje jak ktokolwiek zniszczy jej chwasty?!
Tępe palanty!
Sasuke już
wychodził z siebie. A jeszcze mina tych dwóch półgłówków tylko pogarszała
sprawę.
- Naruto,
zapraszałeś go, aby do nas dołączył? - spytał cicho Gaara patrząc zafascynowany
jak Uchiha robi się coraz bardziej zły. Ale ubaw!
-
Zwariowałeś? - odpowiedział równie cicho Uzumaki. - A ty? - zadał jakże
inteligentne pytanie.
- Ja też
nie. Więc po co on tu jest, jak nikt go nie zapraszał?
Ręka
Sasuke aż świerzbiła, aby przylać tej durnej, rudej pale. Jak taki idiota może
chodzić swobodnie po ulicy? Paranoja.
- Sabaku,
wyobraź sobie, że jesteś na moim podwórku i chyba mogę na
własnych ziemiach chodzić kiedy chcę, nie?
- No chyba
nie, skoro - z tego co pamiętam - Itachi zabronił ci wystawiać kinol poza
pokój. A ty mu się sprzeciwiłeś! - Chłopak wyprostował się i wystawił palec,
wskazując oskarżycielsko na najmłodszego Uchihę. - Ty niedobry bracie! Nie
słuchasz się rodzeństwa. Ha! Będziesz miał przesrane!
Gaara,
cały zadowolony, że zamknął na jakiś czas usta Sasuke, chodził wokół chłopaka
cały w skowronkach. Młody Uchiha za to stał jak posąg, mierząc intruza
wzrokiem. Już widział, jak to małe, piegowate ciało zostaje rozszarpane przez
jego owczarki. Ech, że też dziś rodzice musieli zabrać je do weterynarza.
- Gaara,
uspokój się. Ludzie się patrzą - syknął Naruto, który dalej nie wychodził spod
drzewa. Chyba znalazł pod nim swój azyl.
- A co, to
mój dom, że sobie lipy narobię? - odparł Sabaku, robiąc piruety. I tak się
zaczął okręcać, że aż zakręciło mu się w głowie i upadł na ziemię. A, co
najdziwniejsze - gdy otworzył oczy, zobaczył przed sobą nie jedną, a osiem par
butów. Podniósł łeb.
Na
początku światło słońca go oślepiło, ale zaraz jego oczy przyzwyczaiły się do jasności.
Aż pisnął.
Jego
bączek! A czy on właśnie miał w dłoniach... nie może być!
- Co tu
się do licha wyprawia? - spytał Itachi.
Nim
uzyskał odpowiedź, Sabaku wstał z ziemi i poleciał do zaskoczonego (ten
dzieciak ciągle go zadziwiał) Hyuugi. Jego oczy świeciły się niczym małe
brylanciki.
- Moje
ciasteczko! - pisnął. Nie wiadomo, czy chodziło mu o samego chłopaka, czy słodycz,
którą właśnie zajadał.
Neji'ego
zawsze ten chłopak powalał. Jakoś nie umiał dość szybko zareagować, gdy ten go
tak otwarcie atakował. Dlatego też dobrze, że istnieli coś takiego, jak
przyjaciele.
Kisame
złapał rudzielca za koszulkę i podniósł go do góry, przez co ten nie dobiegł do
swego obiektu westchnień.
- Moje!
Moje! Moje! - krzyczał Sabaku, machając rękoma, aby jakoś dosięgnąć Hyuugę.
Marne szanse.
- Ech, ty
głupi dzieciaku, czemu wreszcie nie dasz Neji'emu odpocząć od swojej
chucherkowatej osoby? - spytał Tuńczyk, który nie miał żadnych kłopotów w
trzymaniu dzieciaka. Był leciutki jak piórko.
- A czemu
ty wreszcie nie wylądujesz w piekle i nie zabawisz się z diabłami? Mógłbyś tam
w końcu spłonąć - odparł Gaara.
- Oż ty! -
krzyknął Hoshigaki, łapiąc w stalowym uścisku rudzielca. Ten krzyknął
przeciągle z bólu. Ale czy ktokolwiek mu pomógł? Znikąd pomocy!
- Sasuke,
trzymaj lepiej na smyczy swoich przyjaciół, bo sobie zrobią krzywdę - rzekł
Itachi, który miał już dosyć całej tej chorej sytuacji. Gdzie matka? Gdzie
obiad? Zero pożytku z tych kobiet.
- Ale to
nie ja ich tu sprowadziłem. Wszystko to Uzumakiego wina - wskazał na blondasa
siedzącego pod drzewem.
Gdy Itachi
go zobaczył, na moment wszystko się zatrzymało.
Witam,
OdpowiedzUsuńha Sasuke taki p0osłuszny ;] Gaara jest cudowny, no i wystarczy tylko wzmianka o Uzumakim, a Itachi już reaguje ;]
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia