Gaara
sądził, że był geniuszem. I nie takim jak Shikamaru czy Sasuke, którzy z ich
klasy mieli najwyższą średnią. Gaara był geniuszem intryg, planów i wiedział,
że jeżeli na czymś mu definitywnie zależało, to uda mu się to osiągnąć.
Chociaż
nie zawsze w swoich czynach wykazywał się inteligencją. Na przykład, gdy po raz
pierwszy zobaczył Hyuugę, jego szalone serce wręcz zagalopowało, a myśli
krążyło tylko wokół tego zgrabnego tyłka, którego Neji (zapewne nieświadomie)
tak eksponował. Więc postanowił, że chłopak będzie jego kolejnym celem do
zdobycia (nie, żeby z rudzielca był jakiś Casanova).
Jego
pierwszym zamiarem było zdobycie numeru telefonu przystojniaka. Oczywiście nikt
nie chciał mu dać, ale dzięki Shizune, sekretarki wicedyrektorki, zdobył
chociaż (nie pytajcie jak. Aż nie chce się wierzyć, co samotne kobiety dają
sobie wmówić) numer do domostwa Hyuugi.
Parę
naście razy dzwonił (nawet zdarzało się, że i anonimowo), żeby dowiedzieć się,
czy taki osobnik jak Neji Hyuuga tam mieszka, a jak tak, to czy go zastał.
Matka, czy kto tam odbierał, nie wytrzymała tego po dłuższym czasie, bo
wybuchła:
-
Posłuchaj mnie uważnie, chłopczyku, ile razy jeszcze mam ci mówić, że Neji’ego
nie ma? Jest na treningu. Jeżeli masz do niego jakąś sprawę, to łaskawie się
przedstaw i powiedz co chcesz. A jeżeli nie, to przestań wreszcie dzwonić.
A
odkładając słuchawkę usłyszał jeszcze jak jakiś facet (zapewnie małżonek) się
spytał, co się dzieje, a ona odpowiedziała, że:
- Te
dzieciaki za dużo sobie pozwalają. Jakiś szczeniak chce coś od Nejiego. Co ja
jestem, jego sekretarką? Wystarczy, że z bólem go poczęłam, to nawet teraz mam
z nim krzyż pański.
Cóż,
więcej Sabaku nie zadzwonił.
Potem
przyszedł czas na dowiedzenie się, gdzie jego luby mieszkał i zapoznanie się z
okolicą.
Gdy
zobaczył jego dom, to od razu wiedział, że tak właśnie będzie wyglądało jego
życie z ukochanym przy boku. Ha, teściowie go pokochają (nie ma innej
alternatywy. Na pewno go polubią na miejscu! A jak nie to… to cóż, z tym też
sobie poradzi), będzie wiódł spokojne życie w ich domu (innymi słowy ma zamiar
zalęgnąć się tam ze swoimi gratami i nigdy stamtąd nie wychodzić) i czekać aż
jego miłość wróci z pracy, żeby obsłużyć go jak króla (i wziąć z tego niezły
haracz. Nic nie ma za darmo).
Problem
był z tym, że nie wiedział, jak się wkręcić do środka. To nie było takie łatwe,
jak w przypadku domostwa mości pana Sasuke, że powiedział Naruto, aby go tam
zaprowadził. Tu będzie musiał użyć najwyższej jakości geniuszu.
Do tej
pory nic nie wymyślił.
- Jakie to
jest wszystko upierdliwe – westchnął Shikamaru, który gapił się jak zawsze w
obłoki na niebie, leżąc na trawie.
- Ano –
zgodził się z nim Sabaku, wypluwając źdźbło trawy i sięgając na oślep po
następne.
Zerknął na
zegarek. Minęło już pół godziny, odkąd rozmawiał z Naruto, że przyjdzie i go
uratuje. Phie, głupek. Toż Itachi to ciacho nad ciachami (oczywiście nie równa
się z Hyuugą. Uchiha jest na drugim miejscu)! Ma wśród dziewczyn (jak i
nauczycielek) swój fanklub. Więc niech Uzumaki całuje Łasica po paluszkach, że
chociaż spojrzał na niego. Ba, że się odezwał!
Chociaż
trochę niepokoiło go to, że Uchiha zainteresował się jego blond głupkiem. Okej,
Naru do mało atrakcyjnych nie należał, ale… jednak coś było nie halo w tym, że
taki worek testosteronu jak Uchiha, zainteresował się poczciwym Naruto.
- Muszę go
uratować – postanowił siadając. – Nie wiem co Łasic od niego chce, ale się
dowiem. W końcu to mój dobry kupel.
Sabaku był
zdeterminowany aby pomóc blondasowi. Już chciał lecieć mu na ratunek, już wręcz
pędził, ale…
- Zostaw
go – powiedział Shikamaru. – Niech się bawi.
Gaara
spojrzał na niego i z powrotem opadł na trawę.
… ale mu
się nie chciało.
- Masz
rację. Niech korzysta z życia – zgodził się z nim Sabaku.
Uśmiechnął
się zadowolony. Naruto jeszcze mu podziękuje, że nie przyszedł. Na razie ma
większe zmartwienie. Cholerny Hyuuga…
- Cześć.
Spojrzał w
bok napotykając nieśmiały wzrok koleżanki z klasy. Siedziała z metr od nich
(czy nie ma lepszego już miejsca na leżenie, tylko ta góra? Gaara lubił tu
przesiadywać dlatego, że – teoretycznie – był tu widok na całe miasto, jak i
temu, że dla upartego mogło się wydawać, że ściany góry mają wyryty twarze.
Często z Naruto dyskutował kogo widzieli. Oczywiście jego głupkowaty przyjaciel
wszędzie widział Sakurę. Ta dziewczyna owładnęła nim na amen. Więc w sumie
dobrze, że Łasic się za niego wziął). Zaraz, zaraz. Jak jej było? O, Hinata.
Hinata
Hyuuga.
Hyuuga…
- Cześć –
odpowiedział Sabaku, uśmiechając się szeroko. Już wiedział kto pomoże w mu
planie, który powoli rodził się w jego chorym umyśle.
Houston,
wylądowaliśmy!
* * *
- O rany,
o rany, o rany – mamrotał podekscytowany Naruto, patrząc się jak urzeczony na
piekarnik. A bardziej na to, co było w środku. Ciacho! A ściślej serniczek.
Ukochany serniczek, który z brzoskwiniami smakuje wyśmienicie. Ach, jego mama
była fenomenalna. Chociaż powinna bardziej skupić się na kuchni niżeli na
gromieniu jej jedynego syna.
- I tak
będziesz musiał poczekać aż wystygnie – powiedziała kobieta, nawet na niego nie
patrząc, tylko wycierając talerze.
- Oj mamuś
– pisnął chłopak. Nie mógł tyle czekać! Toż to skandal! – Ja chcę!
Kobieta
prychnęła i zerknęła na niego, a zaraz jej wzrok powędrował gdzie indziej. A
mianowicie na dwóch mężczyzn (jeżeli Itachi’ego można tak nazwać), którzy stali
przy kominku w salonie i o czymś rozmawiali. Minato był podekscytowany tym, że
syn pułkownika był w jego małym, skromnym domu, rozmawiał z nim, zwykłym
policjantem, oraz (co najbardziej go zdziwiło) to, że znał jego głupiutką
latorośl.
Kushina
również zgłupiała widząc takiego chłopaka w towarzystwie blondasa. Ostatnio
była strasznie na syna zła za to, że co rusz zbierał dodatkowe zajęcia
pozalekcyjne, które zadawali mu nauczyciele w ramach kary za błazenadę z tym
krnąbrnym dzieciakiem, Sabaku. Co chwilę latała od jednego okna do drugiego,
dzierżawiąc w dłoni wałek (nie żeby go użyć, rzecz jasna. Może jedynie
postraszyć) i mamrotała przekleństwa na temat jej nieznośnego syna. Ale złość
minęła dając upust zaskoczeniu a zaraz i oczarowaniu. Z pięknego samochodu
wyszedł jej Naruto, który niczym spłoszona sarna, przybiegł do domu, zapewne
się nawet nie żegnając z chłopakiem, który go przywiózł. Och, Kushina doskonale
wiedziała, kim on był. Uroda osób z rodziny Uchiha była niepowtarzalna.
Więc, aby
nacieszyć oczy i zająć czymś męża, kazała Naruto wrócić do Itachi’ego i zaprosić
na kolację. Chłopak się stawiał ze wszystkich sił, bo nie wyobrażał sobie, aby
spędzić z tym człowiekiem choć chwilę dłużej. Ale jego matka umiała go
przekonać (w końcu nadal trzymała wałek). I tak Itachi od godziny gościł w jego
domu, a Naruto przesiadywał w kuchni, gapiąc się na piekarnik a żołądek już mu
śpiewał serenady na myśl o cieście.
-
Cierpliwość jest cnotą – zgromiła go kobieta i odwróciła się.
Blondas w odpowiedzi
nadąsał policzki bo wiedział, że matrony nie przekona. Z czasem coraz bardziej
podziwiał swego ojca za to, że niekiedy udawało się na Kushinie cokolwiek
wymusić. Toż to graniczyło się z cudem!
- Och
kochanie, jakie piękne zapachy – do kuchni wszedł Minato odziany w gruby
szlafrok (nie zdążył się przebrać a Itachi’emu nie przeszkadzało to, że był tak
ubrany, choć sam miał na sobie tylko markowe ubrania. Naruto nigdy mu nich nie
zazdrościł. Nie miał pojęcia kim był Tommy Hilfinger, Ralph Lauren czy Miuccica
Prada, i wcale mu to nie przeszkadzało. Sasuke również ubierał się jak burżuj,
jak zresztą cała familia Uchiha. A jak wiadomo, byli oni dość pokręceni a
Naruto wcale nie chciał być bardziej pokręcony niż był teraz, więc markowymi
ubraniami się nie interesował) a za nim Łasic, któremu aż się kręciło w głowie
od tych pięknych zapachów. W jego domu rzadko kiedy piekło się ciasta. Jedynie
na okazje, a ich nie było zbyt dużo.
Naruto,
który na kuckach siedział przed piekarnikiem, kątem oka patrzył, jak jego
ojciec wraz z Uchihą zasiadają do stołu, jak jego mama podaje im kubki z
herbatą i również siada. I ten widok zaniepokoił chłopaka. Bo czy to nie
dziwne, że szkolny celebryta, dziecię ciemności tak dobrze dogadywał się z
Naruto rodzicami? A oni byli nim wręcz zauroczeni? Ech, starzy ludzie, a
zachowywali się jak… szkoda gadać.
-
Kochanie, długo jeszcze? – spytał mężczyzna. – Bo wiesz, Itachi, moja małżonka
piecze wspaniale. Nie ma sobie równych – zachwalał kobietę.
- Och
Minato – Kushina zarumieniła się i zachichotała. Wyglądała jak jakaś
nastolatka. – Niech Itachi sam zadecyduje, gdy spróbuje. Jeszcze z dziesięć
minut i wam nałożę.
- O! –
Naruto aż się zerwał. – Im to dasz spróbować a mi, swojej ukochanej latorośli,
jedynej, dodam jeszcze, cudem, który zaszczycił świat swoją obecnością, to nie
dasz? – Założył ręce na piersi w geście niezadowolenia. No bo jak to tak?!
- No
przecież nie będę kazała Itachi’emu siedzieć u nas niewiadomo ile, aby
spróbował ciasta – zauważyła kobieta.
- A jaki
problem? Niech siedzi jak najdłużej – powiedział zanim pomyślał. Bo gdyby
pomyślał, nie zaczerwieniłby się oraz nie zobaczyłby dziwnego błysku w oczach
bruneta, który rzadko kiedy spuszczał go z wzroku. – Znaczy, teges, nie, żebym
go zatrzymywał, ale skoro ja mam czekać aż wystygnie to czemu i on nie?
- Naruto…
- W
porządku – rzekł Uchiha. – Jeżeli to nie zrobi państwu jakiegokolwiek problemu,
to mogę poczekać.
Naruto
wnętrzności zatańczyły walca. On i jego długi jęzor…
Kushina
uśmiechnęła się i zaczęła przepraszać za zachowanie jej krnąbrnego syna (gadała
coś o tym, że teraz rodzice wcale nie są w wychowaniu gnojków potrzebni, gdyż
za nich robi to Internet) a Minato rozpoczął kolejną opowieść o jednej ze
swojej akcji, o której nigdy synowi nie powiedział.
Zły na
cały świat, że los robił sobie z niego znów żarty, bez słowa poszedł do swego
pokoju, znajdującego się na piętrze. I jak się spodziewał, rodzice nawet tego
nie zauważyli. A jak już, to nic nie powiedzieli, tylko nadal robili z Łasica
niewiadomo co.
Będąc w
pokoju kopnął pierwszą rzecz, jaka mu się pod nogi nawinęła, a to wcale nie
było takie trudne, bo Naruto i porządek to istny absurd. Wszędzie walały się
jego ubrania, pudełka po ramen, który przemycał w ukryciu przed Kushiną (wręcz
była uczulona na tę zupę. Nienawidziła jej, choć jej syn i mąż świata poza nią
nie widzieli), małe karteczki z napisanym maczkiem tekstem, które pomagały mu
na niejednej klasówce, zeszyty do połowy napisane, choć powoli zbliżał się
koniec roku szkolnego, i wiele, wiele innych rzeczy, które jego matka nazywała
po prostu śmieciami. Ciągle mu powtarzała, aby je wyrzucił. A nic nie dają jej
wzmianki, że niedługo wyrosną im nóżki i same poczłapią do kosza na śmieci,
czyli tam, gdzie jest ich miejsce. Co jak co, ale jej poczucie humoru nie
jednego nieboszczyka wywlokłyby z grobu.
- Głupi
Łasic, głupi, głupi, głupi – warczał.
Ech, z
babami było prościej. Bądź co bądź, wiedział na czym stał. Chociaż były
niekiedy bardziej pogmatwane niż mężczyźni. Przykładem może być Sakura;
dziewczyna, za którą Naruto latał od paru lat. Chodziły plotki, że miała
zwyczaj przywłaszczać sobie czyjeś rzeczy. Jak gumki do ścierania, długopisy,
biżuterię ze sklepów… czyichś facetów. I czy to nie jest chore?
- A niech
to. – Tym razem kopnął w kąt buty.
Aż
podskoczył na miejscu, gdy usłyszał pukanie. Odwrócił się raptownie i już miał
zobaczyć kto śmiał wejść do jego pokoju, choć na to nie pozwolił, gdy zaczepił
się o siatkę, która ni z tego ni z owego wyrosła przed nim, i padł na ziemię.
- Wszystko
w porządku?
Jasne.
Uchiha.
Dlaczego
on zawsze musiał się skompromitować w jego oczach? No dlaczego? Czym zawinił,
że takie rzeczy właśnie jego spotykały? Losie, gówno prawda, że jesteś
sprawiedliwy.
- Pewnie,
teges. Tyłek mam twardy, więc nic mu się nie stało, chociaż gorzej z dumą –
wymamrotał krzywiąc się. – Jest z deka zachwiana.
Itachi
westchnął i ukucnął przed nim.
Niespodziewanie
złapał go za policzki i podniósł jego głowę tak, że te wielkie, błękitne oczy
patrzyły się wprost na niego.
- Co
robisz? – spytał blondyn, nie wiedząc co się działo.
- To, na
co mam teraz ochotę – odpowiedział Itachi.
Uzumaki
miał już coś powiedzieć, już otwierał usta, ale na chęciach się skończyło.
Gapił się jak urzeczony na starszego chłopaka, który z dziwnym blaskiem w
oczach i delikatnym uśmiechem (!) miał usta tak miękkie, że nie w sposób było
je porównać z niczym innym. I te usta właśnie oderwały się od jego ust, aby
zaraz znów wrócić do całowania.
Naruto nie
wiedział co robić. Całować się nie potrafił, więc jedynie, z szybko galopującym
sercem, odpowiadał niezdarnie na pocałunki. Nie patrzył się ani na korytarz,
czy aby przypadkiem nikt ich nie przyłapie, ani na talerzyk z gorącym ciastem,
który Itachi musiał przynieść. Wpatrywał się tylko w Łasica, gdyż on i jego
usta były w jego centrum wszechświata.
Miał
milion motyli czy innych robali w brzuchu, które dość odczuwalny sposób dawały
o sobie znać. I jeszcze na dodatek ten zapach… Czym u licha ta łajza się
perfumowała, że tak pachniał?
Dłonie
bruneta były przyjemnie zimne, w odróżnieniu do narutowych policzków, które
wręcz go paliły. Młodszy chłopak nie miał co zrobić z rękoma, więc położył je
na kolanach Uchihy.
- Naruto!
– Usłyszeli krzyk Kushiny, ale nie zareagowali. Nie chcieli. – Naruto! Zejdź mi
tu jak najszybciej na dół!
Itachi
oderwał się od ust dzieciaka. Pocałował go jeszcze delikatnie w czubek nosa.
- To musi
być strasznie męczące być tobą – powiedział, zanim nie wstał. – Do zobaczenia
jutro.
I wyszedł
zostawiając chłopaka z istnym mętlikiem w głowie. Ale nie tylko. Zostawił go
też z bzdurnym uśmiechem na twarzy i opuchniętymi ustami.
Naruto nie
miał teraz najmniejszej ochoty na sernik. Ha, teraz możesz się wypchać!
Teraz miał
na co innego chrapkę. I nawet Fifek, który również zdołał się obudzić, musiał
się z nim zgodzić.
Witam,
OdpowiedzUsuńsłodko, Itachi pocałował Naruto, i juz Naruto nie ma wcale ochoty na serniczek, tylko na Uchihe...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia