Słysząc nieznośny dzwonek
do drzwi, nie mogłem się niczego dobrego spodziewać.
- Loui!
I miałem rację.
To, co zaraz rzuciło mi
się w objęcia spowodowało, że nie mogłem zaczerpnąć tchu, jak i uciec stąd jak
najdalej się da.
Spojrzałem z ukosa na
nieformowane, różowe, rude monstrum ściskające mój kark niczym w imadle i
westchnąłem ciężko. Dziękuję mamo, dziękuję tato. Naprawdę zawsze marzyłem o
tym, aby w wakacje zajmować się kuzynką, którą nawet nianie omijają z daleka.
Cassandra, bo tak te monstrum się nazywało, nie znało słowa sprzeciwu i
wszelaki opór był bezsensowny.
- Loui!
Powtórzyła moje imię jakby
upewniając się czy ja to ja. Cóż, wolałem być teraz gdzie indziej, niż być
wieszakiem dla narwanej gówniary.
- Puść mnie, jeśli ci
życie miłe – warknąłem, siląc się na spokój, choć wszyscy wiedzą, że wybuchowy
ze mnie nastolatek. Cóż, jak każdy mnie denerwuje (specjalnie na dodatek!) to
co się dziwić? Jeżeli szukacie ideału, odsyłam do mojego brata. Durne to to,
uparte, naiwne czasem nawet, ale był ulubieńcem ojca i zapewne on dostanie
wszystko, a ja – jako ten gorszy potomek - pocieszę się resztą z pańskiego
stołu.
Nie, żeby mi to
przeszkadzało. Chociaż ojciec mnie nie kontroluje, matka nie wysyła na jakieś
denne kolacyjki a i sam nie muszę zadawać się ze snobami pokroju mych starych,
którym głównym celem jest bycie popularnym i brylować w towarzystwie. Ja jestem
bardziej ten mniej komunikatywny. I wiecie co? Czuję się z tym doskonale!
- Och, ale jakże ja się za
tobą stęskniłam! Loui! Loui! Loui!
Cóż, chociaż jedna osoba.
Nie, żeby samotność mi przeszkadzała. Ba, nie byłem samotny! Mój największy
wrzód na tyłku (alias brat) widzi to inaczej, ale on cały świat widzi inaczej.
On łaknął do ludzi, a ja trzymałem się z boku. Nie byłem outsiderem, jednak co
za dużo to niezdrowo.
Miałem kolegów, ukochanego
psa. Nie byłem samotny. Uważam, iż lepiej mieć mniejszą liczbę znajomych, ale
tych naprawdę dobrych, niżeli mieć ich multum, ale do kitu.
- Naprawdę? Toż
widzieliśmy się parę dni temu – sarknąłem z zadowoleniem masując szyję, gdy
macki gówniary mnie wreszcie puściły.
- To było dla mnie jak
wieczność! A ty za mną nie tęskniłeś?
- Muszę cię zmartwić, ale
nie.
- Ależ jesteś okrutny!
- Cóż, cały ja –
wzruszyłem ramionami mijając dziewuchę sądząc, że za mną nie pójdzie.
Cholera, mam ogon.
* * *
Lubię spokój. Po
dziesięciu miesiącach ciągłych krzyków, śpiewów czy hałasu ulicy, z wielkim
zadowoleniem przyjeżdżam do domku nad jeziorem wynajmowany co rok przez
rodziców. Była to zwykła chatka z sypialniami adekwatnymi do ilości mieszkańców
stojąca tuż przy jeziorze, które nie wiem jakim cudem, ale jest nieskażone
żadnym zanieczyszczeniem. Magia, cholera!
Nieopodal znajdowały się
domki reszty burżuazji, z którą najchętniej nie chciałbym mieć nic wspólnego,
ale spotkań nie można było ominąć.
Gwizdnąłem głośno szukając
wzrokiem Codiego, wielkiego labradora wielbiący wszystko co się rusza włącznie
z kotami, chomikami czy innymi karzełkami. Był uroczy z tą swoją ufnością, choć
czasem musiałem go kopnąć w wielki zad, gdy zamiast walczyć, jak na psa jego
rasy przystało, kładł się na plecach i merdał ogonem, podczas gdy agresor
kierował się na niego z zębiskami. No ludzie no!
Uśmiechnąłem się widząc,
jak wielka, żółto – biała kulka sierści biegnie do mnie. Nie potrafiłem się na
niego gniewać, dlatego był to najbardziej rozpieszczony pies śpiący ze mną na
łóżku, któremu zawsze z wielką chęcią daję resztki z obiadu.
Skrzywiłem się słysząc
głośne krzyki nieopodal. Ach, przedstawiam wam mojego brata.
Hektor, bo tak ta kanalia
się zwie, jak już wspomniałem, uwielbiał tłum. Najlepiej czuł się, gdy miał
przy sobie swoją paczkę przydupasów, którzy mieli w głowach to samo co on,
czyli nic. Boże, jakże ja nie znoszę tych dennych bubków. Skąd oni się biorą?
Mój brat wyglądał jak
wyjęty z jakiegoś żurnala; opalona skóra (czyżby potajemnie chodził na
solarium?), jasne, blond włosy (zapewne fryzjer maczał w tym swoje palce),
nieskazitelnie białe zęby (dentysta się kłania), ładnie urzeźbiona sylwetka
będąca efektem ćwiczeń na siłowni.
Hektor był pusty jak dzwon
w kościele. A ludzie i tak do niego lgnęli jak ćmy do światła. Ale nie znali
wielkiej tajemnicy, którą znali tylko nieliczni. A mianowicie Hektorek, oczko w
głowie mamusi i duma tatusia, był gejem. I na dodatek miał wieloletniego
partnera, o którym rodzice wiedzieli, ale udawali, że są w jakimś programie z
serii MTV Punk’d i czekali, kiedy jakaś gwiazda wyskoczy z kamerami krzycząc
„Zostaliście wkręceni”! Heh, niedoczekanie.
Nie czułem się przy bracie
brzydszy, gorszy. Cóż, może nie miałem cudownego uśmiechu, spalonej skóry czy
idealnie ułożonych włosów, ale miałem coś, co Hektorowi brakowało. A mianowicie
rozumu.
Podczas gdy ja zdobywałem
najlepsze wyniki, wygrywałem w konkursach, on ledwo co przechodził z semestru
na semestr. Aż dziw, że nie wyrzucili go jeszcze z uczelni, ale coś czuję, że
tatuś za tym stał.
- Louis! – usłyszałem jak
mara nieczysta woła mnie, a wszystkie twarze zwracają się w moją stronę. –
Chodź do nas! Zaszczyć nas swoją obecnością!
Pokazałem mu środkowy
palec wzbudzając w troglodytach atak śmiechu. A niech się śmieją, małpy jedne.
Ale zaraz o mnie zapomnieli wskakując po kolei z kładki do wody śmiejąc się
głośno.
Cody, zdrajca jeden,
pobiegł do nich machając szczęśliwy ogonem. Ja poszedłem w drugą stronę, do
domku, woląc już towarzystwo Cassandry niżeli tych czubków.
* * *
- Mamo, mamo, maaaamo! –
krzyknął Hektor, wpadając do kuchni jakby co najmniej dzika zwierzyna go
goniła, przyprawiając matkę o palpitacje serca.
- Ciszej! Ojciec śpi –
warknęła kobieta, wycierając ręce o ścierkę. Była piękna, co tu dużo mówić.
Liftingi, liposukcje i inne ustrojstwa sprawiły, że nie wygląda na tyle lat ile
w rzeczywistości miała.
- Pardon, madame –
powiedział brat, kładąc prawą dłoń na klatce w okolicach serca i lekko skinął
głową. – Przybyłem do ciebie z prośbą wielką, abyś syna młodszego mi na tańce
użyczyła. – Łobuzerski uśmiech nie schodził mu z twarzy powodując że ja,
zamykający właśnie lodówkę, poczułem się zagrożony.
- Tańce? Jakie tańce? –
spytała matrona, łagodniejąc.
- Ognisko organizujemy,
dziewczyny zaprosimy! Może nasz Louis wreszcie przedstawi nam jakąś białogłową,
której wianek raczy wreszcie zdjąć.
- Po moim trupie! –
krzyknąłem, podchodząc szybko do nich nie mogąc uwierzyć, że ten matoł chce
mnie wkręcić.
Mama spojrzała to na mnie,
to na starszego syna, dłużej zostając wzrokiem przy Hektorze. A niech to!
- A alkohol?
- Mamo nie!
- Niewiasty mają słabą
głowę, podobnie jak nasz Louis. Dlatego będzie to produkt deficytowy.
- Mamo, nie wierz mu!
Zapewne ma schowane w bagażniku klatki piwa!
- Posądzasz mnie o
kłamstwo? – Hektor udał oburzenie, ale ja doskonale wiedziałem, że zamiast na
ekonomię powinien iść na aktorstwo.
Warknąłem pod nosem czując
swoją porażkę. Hektor chciał – Hektor miał. Taka kolej rzeczy.
- A będziesz o niego dbał?
– spytała mama nie dając mi już w ogóle nadziei.
- Będę go pilnował jak
oczka w głowie – powiedział, zapewne piejąc w myślach z zachwytu nad kolejnym
powodzeniem.
- I kiedy to ognisko
będzie?
- Jutro przed domem
Caspiana. Już wszystko uzgodnione jest z jego rodzicami – zapewniał Hektor.
Czułem się jakby w ogóle mnie tam nie było. Bo jak to tak, w dwudziestym
pierwszym wieku, prosić rodziców o wyjście? Młodsze knypki wychodzą bez gadania
z domu, a co dopiero ja, pełnoletni. Ale po prostu mi się nie chciało.
Towarzystwo imbecylów nie jest mi do szczęścia potrzebne.
Cóż, jak zwykle, wszyscy
wiedzą lepiej niż ja. Życie kurde, życie.
Postanowiłam odświeżyć
to opowiadanie nie trzymając się ściśle pierwowzoru, bo po czasie wydaje mi się
tamten pomysł z ochroniarzem najzwyczajniej w świecie bzdurny. Ale mam
nadzieję, że Was to nie zrazi i spodoba się to, co tu publikuję.
Zaczęłam od
najtrudniejszego opowiadania chcąc w łatwy sposób przejść do Hektora i
Gabriela, a potem na "Fatalne zauroczenie", które wreszcie skończę.
Muszę! : ) Nie lubię mieć niedokończonych spraw dlatego wraz z przeprowadzką na
blogspota za cel biorę sobie dokończenie opowiadań.
Jeżeli coś Wam nie
pasuje w zachowaniu bohaterów, to koniecznie dajcie znać.
Te same postacie, inaczej ukazane... hm Może być ciekawie. :D I teraz mam nadzieję, że dokończysz Fatalne zauroczenie. Trzymam za słowo. :D
OdpowiedzUsuńteż mam nadzieje, że dokończysz to opowiadanie, tak samo jak mam nadzieję na kolejną część już niedługo. co prawda zarówno Bóg stworzył, a diabeł wychował i Fatalne zauroczenie strasznie wciągają bez pamięci(ech, masz coś w sobie, mówię ci!), tym niemniej jednak w duchu gdzieś tam głęboko liczę, że kolejnym, co się tu pojawi, będzie druga część Fatalnego. :>
OdpowiedzUsuńPo tym opowiadanie będzie o Hektorze i Gabrysiu a potem Fatalne. Więc minie trochę czasu, ale wreszcie chcę wszystko skończyć i nie mieć wyrzutów, że zostawiłam tak samopas :)
UsuńA już wieki temu, kiedy jeszcze pisałaś na Onecie, straciłam nadzieję na Twój powrót. Jestem taka szczęśliwa! :D Uwielbiałam twoje opowiadania, były moją pierwszą pisarską miłością (jeśli chodzi o tematykę ;p). Tak jak poprzednicy, nie mogę doczekać się Fatalnego zauroczenia, rzeczywiście było niesamowicie wciągające ;) I jak ja mam się teraz uczyć? Nie mogę, muszę czytać! Ciekawa jestem czy mnie jeszcze pamiętasz ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
http://chotto-matte-ne-bun.blogspot.com/
fatalne zauroczenie? A gdzie można je przeczytać?
OdpowiedzUsuńmuffinka
fare-lamore.blog.onet.pl
UsuńWitam,
OdpowiedzUsuńzapowiada się bardzo fantastycznie, oj biedny Luis tak jakby zupełnie nie istniał...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Nie wierzę, że już od niemal dekady ciągle powracam do Twoich opowiadań. Niby już coraz bliżej 30stki a sentyment co jakiś czas każe mi tu wracać. Jest mi niezmiernie przykro, że moje ulubione opowiadania są wstawione tylko częściowo lub wcale. Mimo wielokrotnej lektury pamiętam historię Gabrysia i Hektora już tylko cząstkowo...zakończenie opowiadania o Louisie i Oskarze jest mgliste, a z lovestory Fatalnego zauroczenia pamiętam jedynie Lucasa i platynowy łeb ;D
OdpowiedzUsuńNiezmierną radość dawało mi porównywanie pierwowzorów opowiadań z wersjami pozniejszymi.
Dałaś mi lata rozrywki i śmiechu. I mimo faktu, że zapewne porzuciłaś tego bloga to chciałam Ci serdecznie podziękować za stworzenie jedynych blogów, które odwiedzałam latami. Fare...i Oliwkowe... na zawsze w pamięci :)
Jeżeli jest szansa, że te 3 opowiadania w całości jeszcze gdzieś plączą się po twoim dysku to byłoby mi bardzo, bardzo, bardzo miło gdybyś mogła je jakoś przesłać (oczywiście z zastrzeżeniem o nierozpowszechnianiu).
Mam nadzieję, że ta laurka umili Ci trochę dzień (jeśli kiedykolwiek to odczytasz).
-stanowczo-zbyt-stara-fanka