O co jej chodziło, to czort jeden wie.
A wracając do wspólnego leżakowania, to gdy się budziłem wyczułem, że nie byłem sam w łóżku. Oskar był dużym facetem, przez co zajmował większość miejsca, co się wiązało z tym, że musieliśmy się dotykać. I byłoby w sumie wszystko ekstra fajnie, gdyby nie to, że poczułem coś twardego ocierającego się o moje pośladki.
Domyślcie się co to mogło, u diabła, być.
Poranna erekcja u facetów to norma. Sam obecnie ją miałem. Ale raz – Oskar przyległ do mojego tyłu, przez co jego biodra były na wysokości moich, a dwa (czyli najgorsze) – był całkowicie nagi.
Uczucie jego narządu przy tyłku było naprawdę niezręczne. Co z tego, że miałem na sobie dół od piżamy? Podczas upalnej nocy przyległa wilgotna do mego ciała, przez co można stwierdzić, że w ogóle jej nie miałem.
Poza tym żaden facet (chyba, że gej) nie czułby się komfortowo czując członek drugiego faceta w takim miejscu. Ba, wszelaki kontakt z penisem gdziekolwiek nie jest komfortowy! Dlatego będąc w pełni obudzonym, złapałem jego ciężką rękę, która leżała sobie bezwiednie na moim brzuchu i próbowałem ją podnieść.
Daremnie. Skubaniec ma naprawdę ciężkie kończyny.
- Zostaw – usłyszałem burknięcie w okolicy karku.
Przeszedł mnie dreszcz. Psia mać, przeszedł mnie głupi dreszcz od samego jego ciepłego oddechu owiewającego moją skórę! Czy to jest normalne? Co więcej, czy ja jestem normalny?
- Puść mnie – ponowiłem swoje starania pozbycia się uciążliwej ręki, która jak na złość, owinęła się szczelniej wokół mojego brzucha. Właściciel owej macki westchnął, przyprawiając mnie o kolejne dreszcze. Nie wspomnę oczywiście o jego penisie, który twardo koczował przy moich pośladkach.
- Przestań się wyrywać. Leż spokojnie – powiedział Oskar, podnosząc odrobinę głowę i teraz – dzięki Bogu – zostawił w spokoju kark i zajął się chuchaniem na moje włosy. Dobre i to.
- Daj mi trochę przestrzeni. Jest gorąco, topie się pod kołdrą i twoim spoconym cielskiem – warknąłem, bo ta sytuacja zaczęła mnie denerwować.
- Nie przeszkadza mi to.
- Ale mi przeszkadza! Facet, albo się odsuniesz, albo zacznę się wyrywać, co wierz mi na słowo, nie skończy się dla ciebie dobrze – zagroziłem.
Mężczyzna przez chwilę nic nie robił, w skutek czego napinałem muskuły, aby się od niego odsunąć, aż nagle puścił mój brzuch i odsunął się. Zerknąłem za siebie.
Leżał, drań jeden, jak go Natura stworzyła, na plecach, z jedną nogą zgiętą w kolanie i z rękoma pod głową. Wyglądał jak model z jednych z tych gazetek, które Hektor trzymał pod łóżkiem, gdy był jeszcze siusiumajtkiem.
Krępował mnie widok nagiego, obnażającego się faceta w łóżku, ale nie potrafiłem oderwać wzroku. Nie zraził nawet pot, który sprawiał, że ciało Oskara delikatnie się świeciło, ani to, że był to kurde facet. Na kobiety się patrz, pederasto jeden!
Gdyby koledzy wiedzieli, w jakiej jestem sytuacji, do końca moich dni nie daliby mi żyć.
- Jak będziesz chodził na siłownie, czy chociażby biegał, pływał, też zapracujesz na taką sylwetkę – powiedział Oskar.
Dupek jeden no. Musiał wyczuć mój wzrok.
- Nie mam sobie nic do zarzucenia – odburknąłem, odwracając się natychmiast. Jakoś nie chciało mi się wstawać, mimo tego, że – zerknąłem na zegarek – dochodziła dwunasta.
- Jeżeli lubi się wiotkie ciało z wklęsłościami na klatce… - westchnął świniak. Ludzie, ja z reguły jestem spokojnym chłopakiem. Każdy, kto mnie zna powie, że Louis jest oazą spokoju. Ale wystarczyły jedne wakacje. Jedne pieprzone wakacje, w których mój durny brat zapragnął pojechać tam, gdzie jego znajomi. Namówił rodziców, nie zwrócił uwagi na moje marudzenie dotyczące jego propozycji i wyszło, że razem, jak jedna, wielka, powalona rodzina pojechaliśmy nad jezioro.
Jakby morze nie było lepszym pomysłem!
Już wolałbym siedzieć z babką i dziadkiem grając w scrabble czy oglądać powtórki meczów futbolowych. Cokolwiek, a nie leżenie z jednym facetem w łóżku. Na dodatek z tym, którego się szczerze nie znosi.
Nie mogąc wytrzymać, zerwałem się z łóżka, chwyciłem ubrania na zmianę i wyszedłem z pokoju. Niech ten bubek wraca do siebie. Mój pokój to nie przytułek.
Po prysznicu dalej nie potrafiłem pozbyć się uczucia, jaki zaszczycił mnie penis Oskara. To było po prostu dziwne. I nie chciałbym, aby kiedykolwiek się powtórzyło.
Zszedłem na dół do kuchni cały mokry. Nawet się nie wycierałem. Po co. Ten przeklęty upał szybko mnie wysuszy.
- Louis, byś się ubrał porządnie – zgoniła mnie matka. Stała przy ekspresie do kawy i nalewała sobie gorącego płynu do filiżanki. Paranoja, aby w taki skwar pić cokolwiek ciepłego.
Spojrzałem po sobie nie wiedząc o co jej może chodzić. Specjalnie ubrałem takie a nie inne bokserki, by bardziej przypominały (o zgrozo) szorty, oraz wielki, luźny t – shirt, w celu zasłonięcia co nieco nóg, jak i aby nie przylegał ciasno do ciała, przez co już nie czuję się, jakbym był ściśnięty niczym ogórki w słoiku.
- Wyglądasz jak bezdomny – dodała kobieta.
- To ostatni szczyt mody. Nie wiedziałaś? Większość gwiazd tak się ubiera – odparłem, podchodząc do lodówki i wyjmując z niej jogurt. Może i wyglądałem jak ostatnia fleja, ale komu niby miałem się stroić? Mojej sarenki tu nie było. Był za to…
- Dzień dobry!
… czort z piekła rodem.
- Dzień dobry – odpowiedziała matka, uśmiechając się oszczędnie. – Louis, zajmiesz się gościem. Ja muszę odwieźć Cassandrę do Jen.
- A Hektor nie może tego zrobić? Toż to jego kolega – burknąłem, czując na karku wzrok mężczyzny. Cholera, co robisz, wyobraźnio jedna ty! A już mi tu szybko zapominaj o tym, co działo się w łóżku!
- Hektor musiał gdzieś pojechać z ojcem. Dlatego na twoich barkach spoczywa zajęcie się Oskarem – odparła matka. – Gdzie ta dziewucha? Mówiłam jej już dawno, aby wstała – dodała, wychodząc z kuchni.
Wypiłem jogurt do końca i już z podniesionym cukrem, a przez to i lepszym humorem, odwróciłem się do Oskara, który siedział przy stole i gapił się na mnie jak ciele we wrota.
- Czym chata bogata – powiedziałem, otwierając na oścież lodówkę i pokazując mu co w niej się znajduje. Jak sądził, że będę mu robił za kelnera, to się grubo myli.
- A co mi polecasz? – spytał Oskar, uśmiechając się. Czy on kiedykolwiek przestanie tak się szczerzyć? Nieznośny bęcwał.
Westchnąłem patrząc na zawartość lodówki.
- Proponowałbym, abyś wybrał lody. Może wtedy nabawisz się bólów gardła czy żołądka, i na parę dni będę miał cię z głowy. Jak to dla szanownego pana się nie podoba, to sugeruję zjeść zapiekankę – wskazałem na szklaną, owalną brytfankę stojącą na najniższej półce. – Nie wiem kiedy była robiona. Ale jest smaczna. Chyba. Jeżeli i to ci nie podpasuje, to są jeszcze parówki, które je mój pies – skinąłem na omawiane jedzenie. – Więc? – spojrzałem na niego.
Miałem nadzieję, że się zniesmaczy i pójdzie sobie w cholerę.
Marzenia ściętej głowy.
Podszedł do mnie i wziął to, co ja zjadłem na śniadanie (a raczej wypiłem), czyli truskawkowy jogurt.
Prychnąłem widząc jego wybór. Oby nabawił się rozwolnienia.
- Gdzie macie bułki? – spytał, rozglądając się. Nie trzymaliśmy na wierzchu chlebaka. W sumie żadnego jedzenia nie trzymaliśmy na wierzchu. Za dużo much lubiło spędzać czas w kuchni. Mimo moskitiery założonej w oknach.
- Nie ma, skończyły się – odpowiedziałem, zakładając ręce na piersi. Czyżbym nie dawał mu wystarczająco jawnych znaków, aby zapakował swoje manatki do auta i pojechał hen daleko?
- Och, gówniarzu, jak tak można traktować gości? – spytał, otwierając po kolei półki szukając pieczywa. Po chwili znalazł. A niech to.
Z tryumfem na twarzy wgryzł się w kajzerkę i popił jogurtem.
- Toż jestem dla ciebie zaskakująco miły. Doceń to – odparłem, rzucając niczym Michael Jordan plastikową butelkę do kosza.
- Ależ oczywiście, że doceniam. Nie często spływa na mnie twoja łaska. Jednakże mógłbyś czasem wyjąć kijek z tyłka.
- Wara od mojego tyłka – warknąłem, bo znów przypomniało mi się, że członek tego dupka był tak blisko mnie.
Oskar zaśmiał się głośno, plując na dodatek jedzeniem z ust. Boże, co za prosiak.
Zasłaniał się ręką dopóki się nie uspokoił. A wiedzcie, długo mu to zajęło. Jakiejś głupawki dostał.
- Coś mi się wydaje, że o czymś gówniarzu zapomniałeś – powiedział, odkładając jogurt i zjedzoną do połowy bułkę na blat. Niespodziewanie złapał za me ramiona i okręcił o sto osiemdziesiąt stopni. Co więcej, przycisnął mnie do blatu. Poczułem się tak, jak pierwszego wieczora, gdy się poznaliśmy. W sumie sytuacja była podobna.
Mężczyzna naparł swoim ciałem, łapiąc za ręce i napierając biodrami o moje biodra.
- Jeżeli mam na coś ochotę, to robię to. – Poczułem jego oddech na policzku. Pachniał słodko. Pewnie spowodowane było to wypitym wcześnie jogurtem. – Jeżeli mam kaprys spania z tobą całkowicie nagi, robię to. Jeżeli czujesz się przez to niezręcznie – trudno. Życie nie składa się tylko z przyjemności. A gdy chcę dotknąć fiutem twój tyłek – naparł jeszcze mocniej biodrami – to nie widzę nic złego.
- Nie jestem pedałem! – warknąłem. Dlaczego zawsze musiałem być w tej mniej komfortowej sytuacji? Czy ten cham nie mógł znaleźć sobie innego kozła ofiarnego? Co ja komukolwiek zawiniłem?
- Ja też nie przepadam za kutasami – oznajmił, obejmując mnie nagle i ściskając niczym nadmuchany balon. – Ale twoja kiszonka jest tak mikroskopijnych rozmiarów, że nie jestem pewny, czy można nazwać to penisem. Więc kim jesteś? Nie kobietą. Nie masz w końcu cycek. Facetem? Z tym czymś między nogami?
- Ty skurwysynie! – krzyknąłem i z gardłowym rykiem odepchnąłem go od siebie. Udało się!
Odwróciłem się automatycznie, zamachując się i uderzając go w szczękę.
Oczywiście chybiłem.
Złapał pięść, okręcając moją rękę do tyłu. Nachyliłem się do przodu z bólu. Jakim cudem jednym, sprawnym ruchem potrafi powalić mnie na łopatki, a ja nie mogę nawet mu przywalić?
Nagle podciągnął mnie do góry tak, że wpadłem w jego ramiona. Oddychałem głośno, niczym lokomotywa, patrząc na niego nienawistnym wzrokiem i życząc mu w myślach tylko jednego. A mianowicie śmierci.
Czułem się upokorzony. Nie dość, że pozwoliłem mu ze sobą spać, zostać napastowanym, ba – dałem mu nawet śniadanie!, to tak mi się odpłaca. Nie ma Hektora, to pokazuje prawdziwą naturę. A to fałszywa gnida.
Już chciałem plunąć mu w twarz (ślina sama się zbierała), gdy Oskar uśmiechnął się wesoło a jego uścisk zelżał, co mnie wytrąciło z równowagi.
- Ale wiedz, że cię lubię, dzieciaku.
Tego się nie spodziewałem.
- Bez wzajemności.
Zaśmiał się. Co go, kurna, tak śmieszy wszystko?
I nagle naszła mnie pewna, przerażająca myśl. Mój humor jest zależny od jego nastroju, bo gdy on jest podenerwowany czy zirytowany, ja cisnę gromami. A gdy nagle powraca mu dobre samopoczucie, to i mi jad się kończy. Co do cholery ma to być?!
- Gadasz bzdury. Doskonale wiem, że mnie uwielbiasz – powiedział. Pojechał na bandzie na całego.
Prychnąłem przewracając oczami. Nie mogłem znieść tego, że gapił się na moją twarz z tak małej odległości a kciukiem głaskał wykręconą dłoń.
Nie lubiłem go. To było wszem i wobec oczywiste. Nie wiem jakim cudem uroił sobie, że jest inaczej.
- A myśl sobie co chcesz – westchnąłem, patrząc gdzieś za Oskarem. Na tego drania jakiś nie mogłem. Za bardzo szczerzył się jak głupi do sera i obawiałem się, że mi się to udzieli, przez co moja poza wielce obrażonego (bo mam za co!) i dumnego (gdziekolwiek ta duma jest) się złamie. A tego byśmy nie chcieli, prawda?
Niespodziewanie usłyszeliśmy jak ktoś biegnie po schodach. Oskar w porę mnie puścił, gdy do kuchni przybiegła Cassandra, rzucając się na mnie. Szalona dziewczyna!
Poirytowany spojrzałem na siksę, która oplotła mnie swoimi mackami i nie miała zamiaru puścić. A kysz! A kysz!
- Loui, ja nie chcę jechać! – powiedziała wprost do mojej klatki piersiowej.
- Ale musisz. Twoja mama się za tobą stęskniła – odparłem, próbując się naprawdę delikatnie oswobodzić. Daremnie.
Jak to kurde jest, że nigdy nie udaje mi się uwolnić czy to od rosłego dupka, czy takiej gówniary, co mi dosięga do ramienia? Czy ze mnie naprawdę jest takie chuchro?
- No to co! Ja nie chcę wyjeżdżać i już!
W kuchni pojawiła się matka. Widząc Cassandrę i słysząc jej słowa, skrzywiła się brzydko. Chyba też za smarkulą nie przepadała. Cóż, była to jej chrześnica. Jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz.
- Cassandro, uspokój się wreszcie. Pożegnałaś się już z Louisem, wiec możesz iść do samochodu.
- Nie! Ja nie chcę!
Westchnąłem, mrużąc oczy patrząc się na Oskara. Ta menda parszywa doskonale się bawiła moim kosztem. I ja mam go niby lubić? Pfff.
- Ho, ho, widzę, że najwierniejsza fanka mojego braciszka nie chce się z nim rozstać.
Tylko tego bęcwała mi do szczęścia brakowało.
- Ojciec czeka w aucie – dodał, biorąc po drodze butelkę wody i – czego matka nie znosiła – napił się wprost z niej.
Zirytowałem się już porządnie, gdy usłyszałem, jak Cass pociąga nosem. Ludzie, co ta gówniara we mnie widziała? Oczywiście, ma się ten urok i czar. Ale niech moja sarenka to dostrzeże i zostawi swoją męską dziewczynę, i weźmie się za mnie, jeżeli chce mieć prawdziwego, wartościowego faceta!
- Cassandro, nie pozwól, aby wujek musiał długo na ciebie czekać – powiedziała mama, podchodząc do dziewczynki i łapiąc za rękę. Ta jednak wyrwała się z jej uścisku (nawet ona to potrafi!) i znów do mnie przyległa. Tyle, że jej małe szpony zacisnęły się na mojej bluzce jeszcze mocniej.
- A co powiesz na mały wypad za parę dni na ognisko? – spytał Oskar, kucając przy moim utrapieniu numer trzy (pierwsze i drugie miejsce zajmują oczywiście mój brat i on sam) i uśmiechając się. Widziałem już dużo uśmiechów tego człowieka, ale ten był inny od pozostałych. Delikatny, czuły, taki ciepły po prostu. Na sam jego widok w sercu robi się cieplej, a złe myśli uciekają w siną dal. Ponadto widok jego uśmiechniętego w taki sposób było w pewien sposób intymne. Wątpię, aby dużo osób miało szczęście zobaczenia go. – Będą kiełbaski, pianki, pieczone ziemniaki. Porozmawiamy z twoimi rodzicami, na pewno się zgodzą. Ponadto jak będą chcieli, to do nas dołączą. Co ty na to? Będzie fajnie. Ale warunek jest taki, że musisz puścić Louisa i wrócić do domu, aby pozwolić rodzicom się sobą nacieszyć. My w tym czasie wszystko przygotujemy i za parę dni cię zabierzemy.
- Naprawdę? – pisnęła ucieszona dziewczyna, puszczając mnie od razu i z błyszczącym wzrokiem patrzyła się na Oskara jak na obrazek.
Cóż, nie tylko ona jedna. Mi też się właśnie to zdarzyło. Bo dopiero cp pojąłem, że gdy nie jest on kompletnym sukinsynem, to potrafi był naprawdę fajnym facetem.
- Naprawdę – odpowiedział, prostując się.
Teraz matka nie miała najmniejszego problemu z zabraniem Cassandry do domu, zostawiając nas samych. Ja byłem dalej oniemiały tym co zobaczyłem i doszedłem do wniosku, że chciałbym poznać drugą, tą lepszą twarz Oskara.
Oby mi tylko na to pozwolił.
Rozdziały miały być częściej. Ale nie sądziłam, że tak się sprawy potoczą i nie będę miała czasu na pisanie. Aaaale wreszcie jest : )
Zauważyłam, że mam tendencję do nadużywania wyrazu mnie, mój, moje, itp. Czytając po raz kolejny starałam się to wyłapać i jakoś pozmieniać, ale dalej mam wrażenie, że to słowo jest po prostu wszędzie. Cholera, ciężko się pisze w pierwszej osobie : )
"Ale twoja kiszonka jest tak mikroskopijnych rozmiarów, że nie jestem pewny, czy można nazwać to penisem. Więc kim jesteś? Nie kobietą. Nie masz w końcu cycek. Facetem? Z tym czymś między nogami?" Aż się smutno zrobiło. Oskar go upokorzył i mam nadzieję, że w przyszłości za to przeprosi, i to na kolanach, robiąc Luisowi wręcz z miłością i uwielbieniem pewną przyjemną rzecz.
OdpowiedzUsuńAle nie powiem, że nie podoba mi się ta ich mała wojna. :D
Z Cassandrą, Oskar pokazał siebie. Swoje serce, czułość. I jak Lui sie postara, to pozna tę część. Zapomniałam, że Oskar przecież sam ma syna.
A tak nawiasem, to Oskar jest bi, czy jak to było. No, bo syna z kimś tam miał, więc różne mogą być wyjścia. :D
Nawet nie zwróciłam uwagi, czy nadużywasz wyrazów, które wymieniłaś. Mnie jak pochłonie dobry tekst, to nawet błędów nie widzę.^^
Ciężko się pisze w pierwszej osobie, ale Ty to tak fajnie robisz, aż chce się czytać. :D
Życzę weny i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.:D
Prawda?: ) Ma podejście do dzieci. A co do jego orientacji, to jest to trochę zagmatwane, bo zawsze był z kobietami. Jednakże jedna dość boleśnie dała mu popalić zostawiając mu syna. Więc w stosunku do płci pięknej jest trochę uprzedzony. Ale, jeżeli może pamiętasz, w drugim opowiadaniu, gdzie jest jak Hektor i Gabriel się spiknęli, chłopaki poznają Oskara, któremu już wtedy Louis wpadł w oko. Więc jego zauroczenie chłopakiem trwa dłużej, niż każdy sądzi. Ale wszystko będzie wyjaśnione : )
UsuńPamiętam tę sytuację. Oskar chyba zobaczył Luisa na zdjęciu. Można powiedzieć, że mężczyzna żywi homoseksualne uczucia tylko w stosunku do tego właśnie chłopaka. :D
UsuńA podejście do dzieci to ma bardzo dobre. :D
No no no... Groteska. Jak można wpuścić do wyra nagiego faceta , którego się notabene nie trawi,... obcy facet w stroju nie wyjściowym przygniata Cię ręką niby tego nie lubisz ale w sumie nie jest źle... Co z tym Louisem, taki mądry chłopaczyna, a nie widzi jak mu serducho dryga? Jak mu truskawki w jogurcie pachną?!
OdpowiedzUsuńNo błagam Lucy patrzysz i nie grzmisz!
Extra :D
By Mariah
Hej,
OdpowiedzUsuńdopiero co tutaj zawitałam na Twój blog i zaledwie przeczytałam jedno opowiadanie „Czarny kwiat sakury”, ale następne już niebawem przeczytam, więc się nie martw, ja wiem, że zostaje tutaj na dłużej, bo to opowiadanie co przeczytałam, bardzo mi się spodobało, wspinalnie piszesz, zachęcająco do dalszego czytania. Co do samego opowiadania wspaniale mi się je czytało, fabuła bardzo dobra, wszystkie postacie polubiłam, także lubiłam tego riksiarza, ale po tym co zrobił Mirze (jak zaczął się do niego dobierać) to przestałam go lubić , i wspaniale, że w tamtym momencie pojawił się właśnie Hikaru. Podstęp babci, aby ściągnąć Mire do Kiyoto dobry... Masz w mojej osobie nową czytelniczkę... Idę czytać dalej i czekam na kolejne rozdziały....
Weny, weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Z utęsknieniem czekam na kolejny rozdział. :D
OdpowiedzUsuńPisze się : ) Na dniach powinien się pojawić.
UsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, Oscar to chyba bardzo uwielbia prowokowanie Luisa coś mi się zdaje, że i on zostanie zaciągnięty na to ognisko... no poranek iście...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia