Pan Huyuo Kazuki, jak twierdziła Junko,
był bardzo wpływowym człowiekiem, spokrewnionym z arystokracją. Choć ostatnio
był zamieszany w jakieś niewyjaśnione sprawy, miał dość pieniędzy i uporu, aby
był mym danną. Gejsza długo go przekonywała, że nie jestem kimś, na kogo czeka,
że mogę mu się nie spodobać. A gdy usłyszał, że jestem chłopakiem, uparł się
jeszcze bardziej. Twierdził, że jeszcze nigdy nie był z żadnym mężczyzną i
chciałby swój pierwszy raz przeżyć ze mną.
Nigdy mnie nie widział, dowiedział się od
znajomych, że w Kioyo jest błękitnooka gejsza.
Czekałem na niego w herbaciarni Junko,
przygotowany do pierwszego dnia. Moja mentorka wyrzuciła mi z głowy jakikolwiek
bunt. Była wielką tradycjonalistką.
Ubrany byłem w jasne szaty bez żadnych
ozdób na peruce. Nie chcieliśmy, abym wyszedł na aż takiego transwestytę.
Siedzieliśmy na przeciwko siebie milcząc,
a wokół nas unosił się dym kadzideł. Niby uspokajający. Niby.
Gdy maiko delikatnie zapukała do drzwi,
aby nas poinformować, że mężczyzna już przybył, zrobiło mi się niedobrze. Jakby
dopiero teraz doszło do mnie, że będzie mnie dotykał ktoś inny niż Hikaru. Mój
Hikaru.
Junko wstała i poszła po gościa,
zostawiając mnie samego.
Zielonooka jest dość sprytna. Gdy zmusiła
mnie, abym pokazał jej dowód, że nie jestem już prawiczkiem, nie straciła
zimnej krwi. Od razu pobiegła do swojej Okasan po ałun. Był to biały kamień,
którym musiałem potrzeć swój odbyt po uprzednim nawilżeniu go wodą. Ściągnął on
skórkę wokół odbytu tak, że nawet najmniejszy palec z trudem się przeciśnie.
Westchnąłem i nadsłuchiwałem kroków zza
drzwi. Gdy duży cień zatrzymał się za nimi, zamknąłem oczy. Bałem się.
Cholernie się bałem.
Rozsunął kotary, wchodząc po cichu do
środka. Zamknął je za sobą i usiadł na macie na przeciwko mnie.
Bałem się poderwać głowy. Bałem się, że
będzie on tak szpetny, że z miejsca ucieknę.
- Mira - ciszę zakłócił jego chrapiący
głos.
Podniosłem nieznacznie głowę patrząc na
jego sylwetkę. Plus, że nie był obleśnie spasiony. Gdy usługiwałem takim w
okiya, zawsze wydawali mi się bardziej zaborczy i perwersyjni niż ci
szczuplejsi. Choć to nie reguła. Zdarzali się i tacy, z którym można było
porozmawiać nie obawiając się, że niby przypadkowo zahaczy o twoje kolano
sięgając po sake.
Nagle poczułem, jak podnosi delikatnie mą
brodę aby spojrzeć mi w oczy. Aż mruknąłem z rozładowania emocji. Nie był
brzydki! Piękny może i też nie, ale znośny. Miał jajowatą porcelanową twarz,
ostre rysy i wąziutkie usta. Włosy spięte w warkocz spadały mu na kark. Szkoda,
że taki stary.
- Chodź do mnie. Nie bój się.
Przysunąłem się bliżej niego, zauważając,
że nie zostawił szpady w korytarzu. Spiąłem się widząc ją.
On, jakby nie zauważając mego wzroku
wbitego w jego bok, złapał mnie czule za szczękę przybliżając mą twarz blisko
jego. Polizał najpierw mą dolną wargę, aby następnie skubnąć ją zębami.
- Masz piękne oczy, gaijin. Najczystszy
błękit.
Nie umiałem nawet podziękować przez stres.
Patrzyłem na niego sztywny jak kłoda, modląc się w duchu, aby wreszcie ta farsa
się skończyła.
Jego język wpełzł do środka mych ust.
Robił to gwałtownie, niespokojnie, miażdżąco. Jakby chciał mnie połknąć.
Nie odpowiedziałem mu, a on nie nalegał.
Sam się wszystkim zajął.
Jednym ruchem ściągnął perukę i zaraz
zabrał się do rozwiązywania obi. Pomrukiwał co chwilę z niezadowolenia, że
robił to tak niezdarnie.
Wcale nie przeszkadzała mu moja bierność.
A ja się wyłączyłem. Zamknąłem w swoim
ciasnym umysłowym kokonie czekając na finał. Kiedy ze mnie zejdzie,
pozostawiając w wnętrzu swoje soki.
Przełknął ślinę, przestając maltretować
nasze usta. Wyciągnął z pochwy miecz i paroma przeciągnięciami przeciął pas.
Pchnął mnie na futon rozrywając kimono. Leżałem nagi, przerażony przez tego
demonicznego mężczyznę, który nachylił się nade mną jak drapieżnik nad ofiarą.
Przejechał językiem od pępka do mego
mostka, na co skrzywiłem się z niesmakiem. Inne ręce, inny oddech, inny głos.
Nie ma tu nic co kocham.
Łzy same zaczęły płynąć. Ale jemu to
również niezbyt przeszkadzało.
- Dlaczego płaczesz? Nie bój się. Sprawię,
że będziesz prosił mnie o jeszcze. Zobaczysz - zapewniał.
Obcałowywał me pachwiny, a dłonią głaskał
mojego penisa, który, jak dla niego na złość, nie chciał stwardnieć.
- Warto było wydać na ciebie tyle
pieniędzy - poczułem się jak przedmiot. - Piękny kwiat.
Znów zrobiło mi się niedobrze. Zacząłem uciekać
od jego dotyku, kręciłem się. Nie dawałem rady.
Przewróciłem się na brzuch, czołgając się
pod ścianę i sięgając po kawałek kimona.
Pan Huyuko patrzył na mnie zdziwiony,
zaskoczony i jeszcze jakoś, ale nie potrafiłem tego wyczytać z jego oczu.
- Uciekasz? - Uśmiechnął się nawilżając
językiem wargi. - Chcesz tak się bawić?
Pokręciłem głową. Żaden dźwięk nie
wychodził z mych ust. Mężczyzna szybo stanął i już był przy mnie, łapiąc za biodra
i podnosząc je ku górze. Zakwiliłem żałośnie, czując jak pieści me pośladki.
Drapałem paznokciami o ścianę.
- Ale jesteś ciasny – mruknął, obcałowując
odbyt.
Zabolało, gdy wdarł się do środka
językiem. To co dopiero jak jego penis...?
Odpychałem go, biłem na oślep, a on nic.
Skała.
Na moment mnie puścił, sięgając do swych
spodni, wyciągając swą męskość. Jeszcze głośniej zawyłem, gdy zobaczyłem jaka
jest wielka. On uznał to jako jęk zachwytu.
- Słyszałem, że seks z mężczyzną jest o
wiele przyjemniejszy niż z kobietą. Mam nadzieję, ze mi to pokażesz - ugryzł
mnie za ucho.
Nagle powiało chłodem a napastnik oderwał
się ode mnie. Przetarłem załzawione oczy i zasłoniłem przerażony usta. To Pan
Wkurzający mierzy do pana Huyuko z srebrnego miecza. Mężczyzna leżał na ziemi,
czerwony ze złości, patrząc nienawistnym wzrokiem na mego wybawcę.
- Mira, ubierz się szybko - zalecił.
Jak w transie sięgnąłem po skrawki ubrań.
Do wyrzucenia.
- Uciekaj stąd i szukaj Junko! - znów
krzyknął.
- Ale...
- Idź!
Wybiegłem z pokoju słysząc urywki rozmowy
mężczyzn jak i dźwięk stuknięcia metalu o metal. Zatrzymałem się na środku
korytarza, nie wiedząc, czy wrócić z powrotem, czy iść szukać mentorki.
Sama mnie znalazła. Zaniepokojona dziwnymi
odgłosami wyszła na korytarz. Gdy mnie zobaczyła, aż krzyknęła.
- Mira! - Podbiegła do mnie i przytuliła.
Z innych pomieszczeń zaczęły wychylać się głowy Maiko. - Co się stało?
- On... on... - jęknąłem i pociągnąłem
nosem. - On...
-Och Mira. Keiko! – krzyknęła. - Przynieś
szybko coś, aby go przykryć!
Zauważyłem ruch gdzieś w oddali, a zaraz
pojawiła się obok nas drobna Japonka z czerwoną, zwiewną yukatą.
- Mira, gdzie pan Huyuko?
- W pokoju.
Złapała mnie za rękę i pociągnęła za sobą
w stronę, z której szedłem. Gdy stanęliśmy w drzwiach, uderzył nas dźwięk stali
i krzyki.
Broń co chwilę wydawała przeraźliwe
dźwięki. Obydwaj walczyli machając rękoma, a ich ruchy były chaotyczne i
nerwowe. Nie potrafiłem oderwać od nich wzroku. Co rusz jeden ruszał w stronę
drugiego z okrzykiem bojowym. Oddychałem coraz ciężej, widząc jak Pan
Tajemniczy robi uniki, ale ledwo ledwo. Mój danna zachwiał się przecinając
powietrze, ale zaraz znów był zdolny do ataku.
Usłyszeliśmy jakieś damskie krzyki. To
żołnierze będący eskortą arystokraty. Zwabił ich dźwięk walki, tak
samo jak nas wcześniej. A wtedy stało się. Miecz mego bohatera przeciął głęboko
bok pana Huyuko. Krew była aż czarna.
Złapałem ze strachu stojącą Junko,
krzycząc. Widok okropny.
Mój doszły - niedoszły danna rzucił miecz,
łapiąc się za krwawiący bok, a potem patrzył nieobecnym wzrokiem na swoje
czerwone ręce. Padł.
Żołnierze rzucili się na ocalonego, łapiąc
za co popadnie. Ściągnęli mu kaptur.
Otworzyłem w szoku usta na widok czarnych
jak smoła oczu.
- Hikaru?
***
Wsadzono go do więzienia i skazano na
śmierć za zamordowanie syna brata wnuka kogośtam. Egzekucja miała odbyć się za
parę dni. Nie pozwolono mi go odwiedzić. Nikomu zresztą. A ja nie rozumiałem.
Po co on to zrobił? Po co się ukrywał? Dlaczego?
Junko siedziała ze mną i z Okasan, dzień i
noc już, milcząc. Gdy zauważyły, że rozmowy nic nie dają, zrezygnowały. Nie
żyłem, ja egzystowałem, cierpiałem w milczeniu.
Nic nie mogłem zrobić. Ale obiecałem
sobie, że jak jego stracą, popełnię samobójstwo. Nie potrafiłbym żyć z myślą,
że nie ma go wśród żywych.
Kochałem go.
Odwiedzali mnie jego rodzice. Nie
wiedzieli co się stało dokładnie, nie chcieli im powiedzieć. Siadywali razem z nami
w pokoju pijąc herbatę uspokajającą i milczeli. I tak zeszły trzy dni.
Nie jadłem, nie spałem, nie piłem. Nie
potrafiłem.
Dzień przed egzekucją Okasan przyszła do
nas bardzo podniecona. Mówiła coś o dobrej nowinie, że wszystko będzie już w
porządku. Kazała biec do mej starej herbaciarni. Pobiegłem.
W drzwiach powitała mnie Obasan, nie z obrzydzeniem czy
nienawiścią w oczach. Znów stała się moją starą, dobrą babcią.
- Chodź Mira. Czeka na ciebie -
uśmiechnęła się.
Złapałem ją za rękę, a ona zaprowadziła
mnie do najbliższego pokoju.
- Hikaru! - krzyknąłem, otwierając drzwi.
Ale to nie był Hikaru.
- Ojciec?
Właśnie. Ojciec. Stał przy oknie ze
zgiętymi rękoma uśmiechając się. Zestarzał się, pojawiło się więcej zmarszczek
na jego przystojnej twarzy i wychudł.
- Och, Mira - rozłożył ręce.
Pobiegłem do niego rzucając się w objęcia.
-Tęskniłem za tobą.
- Mhm - potarłem policzkiem o jego bursztynową
koszulę. Jak w domu.
- Ależ wyrosłeś - dotknął mych polików. -
I włosy ci podrosły - uśmiechnął się ciepło. Stęskniłem się za nim. Za mym
kochanym rodzicem, którego uwielbiam. - Zmężniałeś - zażartował, na co
zmarszczyłem brwi.
Zaśmiał się dźwięcznie, znów mnie
przytulając. Chłonęliśmy chwilę. Znów razem...
- Zabieram cię stąd.
Podniosłem od razu głowę przerażony. Nie
zamierzałem nigdzie jechać, dopóki jest tu Hikaru.
- Co się stało? - zauważył mą zmianę.
Westchnąłem. Jak mam mu to niby
powiedzieć?
- Mira, synu - dawał mi otuchy. - Powiedz
co ci na sercu leży.
- Znalazłeś sobie kogoś - burknąłem.
- Hm – westchnął.- Pisałem ci, że nie
zapomniałem o twojej matce. Kocham ją, ale żyć samemu nie potrafię. Lil to
naprawdę dobra kobieta. Nie jest tak przebojowa i energiczna jak Madeleine. Ale
się w niej zakochałem. Serce nie sługa.
- Prawda - przytaknąłem.
Nagle złapał mnie za pośladki podnosząc do
góry, tak jak robił to kiedyś. Objąłem go w szyi zarumieniony. Przez jego
spojrzenie.
- Czyżbyś ktoś podbił twe serce? -
uśmiechnął się.
Przewróciłem oczyma z zażenowania. Cały
papa.
- Mhm - przytaknąłem.
- Poznałeś ją w herbaciarni?
- Mhm- "ją"...
- Przedstawisz mi ją?
- Nie - westchnąłem.
- Dlaczego?
- Siedzi w więzieniu za zabójstwo.
Papa puścił mnie nagle. Zachwiałem się.
- W więzieniu? – powtórzył. - Zabiła?
Boże, Mira! Z kim się zadawałeś! - zasłonił oczy dłońmi.
- To nie tak! - Złapałem go za rękaw
koszuli. - On mnie uratował! Mój danna chciał wziąć mnie siłą!
- Boże, Mira - znów przytulił słysząc
takie słowa. - Przecież mówiłem, że żadnego mizuage aż do mego przyjazdu. Mira
- pogłaskał mnie po głowie, ale nagle przestał. - On?
Przewróciłem oczami. Cholera.
- No on.
- A nie ona? - upewnił się.
- No chyba wiem z kim... - zaciąłem się,
przypominając sobie co robiłem z Hikaru.
- On - powiedział jakby w dal.
Patrzył na mnie intensywnie nad czymś się
zastanawiając. Jego wzrok zaczął krępować.
- Kochasz go?
- Jak diabli - westchnąłem, nie widząc
sensu w kłamaniu.
- A on ciebie? - dopytywał.
- Nie ryzykowałby życia gdyby nie -
żachnąłem.
- Hm - znów się zamyślił.
Wypuścił mnie z objęć i zaczął chodzić po
pokoju. Zastanawiał się nad czymś. A ja śledziłem go wzrokiem czekając.
Nie wiem ile czasu minęło. Ojciec ciągle
się zamyślał, a jak chciał coś powiedzieć, szybko zamykał usta i nadal dumał. A
ja napawałem się jego widokiem.
- Chcesz go odwiedzić? - spytał nagle.
- Nie mogę – burknąłem. - Nie pozwalają
nikomu na wizyty.
- To normalne - stwierdził. - Ale
tutejsza władza jest mi coś winna. Mogą ułaskawić chłopaka.
- Naprawdę?! - krzyknąłem.
AAA! W środku tańczyłem kankana ze
szczęścia. Hikaru będzie wolny! Mój Hikaru!
- Tak - zaśmiał się widząc mój entuzjazm.
- Ale pod jednym warunkiem, synku.
- Jaki? Jaki?! - Podbiegłem do niego cały
nabuzowany szczęściem.
- Że jak go wypuszczą, wyjedziemy stąd.
Mina mi zrzedła. Co?
- Co?
- Do domu - pogłaskał mnie po głowie. - Wiem,
że przywiązałeś się do niego, zakochałeś. Ale to minie. Obydwaj jesteście młodzieńcami.
Takie uczucie długo nie przeżyje.
Miałem ochotę go uderzyć za te banialuki.
Co za głupoty! Moja miłość do Japończyka jest jak najbardziej szczera, mocna i
silna!
- Chcesz aby był wolny, wyjedźmy -
zaszantażował.
***
Jeszcze tego samego dnia, ale wieczorem,
poszliśmy do zakładu karnego. Ojciec, aby załatwić wszystkie formalności, ja -
aby zobaczyć po raz ostatni Hikaru. Strażnik zaprowadził mnie do zimnych,
wilgotnych lochów, gdzie jedyne światło dawały okna i pochodnie. Jak w
horrorze.
Mężczyzna wskazał mi ręką na cele, gdzie
na macie siedział chłopak patrzący się w podłogę.
- Hikaru! - Podbiegłem do krat.
Poderwał wzrok i przyległ do zimnych
prętów tak samo jak ja.
- Mira!
Miał kilkudniowy zarost, brudne włosy i
podkrążone oczy, ale i tak nadal objawiał się dla mnie jako najprzystojniejszy
facet na świecie.
Objęliśmy się na ile pozwoliły nam kraty,
od razu się całując. Nawet jego oddech nie przeszkadzał.
- Mira, Mira... - powtarzał jak mantrę.
Pogłaskałem go po szorstkim policzku,
ciesząc się, że wszystko z nim w porządku.
- Jak się tu dostałeś? Przecież wizyty
są zabronione.
- Znając mój urok osobisty i przecudny
charakter zdziałam cuda - zaśmiałem się, gdy ten się skrzywił. - Ojciec
przyjechał i wyciągnie cię stąd .
Podniósł ze zdziwienia brwi.
- Twój ojciec przyjechał - westchnął i
zmarkotniał.
Ta...
- Wiem - oparłem czoło o zimny metal. - Mi
też się to nie podoba, ale powiedział, że jeśli chcę, abyś był wolny, to musimy
stąd wyjechać.
Położył dłonie na mych biodrach masując je
kciukami.
- Rozumiem - westchnął.
Zrobiło się tak jakoś... smutno. I
niemiło.
- Nie chce , aby jego syn był...
- To nie tak! - przerwałem mu. Przestałem
patrzeć mu w oczy, bo był to widok zbyt bolesny. - On po prostu znalazł sobie
kogoś i chce od początku założyć rodzinę.
Nie widziałem dlaczego go bronię. Dlaczego
nie potrafiłem się mu przeciwstawić.
- Ale ty też sobie kogoś znalazłeś! Jesteś
przecież ze mną szczęśliwy! - syknął zły.
Spuściłem głowę. Wiem. Zgadzam się z nim
we wszystkim. Ale jeśli chcę, aby był wolny... muszę to zrobić i już.
- Jestem - przytaknąłem.
- Mira - westchnął, całując mnie
delikatnie w nos, potem w brodę.
Sięgnąłem jego ust, całując go. Powoli, z
czułością, delikatnie. Jakbyśmy mogli tak zawsze.
Serce mi się krajało na myśl o opuszczeniu
Kioto. Nie wytrzymam bez niego.
Objąłem go w pasie, wsadzając ręce pod
czarny płaszcz, czując jego delikatną skórę. A właśnie...
- Dlaczego ukrywałeś kim jesteś? –
spytałem, gdy oderwaliśmy się od siebie.
- Hm? - Liznął mnie po szyi, a zaraz się
do niej przyssał. Mruknąłem z aprobatą. Uwielbiam jego pieszczoty. - To był
przypadek – stwierdził. - Raz cię spotkałem jak wracałem z wyjazdu. Wiesz,
wtedy, gdy ścigali nas ci żołnierze. Potem również przez przypadek - wzruszył
ramionami. - A ostatnim razem, to już specjalnie.
- Ale dlaczego?
Westchnął.
- Sam zauważyłeś, że jakoś, nie wiadomo
dlaczego, nie mówiłeś mi wszystkiego. Nie zwierzałeś się. A ja nie nalegałem. I
to był mój błąd. Powinienem wyciągać to od
ciebie nawet siłą. Cóż, powtórzę się - mój błąd.
Wypuściłem susem powietrze.
- A swoje problemy – ciągnął - wolałeś
opowiedzieć nieznajomemu, któremu, ku mojemu zdziwieniu, zaufałeś. Musiałem cię jakoś
podejść.
- Jesteś na mnie zły? - spytałem cicho.
- Nie potrafię się na ciebie gniewać.
***
Wyjechaliśmy w nocy. Na dodatek padało tak
samo jak wtedy, gdy tu przyjechaliśmy. Zostawiłem tu serce, ukochanego, grób
matki, Okasan, Obasan... Ludzi, których pokochałem. A wracam gdzie? Do
przeszłości, która nie wiem, czy mnie powita.
Wróciłem do starej szkoły, odnowiłem stare
przyjaźnie. Żyłem jak kiedyś. Jak głupi, rozpuszczony dzieciak, który uwielbia
używki i starszych mężczyzn. Nie, nie byłem z nikim. Nie potrafiłem.
Poznałem tą całą Liliam. Ojciec miał rację
- kobieta przesympatyczna i miła, ale od razu mi podpadła chcąc matkować.
Powiedziałem im jasno, że nie życzę sobie, aby wtranżalali się w moje życie i
starali przypodobać.
Ojciec widział co się ze mną dzieje, ale
nie zrobił nic, abym znów zaczął żyć. Sądził, że przejdzie mi, a sam zabawiał
się ze swoją nową żoną. Cóż, będę miał braciszka. Uroczo...
Ile minęło od mego wyjazdu? Około
miesiąca. Krótko? Głupoty. Za długo! Nie widzieć ukochanej osoby tyle czasu to
jak samobójstwo. Budziłem się w nocy, szukając go ręką, gdy się masturbowałem
jęczałem jego imię, widziałem go w swoich fantazjach. Był tu ze mną.
I właśnie po tym okresie dostałem list z
zawiadomieniem o złym stanie zdrowia babci. Naprosiłem ojca, aby puścił mnie do
Kioto. Ze względu na kobietę, zgodził się, ale nie pojechał razem ze mną. Cóż,
żona - rozumiecie.
Gdy ujrzałem znajome kamieniczki, ludzi,
poczułem, że lecę. Wysoko. Że wreszcie dochodzi do mnie życie.
Napawałem się widokami, dźwiękami,
zapachem. Tęskniłem za tym przez miesiąc. Długi, cholerny miesiąc.
Gdy przybyłem do herbaciarni, Okasan
wycałowała mnie i wyściskała. A co mnie najbardziej zdziwiło, za nią pojawiła
się zdrowa Obasan!
- Ale...Yyy - wskazałem na kobietę palcem.
- Nie powinnaś leżeć?! Jesteś przecież chora.
- Gdyby nie moja "nagła
choroba", to byś tu nie przyjechał, nie? - uśmiechnęła się ciepło.
Na początku nie zrozumiałem o co im
chodzi. Ale gdy już do tego doszedłem, zaśmiałem się, obcałowując obie Japonki
i poleciałem do sklepu ojca Hikaru, potrącając i przepychając ludzi.
Zobaczę Hikaru! Zobaczę Hikaru! Zobaczę mojego
Hikaru!
Wleciałem jak torpeda do drzwi omijając
zdezorientowaną sprzedawczynię i poleciałem schodami na górę. Wiedziałem, że
jest. Inaczej Okasan i babcia nie kazałyby mi przyjeżdżać właśnie dzisiaj.
Otworzyłem na oścież drzwi, rzucając się na zdziwionego chłopaka i przyciskając
go do podłogi. Obcałowywałem go po twarzy, śmiejąc się szczęśliwy.
Chłopak objął mnie i oddawał pieszczoty. I
wtedy właśnie doszło do mnie, gdzie było moje miejsce. Bo wiecie, tam gdzie jest
wasze serce, tam jest i wasz dom.
Brawo!!!
OdpowiedzUsuńMariah
"Bo wiece, tam gdzie jest wasze serce" Wiecie ^^
OdpowiedzUsuńJakbym nie dawno tego nie czytała, to bym teraz jeszcze raz się za to wzięła. Naprawdę piękna historia. :D
Fakt, sentyment jest :) Dzięki, poprawione.
UsuńBardzo fajne!!!brawo.
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że się spodobało :)
UsuńPrawie mi łza poleciała.. a u mnie (czyli upośledzonej emocjonalnie) to naprawdę duży sukces ^^
OdpowiedzUsuńHei, poryczałam się dwa razy! Jak jakaś głupia baba! To było piękne <3.
OdpowiedzUsuńBardzo mi sie spodobało !!!!
OdpowiedzUsuńBardzo fajne opowiadanie. Podobają mi się takie klimaty. Strasznie romantyczne, aż szkoda że takie krótkie :-)
OdpowiedzUsuńŻyczę weny podczas pisania innych opowiadań.
Levi ;-)
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, czyli tym tajemniczym osobnikiem byl Hikaru tak jak podejrzewałam... ojciec wrócił ale chce Mite wziasc ze sobą, Hikaru chociaż został ułaskawiony... ale babcia i jej plan sprowadzenia Mite z spowrotem bosko...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia