piątek, 5 października 2012

3. Miłość za rogiem



- Ale na pewno dobrze się bawisz? – spytał po raz setny Hektor, uśmiechając się do mnie tak szeroko, iż obawiałem się, że zaraz twarz mu pęknie.

- Rewelacyjnie – odparłem bez entuzjazmu, biorąc kolejny łyk piwa, aby zaraz okręcać butelkę w dłoniach a przy okazji zdrapując naklejkę.

Nudziłem się strasznie. Durni koledzy brata przechodzili samych siebie, aby być królami towarzystwa i popisać się przed gąskami, które przyjechały jakąś godzinę temu. A już myślałem, że zanosi się gay party. A tu taka niespodzianka!

Dziewczyny były ładne. Były cholernie ładne, psia mać, przez co jeszcze bardziej mnie denerwowały. Chichotanie, robienie z siebie ostatnich sierot czy chodzenie w grupkach do kibla mi nie przeszkadzało. Jak tak stadem się przechadzały, można było odetchnąć i uspokoić galopujące serce. Bo a nuż widelec jedna podejdzie i nawiąże się dyskusja?

Marne szanse. Jestem tu najmłodszy. Nawet dzierlatki były starsze ode mnie, a nie zapowiada się, aby zainteresowały się młodszym kąskiem.

Siedziałem z Hektorem (a raczej kisiłem się) na jednym pieńku. Po jego prawicy był kumpel, po lewicy tylko ja smętnie patrzący na wielkie ognisko.

Chłopaki się postarali. Dawno nie widziałem tak wysokich płomieni.

Hektor lubił dziewczyny mimo tego, że był pedałem. Ale, podobnie jak ja dzisiaj, wolał patrzeć na nie z daleka, dać wolną rękę kolegom. Bo, jak ten przeklęty narcyz uważał, nawet się nie starając posiadłby serce nie jednej zabłąkanej duszyczki. Ale, że jest wierny swojemu facetowi (który chyba notabene ma go dosyć, bo przygłup dzwoni do niego co godzinę z zapytaniem co robi, czy tęskni oraz czy zmienił zdanie na temat uprawiania seksu przez telefon, Gabryś w pewnym momencie nie odbierał telefonów, co strasznie zasmuciło Hektora i przez parędziesiąt minut próbował skontaktować się z partnerem przez skype’a czy facebooka) i nie ma zamiaru włączać się do dyskusji. To przepraszam bardzo, po jakie licho w ogóle tu przyjeżdżaliśmy? Aby truć wątrobę?

- A wypatrzyłeś sobie już jakie dziewczę będzie miało zaszczyt bycia moją bratową? – spytał Hektor, uderzając mnie z łokcia w bok tak, że prawe a bym nie upadł z pieńka.

Spojrzałem jeszcze raz po dziewczynach, zatrzymując się dłużej na naprawdę zjawiskowej szatynce ubraną w dżinsy i szary, za duży podkoszulek (niby taka moda na ciuchy oversize. Nie wiem, nie znam się. Mi, jako facetowi, to się nie podoba, bo zniekształca kobiece walory) z włosami zaczesanymi w wysoki kucyk. To, co przyciągnęło moją uwagę, to wielkie, niebieskie oczy, które przez jej brązowe włosy jak i ciemną karnację naprawdę rzucały się w oczy. No i figurę miała bezbłędną, mimo braku cycków. Cóż, nie ma ideałów.

- Taka się jeszcze nie urodziła – odparłem, przenosząc wzrok na gada… ropuchę, żabę czy jak się zwał ten facet, który właśnie prowadził blondynkę, z którą namiętnie przed chwilą rozmawiał, do domku. A to niegrzeczny chłopczyk.

- Oj nie bądź tak wybredny – rzekł Hektor wstając i tarmosząc moją idealną fryzurę, którą dziś układałem koszmarnie długo, bo bagatela niecałe pół minuty. – Idę poszukać ci jakiejś dobrej partii, a ty mi nigdzie nie uciekaj.

Nawet gdybym oponował, nic by to nie dało. Mój brat był uparty jak stado osłów i moje błagania nic nie dadzą.

Tak więc kiwnąłem głową na zgodę, śledząc go wzrokiem. Podszedł za dom nie wiem po co, na co, ale jakoś mnie to nie interesowało.

- Widzę, że jesteś prawdziwą duszą towarzystwa.

Nawet na tego dupka nie spojrzałem. Dalej złość we mnie buzowała na samą myśl o nim, a co dopiero, gdy zajął miejsce obok mnie.

- Cóż, jaka impreza, taka dusza – odgryzłem się, znów patrząc na szatynkę. Właśnie się śmiałą z jakiegoś dennego żartu. Ciekawe czy z musu, że wymagała tego sytuacja, czy ci kretyni na serio ją bawią.

- Oj nie jest tak źle – odparł Oskar, trzymając w rękach tak samo jak ja piwo i popijając co chwilę. – Po prostu to nie twoje klimaty. Za dorosłe, śmiem rzec. W końcu jesteś tu jedynym gówniarzem.

Ścisnąłem mocniej butelkę, siląc się na spokój. Dopiero dochodziła dwudziesta, a nie zapowiadało się, abym szybko wrócił do domu.

- Masz rację, nie moja bajka. Za duże pospólstwo i motłoch.

- Och, czyżbym nie trafił w twój gust? Dla szanownego pana trzeba organizować wytworne przyjęcia z orkiestrą, strojami wieczorowymi i serwisem potraw? – Jego kpina była wyczuwalna aż na kilometr. Zgiń! Przepadnij maro przeklęta!

- Nie. Wystarczy, że organizatora obecnej imprezy nie będzie, a reszta będzie udana – warknąłem mając dosyć tej rozmowy i dosyć tego człowieka.

- Aj, ugodziłeś mnie w sam środek serca – parsknął Oskar.

- To ty takowe posiadasz? – udałem zdziwienie patrząc na niego jak na jakiś niezidentyfikowany obiekt co wzbudziło jego jeszcze większe rozbawienie.

- Może kiedyś zabawisz się w poszukiwacza przygód i je odkryjesz? – Popatrzył się na mnie dość dziwnym wzrokiem przez co poczułem się strasznie niezręcznie. Albo to te procenty sprawiły, że widzę dziwne rzeczy.

- Nie, dzięki. Nie dla mnie takie zabawy – odparłem zmieszany, bo on dalej nie spuszczał ze mnie wzroku.

Już chciałem się spytać czy gdzieś nie jestem brudny, gdy podeszły do nas dwie dziewczyny prosząc Oskara, aby je oprowadził po działce. Zgodził się. Ja za to odetchnąłem patrząc podejrzliwie na butelkę wypitego do połowy piwa postanawiając, że na dzisiaj wystarczy.

Gdy rozejrzałem się wokoło spostrzegłem, że nie było nikogo obok. A gdzie ich zawiało?

Usłyszałem śmiechy wydobywające się z domku, a zaraz cała banda wyszła trzymając w rękach jedzenie. Postawili je na stoliku stojącym przy kładce. Podszedłem powoli do nich zauważając, że każdy wziął tylko sobie kiełbaskę. Nawet Hektor, który musiał zapomnieć o moim istnieniu, miał nadzianą na kijek jedną sztukę. Cóż, w takim wypadku…

- Proszę.

Stałem jak wryty patrząc jak dziewczyna podaje mi kij z pociętą po obu stronach kiełbasą i uśmiecha się. Z bliska była jeszcze ładniejsza. Co takiego losie zrobiłem, że laska, którą od początku taksowałem wzrokiem, podeszła do mnie i, co więcej, zagadała?

- Dzięki – odpowiedziałem z uśmiechem, biorąc od niej kijek.

Miała naprawdę wielkie oczy. Wydawało mi się, że skanowała mnie na wylot. Ale nie poczułem się niezręcznie tak jak parę chwil temu, gdy rozmawiałem z Oskarem. Z nią wypadło swobodniej.

- Nie widziałam cię wcześniej, a sądziłam, że poznałam wszystkich kolegów Mike’a – skinęła na jednego z kolegów Hektora, który obecnie chciał udowodnić wszystkim, że piecze najlepsze kiełbaski wsadzając swoją wprost w środek paleniska. No naprawdę kucharz pierwsza klasa.

- Jestem nietutejszy – odparłem. – Louis – przedstawiłem się.

- Alice – odpowiedziała, ściskając moją dłoń. Miała naprawdę drobne ręce. Wydawać się mogło, że przy mocniejszym uścisku pękną jej kości. – Aj, nie ma miejsca – spojrzała na ognisko i ludzi, którzy zajęli wszystkie miejsca na pieńkach. No, można by było jeszcze stać, ale komu by się chciało?

- Zawsze możesz usiąść na moich kolanach – powiedział chińczyk, który siedział najbliżej nas. Poklepał jeszcze nogi zachęcając dziewczynę.

- Muszę ci odmówić, Jamie. Nie popłaczesz się z tego powodu? – rzekła dziewczyna uśmiechając się.

- Będę musiał jakoś to znieść. – James udał że płakał, pociągając nosem. – Ale będzie ciężko.

Żenada.

Prychnąłem odwracając się w kierunku stolika a tyłem do ogniska, i wycisnąłem na wolny talerz sowicie keczup i musztardę. Huk, że obydwa niszczą smak mięsa. Bez nich się nie da go zjeść!

- Możesz i dla mnie? – poprosiła Alice, przysuwając swój talerz bliżej mojego. – Keczup.

- Pewnie – odparłem cisnąc sos pomidorowy. – Nie za dużo? – spytałem.

- Nie, wystarczy – odpowiedziała opierając kijek z parówką o stół. – Mogliby lepiej to wymyślić.

- Tia, Oskar się nie popisał. Już lepszy byłby grill – zgodziłem się z nią. Marudzenie na głównego dowodzącego jakoś dobrze mi szło.

- Prawda? Chociaż dłużej by się czekało na swoją porcję. – Spojrzała na mnie, a wtedy serce zabiło mi mocniej. Chyba się zakochałem. Wiem jak to dennie brzmi, ale ona była idealna.

No dobra, znałem ją niecałe pięć minut, ale wyglądała zjawiskowo. A gdy się jeszcze uśmiechała, to ładniała jeszcze bardziej. I czy taka osoba mogłaby być z charakteru parszywa jak na przykład Oskar? Na pewno nie!

- Zatrzymałaś się tu czy zgarnęli cię skądś? – spytałem, chcąc dalej ciągnąć konwersację, aby moja sarenka mi nie uciekła.

- Nocuje u Hannah do  końca tygodnia,  potem wracam do siebie. Urlop mi się kończy – odpowiedziała. Widać było, że rozmowa ze mną nie była jakimś strasznym poświeceniem dla niej. Hurra!

Nie, żebym był beznadziejny w kontaktach damsko – męskich, ale gdy ma się przed sobą taką dziewczynę, zaczyna brakować słów a w ustach robi się sucho.

- O, a gdzie pracujesz? – dopytywałem się.

- Opiekuję się dziećmi. Moi pracodawcy wyjechali na tydzień, więc mam wolne.

- Dzieci? I dajesz radę? Dla mnie zawsze wydawali się małymi koszmarkami, które chcą zrobić wszystko, aby uprzykrzyć nam życie – skrzywiłem się. Naprawdę nie znosiłem dzieci. Hałaśliwe to to, płaczliwe, wiecznie niezadowolone i bałaganiące.

- No może trochę – Alice zaśmiała się, kiwając głową. – Ale wyobraź sobie, że przed wyjazdem nie chciały się ze mną rozstać, płakały strasznie. Narysowały mi nawet obrazki.

- Urocze – uśmiechnąłem się krzywo. – Iloma się opiekujesz?

- Na razie dwójką. Trzy i pięć lat.

- A myślałaś, aby iść w tym kierunku czy to tak na chwilę? – Przyznam, mało co mnie to obchodziło.

- Na chwilę. Studiuję pielęgniarstwo to trochę mało pokrewne.

- O, to super. Zawsze dobrze mieć wtyki w szpitalu – zaśmiałem się czując się przy niej naprawdę nieskrępowany.

- Prawda? Dasz mi swoje namiary, a ja będę cię na bieżąco informowała, gdzie najlepiej się leczyć, a jakie miejsca omijać z daleka.

Myślałem, że zaraz padnę ze szczęścia. Wyjąłem telefon z kieszeni, ona zrobiła to samo. I tak po prostu wymieniliśmy się numerami. Ha, who’s the boss?

- O, widzę, że mój braciszek nieźle sobie poczyna.

Oczywiście musiał pojawić się Hektor.

Położył swoją ciężką rękę na moich ramionach przez co czułem się jak jakaś pchełka. I to ta z najmniejszych.

- A co, zazdrosny? – spytała, opierając ręce o biodra.

- Toż wiesz, Alice, że zawsze będziesz blisko mojego serca. Mimo tego, że zamiast samców wolisz samiczki.

Oż fuck and shit. Fail!

Szatynka zaśmiała się.

- Louis, musimy jeszcze się spotkać – powiedziała i zabierając kijek z kiełbaską, podeszła do dziewczyn.

Westchnąłem przeciągle. Straciłem apetyt.

- No nie łam się tak, braciszku. Tego kwiata pół świata jak to mówią. – Hektor starał się mnie pocieszyć. Mam gdzieś takie pocieszanie!

- A odwal się ode mnie! – Strząsnąłem jego rękę i wielce niezadowolony na cały świat poszedłem do domku.

Zapominając o wcześniejszym postanowieniu, że koniec z piciem, wyjąłem z lodówki piwo i od razu je otworzyłem.

- Czuję się niedowartościowany. Dla mnie nigdy nie jesteś taki miły.

Nie, tylko nie on!

- Nie zasłużyłeś, to nie marudź – odpowiedziałem, mając już dość dzisiejszego dnia.

- A jak mógłbym zasłużyć? – Oskar stanął obok mnie i z zapałem jadł kiełbaskę, którą wcześniej umieścił w bułce i polał keczupem.

- Zniknij mi z oczu – warknąłem, kierując się do salonu.

- Oj masz wysokie wymagania. – A ten bęcwał szedł za mną. Gdy usiadłem na skórzanej kanapie, zajął miejsce obok. Co więcej, naruszając moją przestrzeń prywatną! – Nie zrozum mnie źle, gówniarzu, ale naprawdę zaszczyt cię kopnął, że jesteś tu z nami. Większość oddałaby wszystko, aby być na twoim miejscu.

Parsknąłem. No naprawdę, co za banialuki opowiadał.

- Nie zrozum mnie źle, staruchu, ale naprawdę mało mnie obchodzi to co mówisz – powiedziałem i wstałem z kanapy. On został, na szczęście, na swoim miejscu.
Spojrzałem na niego i o mały włos a bym nie trafił do więzienia za pobicie. Śmiała się paskuda ze mnie! I to, żeby się chociażby z tym kryć! Ale nie! Śmiał mi się w twarz.

Koniec. Ja stąd wychodzę.

- Wracamy – oświadczyłem Hektorowi, gdy znalazłem go wśród swojej tumańskiej świty.

O dziwo, nie oponował. Chyba moja mina sprawiła, że stało się niemożliwe.
Pożegnaliśmy się z ludźmi. Ja jak najszybciej wsiadłem do samochodu, nie chcąc nawet patrzeć w stronę domu, gdzie stał ON oparty o framugę a na ustach dalej miał ten piekielny uśmieszek.

Jak ja go nienawidzę!

3 komentarze:

  1. Chwilami, to ma ochotę krzyczeć: Luis, gdzie ty się za dziewczynami oglądasz, twój facet jest tak blisko.
    Przez chwilę myślałam, że Hektor zapłacił Alice, aby porozmawiała z Luisem. Ale okazało się, że zrobiła to sama z siebie. I odczułam ulgę na wieść, że ona jest lesbijką, bo nie będzie mi tu Luisa podrywać. :D
    A Lu wpadł Oskarowi w oko. :DD
    Komentuję dopiero teraz, bo nie mogłam wcześniej i czekam niecierpliwie na kolejną część. :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Oskiego lubie coraz to mocniej... Już to widzę jak Louis będzie się bronił rękami i nogami przed tym co i tak nieuniknione. :)

    Jeszcze jeszcze

    Mariah

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam,
    jak to Oscar może śmiać się z Lu, fajnie że Alice zagadała właśnie do Lu...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń