czwartek, 4 kwietnia 2013

12. Bóg stworzył a diabeł wychował, czyli istna bohema


- Ale jesteśmy do bani.

- Bredzisz, Sabaku. Po prostu tamci grają nie fair. No bo zobacz, o, jak ta menda ścina. Sędzia kalosz powinien coś z tym zrobić!

- Ano – odparł Gaara, któremu przestało się chcieć podkradać z kubełka blondyna popcorn. Nie miał apetytu. Naprawdę. Mimo tego, że ten chłopak miał żołądek bez dna (co jest dziwne, ponieważ z wyglądu przypominał anorektyka), to mecz, który przyszło mu oglądać, przyprawia go o niestrawność.

I nie tylko jego. Trener Hatake chodził tam i z powrotem z nosem schowanym w swojej zboczonej książeczce i tylko lustrował całe to przedstawienie. Nie wypowiedział żadnego słowa w kierunku swoich podopiecznych, którzy dostawali niezłe manto od gospodarzy, a co chwilę zerkał do lektury w celu poprawy sobie najwyraźniej humoru.

Podobnie było z cheerlederkami, które zamiast krzyczeć i dopingować swoich sportowców, wyzywały dziewczyny z przeciwnej drużyny. Zostały przez to (jakimś cudem) zdyskwalifikowane i siedziały naburmuszone na ławce obok Umino dającym im moralną lekcję (że też znalazł na to porę…) i się nie odzywały.

Drużyna z Kohona przegrywała dziesięcioma punktami. I nawet jeżeli wiadome było, że można szybko stratę nadrobić, zabrać się do działania i normalnie skopać tyłki drużynie Oto, to sędzia (który z niewiadomych przyczyn nagle się źle poczuł, a zastępował go nikt inny a Kabuto) nie dawał co do tego żadnych szans.

- Ojej! – krzyknął Sabaku, gdy drużyna nie ta co trzeba zdobyła punkt. – Trzeba coś z tym zrobić!

- Ale co? – spytał Naruto, który akurat nie miał problemu jak jego najlepszy przyjaciel, i całe napięcie zajadał popcornem. – Przecież nie wtargniesz na arenę niczym gladiator i nie powybijasz Oto. Zdepczą cię.

Gaara zignorował przytyk co do jego karzełkowatej postury, i obmyślał szatański plan. Po chwili uśmiech zawitał na jego piegowatej gębie powodując u Uzumakiego atak paniki.

- Naruto, przyjacielu do grobowej deski, wpadłem na genialny pomysł.

* * *

To nieprawda, że Hatake nie interesował się tym, co działo się na boisku. Cholera, jego drużyna dostawała manto od kukiełek Orochimaru! Tak nie może być! Przecież spędzili długie godziny z rozpracowaniem strategii Oto, dyskutowali o każdych przekrętach, ba, nawet Kakashi sam uczył ich niektórych zagrywek! Także co się dzieje? Dlaczego pierwsza połowa jest kompletną katastrofą? I – co najgorsze – dlaczego Delfinek zamiast go pocieszać, prawi morały tym nieokrzesanym gąskom? Przecież to jemu należy się większa atencja, a nie im!

Zaczął wertować strony w swojej ulubionej lekturze, szukając porady, co zrobić ze ślepym na jego amory Umino.

Sprawdził raz. Sprawdził i drugi. Nic. Ech. Mógł wziąć wszystkie tomy, a nie zostawiać przy tym jednym.

Westchnął ciężko, gdyż nie spodziewał się tak sromotnej porażki.

Panienki, co to ma być?! Pozwolicie, by takie leszcze się wami tak bawiły? Nie tego was uczyłem! – krzyknął na tyle głośno, aby trener przeciwnej drużyny, jak i cała reszta dzieciarni siedząca na trybunach, go usłyszała. Zaczęli gwizdać.

Kakashi miał za nic pohukiwanie bachorów. Krew się w nim gotowała, gdy widział gadzi pysk Orochimaru! Uśmiechała się wrednie żmija jedna, jakby pławiła w jego niepowodzeniu. Twoje niedoczekanie, wypierdku!

Lecz niestety, mimo jego usilnych starań i motywacji („Jeżeli zaraz nie weźmiecie się do kupy, złapię każdego z was za fraki, przerzucę przez kolano i tak was zleję, że przez miesiąc nie będziecie w stanie usiąść na tyłku! Hyuuga, nie śmiej się! Chyba, że chcesz, aby Sabaku pomógł mi w chłoście twojego kupra!”), nie zapowiadało się, aby fortuna miała im sprzyjać.

Cóż za cios prosto w jego trenerską dumę! Jak sobie potem spojrzy w oczy?

Nie wiedział. Ale za to był święcie przekonany, że jak wrócą do szkoły, to skończy się poklepywanie po główce i chwalenie, a zaczną mordercze treningi, w których będzie się mieszać pot z krwią. O tak. Kakashi nie daruje tym gnojkom.

Spojrzał na tablicę, na której widniało wielkie 18:6 dla Oto. Boże, widzisz a nie grzmisz. Czym cię Twój syn zawiódł? Cóż takiego uczynił, że tak go karzesz? I co ma zrobić, aby fortuna się do niego uśmiechnęła, i by już nie musiał kalać oczu wynikiem meczu? Zrobi wszystko! Naprawdę! Zacznie chodzić do Twojej Świątyni, będzie dawał drobne żebrakom stojącym pod monopolowym, znajdzie sobie jakąś staruszkę i będzie ją odprowadzał do domu, robił zakupy i przeprowadzał przez jezdnie. Ba, nawet po pchlarzu – jeżeli takowego będzie miała – posprząta! Tylko niech coś się stanie. Cokolwiek, aby zmieniło to wynik meczu.

Jest nawet gotów (idzie mu to naprawdę ciężko) przestać czytać swoje ulubione książki! Na większe poświęcenie go już nie stać.

Więc może Ty, Który Jesteś Tam Na Górze, dodaj kopa jego drużynie i niech nie wyjdą stąd z hańbą na licach.

I Kakashi czekał na znak. Popatrzył w prawo. Popatrzył w lewo. Spojrzał w górę. Spojrzał i w dół. Cisza i spokój. A bachory jak dalej grali do chrzanu, tak i teraz lepiej im nie szło.

Hatake westchnął po raz kolejny ciężko i już otwierał książkę na momencie, gdzie skończył czytać, gdy nastała ciemność.

* * *

- Mówię ci, Gaara, złapią nas i będziemy mieć kłopoty. Jak zwykle, gdy pomagam ci w tych szatańskich planach.

- Naruto, owieczko ty moja, przestań zrzędzić i weź się do kupy. Nie złapią nas. Ponadto patrz, o, już jesteśmy na miejscu – rudzielec skinął na drzwi z jakąś dziwaczną plakietką na przedzie i pociągnął za klamkę. – Zamknięte – burknął niezadowolony.

Uzumaki prychnął rozglądając się wokół panicznie. Byli w piwnicy, gdzie było brudno, wilgotno i jakoś tak strasznie. Naruto nie lubił piwnic. W domu unikał schodzenia do niej jak tylko mógł bojąc się, że potwór z pralki wciągnie go do środka. A tak, potwór z pralki.

Blondas zaczął się bać tego urządzenia od momentu, gdy matka zostawiła go samego w pralni, sama idąc odebrać telefon. I Uzumaki, mając te parę lat i ciekawość jeszcze nie dała mu popalić, rozglądał się po królestwie mamusi, gdzie kobieta brała śmierdzące ciuszki, a wracała z czystymi i pachnącymi. Magia!

A piwnica była normalnie jak wyspa skarbów z bajek, które tata mu opowiada na dobranoc. Było tu wszystko! Od pudeł z ozdobami świątecznymi, słoikami z przetworami, które Naruto tak uwielbiał, czy starymi meblami, aż do opakowań z ciastkami, które Kushina obdarowywała swoją ukochaną pociechę, gdy sobie zasłużył.

Mały Naruto poklepał się po brzuszku. O tak. Mateczka ostatnio zmiękła strasznie, i co by blondas nie zrobił, dostawał zaraz do buźki wafelka czy cukierka.
Aż mu w bębenku zaburczało na myśl o słodkościach, a, że nie było rodzicielki w pobliżu podczas gdy pudełko z cuksami jest na wyciągnięcie ręki, chwycił jedno i z lubością spałaszował.

Już miał sięgać po kolejne, gdy w usłyszał nagle okropny dźwięk. Chłopiec rozejrzał się wokół przestraszony. Nikogo przecież tu nie było, prawda?! Więc co tak dziwnie burczy?!

Zsunął się z starej kanapy, na której siedział i powoli szedł w kierunku schodów nasłuchując.

- Jajks! – pisnął słysząc znów ten dźwięk. Rozejrzał się panicznie szukając upiora, który go zaraz złapie, ogłuszy a potem na żywca będzie odcinał mu po kolei wszystkie członki. O tak. Naruto zna się na rzeczy. W końcu ma ojca policjanta i wie co się na świecie dzieje. – O matulo! – krzyknął przeraźliwie widząc, jak pralka zaczęła się poruszać przy okazji wydając te przeraźliwe dźwięki.

I takim właśnie cudem nasz kurczaczek boi się pralek, zmywarek, podróżnych lodówek, czyli wszystkiego, co przypomina z wyglądu ową straszną rzecz.

Miał wielką nadzieję, że w szkolnej piwnicy, gdzie obecnie się znajdował, nie znajdzie pralki. Zszedłby wtedy od razu na zawał.

- Gaara – jęknął płaczliwie, chcąc stąd jak najszybciej iść.

- Naru, co cię opętało? – sapnął Sabaku siłując się z zamkiem. Nigdy żaden nie był dla niego przeszkodą. Czy to w pokoju siostry, rodziców, czy skrytce za obrazem. Gaara zawsze dopnie swego! – Przecież robimy to dla twojego jak i mojego Romea. Zobaczysz, będą nam jeszcze wdzięczni!

Coś Uzumaki mu nie wierzył. Nigdy plany Sabaku dobrze się nie kończyły, to  teraz wątpił, aby było inaczej.

- No nie wiem – blondas marudziłby dalej, gdyby nie głośny i radosny okrzyk przyjaciela mogący zbudzić umarłego.

- No nareszcie!

I tak przed dwoma gagatkami drzwi z dziwaczną naklejką stanęły otworem tylko po to, aby mogli z głupimi minami patrzyć się na tysiące kabelków przeróżnego koloru połączonych do paneli w ścianach.

- To chyba jakiś żart – burknął Naruto nie chcąc wchodzić do środka pomieszczenia, aby o nic nie zaczepić.

Sabaku, oczywiście, nie miał takich obaw.

- Naru, kumie mój miły, jaki jest twój ulubiony kolor? – spytał rudzielec z podnieceniem patrząc na włączniki, wyłączniki, pokrętła i inne guziki, które chłopak chciał dotknąć, a nie wiedział od czego zacząć.

- Pomarańczowy – odpowiedział Uzumaki, patrząc podejrzliwie na Gaarę. Jego zachowanie nie wróżyło nic dobrego.

- Pomarańczowy mówisz – Gaara zaczął szukać wzrokiem kabla o takim właśnie kolorze. A niech to. Nie było. – A jakiś inny?

Naruto pokręcił uroczo noskiem z zadumaną miną i nagle się zarumienił. I to bardzo.

- Nie wiem – odpowiedział prawie bez zająknięcia, nie mogąc spojrzeć na Sabaku. Wiedział, że jego rudy kompan widząc w jakim był stanie, nie da mu spokoju. – To co robimy? Wracamy?

Gaara znał Uzumakiego na tyle, że wiedział kiedy blondas chciał szybko zmienić temat.

- Nie wiesz jakie lubisz kolory? – spytał.

- Toż powiedziałem, że pomarańczowy, ten teges.

- I tylko taki? Z całej gamy kolorów lubisz tylko pomarańczowy?

- A coś się tak uczepiłeś tego? Lubię każdy kolor, teges śmeges, także daruj sobie, okej?

Oczywiście Gaara sobie nie odpuścił. Co więcej, naruszył przestrzeń osobistą przyjaciela patrząc na niego z szaleństwem w oczach. Naruto zaczął się go bać.

- Naru, baranku, zdradź mi tą tak mężnie ukrywaną przez ciebie tajemnicę – jaki jest, oprócz pomarańczowego, twój ulubiony kolor?

- A co żeś się tak uczepił? – Chłopak dalej walczył. Ale wiadome było, że z kimś takim jak Gaara nie wygra.

- A czemu ty masz przede mną tajemnice? Sadziłem, że dzielimy się wszystkim! Czy ty chcesz złamać mi serce? Bo wiesz co?! Jesteś na dobrej drodze!

Naruto westchnął ciężko nie mogąc dłużej znieść skrzywdzonego wzroku Sabaku. Potrafiła ta ruda łajza nieźle grać na jego uczuciach.

- Czarny – odpowiedział więc, starając się w ogóle nie rumienić.

Nie wyszło.

- Czarny? – zdziwił się chłopak. Sądził, że żółty, niebieski czy nawet różowy! Ale czarny? To w ogóle nie pasowało do chłopaka. – Czemu akurat ten?

Uzumaki, jeżeli jest to w ogóle możliwe, zarumienił się jeszcze bardziej.

- No bo Łasić, Itachi znaczy, ma tak ładne włosy. Takie ciemne i długie. A jak pachną – westchnął. – Normalnie kosmos – rozmarzył się.

Sabaku próbował nie parsknąć śmiechem. No cóż, miłość.

- A więc czarny – rzekł Gaara rozglądając się za kablami o tymże właśnie kolorze. Jak na złość, było ich od groma. – A co ja tam będę się ograniczał.

I tak właśnie pierwszy kabel został wyrwany z wtyczki.

Rudzielca ani nie poraził prąd (Kisame może czuć się zawiedziony), ani światła nie zgasły. Wyrwał więc kolejny przewód czarnego koloru, i również nic się nie stało. Zaczynając się denerwować, bo w końcu cenna jest każda minuta!, począł po kolei wyrywać przewody nie bacząc na konsekwencje. W końcu żyjąc z tak krwiożerczą siostrą jak Temari nie można bać się zwykłych drucików!

- Gaara, nie wiem czy to jest dobry pomysł – powiedział Naruto patrząc jak jego najlepszy przyjaciel w napływie szaleństwa machał dookoła rękoma ciągnąć za wszystko, co było w zasięgu.

I jak już obydwa sądzili, że nic nie było już przyczepione do panelu, znalazł się jeden czerwony kabel, który uparcie się trzymał. I Sabaku wiedział, iż to właśnie ten kabel sprawi, że drużyna z Konohy nie straci twarzy.

I cóż, nie mylił się.

* * *

- To było naprawdę złe, Kakshi. Zdajesz sobie sprawę z tego, co właśnie zrobiłeś?

- Miło by było, jakbyś mnie oświecił.

- Sabotowałeś nasz mecz! I tylko dlatego, że twoje chłopczyny dostali manto od moich świetnie wyszkolonych zawodników! Tak się nie robi!

- Co ty pieprzysz, Orochimaru – sarknął mężczyzna nie mogąc dłużej znieść gadania trenera z przeciwnej drużyny.

- To może powiesz mi, że to nie wasza sprawka? – Orochimaru nie odpuszczał.

Hatake westchnął przeciągle opierając się o drzwi do szatni, w której siedzieli jego uczniowie. Chciał już tam najszybciej wejść i sprać im te chude tyłki! Złość aż w nim wrzała, a ten go jeszcze zatrzymuje!

Ścisnął mocniej okładkę książki dając sobie zaraz sprawę, że jest naprawdę w beznadziejnej pozycji. Nie dość, że musi znaleźć staruszkę, która będzie chciała jego pomocy (w tych czasach stare babki mają tyle krzepy, że szybciej pogonią Kakashiego laską wrzeszcząc w niebogłosy, niż pozwolą złapać się za ramię i powoli prowadzić), to – co było najgorsze – musi przestać czytać swoje umiłowane, jedyne w swoim rodzaju książki.

Ale zamówił prenumeratę! Co on zrobi teraz z tymi wszystkimi pachnącymi nowością arcydziełami, które będą do niego krzyczeć, aby je choćby dotknął? Wyrzuci? Toż to zbezczeszczenie dzieła sztuki!

Po co w ogóle się odzywał…

- Hej, Kakashi! Nie skończyłem prawić ci morały! – krzyknął wężowy pysk, gdy Hatake zniknął za drzwiami do szatni. – A niech cię! – Uderzył jeszcze pięścią w drewno, i poszedł mamrocząc coś pod nosem.

Trener drużyny z Konoha westchnął, patrząc na gagatków, którzy pozajmowali miejsca na ławach. Wszyscy mieli spuszczone głowy. Nikt się nie odezwał.

Jednakże ich skrucha nie znaczy, że mężczyzna będzie łaskawy.

- Wy nędzne podróbki sportowców! Co to było?! Jak mogliście zamiast grać, to stać jak kołki i nic nie robić?!

Cisza. Żaden z chłopców (mężczyznami nazwać ich nie można) nie podniósł nawet oczu na trenera.

- Nie macie mi nic do powiedzenia? Już nawet nasze cheerleaderki miały więcej jaj niż wy, panowie. One chociaż potrafią walczyć o swoje!

- Ale jak tu walczyć z takim cholernym sędzią? Trenerze, sam wiesz, że nic nie mogliśmy zrobić – powiedział Neji.

- Mam rozumieć, Hyuuga, że te wszystkie marne zagrywki w twoim wykonaniu były zrobione specjalnie? Aby utrzeć nosa marionetkom Orochimaru? Nie bądź śmieszny.

Neji ścisnął usta w wąską linię patrząc złym wzrokiem na trenera. Rozumiał go. Sam był cholernie zły na Oto, drużynę, a najbardziej na siebie. Spieprzył sprawę na całej linii. I może całować bogów sportu po stopach, że przerwali cyrk, który dział się parę chwil temu na boisku.

- To co teraz, trenerze? Odbędzie się rewanż? – spytał Sasori.

- Jeżeli awaryjne zasilanie na to pozwoli, to tak – odpowiedział mężczyzna. Cała złość z niego powoli uchodziła, gdy patrzył na te mizerne dzioby. W sumie to nie ich wina. Nie mogli nic zrobić. Mecz był z góry ustawiony.

Nagle do szatni wpadł Umino. Rozejrzał się po zebranych i podszedł do Hatake. Drużyna patrzyła w napięciu na dwóch mężczyzn, którzy szeptali do siebie. Czyżby to już? Nie zdążyli podnieść się z poprzedniej porażki i mają z uniesionymi głowami stoczyć się z następną? Oj będzie ciężko.

- No panowie, pakujemy się. Wracamy do domu.

- Jak to?!

- Ano tak to. Jakieś zwierze czy inne dziadostwo rozwaliło wszystkie przewody i wieki miną, aż to naprawią. A długo na zasilaniu awaryjnym nie pociągną. Także pakować manatki i za kwadrans widzę was przy autokarze. Ruchy! Uch! – stęknął nagle, gdy drzwi od szatni znów stanęły otworem.

Potarł uderzone przed chwilą ramię i spojrzał rozzłoszczony na dwóch gagatków.

- Sabaku i Uzumaki meldują gotowość do działania! – krzyknął sam belzebub ukrywający się w ciele Gaary.

Rudzielec rozglądał się po zebranych z szaleńczo błyszczącymi oczami uśmiechając się przy tym szeroko. Jako jedyny był tak rozochocony.

- Skoro jesteście tacy gotowi, to lećcie spakować swoje rzeczy, chłopcy. Wracamy do Konohy – powiedział Umino uśmiechając się lekko. Zawsze go rozbrajał entuzjazm Sabaku.

- Wracamy? A dlaczego? Co z meczem?

- Awaria, ryża małpo. Nie zadawaj głupich pytań, tylko zjedź nam wszystkim z oczu – sarknął Kisame wstając jako pierwszy z ławki. – I najlepiej na zawsze.

Naruto słysząc to nadymał policzki wysyłając gromy w stronę sportowca. Nie wiedział co się ta ryba tak uczepiła jego najlepszego przyjaciela.  

Przez jakiś dziwny odruch, stanął między Hoshigaki a Gaarą, zasłaniając tego drugiego własnym ciałem. Zerkał przy tym co chwilę na Uchihę, który z poważnym wyrazem twarzy siedział na końcu ławki i patrzył się nieobecnym wzrokiem przed siebie.

- Ale kto wygrał?

- Nikt nie wygrał, Sabaku. Za jakiś czas czeka nas rewanż – odpowiedział Hatake gładząc kciukiem okładkę książki. Zaraz pęknie mu serce.

- Serio? Ale super! – krzyknął uradowany chłopak. – Naru, żółwik! Misja wykonana! 

Uzumaki uśmiechnął się delikatnie, uderzając lekko swoją pięść o jego.

 Gdy popatrzył znów na resztę, poczuł, że właśnie popełnili niezłą gafę.

- O jakiej misji mówisz, Sabaku? – spytał Hatake, zamykając szybko drzwi, aby nikt nieproszony ich nie podsłuchał.

- Misja? Jaka misja? – Gaara zaśmiał się nerwowo drapiąc się przy tym o tył głowy. A niech wszystkie diabli wezmą jego długi język! – Ja o żadnej misji nic nie mówiłem. Prawda Naru?

Blondas pokręcił twierdząco głową również czując się dziwnie, gdy wszystkie pary oczy były skupione tylko na nich. Nawet Itachi łaskawie na niego spojrzał.

- Chłopcy, czy macie coś wspólnego z nagłym brakiem prądu, przez który musieliśmy przerwać mecz? – spytał Umino kucając przed obydwoma uczniami.

Lubił z dołu patrzeć na rumianą i pyzatą twarz Naruto, jak i mały, ale jakże uroczy nosek Gaary. Miał do tej dwójki naprawdę wielką słabość.

Uzumaki zerknął na Gaarę nie wiedząc co odpowiedzieć. Przyznać się i dostać manto, czy siedzieć cicho i dać się męczyć sumieniu?

- Ależ skąd! Grzecznie siedzieliśmy na zadkach na widowni i wspieraliśmy nasze zuchy – odpowiedział rudzielec. – Prawda Naru?

Uzumaki ani nie odpowiedział, ani nie pokiwał głową. Jakoś tak ten ufny i otwarty wzrok Iruki go onieśmielał. Własna matka nie patrzyła na niego tak, jak ten mężczyzna! I ma mu teraz skłamać?! A potem pójść przez to do piekła?! W życiu!

- Ale my to zrobiliśmy dla waszego dobra! – krzyknął blondas nie mogąc znieść nadchodzącej fali wyrzutów sumienia. – To co z wami robili było normalnie nie fair, ten teges. Musieliśmy coś zrobić!

Myślał, że się zaraz rozpłacze. Chcieli dobrze, no! I za dobre uczynki dostaną po tyłkach?!

Nagle Hatake zaśmiał się głośno podchodząc szybko do Gaary i Naruto, i tuląc ich mocno.
Kamień spadł mu z serca! Może dalej czytać swoje ulubione lektury! Przecież nikt mu nie wmówi, że sam Bóg skłonił Sabaku i Uzumakiego do dywersji! Szybciej diabeł opęta tę dwójkę, niż Ten W Niebie choćby na nich splunie.

- Mordy wy moje! Jakie to szczęście mieć was w zespole! Od teraz będziecie na naszym każdym meczu, chłopcy!

- Serio? – spytał Gaara, któremu coraz trudniej było oddychać. Kakashi miał od groma krzepy!

- Pewnie! – Hatake puścił szczęśliwego rudzielca i nieco bladego Uzumakiego. – A teraz kierunek Konoha!

I wyszedł zostawiając zaskoczonych uczniów i pedagoga, podśpiewując i znów chowając nos w książce.

Naruto potarł obolałą szyję nie wiedząc czy się cieszyć czy nie. Jednak na dłuższe rozmyślanie nie było go stać, gdy poczuł znany mu zapach, a na ramieniu spoczęła szczupła dłoń z długimi palcami.

Blondas poderwał głowę i z nieśmiałym uśmiechem spojrzał na Itachiego. Jednak warto było zaufać tym razem Sabaku. 

4 komentarze:

  1. Brawo! Rumiana i pyzata twarz Naruto... Hehehe... A najfajniejsza jest jego minka kiedy się nafyma obrażony. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Sabaku no Gaara alians Heihachi Mishima :)--> stary Elektryk

    By_ Mariah

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam, witam,
    hahhh bardzo rewelacyjny rozdział, wiele śmiechu, uśmiałam się ze sceny, ze cheerliderki zostały zdyskwalifikowane. Hatake jest gotów za jakiś znak na poprawę sytuacji swojej drużyny przestać czytać te swoje książeczki. No a Gaara i Naruto zawsze maja pomysł, no i tym razem okazał się sł trafiony w dziesiątkę. Och wystarczy, że Naruto spojrzy na Irukę i juz nie potrafi kłamać, i od razu wszystko wypaplał... Ale Hatake ucieszył się z takiej sytuacji, i stwierdził, że będą jeździć na każdy mecz drużyny...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejeczka,
    wspaniale, ale drużyna dostaje łupnia ale przybywa niezawodny duet Gaara i Naruto i już sprawa załatwiona... Kakashi taki szczęśliwy że mają szanse na rewanż i nie musi przestawić czytać swoich ulubionych książeczek... i och czarny, czemu? no bo łasic...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń