A
to drań przebrzydły.
-
Zobaczą nas! – powiedziałem, gdy odepchnąłem Oskara od siebie. Nie wiedziałem
co właśnie roiło mu się w głowie.
-
Nikt nami się nie interesuje – odparł mężczyzna z powrotem napierając na mnie
ciałem. Zszedł niżej pocałunkami, na szyję, gdzie – no rzesz jasna cholera –
miałem chyba z milion wrażliwych miejsc. Wystarczy, że ten dupek przeklęty
muśnie ustami choć skrawek, ja już piszczę i kwiczę jak zarzynana świnia,
podczas gdy moje nogi przestają być mi podporą i zamieniają się w galaretę.
W
pewnym momencie Oskar przyłożył dłoń do mych ust i rozkazał:
-
Liż.
Byłem
na tyle podniecony, że nie obchodziło mnie to co on mówił. I tak bym spełnił
każde jego życzenie tylko po to, aby nie przestał właśnie kąsać mego jabłka
Adama czy ocierać się biodrami o moje własne. Ponadto drugą ręką trzymał mnie
mocno za tyłek i co chwilę ściskał.
Położyłem
dłonie na jego ramionach i posłusznie lizałem to co mi do lizania dał, i
poddawałem się wszystkiemu. Dalej nie rozumiałem co w niego wstąpiło, ale dopóki…
-
Mmm!
No
właśnie. Dopóki robił to co robił, nie potrafiłem mu się przeciwstawić.
Czułem
jak majtki robią się równie wilgotne ta jak jego dłoń, która tłumiła częściowo
jęki.
Zadrżałem
czując, jak moje ciało przewodzi prąd czy inne cholerstwo, przez które chyba
padnę na zawał. Cholernie podoba mi się to, że ma on nade mną taką władzę. Że
to on dyktuje warunki, a ja koniec końców i tak się poddaję. Chyba do końca
przeszedłem na ciemną stronę mocy.
-
O cholera! – stęknąłem czując, jak Oskar nie kwapiąc się o delikatność, wsuwa
za pasek moich spodni dłoń, którą wcześniej dokładnie lizałem, i mocno ściska
twardego jak skała penisa. Rzesz w mordę, żadna dzierlatka nie doprowadziła
mnie do takiego stanu jak ten neandertalczyk.
Znów
mnie pocałował poruszając ręką gwałtownie. Sięgnąłem po jego rozporek, ale
wolną ręką odsunął moją nie pozwalając się nawet tknąć. Ale ja musiałem! Zaraz
mi ręka odpadnie, jeżeli nie poczuję jego gładkiego, gorącego penisa!
-
Daj! – jęknąłem, znów sięgając do jego krocza.
-
Ty krnąbrny gówniarzu – charknął odsuwając się ode mnie tylko po to, aby w
gwałtownie odwrócić przodem do auta, o które się opierałem, i zaraz przycisnąć
się ciałem, jakby chciał abym stopił się z blachą.
Oddychałem
ciężko nie protestując, gdy moje gatki wylądowały przy kostkach, oraz, gdy
rozchylił me pośladki tylko po to, abym poczuł tam jego penisa.
-
Co robisz?!
Seks
homoseksualistów nie był mi nieznany. Mając za brata Hektora nie można nie
wiedzieć podstaw. Jednakże mimo wiedzy, czułem, że nie jestem na to gotowy. Ani
psychicznie, ani tym bardziej fizycznie.
-
Zostaw mnie! – krzyknąłem starając się mu wyrwać. Niestety, bęcwał był ode mnie
silniejszy.
-
Przymknij się – warknął, trzymając jedną ręką moje dwie, a drugą grzebał przy
tyłku.
Próbowałem
wypchnąć go biodrami, ale zaparła się gadzina jedna, i nie dałem rady. Za to
oddychałem, jakbym był chory na astmę. Super. Normalnie rewelacja. Niby młody
człowiek, wszystko przede mną, a nie potrafię poradzić sobie z napalonym facetem,
którego ogarnął szał. Gdzie są mięśnie, gdy ich potrzebuję?!
Co
najśmieszniejsze, to penis mi nie opadł. Ba, był przyciśnięty jak ogórki w
słoiku, ale to wszystko, co Oskar robił, strasznie mu się podobało! Kurna. Ale
ze mnie zboczeniec.
Zadrżałem
czując, jak śliska główka penisa ociera się o kość ogonową, zaraz odbyt, aż
dochodzi do jąder, które – już i tak malutkie – z tego wszystkiego stały się
mikroskopijne.
Odchyliłem
głowę w bok nadstawiając szyję do pocałunków, ugryzień, potencjalnych malinek. Jęczałem
przy tym jak nienormalny chcąc… a nie! Pragnąc więcej! Pragnąłem, aby znów
ścisnął pośladki, aby gryzł skórę na karku zostawiając widoczne znaki, aby jego
gorący sprzęt nie przestał trącać mych jąder.
Gdyby
mnie puścił, upadłbym.
Syknąłem,
gdy boleśnie, do samego końca, odgarnął pośladki przyciskając się do nich
biodrami, przez co był nade mną nachylony jak drapieżnik.
-
Pocałuj mnie – poprosiłem, odchylając głowę do tyłu i kładąc ją na jego
ramieniu.
Oskar
zrobił to, co chciałem całując mocno i gwałtownie. Myślałem w pewnym momencie,
że wyrwie mi język, gdy zassał się na nim.
Byłem
na skraju orgazmu. Nigdy tego nie zapomnę.
Jęknąłem
niezadowolony, gdy przestał kaleczyć me usta, skupiając się na tym, co było
niżej.
Przytrzymał
nasadę penisa tylko po to, aby zaraz pchnąć. Poczułem, jak mokra główka ociera
się o uda, trafia na jądra, aż wreszcie cały członek jest między nogami.
-
O cholera! – Oparłem czoło o dach auta nie mogąc uwierzyć temu wszystkiemu. Z
jednej strony był zawód, że to jeszcze nie to, ale z drugiej te pchnięcia
między udami było mega stymulujące. I gdyby nie to, że czułem się jak sardynka
w puszce, bym z chęcią odpowiedział na mężczyzny ruchy, czy chociaż go dotknął.
Teraz zostało mi poddanie się jego biodrom, które w szaleńczym tempie się
poruszały.
Ciężko
posypywał grzejąc oddechem mój kark. Trzeba zapamiętać, że po alkoholu robi się
z niego straszny zwierzak.
-
Och, mmm – mruknąłem, przylegając do chłodnego auta.
Jak
to możliwe, że byłem tak blisko orgazmu, choć ani ja, ani Oskar nie dotknęliśmy
mojego krocza? Czy jego penis ma jakieś nadprzyrodzone właściwości, że
wystarczy, że delikatnie mnie muśnie, a ja już podkładam się usłużnie jak
wywłoka w burdelu?
-
Ściśnij mocniej uda – rozkazał Oskar.
Nie
zdążyłem nawet zrozumieć co on do mnie mówi, gdy poczułem wilgoć między nogami.
Odchyliłem głowę do przodu, podczas, gdy mężczyzna położył swoje ciężkie
cielsko na moim i oddychał już spokojniej.
Byłem
na skraju orgazmu. Ciężar Oskara plus jego gorący oddech plus jego ręka, która
zawędrowała do mojego twardego i już nie opuszczonego penisa, sprawiło, że raz
dwa byłem w ósmym niebie. Nawet nie musiał ruszać. Wystarczyło, że mocniej
ścisnął.
To
było dobre. Cholernie dobre. Tak dobre, że niech nadejdzie Armagedon, z nieba
zaczną spadać meteoryty, świat ogarnie panika i ludobójstwo, a ja i tak będę
miał to gdzieś.
Mój
obecny wrzód na tyłku westchnął głęboko i odsunął się. Gdy i ja doszedłem do
siebie zauważyłem, iż mam piekielnie obolały język i ciężko mi nim poruszać.
Odwróciłem
się przodem do mężczyzny tylko po to, aby spoconym tyłkiem oprzeć się o zimne
auto. Ów mężczyzna krzywiąc się nakładał spodnie mamrocząc coś pod nosem.
Uśmiechnąłem
się sam do siebie dochodząc do wniosku, że takie pikantne igraszki potrafią
zdziałać cuda. Bo czy byłem zły, z ust wydobywał się jad i miotało mną jakby
szatan się we mnie zadomowił? Ależ skąd. A czy Oskarowi przeszło?
-
Boli cię gdzieś? – spytał patrząc na mnie od pasa w dół, czyli gdzie zostawił
część siebie.
Oczywiście,
że przeszło. Miał tak masakrycznie miękkie spojrzenie, że nic tylko się w nim
zakochać. Ale coś w jego spojrzeniu mówiło, że to jeszcze nie koniec. Mimo
tego, że patrzył się na mnie z czułością, to jednak był markotny.
-
Nie – odpowiedziałem nie mogąc nic innego powiedzieć. Pytanie „co się dzieje?”
jakoś nie chce przejść przez gardło.
Oskar
widząc, że nie nasuwam spodni z oczywistych powodów, zdjął bluzkę i kucnął
przede mną. Otworzyłem usta zszokowany widząc co robił.
Jego
delikatny dotyk był jak porażenie prądem.
W
skupieniu wycierał powoli każdy centymetr mojej skóry, który był spocony bądź
brudny od naszego nasienia. A chochlik czy inny czort wesoło skakał w mojej podświadomości
mówiąc, że zrobiłem coś nie tak, bo ten mężczyzna odkąd go znam, to nigdy nie
był tak kruchy. I nie chodzi nawet o to, że prawie klęczał przede mną. Jego
oczy się nie śmiały. A jak mówią – oczy są zwierciadłem duszy. Więc skoro przez
nie nie widać nic innego niż smutek, to co dopiero dzieje się w jego sercu?
-
Przepraszam.
Nie
wiedziałem za co akurat przepraszałem, ale wiedziałem, że to ja doprowadziłem
tego dumnego mężczyznę do takiego stanu.
-
Nie masz za co przepraszać, gówniarzu – odparł Oskar unosząc się powoli i
całując. To było takie inne od pocałunków, które były parę chwil temu.
Chciałem
się do niego przytulić, ale nie zdążyłem.
-
Wracamy do domu? Jakoś nie chce mi się siedzieć z tymi ludźmi – spytał wskazując
na domek pełnej roześmianej przyszłości narodu, która wlewała w siebie alkohol
nie zważając na potworny kac, który powita ich jutro z szerokim uśmiechem.
-
Pewnie – odpowiedziałem idąc za nim. Dalej coś było nie tak.
Zerknąłem
na brudną koszulkę, którą dzierżyłem w ręku. Czyżby był zły na siebie, że
postąpił ze mną dość brutalnie? No, może to nie było naprawdę brutalne, ale
najbardziej ze wszystkich naszych zbliżeń. Więc poniosło go i po prostu czuje
się teraz jak ostatni cham i prostak? Może powinienem mu powiedzieć, że mi się
podobało? Może to poprawi mu humor?
-
Było fajnie – powiedziałem patrząc na niego uważnie i czekając na reakcję.
-
Cieszę się – odparł i robiąc coś, czego się nigdy po nim nie spodziewałem. A mianowicie
wystawił do tyłu rękę z zapraszającym geście, abym ją złapał.
O
matko. To byłby nasz pierwszy raz! Aż mnie coś skręciło w żołądku.
Oskar
poruszył palcami pokazując, że czeka na moją dłoń. Zrobiło się mi strasznie
gorąco. Trzymanie się za ręce kojarzyło mi się z parami. Czy my takową byliśmy?
-
I gdzie was zawiało, gołąbeczki? – spytał Hektor pojawiając się znikąd niczym
upiór, przyprawiając mnie o palpitacje serca.
-
Zwiedzaliśmy okolice – odpowiedział Oskar, któremu nagła obecność mojego brata
nie była zaskoczeniem.
-
I czemu postanowiłeś uraczyć nas widokiem swojej gołej klatki? – Hektor dalej
zadawał pytania. A to ciekawska szuja. Nie widzi co się działo z jego (niby)
najlepszym kumplem?
-
Abyś popadł w kompleksy. Co taki ciekawski? – warknąłem mając dosyć tego wszystkiego.
Stanąłem naprzeciwko brata zasłaniając swoim ciałem przy okazji mężczyznę. – Wracamy
do domu.
Hektor
uniósł zaskoczony brwi patrząc to na mnie, to na przyjaciela stojącego za moimi
plecami.
-
Zgłupiałeś? I ty i Oskar macie w sobie tyle alkoholu, że gdyby policja was
złapała, dostalibyście dożywocie.
-
Na szczęście tu nie jeżdżą. Także albo siedź tutaj, katuj wątrobę i nie sądź,
że ktokolwiek po ciebie jutro przyjedzie. Albo pożegnaj się ze swoimi śmiesznymi
koleżkami i parkuj tyłek do samochodu.
Hektor
zerknął na zegarek i westchnął.
-
Ależ stanowczy się robisz na stare lata – cmoknął. – Sumienie mi nie pozwoli mi
puścić was samopas, także zaczekajcie tu. Wyjaśnię też wszystko dziewczynom, bo
też się o was martwiły.
-
To my poczekamy w samochodzie – powiedziałem, łapiąc Oskara (nareszcie!) za
rękę i ciągnąc za sobą.
Jego
dłoń była ciepła, szorstka i trochę wilgotna. Ale pasowała do mojej. Dlatego dotykanie
do było mega przyjemne. Tak po prostu. Bo do siebie pasowaliśmy. Cholera, chyba
zaczynam się w nim zakochiwać.
-
I co ja mam z tobą zrobić, hm? – Usłyszałem, a zaraz zostałem pociągnięty do
tyłu i przyciśnięty do ramienia Oskara. Na moment zabrakło mi tchu. To nie dlatego, że mocno mnie przycisnął, ale
czuć jego ciepło, zapach… to definitywnie za dużo jak dla mnie. – To raczej ja
powinienem tobą rozporządzać a nie odwrotnie. Moja męskie ego tego nie zniesie.
-
Wystarczy, że poobcierałeś mnie między nogami. Twoja rola dominatora na dzisiaj
się skończyła – prychnąłem dotykając nosem jego szyi mając nadzieję, ze ciemne
chmury przegonił wiatr.
Oskar
przyłożył policzek do mojej głowy i tak staliśmy przez moment w ciszy (no, nie
licząc dzikich wrzasków z domu i okropnej muzyki) ciesząc się ze swojej
obecności. No, ja się cieszyłem, że miałem tego upartego dziwoląga tylko dla
siebie. Wydrapię oczy każdemu, kto przerwie naszą idyllę.
-
No co tak stoicie, turkaweczki? Hop do samochodu!
Nawet
jeżeli będzie to mój własny brat.
*
* *
Powrót
był dość… no cóż, nudny. Oprócz Hektora nikt nie powiedział słowa. Oskar jechał
powoli skupiony na drodze (w końcu wiezie miłość swojego życia! Trzeba uważać!)
a ja zastanawiałem się co go dzisiaj ugryzło.
Najpierw
wpadł w szał na widok mnie i tej niezdarnej dziewczyny, a potem, jakby przekuto
balon, cała złość z niego uleciała zastępując dziwnie melancholijnym
zachowaniem. Ze skrajności w skrajność, psia mać. Ten facet ma coś nierówno pod
kopułą. Ale nie przeszkadzało mi to. Sam nie jestem normalny (podziękowania
należą się oczywiści Hektorowi), i nie mam co się spodziewać tego samego po
Oskarze, któremu mój brat również odcisnął piętno na psychice.
Gdy
byliśmy na miejscu, rodziców samochody stały na podjeździe a w środku domku panowała
ciemność.
-
No, dzieciaki, koniec wycieczki. Czas wysiadać – powiedział Oskar zatrzymując
się i wyłączając światła. Ale nie silnik.
-
Zdążę zadzwonić do mojego Gabrysia! – powiedział Hektor szczęśliwy (że też ma
powód, aby się cieszyć, skoro go luby mieszka na drugim kontynencie) wyskakując
z auta jakby co najmniej Buka z Muminków go goniła.
Zostaliśmy
sami.
-
A ty nie idziesz? – spytałem.
-
Nie – odpowiedział kierowca odwracając się do mnie. – Obawiam się, że jeżeli
będę dłużej przebywał z twoim bratem, to udzieli mi się jego zachowanie.
Czyli
po prostu stanie się głupi.
-
A ze mną nie chcesz przebywać? – spytałem łapiąc się na tym, że jak żałosny był
teraz mój głos.
-
Ciebie to bym z chęcią porwał do siebie i już nigdy nie wypuszczał –
odpowiedział Oskar jakoś tak ciszej, przez co musiałem się do niego przysunąć.
Nie, żeby mi to przeszkadzało.
-
To mnie porwij – powiedziałem równie cicho jak on, dotykając ręką jego nagiej
klatki piersiowej.
-
A co z Hektorem? – Oskar przysunął się jeszcze trochę.
-
To duży chłopiec, poradzi sobie – rzekłem dotykając ustami jego ust i czując
miliony latających cholerstw w brzuchu. A niech wam będzie. Zakochałem się.
***
Zupełnie inaczej to
wszystko miało wyjść. W tym rozdziale miałam wyjaśnić zachowanie Oskara, ale
gdy napisałam ostatnie przemyślenia Louisa, coś mną trzasnęło i powiedziało „stop!”.
Także wytłumaczenie jego czynów będzie w następnej części.
Na dniach pojawi się
następny rozdział Konochy. Jest już prawie na wykończeniu, także w najbliższym czasie powinnam opublikować.
Chyba że wen, ten
niewierny potwór, znów postanowi wziąć nogi za pas i mnie zostawić…
Witam. Twoje opowiadanie pochłonęłam jednym tchem kilka dni temu. Bardzo się rozczarowałam kiedy zobaczyłam że przeczytałam już wszystko (14 rozdziałów). I chyba nie mam szczęścia bo sprawdzałam wczoraj rano czy jest coś nowego, a teraz zaglądam, jest rozdział weeeee...
OdpowiedzUsuńCo do samego opowiadania, jest jednym słowem świetne. Louis jest taki delikatny, jego reakcje słodkie, ale też czasem pokazuje pazurki. Dzięki czemu poziom słodyczy nie jest zbyt duży:P A Oskar hmmm.. jest idealny, oby więcej takiej dominacji w jego wykonaniu :)
Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział:)
Życzę ogromu weny
Aleksis
Serdecznie witam nową czytelniczkę! :D
UsuńBardzo się cieszę, że to opowiadanie się podoba : ) Ja patrzę na niego dość krytycznym wzrokiem i ciągle wydaje mi się, że mogłam napisać lepiej. No ale skoro piszesz, że jest ok, to nie będę się spierać ; )
Oskar potrafi być agresywny. Mam wrażenie, że w ostatniej chwili się powstrzymał przed skrzywdzeniem Luisa. W sumie był zazdrosny, ale czy tylko o to chodzi? Pozostaje czekać na kolejny rozdział. :D
OdpowiedzUsuńTen był Awwwwww. Luis zakochał się. :DD
Nich wen będzie z tobą. Radosnych świąt. :D
Coraz lepiej i dodaje się do komentarza Lu ;)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! Luis i Oskar są słodcy.. A to zakończenie boskie! Luis się zakochał, a i czuję, że i on nie jest obojętny Oskarowi.
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać następnego rozdziału, bardzo chcę poznać ciąg dalszy ^^
Pozdrawiam i życzę dużo weny ^^
Jeszcze, na kolanach błagam o więcej xd Jak ja nie lubię tego nieznośnego uczucia niedosytu. Także do granic możliweości jestem ciekawa, co takiego stało się Oskarowi. Jednak szkoda, że nie było wyjaśnienia w tym rozdziale. Scena przy aucie oczywiście cudo. Gest wycierania ud koszulką też bardzo mi się spodobał. Nie pozostaje nic innego jak czekać na następną część ;)
OdpowiedzUsuńDużo weny ^^
Witam,
OdpowiedzUsuńkyaa rozdział cudowny. Oskar trochę agresywny, ale udało mu się powstrzymać... uu taki zazdrosny o Luisa to było przepiękne. A ta końcówka wspaniała.
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Witam!
OdpowiedzUsuńTrafiłam na twojego bloga niedawno i jak na razie przeczytałam tylko to opowiadanie, ale, gdy tylko się w końcu wyśpię zabieram się za resztę.
A co do opka:
Świetny! Masz fajny pomysł. Opowiadanie jest pisane dość lekko, nie ma nagłych zwrotów akcji, zmiany naryracji, czy innych pierdół, które utrudniają czytanie, ale roztacza wokół siebie pewną mgiełkę tajemnicy.
No..... Oskar potraktował Louisa trochę brutalnie, ale dzięki bogu, opamiętał się. Jednak martwię się o niewinność Louisa, jeżeli podczas tego "porwania" Oskarowi wróci poprzedni humor.
Zaciekawiła mnie również postać tego chłopaka, który odwiózł Louisa do domu po imprezie. Mam nadzieję, że pojawi się jeszcze.
Życzę, by wena nie wzięła urlopu i mam nadzieję na szybkie pojawienie się kolejnego rozdzialiku.
No no ale ja już myślałam , że mocno ukocha go w pupkę, ale nic straconego! Ho ho! :D
OdpowiedzUsuńBy Mariah
Zboczuch :P
UsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, ciekawi mnie Oscar bo tak poczuł sie zazdrosny i chciał "na znaczyć", ale potem przyszło zrozumienie co zrobił i poczuł się z tym bardzo źle, że może nie powinien Luisa zmuszać do wszystkiego... ale końcówka to mnie porwij cudownie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia