sobota, 2 marca 2013

14. Miłość za rogiem


- Wiesz, bracie mój jedyny, że stojący tu drogi kum, a twoja nowa i jakże intensywna miłość, wypatrzyła sobie ciebie dużo wcześniej?

Spojrzałem zaskoczony na Hektora, który uśmiechał się szeroko. Potem mój wzrok spoczął na Oskarze, który przestał pakować zakupy do bagażnika.

- Co? – spytałem zdumiony znów patrząc na brata.

Oparł się dumnie o maskę auta nie zważając na ostrzegawcze spojrzenie Oskara.

- Ano tak. Można rzec, że jestem kupidynem, który połączył wasze zgorzkniałe serca. Powinniście być mi wdzięczni.

- Ale jak? – Patrzyłem to na jednego, to na drugiego mężczyznę. Nic nie rozumiałem. To poznałem Oskara wcześniej?

Podskoczyłem słysząc jak Oskar zamknął drzwi od bagażnika. Popchnął mało delikatnie wózek w kierunku Hektora przez co kołami najechał na jego stopy.

- Widziałem twoje zdjęcie, gdy byłem u was w domu – powiedział.

- Kiedy?

- Ponad rok temu.

Parsknąłem śmiechem. Było to naprawdę urocze. I nie chodzi mi o te domniemane zakochanie się we mnie, bo w to nie wierzę (w końcu z tego co pamiętam, to w domu owszem, były moje zdjęcia. Ale miałem na nich z dwanaście czy trzynaście lat! A na dodatek kwitły mi pierwsze pryszcze, które niczym chwasty w ogródku zaśmiecały mą skórę. Do tej pory z dziadostwem walczę. Ale jest dobrze! Mężnie wygrywam!), lecz o zmieszanie i złość Oskara. Dlaczego tak to przeżywał? Aż tak nie podoba mu się strata maski zimnego i nieczułego drania?

- Łał – spojrzałem na Oskara, który ze zmarszczonymi brwiami odprowadzał Hektora wzrokiem. Brat mój właśnie odstawiał wózek śmiejąc się cicho pod nosem. Och, wystarczyło, że Gabriel wrócił do swojego kraju, a ten już zaczął pokazywać rogi. Diabeł wcielony. – Robisz z tego aferę bo…? – spytałem zaciekawiony. Ponadto jego rozdrażnienie sprawiało mi radość, choć nie ja ten stan spowodowałem.

- Nie robię afery – odparł mężczyzna, opierając się jedną ręką o dach swojego samochodu. Gdybym przekrzywił głowę w prawo mógłbym ją oprzeć na jego dłoni. – Po prostu nie chcę, abyś widział we mnie chorego zboczeńca lubującego się w dziewiczych prosiaczkach.

Czy on mnie właśnie nazwał świnią?!

- I tak w moich oczach jesteś perwersem – wzruszyłem ramionami. – Skutki twoich działań czuję nawet do teraz.

Parsknąłem widząc w jego oczach błysk. W ogóle cała jego postawa się zmieniła, a rysy wyostrzyły. Czyżby wspominając to, co robiliśmy wczoraj wieczorem sprawiła, że odezwała się w nim bestia? Jakże ja biedny.

Oskar nachylił się nade mną grzejąc szyję ciepłym oddechem. Zadrżałem.

- Mógłbym zjeść cię w całości.

Gdyby nie to, że byliśmy w miejscu publicznym, inaczej ta rozmowa by wyglądała.

- Nie podejrzewałem cię o kanibalizm – odparłem siląc się na spokój. Ten facet sprawiał, że sam dotyk zwalał z nóg. A gdy jeszcze zacznie pieprzyć swoje farmazony, to już w ogóle odlatuję.

- Po prostu lubuję się w prawiczkach. Są tacy świeży i niewinni – mruknął, a jego wzrok czułem na swoim ciele.

Nie uważałem bycia prawiczkiem za jakiś wstyd czy problem. Po prostu nie trafiła mi się osoba, posiadająca pochwę godną mego mieczyka. Jednakże w ustach Oskara brzmiało to jak obelga.

I zapewne nią była.

Prychnąłem siadając do środka auta, podczas gdy Hektor usiadł przede mną, a Oskar na miejscu kierowcy.

To był właśnie moment, w którym mój rozsądek zaczął krzyczeć głośniej niż hormony. Nie trudno zgadnąć, że ja w tej konfiguracji będę czynić honory bycia kobietą. Oskar jest na tyle uparty, że bym nie namówił go do grzecznego podłożenia mi się i czekania, aż się wygodnie ułożę i w niego wejdę. Ponadto dupek na tyle poznał moje ciało, że wie, że dotykając dane miejsca, leżę i kwiczę jak zarzynana zwierzyna. I cóż ja biedny mam począć? Z jednej strony nie chcę, aby mój pierwszy raz był z penisem w tyłku. Ale z drugiej, to zabawienie się z dziewczyną oznacza zdradę Oskara. Nie, żeby nas łączyła jakaś gorąca miłostka rodem z romansideł. Ale coś jest. Mnie on zawsze intrygował. Od samego początku zaszedł mi za skórę. Ale jest coś takiego, jak pieprzona chemia, i to między nami bulgocze, paruje i robi inne straszne rzeczy sprawiając, że ciągnie mnie do tego mężczyzny jak cholera. Dlatego nasuwa się pytanie – co robić?

Jest też opcja, że do niczego między nami nie zajdzie. W końcu może on chce się tylko zabawić, doznać na własnej skórze tego, co tak ciągle mój brat wychwala? Cholera go wie.

- Uuu, dziewczyny się postarały – gwizdnął Hektor.

Spojrzałem tam gdzie on i jakoś nic nadzwyczajnego nie zobaczyłem. No, może oprócz masy aut, które utrudniały przejazd.

Ach! Nie powiedziałem jeszcze co się dzieje! Ano ma sarenka ma dziś urodziny i w domku swojej lesbijskiej drugiej połówki organizuje popijawę. Nawet nie chcę wiedzieć, co dostanie od naszej trójki jako prezent. Tym miał zająć się Hektor. A znając jego spaczony gust i chore poczucie humoru, to można się spodziewać wszystkiego.

W bagażniku obijały się o skrzynkę butelki piwa, które kupiliśmy w hipermarkecie. Moczymordy, które zażarcie o czymś teraz dyskutowały, obawiały się, że może nie starczyć dla wszystkich trunku bogów, więc na wszelki wypadek dokupili dwie skrzynki. Nie mam pojęcia skąd biorą na to kasę. Coś czuję, że i z mojego portfela ubyło trochę mamony, bo nie ciąży mi już tak w kieszeni. Pytanie tylko – która łajza śmiała mi w nim grzebać?

Zaparkowaliśmy tuż przed wejściem do domku. Gdyby kierowca się postarał i zatrzymał się metr dalej, wjechalibyśmy do środka. Sądzę, że inni dlatego postawili auta dalej, aby można było swobodnie zataczać się w tę i z powrotem. Jednakże Oskar, nasz wzorowy kierowca, miał gdzieś to co sądzą inni, i zapewne uważa, że to właśnie jemu zostawiono najlepsze miejsce.

Co za idiota.

- Wydaje mi się, że tu nie należy parkować – powiedziałem, gdy mężczyzna zaciągnął ręczny.

- Jakoś nie widzę znaku zakazu parkowania – odparł, otwierając drzwi i wysiadając.

A nie mówiłem? Debil. No po prostu debil.

Hektor wziął jedną, a Oskar drugą klatkę, i nie kwapiąc się na poczekanie na mnie, poszli sobie.

Oprócz sarenki, dwóch dupków co mi właśnie zniknęli z oczu, i ich paru kumpli, których poznałem wcześniej – nikogo tu nie znałem. A ludzi było naprawdę multum.

Kaszlnąłem, gdy jakaś łajza dmuchnęła mi dymem papierosowym prosto w twarz. Już miałem pomachać jej pięścią przed oczami i powiedzieć parę epitetów, ale gdzieś mi zniknęła.

Rozejrzałem się wokół szukając znajomej twarzy, choć było to cholernie trudno. Może i było tu dużo ludzi, ale, aby przejść dalej, trzeba było wciskać się w tłum i nie zdążysz się rozejrzeć, a już jesteś w drugim pomieszczeniu.

Ponadto rzucało się jak cholera to, że byłem tu najmłodszy. I jako jedyny miałem na sobie koszulę i długie spodnie. Reszta ubrała się jakby mienie na sobie jakiekolwiek ubranie było przestępstwem.

W pewnym momencie aż się zagapiłem na wystające sutki dziewczyny, która opierała się o oparcie kanapy i mizdrzyła do goryla stojącego obok. Sterczały jakby zaraz miały jej pęknąć niczym pryszcze. A fuuu.

- Loui? – Poczułem dłoń na swoich plecach, a zaraz siłą rzeczy zostałem odwrócony o sto osiemdziesiąt stopni i stanąłem twarzą w twarz z sarenką.

- Hej! – uśmiechnąłem się szeroko. Już sam widok dziewczyny sprawiał, że nie mogłem przestać się uśmiechać. – Wszystkiego najlepszego! – Przytuliłem się do niej znów mogąc czuć jej słodkie perfumy.

- Dzięki – dziewczyna odpowiedziała uściskiem. – Choć nie wiem czy się cieszyć – zaśmiała się. – Wyobraź sobie, że znalazłam już pierwszy siwy włos!

Parsknąłem przyglądając się z bliska dziewczynie, nie zauważając żadnych oznak starości. Ech te baby.

Jak dla mnie była idealna.

- To musisz korzystać z niezłej farby, bo nic nie widać – odparłem przyglądając się jej falowanym włosom, które lekko opadały na jej chudziutkie ramiona.

- Ale to brew była siwa – skrzywiła się uroczo, przez co aż chciałem ją jeszcze raz przytulić. Mimo tego, że wolała babki, to i tak miałem do niej słabość. – Normalnie myślałam, że padnę jak ją zobaczyłam.

- No cóż, niektórzy szybciej się starzeją. Jeszcze trochę, a powiększy ci się ta zmarszczka – dotknąłem paluchem jej czoła rozbawiony. Zawsze powalały mnie panikujące dzierlatki. Jedna zmarszczka w tą czy drugą stronę… Co za różnica?

- Wypluj te słowa! – krzyknęła dziewczyna, łapiąc się za czoło i je masując. – Jeszcze przestanę się podobać Nicole i co wtedy będzie? Rzuci mnie!

- Zawsze możesz znaleźć ukojenie w moich ramionach – powiedziałem śmiertelnie poważnie, na co dziewczyna zareagowała panicznym atakiem śmiechu. To prawie jak kopniak w przyrodzenie. Aż tak jestem fatalny, że mam branie u byczków, a nie u gąsek?

- Zapamiętam na przyszłość – posłała mi kuksańca. Złapała za rękę (moją własną spoconą!) i pociągnęła za sobą. Po chwili znaleźliśmy się w kuchni, gdzie ludzi było nie mniej niż w reszcie pomieszczeń. Wszędzie unosił się dym papierosowy, który cholernie drażnił. – Masz i mnie już nie dołuj – powiedziała Alice biorąc butelkę i otwierając ją. Wzięła łyka i podała mi. – Zdrowie solenizantki!

- Zdrowie! – Również krzyknąłem podnosząc butelkę i pijąc. Humor od razu mi się poprawił.

* * *

Oskara i Hektora nie widziałem od naszego przyjazdu, czyli od ponad godziny. I wiecie co? Jakoś nie tęskniłem. Bawiłem się wraz z sarenką i jej równie uroczymi i głupiutkimi koleżankami. Opowiadały strasznie niestworzone rzeczy; czasem zabawne (bo tak głupie), a niekiedy interesujące (jeżeli nie mówiły o innych facetach czy babskich pierdołach).

Z ciężkim sercem muszę stwierdzić, że Nicole, łania sarenki, to naprawdę fajna babka. Może nie jest tak urocza jak Alice, ale humoru i mocnej głowy natura jej nie pogardziła.

- A kto zaprosił tą raszplę? – spytała, patrząc wilkiem na dziewczynę w objęciach jakiegoś chłopaka.

- Przyszła z Kevinem – odpowiedziała sarenka, jakby to wszystko tłumaczyło. Zaczęła mieć już mętny wzrok.

- To chyba nasz drogi Kevin zapomniał jak się sprawy mają i kogo należy brać ze sobą, a kogo nie. Jakby mało suk się wokół niego kręciło. Musiał zabrać ze sobą najgorszą – prychnęła.   

- Oj Nicole, nie rób burd. Nie dziś – poprosiła Alice, łapiąc dziewczynę za rękę i ciągnąc do siebie.

Kobieta opornie dawała się tulić, ale i tak splajtowała. W końcu kto by sarence nie uległ?

Ku uciesze facetów, zaczęły się całować. Co za prostaki. Może i rzadko widzi się lesbijki, które są nawet ładne (a jedna to już szczególnie), ale trochę ogłady!

- Gorzko! Gorzko! Gorzko! – krzyczał kretyn machając przy tym ręką.

Nicole, jak na babę z jajami przystało, pokazała facetowi środkowy palec nie przestając się całować z dziewczyną.

Widząc, że kończy mi się piwo, zsunąłem się ze stołu, na którym wraz z sarenką siedziałem, i skierowałem się do kuchni, gdzie miałem zamiar znaleźć w lodówce małe co nieco, ale – jak zwykle. Losie, jaki ty jesteś, kurde, do dupy – musiało coś się wydarzyć.

- Och jej!

Skrzywiłem się czując jak koszula lepi mi się do skóry. Już miałem wypluć jad, który od paru dni mi się zebrał (w końcu trzeba być wciąż czujnym, gdy przebywa się z Hektorem i Oskarem), gdy zobaczyłem kto śmiał mnie oblać.

Pamiętacie jak mówiłem o dziewczynie ze strasznie sterczącymi sutkami? Proszę bardzo, właśnie stała przede mną.

- Naprawdę nie chciałam. Sorry – powiedziała patrząc na moją mokrą klatkę, a ja na dwa sterczące punkty. Naprawdę, samo się rzucało w oczy. Nawet jakbym nie chciał, to mój wzrok i tak by utkwił w tych dwóch strategicznych punktach.

- Nie no, nic się nie stało – odpowiedziałem łapiąc się za koszulę i odrywając mokry materiał od ciała.

- Trzeba szybko to przeprać. Ja wiem co mówię. Plamy po piwie są strasznie upierdliwe – powiedziała dziewczyna ciągnąc mnie za sobą. W pewnym momencie zatrzymała się raptownie, przez co wylądowałem twarzą w jej podtapirowanych blond włosach. – Wiesz może gdzie jest łazienka? Jestem tu pierwszy raz i nie obczaiłam jeszcze terenu.

Z tego co wiem, to wszystkie domki miały takie same rozmieszczenie pomieszczeń. Dlatego trafienie do niestety zajętej łazienki było dość proste.

- Cholera – powiedziała dziewczyna, gdy po naciśnięciu klamki drzwi się nie otworzyły.

- Zajęte! – Usłyszeliśmy męski głos, a zaraz kobiecy chichot. Acha.

Oparłem się o ścianę żałując, że jednak nie dotarłem do kuchni i nie wziąłem piwa. Blondynka za to stanęła naprzeciwko mnie i zaczęła przyglądać się plamie. Była niższa ode mnie, przez co miałem dobry wzgląd na jej dekolt w za dużej bluzce. Nie miała stanika. A sutki nie chciały opaść. Ciekawe jakie są w dotyku?

Była brzydsza od Alice. I to bardzo. Ale widocznie chciała odwrócić uwagę od swojej dość pospolitej urody, dekoltem. I wiecie co? Cholernie dobrze jej to szło.

- Oby dziewczyny miały proszek – powiedziała, zaczynając rozpinać mi guziki koszuli, na co zareagowałem jedynie podniesieniem brwi. Cóż, rzadko kiedy dziewczyny zabierają się do rzeczy.

- Ale naprawdę nie rób sobie problemu – odparłem, choć nie chciałem aby sobie poszła. Po pierwsze – nudziłem się. A po drugie, to ostatnio przebywałem non stop z facetami. Aż chciało się poprzebywać choć trochę z samiczkami.

Dziewczyna sapnęła nie przestając mnie rozpinać. Była trochę wstawiona.

- Narozrabiałam, to teraz muszę posprzątać – powiedziała, gdy ostatni guzik został rozpięty.

Nikt nie zwracał na nas uwagi. Widocznie goła klatka to nic nowego.

- Szybciej! – krzyknęła uderzając pięścią o drzwi.

Drzwi nareszcie stanęły otworem a wyszedł z nich nikt inny a durny kolega Hektora i jakaś rozchichotana panienka. Nie pamiętałem jak się nazywał, ale miał durne przezwisko. Chyba Żaba.

- Uuu, widzę, że nie czekaliście – zaśmiał się rubasznie, na co jedynie przewróciłem oczami i wszedłem do środka, a dziewczyna zamknęła za nami drzwi.

- No i gdzie niby one mają ten proszek – westchnęła, rozglądając się wokół.

Usiadłem na klozecie zdejmując powoli koszulę, podczas gdy laska miotała się po łazience jakby ją jakiś diabeł opętał.

- Mam! – krzyknęła dumna z siebie wyciągając z szafki biały kartonik. – Daj wdzianko – wyciągnęła rękę po koszulę i jakimś cudem mogłem zobaczyć przez rękaw kawałek jej piersi. O łał.

Dziewczyna rozłożyła koszulę tak, że miejsce z plamą znajdowało się pod kranem, skąd leciała woda.

Już miałem zagadać, gdy drzwi stanęły otworem.

Nie ich się spodziewałem.

- Doszły mnie słuchy, że mój braciszek dobrze sobie poczyna. I jak widzę, plotki te były prawdą – powiedział Hektor stając w progu.

Przy jego prawicy swe miejsce znalazł nikt inny a Oskar trzymający w dłoni piwo i patrząc na mnie ciężkim wzrokiem. Czułem się obnażony, choć nic złego nie zrobiłem!

- Już ci donieśli? – prychnąłem starając się nie patrzeć na Oskara. I nie było to trudne, gdyż dziewczyna tak szorowała materiał, że chcąc nie chcąc jej biust majtał się w tę i we w tę. Wyglądało to nawet fajnie.

- Poczta pantoflowa nigdy nie śpi – odparł Hektor podchodząc bliżej i zaglądając przez ramię dziewczyny. – A cóż tu się stało?

- Nastąpiło małe zderzenie – opowiedziała blondynka nie przestając dzielnie pracować. Nie mogłem oderwać od niej wzroku.

- Marnotrawstwo napoju bogów – rzekł mój brat patrząc się na mnie na moment, potem znów na dziewczynę i uśmiechnął się szeroko. – No, no.

Cholera, zostałem przyłapany.

Spojrzałem speszony na Oskara, który dalej opierał się o framugę z nieprzestępnym wyrazem twarzy. Czułem dreszcze, choć było cholernie ciepło, a ja miałem na sobie tylko spodnie.

- Chyba już – powiedziała dziewczyna, płucząc na koniec koszulę, a zaraz wyciskając.

- Nic nie widać – powiedziałem, gdy rozłożyła ją sprawdzając czy wszystko się sprało. Jak dla mnie, to zrobiła bez powodu zamieszanie. No, miło z jej strony, że się tym zajęła. W końcu sama mnie wybrudziła. Ale żeby zaraz bawić się w pranie?

- Sorry jeszcze raz – powiedziała podając mi koszulę i wychodząc.

Trzymałem w dłoniach mokry materiał nie wiedząc co zrobić czy powiedzieć. Naprawdę nic między nami nie zaszło. Oskar nie musi patrzeć się na mnie z takim wyrzutem.

Założyłem koszulę czując nieprzyjemną mokrość, która – mam nadzieję – zaraz wyparuje.

- To ja może zobaczę co u solenizantki – powiedział Hektor. – Nie pozabijajcie mi się tu tylko! – dodał wychodząc.

Wstałem z sedesu chcąc również wyjść, jednakże sylwetka Oskara mi to uniemożliwiła.

- Dasz mi przejść? – spytałem podnosząc buńczucznie głowę. Niech mi tylko podskoczy. Nic nie zrobiłem!

- Chodź – powiedział dając mi znak, abym szedł za nim. Czy dzisiaj jeszcze ktoś kurde będzie mi chciał robić za przewodnika? Kogo nie spotkam, to karze mi za sobą iść!

Wyszliśmy na zewnątrz. Oskar nie przestawał pić piwa, a ja nie odezwałem się słowem.

W pewnym momencie, gdy byliśmy daleko od śmiechów i rozmów, pchnął mnie na najbliższy stojący samochód (o dziwo nie włączył się alarm, bo uderzenie było silne) i przyległ całując.

Co go, do cholery, opętało?! 

8 komentarzy:

  1. Połknęłabym to opowiadanie już wczoraj w całości ale umówiłam się na wieczór i musiałam niestety wyjść xd Przyznam się, że nie czytałam go na poprzednim blogu, ale w sumie się cieszę. Mogę na spokojnie sobie czytać bez tego małego świdrującego głosiku z tyłu głowy "A to było inaczej" xd Moim ulubionym bohaterem został oczywiście nie kto inny jak Oskar. Kocham drania, kupuję go w całości. Jest taki zdecydowany, wie czego chce i ma cechę, którą kocham najbardziej, jest władczy. To co jego ma już jego zostać ;p Rozpływałam się nad wszystkimi scenami między Oskarem a Louim. Pozostałych bohaterów też lubię, jednak ta dwójka to moi ulubieńcy.
    Matko, jak ja się strasznie stęskniłam za twoim stylem pisania. Jest taki lekki, świeży i przyjemne. Moje serce na nowo podbite! <3 :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Mój brat mnie nienawidzi... Jak czytam Twoje opowiadanie i na scenę wchodzi Oskar to nie umiem wyobrazić go sobie inaczej jak mojego brata Oskara. Kiedyś zarobie mocnego guza. Szczególne narażam się w momentach gdy cytuję mu dość pikantne momenty.

    Sama sobie jestem winna :) Ale zawsze jeszcze mogę zwalić na Ciebie XD

    By Mariah

    OdpowiedzUsuń
  3. Co go opętało? Lui, on ci właśnie pokaże, że jest lepszy niż te wszystkie panienki razem wzięte. :D Oskar do dzieła, chłopie. Jesteś samcem i pokaż Luisowi co to znaczy. Kocham ich obu. Ha, i Luis dowiedział się, że Oskar już go sobie wcześniej upatrzył. :DD

    Nie wiem co jeszcze dodać, poza tym, że za każdym razem jak widze rozdział to buźka mi się cieszy. :D

    Weny.

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj,
    bardzo dobry rozdział, okazało się że Oskar już znacznie wcześniej zwrócił uwagę na Luisa, no, no poczta pantoflowa bardzo szybko działa, a wcześniej nie było ani słychu, ani widu Hectora i Oskara. Mmm... Oskar taki władczy, co jego to jego ma pozostać...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  5. Twój blog został nominowany przeze mnie do nagrody "Versatile Blogger Award ".

    OdpowiedzUsuń
  6. Ught. I kolejny blog na którym mam zaległości w komentowaniu >.< Rozdział przeczytałam daaawno temu. Tego samego dnia, kiedy się ukazał. Oscar jest świetny, niech wie, że Luisa nie można zostawiać samego! Haha. Lui to ma pecha xP
    Przepraszam ale nie mam siły na dłuższą wypowiedź, wiedz, że ten rozdział jak i opowiadanie baaardzo mi się podobało ^^
    Nominowałam Cię do The Versatile Blogger http://gdy-nadejdzie-on.blogspot.com/2013/03/nominacja-do-versatile-blogger.html

    OdpowiedzUsuń
  7. ^^ dodaje się do komentarza Luany ^^ Tak kochany Lu, pokaże ci, że tylko z nim będziesz miał dobrze. ;)
    WENY ^^

    OdpowiedzUsuń
  8. Hejeczka,
    wspaniale, Oscar to już wcześniej interesował się Luisem ha czyżby był zazdrosny...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń