I super, że ów mężczyzna sobie smacznie chrapał podczas gdy ja nie potrafiłem przespać nocy. Powodem był cholerny upał i wczorajsze zachowanie Oskara. Niepojęte, że leżąc sobie tak blisko nie dobrał się do mnie. Ba, palcem mnie nie dotknął!
Wczoraj (a może już dzisiaj?) gdy wróciliśmy, Oskar wysłał mnie do łazienki, a sam w tym czasie posprzątał w pokoju.
Dość długo zbawiłem pod prysznicem w nadziei, że ten pacan do kwadratu przyjdzie i zrobi kolejne sprośne rzeczy. Tak się niestety nie stało.
Gdy wróciłem do pokoju, Oskar pisał coś na laptopie. I widząc, iż byłem już cały pachnący i gotowy do kolejnych igraszek powiedział, że teraz sam się umyje, a ja mogę – jeżeli oczywiście chcę – poszperać na necie.
Nie chciałem.
Spojrzałem zatem na swoje odbicie w małym lustrze wiszącym na drzwiach szafy. Zbliżyłem twarz do płaskiej powierzchni szukając syfów, opryszczki, czy innego dziadostwa, które mogło sprawić, że Oskar nie chciał mnie nawet pocałować.
Niczego niepokojącego nie znalazłem. Krosty jak były wcześniej, tak teraz nie zmieniły miejsca. Nie były rażące na tyle, abym odstraszał. Także nie w tym sęk.
Spojrzałem więc na całokształt. Nigdy nie byłem przypakowany, ani w drugą stronę - niezdrowo chudy. Zawsze sterczał mi ten brzuch, ale też nie jakoś szczególnie mocno. Ogółem moja sylwetka była w sam raz. Może nie byłem jakimś adonisem, ale chyba jakiś urok w sobie miałem.
Tak twierdzi Cassandra. A jeżeli ta mała coś takiego mówi, to musi tak być.
Skoro to nie mój wygląd (mam nadzieję!) odstrasza, to może zapach? Ale to też nie to. W końcu przed chwilą się myłem. I to nawet dłużej niż trzeba było.
W takim razie co do cholery wpadło do łba temu tępakowi, że nie chciał tknąć mnie palcem? Dobra, spokój Loui. Może nie jest tak źle jak tobie się wydaje? Może zaraz przyjdzie, rzuci się na ciebie jak napastnik na zwierzynę i zrobi znowu coś powalająco perwersyjnego?
No cóż, nie rzucił. Co więcej, położył się do mnie plecami po tym, gdy odpowiedziałem mu, że jest za gorąco, bym łaskawie położył głowę na jego klatce (jeszcze czego!). Tak bezczelnie pokazał mi plecy, że ze złości nie mogłem zmrużyć oka.
I tak właśnie leżałem (jak ten idiota) w łóżku z facetem, który zamiast się ze mną pobawić, woli ślinić się do poduszki. Słodko.
Odwróciłem się na plecy i potarłem oczy. Strasznie chciało mi się spać, ale z tej całej złości i duchoty nie dane mi było zmrużyć oka. Coś było nie tak. I koniecznie musiałem się dowiedzieć co w trawie piszczy.
Ześlizgnąłem się zgrabnie z materaca i podszedłem do krzesła, gdzie wisiały moje spodnie. Wyjąłem telefon z tylnej kieszeni i najciszej jak potrafiłem poszedłem do łazienki by się w niej zamknąć.
Pytanie za sto punktów! Kto – oprócz rodziny – zna człowieka najlepiej? No już! Nie, nie sąsiad! I nie, listonosz również nie. Odpowiedź brzmi – przyjaciel. A kto jest przyjacielem Oskara? Ano mój durny brat. Więc co teraz powinien zrobić? Zadzwonić do tego głąba i popytać o zachowanie jego psiapsióły. No jak on nie będzie wiedział, to już nie wiem kto.
Za pierwszym razem Hektor nie odebrał. Dopiero przy kolejnym połączeniu łaskawie nacisnął zieloną słuchawkę.
- Gabryś? – Miał cholernie zaspany głos. Ale jakoś mnie nie bolało, że obudziłem go w środku chrapania.
- Nie tym razem – odparłem siląc się na spokój.
- Nie Gabryś? – zdziwił się. – No to cześć.
I się rozłączył. Tak po prostu.
No ja nie mogę! To od faceta, który mieszka na drugim końcu świata odbiera telefony, a ode mnie - własnego brata z krwi i kości - ma czelność rzucić słuchawką?!
Niech tylko dorwę go w swoje ręce, to nie ręczę za siebie!
Po ochłodzeniu twarzy i umyciu rąk postanowiłem wrócić do łóżka z nadzieją (a wiadomo czyją jest matką), że Morfeusz - nie bacząc na porę dnia - wreszcie do mnie zawita, gdy nagle usłyszałem głosy. Damski i męski.
Otworzyłem powoli drzwi łazienki nasłuchując. Rabusie? Tak w środku dnia chcieliby coś ukraść? No fakt, ochrona tu zerowa. Nawet policję rzadko tu można spotkać.
- Masz to? – spytała kobieta.
- Marge, dopiero co tu przyjechaliśmy. Nie dasz mi chwili odsapnąć? – Jest i męski głos.
- Jeżeli twoje odsapnięcie równa się z leżeniem do góry brzuchem na leżaku z piwem w ręku, to nie, nie dam ci chwili. Znajdź mi to jak najszybciej i miejmy to z głowy.
Z szybko bijącym sercem pobiegłem (na samych palcach!) do pokoju i rzuciłem się na łóżko szaleńczo potrząsając śpiącego.
- Oskar, obudź się! Słyszę głosy! – szepnąłem panicznie, nie przestając majtać mężczyzną.
Oskar otworzył powoli oczy krzywiąc się i spojrzał na mnie uważnie.
- Okej. Chyba mam na to jakieś lekarstwa – powiedział ziewając i znów zamknął oczy.
- Nie takie głosy, debilu! Ktoś jest na dole! – syknąłem uderzając go na koniec lekko w brzuch. A niech ma za branie mnie za szaleńca! Już ja mu dam… gałgan jeden.
Oskar tym razem zastygł na moment, aby zaraz zerwać się szybko z łóżka i nakładając to, co było na wyciągnięcie ręki.
- Kurna no! – warknął, gdy zapinał pasek do jeansów. – Gdzie o takiej porze przyjeżdżać?
- Ale kto przyjechał? – spytałem zaniepokojony jego zachowaniem. Ostatnio go w ogóle nie poznaję.
- Moi starzy. Ubieraj się, czas poznać teściów.
O cholera.
* * *
Nie sądziłem, że tak szybko uda mi się dojść do ładu i składu, ale gdy schodziłem (sam. Oskar mnie zostawił), to myślałem, że zaraz spadnę ze schodów. To za szybko! Nie chcę jeszcze ich poznawać! Dopiero co odkryłem, że coś fajnego czuję do ich syna, a teraz mam poznać mamusię i tatusia? Ratunku!
Serce miałem w gardle. Dosłownie. Nie sądziłem, że tak będę to przeżywał.
- Dzień dobry – przywitałem się od razu, gdy wszedłem do kuchni.
Trzy pary oczu odwróciły się w moim kierunku. Stałem jak ten idiota nie wiedząc co zrobić, czy powiedzieć. W końcu czy Oskar przedstawi mnie jako swojego chłopaka, czy kolegę? Jeżeli kolegę, to kamień spadł mi z serca. Gorzej, jak wpadnie mu do głowy szalony pomysł, aby oznajmić rodzicom, że przed nimi stoi jego luby.
Padnę zaraz na zawał.
Matka Oskara stała przy nim. W ręku trzymała filiżankę kawy i nie spuszczała ze mnie swojego sokolego wzroku. Wyglądała jak jedna z tych, co lubują się w śmieciowym jedzeniu. I, na szczęście, jej syn nie był w ogóle do niej podobny. Nie miał ani podwójnego podbródka, ani wielkiego nosa, a tym bardziej tak wielkiego bebecha.
Oskar nie był również podobny do ojca, który siedział przy stole ubrany w za dużą koszulę w kwiaty i spodnie w kratę. Był o wiele chudszy od małżonki. Jedynie co ich łączyło, to wielkie brzuchy.
- Dzień dobry – odpowiedział najpierw ojciec uśmiechając się, a potem matka taksując mnie od stóp do głów.
Czyżby Oskar (ty kompletny idioto!) zdążył już powiedzieć z kim spędził noc nawet mnie nie uprzedzając?! A żeby sczezł!
- Mamo, tato, to jest Louis, młodszy brat Hektora.
Och, czyli jednak się myliłem! Ma on trochę oleju w głowie.
- Ach tak? – uśmiechnęła się kobieta patrząc (no nareszcie!) na mnie cieplejszym wzrokiem.
Jak to jest, że Hektor będąc takim idiotą potrafi sobie zjednać ludzi? A ja, choć jestem od niego inteligentniejszy mam z tym notorycznie problemy?
Podszedłem powoli do stolika uśmiechając się. Nie powiem, ulżyło.
- I oprócz tego to też mój chłopak – dodał Oskar.
Zatrzymałem się w połowie ruchu patrząc oniemiały przed siebie. Czy ja dobrze usłyszałem?!
Matka (było to do przewidzenia) przestała się uśmiechać, za to ojciec zaśmiał się perliście patrząc na mnie świecącymi oczami. Chociaż on się dobrze bawił.
- Cóż za zmiana! Zawsze przedstawiałeś nam panienki, a tu teraz taki nabytek – powiedział mężczyzna.
Marzyłem tylko o tym, aby jak najszybciej stąd uciec.
- Niezbyt pochopnie? Toż to dziecko – powiedziała Marge.
- Jakie dziecko! Toż widać, że to młody mężczyzna!
- Jaki mężczyzna? Nawet zarostu nie ma – prychnęła kobieta.
Sparaliżowało mnie na amen. Nie ruszę się. No kurde, nie ma mowy, abym cokolwiek powiedział czy zrobił!
- Nie sądzisz, że jestem na tyle dorosły, że sam mogę osądzić kto jest dla mnie właściwy? – Oskar stanął w mojej obronie. Chyba. Ja na jego miejscu zadźgałbym kilofem matronę i głęboko zakopał przy płocie. – Louis ma wszystko, czegooczekuję od partnera i nie powinnaś krytykować mojej decyzji.
Kobieta skrzywiła się i wypiła łyk kawy.
- A mogę chociaż wiedzieć ile twój partner ma lat? Wygląda na takiego, co niedawno odsunął się od cyca matki.
Co za szczyt chamstwa!
Szkoda tylko, że język przykleił mi się do podniebienia a usta skleiły. Nie mogłem jej się odgryźć. A ile jadu już się zebrało!
- Osiemnaście – odpowiedział Oskar widząc, że ja nie byłem w stanie.
- Serio? Nie powinien być bardziej podobny do Hektora? On to chociaż wygląda jak mężczyzna!
- Broń Boże! – Nareszcie coś powiedziałem! Hurra! – Nie jesteśmy z bratem do siebie, na szczęście, podobni.
- Szkoda – cmoknęła, wypijając kolejną porcję kawy.
- Siadaj Louis – ojciec Oskara wskazał krzesło naprzeciwko siebie. – Zjemy porządne śniadanie. Co o tym myślisz?
- Chętnie, bo umieram z głodu – udało mi się wymusić uśmiech. Co to miało być?! Dlaczego Oskar nie broni mnie niczym lwica młodych, tylko pozwala na tak chamskie zachowanie matki względem mnie?
- Masz może ochotę na jajecznicę? – zaproponował Oskar uśmiechając się. No i jak mam się na niego gniewać?
- Wolałbym coś na zimno – odparłem, ale wystarczyło spojrzenie na kobietę i już wiedziałem, że szybko muszę odkręcić swoje słowa. – Ale jajecznica też może być.
Nie ma to jak jeść coś gorącego, gdy za oknem jest trzydzieści stopni. No cóż, gdyby nie obecność familii Oskara, bym mu powiedział to i owo na temat potrawy, którą chce mi zaserwować. Ale podświadomość mi mówi, abym trzymał japę na kłódkę i się nie wychylał.
- A kawy? Herbaty? Wody? – spytał mężczyzna siedzący obok.
- Kawą bym nie pogardził – odpowiedziałem, gdyż po uprzedniej nocy przyda mi się porządna dawka kofeiny.
- Kawa w tak młodym wieku? – Marge mruknęła pod nosem.
- A od kiedy kawa jest dozwolona od konkretnego wieku? – odparł Oskar patrząc na swoją rodzicielkę srogo. –Ja zacząłem ją pić jak byłem młodszy od Louisa i patrz – jeszcze żyję!
- No ale ty ciężko pracowałeś! – Broniła się kobieta. – Jak chciałeś pogodzić naukę z pracą?
- Pracowałeś? – zdziwiłem się.
Po chwili uświadomiłem sobie jak kretyńskie było to pytanie.
- Czasem niektórzy szybciej chcą się usamodzielnić – rzekła Marge.
Niech ją ktoś stąd zabierze!
Oskar wyjął z lodówki trzy jajka i umył je, by zaraz zbić skorupkę o kant patelni i wylać zawartość na jej środek. Jakoś nie byłem głodny. Nie, gdy byłem w takim towarzystwie.
- To nie była praca – odparł mój luby. – No taka nie do końca. Po prostu pomagałem w remoncie sąsiadowi.
- Do tej pory zawsze mi się głęboko kłania – uśmiechnęła się kobieta kiwając lekko głową i patrząc przed siebie lekko nieobecnym wzrokiem.
- A słyszałeś, że jego córka znalazła sobie wreszcie chłopaka? – spytał ojciec Oskara, a ja nareszcie przestałem być głównym tematem. – I to nie byle jakiego! Chłop jak dąb!
- No co ty gadasz – parsknął Oskar mieszając łopatką w patelni. – Nie sądziłem, że sobie kogoś znajdzie. Ale dobrze dla niej.
- Mhm – ojciec kiwnął głową. – Może pomożesz miz bagażami jak skończysz pichcenie? Wątpię, abym dał radę znów unieść te walizki. Twoja matka zapakowała tam chyba kamienie!
- Pewnie – odparł Oskar, a zaraz postawił przede mną talerz z jajecznicą. – Smacznego – pogłaskał mnie po włosach uśmiechając się lekko.
- Dzięki – odpowiedziałem łasząc się jeszcze do jego dotyku. No co, wyposzczony jestem.
Ojciec mojego lubego wstał i skierował się ku wyjściu, a jego syn po podaniu mi sztućców i pieczywa, poszedł za nim. Zostałem sam z królową lodu.
Jedzenie śniadania nigdy jeszcze nie trwało tak długo. Jeden kęs przeżuwałem cholernie dokładnie i wolno tylko po to, aby nie musieć dyskutować z tą kobietą. Niestety, ona miała inne plany.
- Louis, może coś o sobie opowiesz?
Nie znosiłem takich pytań. Piekielnie trudno jest mi się opisać, bo albo wyjdę na kompletnego bubka, który chwali się najmniejszym szczegółem, albo na nudziarza.
Przełknąłem to, co miałem w ustach, i odpowiedziałem:
- Jestem obecnie w ostatniej klasie ogólniaka i mam za sobą parę nagród w konkursach, a także co roku dostaję stypendium naukowe, więc nie musi się pani bać - do idiotów nie należę. Mam starszego brata, ale to też pani wie. Nie uprawiam żadnych sportów, nie nadużywam alkoholu ani nie lubuję się w używkach. Swoją przyszłość widzę w ratowaniu życia zwierzętom, chcę być weterynarzem.
No,
trochę przesadziłem. To nieprawda, że marzy mi się bycie weterynarzem, ale coś
powiedzieć musiałem. Nie miałem jeszcze planów na przyszłość. Uczelnie w
dalszym ciągu się o mnie nie biły. -
Ja przepraszam na chwilę – wstałem i nawet nie czekając na reakcję matki mego
lubego, pognałem na górę, jakby mnie goniło stado rozszalałych loch. Nie
zwróciłem uwagi na słowa matrony („Jakie
to niegrzeczne odchodzić od stołu w środku posiłku”), ani to, że pewnie
musiałem nieźle trzasnąć drzwiami zamykając się w sypialni Oskara.
Dopadłem telefon i pognałem do okna. Mam nadzieję, że teraz odbierze automatycznie i nie rozłączy się w środku rozmowy. Tylko, że z tym kretynem nigdy nic nie wiadomo.
- No co ty tak do mnie dzwonisz dzisiaj non stop? Przyznaj się, że stęskniłeś się za swoim starszym braciszkiem i usychasz bez niego – powiedział Hektor od razu, gdy odebrał.
- A żebyś wiedział – odparłem wciągając głęboko powietrze, gdyż pogoda się zmieniała.
Słońce schowało się za ciemnymi chmurami, które zapowiadały tylko jedno – nareszcie deszcz! – Jesteś w domu? Przyjedź po mnie jak najszybciej! – jęknąłem w słuchawkę. Naprawdę chciałem się stąd wyrwać.
Na moment zapanowała cisza. Słychać można było jedynie uderzanie kropel o okna.
- Tobie na serio tak ci mnie brakuje, czy mnie wkręcasz? – spytał. – Bo wiesz, jeżeli to drugie, to jest to bardzo nieładne z twojej strony i…
- Przyjechali rodzice Oskara, matka jest straszną jędzą, a Oskar(ten świniak cholerny!), zostawił mnie z nią sam na sam – wyjaśniłem całą sytuację.
- A widzisz! A już myślałem, że mi cię kosmici podmienili! Patrz jak to jest, gdy czegoś ode mnie chcesz, to potrafisz być nad wyraz milutki. Jak trwoga to do Boga.
- Oj przestań chrzanić, tylko zabierz mnie stąd.
- A sam nie możesz wrócić? Nogi obcięło?
- I jak to wytłumaczę? Przepraszam, ale pani jest potworną kwoką wtryniającą się w nie swoje sprawy i Asta la Vista?
- Nie przesadzasz? Marge jest przesympatyczną babką z naprawdę fajnym poczuciem humoru. Poznasz ją bliżej, to sam zobaczysz. Kobieta anioł.
Ta, chyba upadły.
- Ja nie chcę jej lepiej poznawać – westchnąłem. – To co, mogę na ciebie liczyć, bracie umiłowany?
Hektor parsknął i powiedział, że za niecałe dziesięć minut będzie. Pozostawało jeszcze pytanie, czy mam przez ten czas siedzieć tu zamknięty, czy zejść na dół i pozwolić zagryźć się tej harpii? Nie jestem mięczakiem! I nie pozwolę jakiejś babie się zastraszyć! Także zszedłem, gdy usłyszałem, że mężczyźni skończyli nosić walizki.
Mojego talerza nie było już na stole, a leżał na suszarce mokry. Więc nici ze śniadania?
Usiadłem na krześle i czekałem. Oskar w tym czasie opowiedział rodzicom z grubsza wszystko to, co się tu działo z pominięciem faktu, iż owy domek był swego czasu gniazdkiem dla pewnej homoseksualnej pary. W sumie pewnie i tak nie mieliby nic przeciwko, jakby się dowiedzieli, że to mój brat i jego luby robili tu rzeczy, o jakich ludzie w ich wieku powinni lepiej nie wiedzieć. Bo w końcu to Hektor!
Zerknąłem a zegarek. Spóźnia się gad jeden. Może to przez pogodę? Leje jak z cebra.
Niespodziewanie rodzinną rozmowę przerwał dzwonek, na którego dźwięk aż zbladłem. Nie mówicie mi, ze ta łajza do niego zadzwoniła…
- No hej – odebrał Oskar. – No tak wyszło, dla mnie to też jest niespodzianką. Acha. Acha, no co ty powiesz – spojrzał się na mnie. Na moment przestałem oddychać. Z Hektora to jednak zdradliwa hiena. – Ale nic się nie stało? Po prostu chcesz, aby… Rozumiem. Już ci go daję do telefonu.
Oskar podszedł do mnie z napiętą miną i podał telefon. Wyglądał, jakby ledwo się powstrzymywał od naskoczenia na mnie.
Aby mieć to jak najszybciej z głowy, wziąłem od niego telefon.
- Tak? – Mój głos nie drżał?! Chwała Panu!
- No nie chce mi się po ciebie jechać. Widziałeś jak pada? No to pomyślałem, że może lepiej, aby Oskar mi cię przywiózł skoro przeżywasz tak takie agonie.
- Ty lepiej przestań myśleć – odpowiedziałem przez zęby nie wierząc, iż jeszcze nikt nie ukatrupił mego brata. Czyżby każdy myślał, że to ja będę czynić honory?
Rozłączyłem się. Hektor to normalnie kretyn nad kretynami. Nie wiem jakim cudem mamy tych samych rodziców.
- Stało się coś? – spytał ojciec Oskara.
- Hektor dzwonił i prosił, abym jak najszybciej odwiózł Louisa do domu – wyjaśnił obiekt moich westchnień. Był zły. Cholera, wiedziałem, aby lepiej trzymać dziób na kłódkę i nic nie robić. – Jesteś spakowany? – zwrócił się do mnie.
- Mhm – przytaknąłem wstając powoli. – Było miło państwa poznać. - Aż nie mogę uwierzyć, że jeszcze byłem w stanie się uśmiechnąć.
- Nam również – odpowiedział mężczyzna, a jego małżonka wykrzywiła jedynie w pogardzie usta.
Ona o wszystkim wiedziała! Jakim cudem, ty stara wiedźmo?!
Gdy wyszliśmy z domu od razu pobiegłem do auta. Padało jak diabli!
Przez moment zastanawiałem się, czy nie usiąść z tyłu, ale mina Oskara jasno dawała mi do zrozumienia, żebym nawet o tym nie myślał, tylko pakował tyłek na fotel pilota.
Super.
Jak Boga kocham - zamorduję mojego brata jak tylko go zobaczę!
Chce więceeej *o*
OdpowiedzUsuńHaha. Końcówka ciekawa. Ale w takim momencie? No jak mogłaś zakończyć? T.T Uwielbiam to opowiadanie.. No cóż, będę musiała czekać ;c
OdpowiedzUsuńRodzice Oskara są.. specyficzni. Matkę ma.. dziwną, mam wrażenie, że gdyby chłopakiem Oskara był Hektor to nie miałaby nic przeciwko.. No cóż
Z niecierpliwością czekam na następny rozdział ♥
Pozdrawiam i życzę dużo weny! <3
Przeczytałam, że poszukujesz bety. Mogłabym pomóc, jeśli nadal jej nie masz. Jeżeli jesteś zainteresowana, to podaję numer gg: 8983897. ;)
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńrozdział bardzo dobry, zastanawia mnie dlaczego Oskar nic nie zrobił, Lusis nastawił się na jakieś perwersyjne rzeczy a ten noc. A co do jego rodziców, to są dość specyficzni. Jak można było w takim momencie przerwać...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie i gorąco Basia
no nieźle :/ Oskarrrrrrrr co tak wcześnie wyjawiłeś swój "związek" Hktor ty wredoto kocham cię no! :) Gdzie Gabryś? Musi cię chłopak wymęczyć w końcu, no! ;PP
OdpowiedzUsuńWidzę nowy wystrój mnie powitał. Bardzo znajomo wyglądająca twarz :) O Jezusie... jaka okropna typka... No zjadłabym taką małpę. Ona pewnie by wolała , żeby Hektor był na miejsc Lu. A Oski też dobry najpierw zostawił na pożarcie szczupłej-inaczej mamusi, a potem fochy wali.
OdpowiedzUsuńMariah
Tia, mamuśka z piekła rodem. Wystrój chciałam jak najszybciej zmienić, bo poprzedni był po prostu za mdły a nagłówek za duży. Przeleciałam google w prawo i lewo szukając szabloniarni, która mogłaby mi pomóc. Nie podoba mi się system, który w większości ich panuje, że szbloniarki wybierają sobie który pomysł będą chciały wykonać. Nie dla mnie to. Także gdy znalazłam stronę, gdzie dziewczyna oferuje swoje dzieła bez wklejania odnośnika to szabloniarni czy spełnienia wszystkich punktów w regulaminie, to brałam co było. A, że Ben Barnes swego czasu bardzo mi się podobał, to wiedziałam, że ten szablon jest strzałem w dziesiątkę : )
UsuńGENIALNE *.* ja chcę więcej! :D
OdpowiedzUsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, czyżby przyjazd rodzicow tak działał na Oscara... matka z piekła rodem... no i mamy wkurzonego Oscara...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia