Czy
też tak macie, że gdy najecie się wieczorem tak, że pasek w spodniach trzeba
poluźnić, śnią się koszmary? Albo sny, których za cholerę nie potraficie
zrozumieć? Albo to i to?
-
Uch – skrzywiłem się na myśl o tym, co zjadłem wczoraj. Gabryś może i gotuje
dobrze, ale nie wiem co dodaje do potraw, że potem ląduję w toalecie. Albo to
Hektor kupił trefne produkty. Kto tam wie.
Na
dodatek ten wkurzający już żar. Słońce, przestań wreszcie tak cholernie mocno
promieniować! Co z tego, że jest połowa lipca! Zamienię się w skwarkę niedługo.
Sturlałem
się z łóżka i nie kwapiąc się nawet aby nałożyć koszulkę, wyszedłem z pokoju w
samych gatkach. I tak nikogo ma nie być w domku. Rodzice są w pracy a Hektor
czai się zapewne przy swojej drugiej połówce.
A
wracając do koszmaru, to śniło mi się, że jestem uwięziony w domu i czyha na
mnie stado krwiożerczych małp czy innych diabelstw. I w sumie małpki bym
zdzierżył. W końcu są niby naszymi przodkami. Zawsze można się jakoś dogadać.
Ale
nie lubujące się w ludzkim mięsie małpiszony mnie przerażały, ale to, że miałem
na swoim karku jeszcze brata. Tak! On również mi się śnił! I powiedzcie mi,
dlaczego nie potrafiłem posłać go im na pożarcie, tylko twardo trzymałem przy
sobie? Toż świat byłby piękniejszy, gdyby… dobra, zagalopowałem się. Wcale nie
chcę śmierci Hektora. W końcu to mój brat. Nieważne, jakim jest wrzodem na
tyłku, ale ciągle brat.
Ale
gdyby tak Oskar mi się przyśnił zamiast niego, to wydaje mi się, że niemiałbym
takiego dylematu. Przepadnij czorcie piekielny!
Świniak
nie odezwał się. W sumie spodziewałem się tego. Gnida zawsze pozostanie gnidą.
-
O matko – skrzywiłem się po raz kolejny czując jak ręce mi się kleją. Ludzie,
co ta pogoda robi z organizmem. – No niemożliwe! – krzyknąłem, gdy z kranu nie
wyleciała woda.
Odkręciłem
drugi kurek i po upiornym gulgotaniu z kranu nie wydobyła się ani kropla wody.
To jak niby mam się umyć? W jeziorze? Jak jakiś pies? Zapewne tamta woda też
nie jest czyta, to na jedno wyjdzie.
Wyszedłem
z łazienki i skierowałem się z powrotem do pokoju w poszukiwaniu komórki. Czas
dowiedzieć się co tu u licha się działo. A nikt inny, a ta najlepiej
poinformowana osoba mi na tą zagwostkę odpowie.
-
Mamo, nie uwierzysz jakie cyrki się dzieją!
A
tak. Nie ma nikogo bardziej poinformowanego niż kobieta. One wiedzą wszystko.
Po
krótkiej rozmowie z rodzicielką dowiedziałem się, że coś w nocy się sfajtaczyło
i cały dzień wody nie będzie. Super. No rewelacja. Jakbym nie miał w swoim
życiu wystarczających wrażeń.
Zszedłem
na dół z zamiarem poszukania czegoś do jedzenia w lodówce, ale ktoś mnie
uprzedził. Znaczy, jedzenie zamiast w lodówce, stało na blacie w kuchni.
Och,
kochana mama. Aż uśmiechnąłem się na samą myśl o kobiecie. Przygotowała dla
swojego młodszego, ukochanego synka strawę. Wzorowa mamusia.
Od
razu rzuciłem się na tosty, które notabene są moimi ulubionymi formami kanapek.
Nieważne czy upał czy ziąb, zawsze mam na nie ochotę.
Mruknąłem
zadowolony biorąc pierwszy kęs.
-
Nie wiedziałem czy lubisz z szynką czy bez, to zrobiłem takie i takie.
O
mały włos, a bym się nie udławił!
Odwróciłem
się w stronę głosu przestając na moment gryźć.
-
Co ty tu robisz?! – spytałem patrząc na mężczyznę leżącego na kanapie, którą
ostatnio tak polubiłem.
Oskar
oparł się łokciami o oparcie i uśmiechnął się.
A
żeby ci tak wszystkie zęby wypadły, małpo jedna.
-
Wyobraź sobie, że dostałem wczoraj niezłą zachętę, abym wrócił wcześniej i
zajął się tym co moje – odpowiedział nie przestając świdrować mnie wzrokiem.
Aha,
to co jego? Dobre sobie.
-
No co ty powiesz – odparłem z kamienną twarzą kończąc tost.
Niewiele
myśląc, chwyciłem talerz na którym leżały jeszcze cztery trójkąty i jak
najszybciej pognałem na górę, chcąc uciec z tej żenującej dla mnie sytuacji.
Serce
biło mi jak oszalałe. Przyjechał! Przejął się moimi słowami i przyjechał!
-
A ty gdzie?! – usłyszałem, ale nawet się nie zatrzymałem.
Zatrzasnąłem
za sobą drzwi i oparłem się o nie plecami nasłuchując. Odskoczyłem słysząc jak
uderzył pięścią w drewno i krzyknął:
-
No nie wygłupiaj się! Otwórz!
Usiadłem
na podłodze przodem do drzwi nie wiedząc co robić. Z jednej strony stęskniłem
się za jego podłą gębą i wkurzającym poczuciem humoru, ale z drugiej, to
zrobiłem z siebie ostatniego idiotę mówiąc zawstydzające rzeczy przez telefon.
Przegryzłem
dolną wargę nie odzywając się.
-
Louis no!
-
Zostawiłeś mnie! – powiedziałem po chwili ciszy w napięciu czekając na jego odpowiedź.
Była taka, jaką się spodziewałem.
-
Ależ ty mnie gówniarzu denerwujesz! Musiałem pojechać na chwilę do domu, okej?
Miałem ważne sprawy do załatwienia – tłumaczył. Po jego tonie głosu
wywnioskowałem, że był poirytowany.
A
może być nawet śmiertelnie obrażony! Łaski bez!
-
Jakie sprawy? – spytałem.
-
Toż powiedziałem, że ważne. Zacznij mnie wreszcie słuchać.
-
Zacznij mnie wreszcie słuchać –
przedrzeźniłem go zabierając się do spałaszowania kolejnej kanapki.
-
Louis! – warknął.
-
Louis! – Po raz kolejny dałem popis swoich
talentów. Nie wspominałem, że uwielbiam doprowadzać ludzi do szewskiej pasji?
-
Stęskniłem się.
-
Stęskn… co?! – Kurna, on mnie pośle
na drugą stronę Styksu.
Kaszlnąłem,
gdyż źle połknąłem jedzenie.
-
Loui, otwórz. Jak chcesz ze mną porozmawiać, a po twoim wczorajszym telefonie
śmiem twierdzić, że bardzo ci na tym zależy, to rusz swój leniwy tyłek i otwórz
drzwi.
Otwierać
czy nie otwierać? Naprawdę chciałem go zobaczyć.
Z
bijącym tak szybko sercem, że sprawiało to ból, przekręciłem kluczyk w zamku
nie mogąc przełknąć jedzenia, które miałam w ustach.
Usiadłem
z powrotem na ziemi wpatrując się w napięciu w drzwi.
Klamka
powoli się przekręciła, a moim oczom ukazał się mężczyzna, który ostatnimi
czasami przewrócił moje życie do góry nogami.
Parsknął
widząc gdzie siedziałem i kucnął tuż przy moich kolanach. Nic nie powiedział.
Jego
wzrok z kontemplacji mojego nieładu na głowie (a raczej tego, że jedna połowa
włosów była gładko przylizana do skóry, a druga sterczała w różne strony),
przeszedł na twarz zatrzymując się dłużej na oczach, które również lustrowały
jego skromną osobę.
Z
obserwacji mych szlachetnych rysów zszedł niżej, na nagą klatkę piersiową
rozwiniętą jak u dwulatka. Czyli żadnych mięśni, dwa włoski na krzyż i
wklęśnięty brzuch.
Dopiero,
gdy jego wzrok zawędrował jeszcze niżej, poczułem poruszenie między nogami.
Miałem
na sobie jedynie zielone bokserki, które słabo zasłaniały armatkę. Musiałem
posłużyć się talerzem.
Moje
skrępowanie musiał zauważyć Oskar, gdyż opadł tak jak ja na tyłek i położył
swoje ciepłe dłonie na mych udach.
Na
moment przestałem oddychać czując jak iskry przechodzą przez całe me ciało
promieniując intensywnie na rejony, które chciałem usilnie schować.
Nadaremnie.
Oskar
wyrwał (naprawdę tak zrobił!) mi z rąk talerz całując. Zaskoczony chciałem się
odsunąć, ale jego silny uścisk mi to uniemożliwił.
Jego
język bez żadnych przeszkód wdarł się do środka robiąc mi niezłe poruszenie w
ustach.
Z
tego wszystkiego położyłem się na plecach, niczym schwytana sarna poddając się wszystkiemu,
co napastnik robił. Co tu gadać, słaby ze mnie wojownik.
Objąłem
mężczyznę w pasie z zadowoleniem czując nie pot, a perfumy. Z tego wszystkiego podniosłem
niekontrolowanie biodra ocierając się o brzuch Oskara, na co ten zaśmiał się
chrapliwie, przestając maltretować me usta, a gryźć mą szyję.
Nie
trwało to jednak długo.
-
Ale jesteś słony! – skrzywił się.
-
No sorry, nie mamy wody – odburknąłem na maska zażenowany. I teraz co? Będzie się
mnie brzydził, bo jestem cały spocony i nie miałem jak się umyć?
-
Później temu zaradzimy – odparł, a jego ręce mogłem poczuć wszędzie.
Dosłownie
wszędzie.
To,
co było później, niech pozostanie w mojej i Oskara pamięci.
*
* *
-
Dalej mi nie wytłumaczyłeś czemu tak z dnia na dzień pojechałeś.
Nie
dawałem mu spokoju. Strasznie nurtowała mnie ta kwestia, a ponadto ten czub
trzymał to przede mną w tajemnicy.
-
Bo nie ma co tu tłumaczyć – odparł Oskar, stając z założonymi rękoma na piasku.
Woda co chwilę obmywała jego stopy.
Był
w samych bokserkach, perwers jeden. Zero wstydu. A jak moi rodzice postanowią
wcześniej wrócić z pracy? Zastaną półnagiego mężczyznę i tak samo odzianego
synka, który wcześniej się zarzekał, że związki homoseksualne nie są dla niego,
a przed paroma chwilami skończył na ręku tego oto gagatka. Świat się wali.
-
Mój ojciec postanowił zabrać się za porządki w składziku. – ciągnął Oskar. – A,
że nie było tak sprzątane od parunastu dobrych lat, to by sobie z mamą nie
poradzili. Obiecałem im jakiś czas temu, że im pomogę.
Bajeczka
dobra, ale moja chora zazdrość (cholera, nie sądziłem, że takową mam!)
podpowiadała, że nasz kochany Oskarek wciska mi kit.
-
Serio? – Podszedłem do niego. – Nie masz w zanadrzu jeszcze paru chłopaczków,
którym zrobiłeś pranie mózgu tak jak dla mnie, i zostawiłeś ich gdzieś tam w
lesie, aby tęsknili i byli zdatni na twoją łaskę? – Spojrzałem na niego
uważnie. – Nie tworzysz przypadkiem haremu z dopiero co pełnoletnimi
chłopaczkami?
Oskar
spojrzał na mnie z zaskoczony i głośno się zaśmiał.
-
Tak! Nie mam nic innego do roboty a mącić w głowach gówniarzom i uprawiać z
nimi orgie – pokręcił rozbawiony głową.
-
Gówniarzom? Sądziłem, że jestem
jedyny, kogo tak nazywasz – zmarszczyłem czoło udając oburzonego. Ba, nawet
założyłem ręce na piersi! Brakowało, abym tupnął jeszcze nogą.
-
Aż tak wyjątkowy nie jesteś, gówniarzu numer pięć. – Uśmiech nie schodził z
jego twarzy, przez co nie potrafiłem się na niego nie patrzeć. Na dodatek me
ciało same lgnęło do niego, znów pragnąć poczuć jego dotyk.
Prychnąłem
(w końcu to ja jestem ten co się opiera, chociaż i tak w ogóle mi to nie
wychodziło) mijając go i wchodząc głębiej do wody.
Uśmiechnąłem
się widząc z drugiego końca jeziora poruszający się szybko ogon Cody’ego. A
więc tam wsiąkł.
-
I te całe sprzątanie zajęło ci aż tyle czasu? – spytałem niby od niechcenia,
ale i tak można było wyczuć w moim głosie ciekawość.
-
O rany! – sapnął Oskar, podchodząc szybko do mnie i kładąc swoją ciężką rękę na
mych ramionach.
-
No co, pytam się przecież – odparłem niewinnie dając się prowadzić bardziej w
głąb wody.
-
Jesteś gorszy niż baba – stwierdził mężczyzna, szczypiąc mnie w policzek jak to
zawsze robią w filmach upierdliwe ciotki czy babki. W prawdziwym życiu nigdy z
czymś takim się nie spotkałem.
I
nasuwa się pytanie – czy tego po prostu nie ma, czy to ja jestem ten mniej
urodziwy i się mnie nie szczypie.
-
Nie obrażaj mnie! – fuknąłem, pocierając dłonią bolące miejsce.
O
jak dobrze. Słońce może kurewsko mocno naparzać, ale jeżeli jestem w wodzie, to
może mnie cmoknąć w zadek.
Drgnąłem
czując pocałunki Oskara na karku.
-
Znowu?
-
To, co było w domu, było częścią pierwszą. Czas na część drugą – odparł mężczyzna,
nie przestając zasysać mi skóry.
-
Niech ci będzie – rzekłem łaskawie, poddając się mu całkowicie. Znów poczułem,
że się podniecam. Czy choć chwilę przy tym facecie moje lędźwie będą miały
święty spokój?
Westchnąłem,
gdy znów się całowaliśmy. Matko kochana, on jest niemożliwy.
Oderwałem
się od niego słysząc gwizdy i pokrzykiwania.
Obejrzeliśmy
się wystraszony dookoła szukając tego, co nas przyłapał. Jak dojdzie do to
rodziców, to koniec ze mną! Hektorowi się upiekło, bo to umiłowany synalek. Ale
ja to co innego!
-
Co za idiota! – warknął Oskar.
Spojrzałem
tam gdzie on i aż się zapowietrzyłem. A żeby go cholera wzięła!
-
No co, gołąbeczki? Czemu nie gruchacie? – krzyknął nikt inny a mój brat z
piekła rodem (dlaczego małpy go nie złapały?), który stał zadowolony z
założonymi rękoma na biodrach na kładce i patrzył się centralnie na nas.
Zrobiło
mi się od razu gorąco. A co, jeżeli ktoś jeszcze nas widział?
Rozejrzałem
się panicznie po reszcie plaży, ale sąsiedzi nie zwracali na nas uwagi. Chyba.
Cholera.
Oskar
musiał zobaczyć, że stężałem w jego ramionach, bo przyległ do mnie ścisłej tak,
jakby chciał zasłonić ciałem przed resztą świata.
-
Ukatrupię go – syknął, całując mnie w czubek głowy.
-
Nie zapomnij dobrze ukryć ciało – powiedziałem uspokajając się.
Wcisnąłem
głowę pod jego brodę patrząc z rozbawieniem, jak Gabriel rozkłada leżak na
plaży a Hektor od razu przestał się nami interesować.
Miałem
Oskara, to mi wystarczy.
* * *
Wiem, wiem. Rozdział
strasznie krótki. Chyba najkrótszy ze wszystkich z WSCR. Ale kompletnie nie
wiedziałam co dalej pisać, aby znów nie kończyć w jakimś złym momencie. Dlatego
jest jak jest.
Tak naprawdę, to
chciałam tak właśnie skończyć poprzedni rozdział, ale z czystego lenistwa
skończyłam tak jak skończyłam : )
Biorę się powoli za
pisanie drarry. Tam już nic nie publikowałam ponad dwa miesiące i czas
najwyższy, aby coś się pojawiło. Choć to też ciężko będzie, bo to będzie jak
nie przedostatni, to trzeci od końca rozdział. Trochę szkoda, że to już koniec.
Ale i tak największe wyzwanie przede mną, aby nie schrzanić całej tej bitwy…